Lato i jesień to pory roku, podczas którcyh zewsząd jestem bombardowana artykułami, w których autorzy rozmaitych portali piszą o tym, że „dzieciaki są wręcz stworzone do tego!”
Że podobno wystarczy chcieć, aby to „chcieć” zamieniło się w „móc” i by można było z tym małym człowiekiem odkrywać nieodkryte dla nas lądy, kontynenty czy nawet egzotyczne i dalekie wyspy. Zaczytuję się w tych jednostronnych wywodach, w których to najczęściej matki twierdzą, że podróżowanie z każdym dzieckiem to przyjemność i wystarczy odblokować w sobie tę sferę, która nas ogranicza, a później pójdzie z górki.
W kolejnym, tym razem zagranicznym już artykule, przeczytałam nawet, że rodzice dzieci, które w pierwszym roku nie podróżują, to z pewnością leniwe bestie, które zaszywają się w czterech bezpiecznych ścianach i zupełnie nie myślą o tym, aby umożliwić dziecku pełny rozwój, wszak podróżowanie to cudowna droga do cyberszybkiego rozwoju małego człowieka.
W kolejnym równie odkrywczym artykule przeczytałam, jak pewna mama stwierdziła, że każde dziecko jest w stanie w szybkim tempie przystosować się do nowych warunków a wtedy podróżowanie z małym dzieckiem będzie zarówno dla niego jak i jego rodziców totalną przyjemnością, niemalże orgazmiczną ekstazą, którą wręcz należy fundować dziecku, a nie tylko ją fundować można.
Kiedy tak w mojej prywatnej szufladce ułożyłam sobie te wszystkie powyższe teorie, to doszłam do naprawdę klarownego wniosku, że niestety, ale powyższe osoby nie miały do czynienia z dziećmi, które w pierwszych miesiącach a czasami nawet latach życia, naprawdę (za cholerę jasną) nie współpracują podczas podróży.
Naprawdę, drodzy odkrywcy (i piszę to jako stara podróżnicza wyjadaczka, która ma za męża jeszcze większego podróżniczego wyjadacza od siebie), naprawdę i bez ściemy istnieją dzieci, które w pierwszych swoich miesiącach życia nie lubią podróżować. Nie lubią zmian ciśnienia w samolocie, nie lubią jazdy samochodem (tak, to też jest możliwe), nie lubią nawet jazdy wózkiem czy nie przepadają (a właściwsze by było: „nienawidzą”) zapinania ich w foteliku samochodowym. Nie aklimatyzują się szybko w nowych warunkach i tak naprawdę bezpieczniej czują się w środowisku, które dobrze znają. W środkach komunikacji drą się przez godziny jakby ich obdzierano ze skóry i skutecznie potrafią to rodzinne podróżowanie obrzydzić.
Ba! Co więcej! Całe szczęście, że rodzice tych dzieci przejrzeli na oczy i ponieważ nie należą do typu „rodzicielskiego kamikaze” doszli do wniosku, że nie mają zamiaru fundować katuszy ani sobie ani swoim dzieciom! Nie mają ochoty przemierzać trzystu kilometrów z drącym się wniebogłosy na tylnym siedzeniu brzdącem, o kilku tysiącach nie wspominając. Nie mają najmniejszych zamiarów słuchać darcia się swojego dziecka przez połowę dwunastogodzinnego lotu za ocean a później padać na pysk z powodu jetlagu i totalnego wykończenia organizmu (tak, przeżyłam to i z perspektywy czasu nie powtórzyłabym tego z tak małym dzieckiem.) A kiedy słuchają po raz tysięczny od innych, że robią coś ewidentnie źle, że każde dziecko pokocha podróże, to mają ochotę powiedzieć:
„Najkurfalepiej to siedźcie cicho, bo naprawdę nie znacie mojego dziecka!”
I będą mieli rację! Naprawdę istnieją dzieci, które do podróży muszą dojrzeć. Jak moje dzieci. Pierwszy rok podróżowania z nimi to była gehenna! To było nieustanne zmaganie się z rykiem na cały regulator, robieniem w pieluchę co 10 kilometrów, ulewaniem na potęgę i (wybaczcie) darciem japy bez większego powodu.
Tak, to wszystko mija! Tak, życie po jakimś czasie staje się piękniejsze a podróże są przyjemnością! Ale litości – nie pieprzmy bez sensu, że każde dziecko kocha podróże. Są dzieci, które przemieszczanie traktują jak zło koniecznie chociaż ich rodzice dwoją się i troją, aby te podróże stały się ich ulubionym zajęciem. Wiem, że istnieją podróżnicze dzieci-aniołki, które śpią podczas jazdy czy lotu, budzą się tylko „na cyca” i idą dalej w kimono. Wiem, że istnieją. Uwierzcie, że istnieją również dzieci zupełnie z innej planety.
Do dzisiaj pamiętam słowa pewnej osoby, która stwierdziła:
– No ewidentnie coś źle robicie! Moja A. uwielbiała podróże od urodzenia a w foteliku samochodowym od razu zasypiała!
