No dobra, może nie każda mama marzy, aby dostać taki prezent z okazji narodzin dziecka, wszak wszystkie jesteśmy inne i za moment okaże się, że tylko połowa z nas chciałaby dostać tego rodzaju podarunek.
Mam jednak wrażenie, że wiele z nas po jego otrzymaniu byłoby wniebowziętych!
Przyznam się Wam zupełnie szczerze, że ja byłabym bardzo mile zaskoczona po otrzymaniu tego rodzaju upominku, choćby symbolicznego, i od razu poczułabym się lepiej. Dla mnie pierwsze doby po porodzie to taki okres przejściowy, podczas którego muszę się programować jako kobieta na to, aby nie zwariować.
Po narodzinach pierworodnego nie wiedziałam, że poród niesie za sobą tak ogromne zmiany hormonalne i istnieje zagrożenie, że będę nie tylko jednym kłębkiem nerwów, ale będę miała trudności z uporaniem się z burzą skrajnych emocji i hormonów. Radość pomieszana ze łzami, strachem, czasami nawet irytacją spowodowaną tym, że nie jestem jeszcze w pełni sprawna i tu mi leci, tam mi leci, dziecko płacze, ja razem z nim. Każdy przechodzi to inaczej, ja jednak pierwsze zderzenie miałam dość bolesne.
Dopiero po narodzinach mojego drugiego Syna wiedziałam już, że muszę nastawić się na każdą ewentualność i kto wie, co tym razem zafunduje mi matka natura. Od pierwszych minut wzięłam się w garść. Postanowiłam nie dać się chwiejnym nastrojom i naostrzyłam moje pazury niczym lwica. Po burzliwych perypetiach z laktacją przy pierwszym dziecku, którą w rezultacie udało mi się rozhulać dopiero po 3 miesiącach, po narodzinach drugiego syna doszłam do wniosku, że jak chłopaczysko od razu nie zaskoczy ze ssaniem piersi (co zresztą miało miejsce dopiero po 2-3 miesiącach), to dam mu butlę i tyle. Nie będę się przecież biczować, że chłop nie potrafi złapać piersi, a doradczynie laktacyjne rozkładają ręce.
Powiedziałam sobie tak:
– Laska, wyluzuj. Co będzie, to będzie. Nikt nie ma prawa Cię oceniać. Ty jedna wiesz, że robisz dobrze, bo chcesz jak najlepiej.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. To fakt, że druga ciąża i drugie narodziny mają moc dodać nam pewności siebie i zagrzać nas do walki. Bo macierzyństwo to niewątpliwie pewnego rodzaju walka, a nie fiołki, cukiereczki i ciasteczka, jak próbuje to pokazać świat niektórych mediów.
Powiem Wam jednak, że jest jedna rzecz, której nie zmienił u mnie mój drugi poród, i przy każdym narodzinach jest coś, o co muszę walczyć jak lwica! Ale to tak walczyć, aby posmakować krwi tej walki dosłownie i w przenośni.
Gdzieś tam w środku mnie po każdych narodzinach usypiana jest moja kobiecość.
Właściwie to nie tylko sama kobiecość, ale i ta kobieca pewność siebie. Ta seksualność. Ta atrakcyjność w moich własnych oczach, która jest dla mnie istotna. Wraz z połogiem budzę się jako matka – bogini domowego ogniska, ale mam wrażenie, że na jakiś czas zakopywana jest ta cząstka mnie, którą uważam za szalenie dla mnie istotną. Zakopywana jest ta kobieca kobiecość, nie ta matczyna kobiecość. Nie wiem, czy potrafię to ująć w słowa, aby powiedzieć Wam, co mam na myśli.
Dlatego upominek, o którym zaraz napiszę, ma potencjał dodać mi tej kobiecej pewności, że niektórzy nadal widzą mnie jako kobietę, a nie tylko matkę.
Cholernie ucieszyłam się z pewnego maila, którego otrzymałam jakiś czas temu od jednej z Was. Nie mogę go niestety odszukać w historii mojej skrzynki, ale brzmiał on w stylu:
– Szczęśliva, pomóż! Kochana, moja przyjaciółka niebawem rodzi. Co mogę kupić takiego dla niej, z czego się ucieszy jako kobieta, z okazji tego wielkiego dla niej dnia i tego, że wykona kawał dobrej roboty?!
Jak ja się ucieszyłam, że był ktoś, kto myślał tak jak ja!
I to było w samo sedno tego, co chcę napisać! Zupełnie nie wiem, dlaczego niektórzy do świeżo upieczonej mamy przychodzą z pieluchami, ciuszkami, grzechotkami czy czym tam jeszcze, zupełnie zapominając o tym, że bohaterką tego cudownego dnia nie jest dziecko, choć niewątpliwie jest ono tą wisienką na torcie!
