3 sekundy, podczas których mogło zginąć niewinne dziecko. 3 sekundy, w trakcie których nasze życie mogło obrócić się o 180 stopni. 3 sekundy, których nikt nigdy by nie cofnął a konsekwencje mogły być z nami do końca naszych dni.
To był weekend. Wybieraliśmy się na rodzinną wycieczkę poza miasto. Pogoda akurat dopisywała. Ja czułam się całkiem dobrze. Dzieciaki o dziwo były w przednich humorach. Od rana udało nam się uniknąć małżeńskiej kłótni, o którą nie jest trudno, gdy tysiąc spraw ma się na głowie, a czas pędzi jak szalony.
Wsiedliśmy do samochodu, zapieliśmy chłopców do fotelików i ruszyliśmy przed siebie. Zahaczyliśmy jeszcze o osiedlowy sklepik, w którym kupiliśmy wodę mineralną. Chłopcy prowadzili z tyłu jakąś rozmowę obserwując betoniarkę, która stała tuż przy drodze.
Wróciłam do samochodu zaczynając klasyczne kobiece gęganie i opowiadanie mojemu M. o rzeczach niecierpiących zwłoki. W ciągu kilkunastu sekund zdążyłam powiedzieć mu o tym, że skończyło mi się moje ulubione serum do twarzy. Że jeszcze nie zdążyłam przeczytać biografii Elona Muska, której czytanie rozpoczęłam ponad dwa miesiące temu. Że zmywarka nasza wymaga naprawy, bo znowu wyłącza się bez powodu, i co tam jeszcze ślina mi na język przyniosła.
Mój M. milczał nie odpowiadając na moje gadanie i cały czas próbował wydostać się z mega ciasnego parkingu, przy którym zaparkowaliśmy, a jak na złość podczas wizyty w sklepie dwa auta częściowo zagrodziły nam drogę.
W pewnym momencie przypomniałam sobie, jakie zdjęcie wysłał do mnie mój brat przedwczoraj, i postanowiłam w tym momencie pokazać je mojemu Mężowi. No bo w sumie czemu by mu jego nie pokazać.
– No patrz. Szalony, co nie? – zapytałam mojego M. podtykając mu tel. pod nos.
– Poczekaj chwilę, niech tylko wycofam. – odburknął szukając możliwości wydostania się z tej parkingowej pułapki.
– Ale to tylko chwila. Patrz na to! – podjarana podetknęłam mu telefon pod nos i …
… i nagle usłyszeliśmy jakby uderzenie! W coś wjechaliśmy tyłem. Nie mocno, ale poczuliśmy lekkie uderzenie o blachę. Na bank nie był to inny samochód!
Patrzę przez szybę i …
…widzę przewrócony różowy wózek dla lalek!
Serce stanęło mi na moment. Mój Mąż wybiegł z samochodu. Ja o mało nie osunęłam się na ziemię otwierając drzwi i mając w głowie najgorsze wizje! Mój Mąż podbiegł tam, gdzie leżał przewrócony wózek i nagle zobaczyłam, że trzyma za ręce małą dziewczynkę. Dopytywał się jej, czy wszystko z nią porządku choć podobno ona nie zaliczyła upadku, tylko tył samochodu lekko zahaczył o jej wózek dla lalek i wtedy on się przewrócił.
Za dziewczynką przybiegła jej mama z synkiem w spacerówce. Wzięła ją na ręce i zaczęła sprawdzać, czy nic jej się nie stało. Odetchnęła z ulgą płacząc, że córka nagle zniknęła jej z pola widzenia, kiedy wychodzili ze sklepu.
Kochani. Sekundy. Sekundy dzielą nas od tragedii, które nigdy nie muszą mieć miejsca. Rozmowy w samochodzie mogą poczekać, szczególnie podczas drogowych manewrów. Nie bez przyczyny widzimy naklejki w autobusach, aby nie rozmawiać z kierowcą.
Głupia byłam!
Głupia byłam rozmawiając akurat wtedy, gdy kierowca potrzebuje skupienia i swoją koncentrację powinien kierować na lusterka. Ile razy rozpraszałam mojego męża niepotrzebną gadką twierdząc, że on ma laser w oczach, refleks jak nikt inny i nic nam nigdy nie grozi.
Nigdy więcej. Jazda samochodem to nie są przelewki. To wielozadaniowość i obserwacja na najwyższym poziomie, szczególnie, że niektóre obiekty w naszych lusterkach mogą być albo niewidoczne, jak ta mała dziewczynka, albo bardzo szybko przesuwające się.
Jak dobrze, że ta historia zakończyła się szczęśliwie. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby …
2 komentarze
Dobrze, że to tylko tak się skończyło. Ja na szczęście mam tak, że jak ktoś wykonuje manewr który wymaga skupienia zamykam się i staram się jak najmniej przeszkadzać. A swoją wypowiedź kontynuuje jak jesteśmy już na normalnej drodze.
W USA na egzaminie na prawo jazdy moja ciocia dostała m.in. pytanie co należy zrobić gdy wyjeżdża się z parkingu a obok bawią się dzieci. Odpowiedź prawidłowa to: policzyć dzieci, a wyjeżdżając policzyć je jeszcze raz w lusterku, czy ilość się zgadza. Wtedy wydawało mi się to absurdalne, teraz już mniej.