Bohaterem dnia jest kobieta, która stanęła na wysokości zadania!
Dlaczego nie sprezentować jej czegoś kobiecego, hmmm? ;-) Dtlatego jeśli macie w planach jakiś upominek z okazji urodzenia dziecka (choć nikt od Was prezentu nie oczekuje, ale skoro już myślicie o nim, to fajnie by było, aby nie był „od czapy” ;-)), to niech ten prezent będzie dedykowany kobiecie, która wykonała świetną robotę! Ciekawa jestem, czy myślimy podobnie.
Niech to będzie jakiś kosmetyk, upominkowy bon na symboliczną kwotę, wizyta u manicurzystki, wieczór w ulubionej restauracji dla dwojga rodziców. Cokolwiek. Myślę sobie głośno, ale jest tyle fajnych opcji, które ta kobieta doceni, i wcale nie kosztują one majątku, że warto pogłówkować!
Pamiętam, kiedy pewna osoba z mojego otoczenia towarzyszyła mi podczas zakupów dla przyszłej mamy. Była „starej daty” i była wręcz oburzona :D, dlaczego wydaję pieniądze na matkę dziecka, skoro urodzić się ma takie maleństwo, które trzeba zasypać prezentami w tak ważnym dniu, bo to ono jest teraz na pierwszym planie, a nie jego mama.
Tiaaa.. ;-)
A dla mnie to właśnie matka była pierwszoplanową aktorką i postanowiłam właśnie jej podarować „Oscara” ode mnie ! :-)
Dziecko dostało ode mnie wtedy tylko symboliczny śliniaczek [na otarcie łez ;-)] a ponieważ jego mamę znałam bardzo dobrze, chciałam podarować jej coś, co sprawiło jej mnóstwo radości i przypomniało o tym, że jest nie tylko matką, ale również kobietą ;-)
Ot, co!
P. S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤Możecie też go podać dalej. Dziękuję! :*
21 komentarzy
Idąc do koleżanki po porodzie, kupiłam jej pięknie pachnące jej ulubioną wanilią kule do kąpieli, nic wielkiego ale dziewczyna aż się wzruszyła bo pomyślałam o niej… A kupiłam to bo pomyślałam że po ciężkim dniu w nowej sytuacji przyda jej się chwila relaksu… A dla corci kupiła bodajże skarpetki…
Jestem w szoku! Myslalam ze kazdy zna tradycje gdzie za urodzenie dziecka kobieta dostaje pierscionek najdrobniej, ale prezent dla KOBIETY MUSI BYC! #szok
Dokładnie, tez znam tę tradycje, że kobieta dostaje za urodzenie dziecka pierścionek od męża (lub inną bizuterię).
Oj niewielu zna tę tradycję… Nawet kwiatka nie przyniosą…
Taaak raczej niewielu zna ta tradycje… ja oczekiwalam chociaz „jestem z Ciebie dumny” ale niestety dostalam „jest bardziej podobne do Twojego bylego niz do mnie”
Fajna tradycja. Babcia powiedziala nam o niej jak bylam w drugiej ciąży. Maz sie spisał i zaraz po porodzie dostalam piekny pierścionek pasujacy na moje opuchniete palce. Z informacja ze w kazdym momencie moge go zmniejszyc, ale jest duzy bo maz docenia mnie wlasnie teraz i teraz ma byc dobry… :)
zarówno po urodzeniu pierwszego jak i drugiego od najblizszych dostałam prezent tylko dla mnie i byłam bardzo zadowolona żezostałam doceniona
Perfekcyjnie!! Znów idealnie trafiony tekst i powiem Ci że zainspirowałaś mnie, bo mam kilka ciążastych ? koleżanek. Sama wiem jak się czułam po porodzie. Ja na szczęście miałam fantastycznie z moją mamą, jeszcze w szpitalu mi przynosiła a to podkłady takie a to takie, pomagała mi jak nie było mojego Pana Męża ?, więc w szpitalu czułam się jak księżniczka ?(oczywiście w dużym cudzysłowie). Naprawdę zainspirowałaś mnie ogromnie więc koleżance kupię piękną wyjściową bluzkę do karmienia a co!! Niech nawet z pełnymi, mlecznymi cycami czuje się piękna.!
✋
O toto. Po porodzie ciągłe pytania o dziecko, a o biednej, zmordowanej kobiecie cały świat zapomina. Ja dostałam od siostry i taty bukiecik. Bardzo miło mi się zrobiło. Od męża nic, ale myślę, że to kwestia stresu bo synek urodził się z zagrożeniem życia i był hospitalizowany 2 tygodnie. Miałam kiedyś koleżankę, którą odwiedziłam kilka dni po porodzie. Coś jej kupiłam, już nie pamiętam co. I skupiłam się na niej, zadałam kilka pytań o dziecko, ale większość uwagi poświęciłam jej. Popłakała się, bo byłam jedyną osobą która spytała jak się czuje i jedyną która okazała jej zainteresowanie. Cala rodzina skupiła się na dziecku. Przykre.
Mój synek urodził się 9 maja. Moi najbliżsi widzieli jak ciężko znosiłam zmiany, które we mnie nastąpiły. Dlatego na mój pierwszy Dzień Matki dostałam karnet do kosmetyczki bez określenia kwoty, więc mogłam sobie poszaleć ? Płakałam jak bóbr ?
Zgadzam się w 100%! Po porodzie dostałam od dziadka mojego męża kwiaty i czekoladki. Było to bardzo miłe ? nagroda za wykonaną robotę ;) i za pierwsze nieprzespane noce ?
Dokładnie….. Ja rodziłam 5 razy, nikt jak do tej pory nie myślał o mnie….. Tylko moja siostra pytała jak się czuję. Dla rodziny męża wogole jakby mnie nie było… Porody miałam ciężkie niestety. Położna i lekarz potrafili powiedzieć że super się spisałam. A pierwsze słowa męża jak zobaczył mnie po 10 godzinach po ostatnim porodzie (skurcze męczyły mnie dwie doby, mały miał podwójny pęcherz płodowy i był duży 4,3kg 60cm, to oprócz pierwszego, był najcięższy mój poród) – a ty nie masz tam drugiego? Bo wyglądasz jakbyś jeszcze nie urodziła- powiedział patrząc na mój pokaźny brzuch… Jego mama wbiła mu przeświadczenie że kobieta po porodzie może zaraz iść w pole do roboty (ona ponoć tak robiła, taaaaa….).
Zgadzam się w 100%.Ja w dzień urodzenia Synka dostałam od Rodziców w prezencie piękną skórzaną torebkę z dopiskiem „dla Mamy z klasą” :-) Moja radość była tym większa, że zupełnie się tego nie spodziewałam :-) Nigdy tego nie zapomnę :-)
PS: zdrówka dla Ciebie i Malutkiej ;-)
Ach i właśnie pomyślałam o mojej najlepszej!! Moja przyjaciółka jako jedyna dała prezent nie tylko mojej córci ale i mi. Szczerze? Nie spodziewałam się aleucieszyłam (miał pomóc ujędrnic mnie po porodzie ? tylko nie sądzę żeby się udało hi hi)
Muszę posłać jej buziaka!
?
O kurcze szkoda ze o mnie nigdy nikt nie pomyslal, pytali oczywiscie o samopoczucie ale marzylam choc by o kwiatku od meza:( ale nie ma co narzekac chocbardzo sie mna opiekowal po dwoch porodach i w trakcie to bylo super… Najgorsza siostra meza bo przyszla obejrzacobejrzac mala a interesowala sie tylko dziewczyna obok nas miala w….
http://www.mamajoziaimai.blogspot.com
Strasznie długi wywód… :) A myśl słuszna. Ja nie kumam gratulacji przy narodzinach. Raczej życzę powodzenia i najlepszego. Bo można miłości gratulować, ale zajścia w ciążę?, często wpadki…? Niby totolotka się gratuluję, ale… To jednak jest wyzwanie. Tak jak po ślubie uważam, że gratulować warto po 20 latach, tak i po dziecku, kiedy już wyrasta na mądrego człowieka, kiedy widać, że nosi pewne wartości otrzymane od rodziców. A nie, bo jest… Szkoda, że zdjęcia tego „Oscara” nie ma. Bo odniosłem wrażenie, że to jakiś puchar z dedykacją. Ale może mam złe wrażenie i to coś w rodzaju SPA, ale myśl, pomysł, idea, fajna, popieram.
Można gratulować kiedy wiadomo że dziecko było wyczekiwane i w końcu się udało ,ale kiedy można podejrzewać wpadkę to jest to trochę słabe.
Podobnie pomyślałam
ciekawa mysl, jednak nie do końca sie z nia zgadzam. Po narodzinach pierwszego dziecka wszyscy gratulowali (szczególnie mężowi) ;-) On odsylal ich do mnie, bo wtedy gratulowac mozna bylo pomyslnego przebiegu ciazy czy porodu. czyli raczej mojej „dzialki”. Planowane czy wpadka- nie ważne. Mama sie spisala i warto ja docenic.
Ja dostawałam po każdym porodzie od mojego męża bukiet róż, moich ulubionych. :)
Pełnia szczęścia :) Reszta rodziny i znajomi wręczyli prezenty dla dziecka ale to też było miłe.
Mój Mąż obydwa razy w podziękowaniu podarował mi kwiaty i biżuterię. Może przyczyniła się do tego jego obecność od początku do końca przy porodzie. Widział, że łatwo nie było. Ale On też był dzielny i bardzo pomocny.