Spoko. Wierzę. A Ty uwierz, że moje tak nie robią a robię wszystko książkowo i intuicyjnie przy okazji :D
Zwyczajnie, tak po ludzku skończmy wreszcie z teorią, że podróże z każdym małym człowiekiem są przyjemne. Nie, nie są. Z niektórymi są bezproblemowe, a z innymi potrafią być koszmarem.
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Bo mam wrażenie, że ostatnio rodzicom nie podróżującym często próbuje się wytykać to, że „siedzą i się kiszą” zamiast ogarniać wojaże. Oni często „kiszą” się, bo chcą zachować zdrowe zmysły i mają dość udowadniania światu, że ich dziecko podróże jednak kocha. Nie, nie kocha.
Ale po jakimś czasie widać światełko w tunelu, żeby nie było! Odkąd moi chłopcy skończyli rok, nareszcie podróże stały się dla nas wszystkich przyjemnością! Oni przestali się drzeć a my w końcu przestaliśmy zatrzymywać się co 5 minut na autostradzie na pasie awaryjnym.
I piszę to jako dawna, zaprawiona w boju podróżniczka, która robiła, co mogła, w pierwszym roku życia swoich dzieci, ale w końcu zmądrzała i zrozumiała, że jej dzieci do podróżowania muszą dojrzeć. Na siłę tego dojrzewania nie przeprowadzę ;-)
Warto zapamiętać:
„Dopóki czegoś nie przeżyjemy, to g…wno o innych wiemy! ;-)
P. S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤Możecie też go podać dalej. Dziękuję! :*
27 komentarzy
Skąd ja to znam! Nasza córa na początku była jak ten książkowy aniołek co to śpi od razu jak poczuje fotelik…ale wystarczyło,że doszła do etapu gdzie to każda rzecz jest fascynująca i nie można tego przespać więc teraz jeździmy już mniej bo dowiezienie jej nawet na zakupy do sklepu graniczy z cudem…histeria to mało powiedziane,bo potrafi tak ryknąć, że zrobi sie bordowa na buzi i zacznie się dusić…byle tylko nie zasnąć (bo o to się właśnie rozchodzi-fotelik usypia a za oknem tyle ciekawych rzeczy)…oby tylko to przeczekać :)
moja siostrzenica na sama mysl ze ma gdzies jechac staje sie chora, a ma juz 8 lat… moj syn lubi podroze ale aby nie bylo za daleko, choc przez ok 2-3 lata nie przepadal za podrozami bo meczyla go choroba lokomocyjna… obecnie kazdy wyjazd nie wiadomo jak sie skonczy gdyz jak w miejscu gdzie mamy spac nie spodoba mu sie lazienka to nie ma szans aby sie zgodzil zostac a ma 9 lat… wieze ze nie kazde dziecko lubi badz sie nadaje do podrozy, i nie rozumiem krytyki ze sie na wycieczki nie jezdzi (nie zawsze jest to sprawa checi dzieci a sprawy finansowe)
Popieram w 100%. Mój obecnie 5 miesięczny synek nie znosi podróżowania samochodem. Już samo przypięcie pasami w foteliku załącza syrenę. Dlatego właśnie w tym roku nigdzie nie jedziemy. Dla odpoczynku Naszego i dziecka.
U nas coś podobnego. Starszak od urodzenia jak tylko wsiada do samochodu to po chwili zasypia za to młodsza przez rok reagowała strasznie płacz wiercenie ile sił i ulewanie na potęgę, po roku zaczęła wymiotowac więc szkoda naszego zachodu żeby w 2godzinnej trasie stawać jakieś 20-30razy ? ale później z czasem przeszli tyle że przed podróżą nie może za dużo zjeść i w dodatku tylko coś suchego także tego….czasem lepiej ugryźć się w język zamiast pierdzielic glupoty
No i uderzyłaś w temat który właśnie przerabiam… a właściwie wysłuchuje komentarzy… :)
Mój Syn ma trzy miesiące, pierwsze kilka razy w aucie „książkowo” usypiał, a potem mu się odwidziało i każda podróż to ciągły ryk, krzyk, pot, łzy a jak tylko sie go z auta wyciągnie uśmiech od ucha do ucha jak gdyby nigdy nic… ale oczywiście jak mówię ze sorry ale nigdzie nie przyjadę bo mały mi płacze to „ale jak to przecież dzieci to lubią, coś go musi boleć, na pewno jest chory”.
Kolejna uwielbiana przez dzieci atrakcja – wózek no i pytania i komentarze:
ale byłaś już na spacerze?
przecież możesz go wsadzić w wózek i przyjść!
no w wózku go uśpij?
może za lekko wózkiem machasz dlatego nie chce usnąć!
A mój Syn, na kilku pierwszych spacerach ryk… ze wracałam do domu jak bumerang!
Obecnie powoli sie do wózka przekonuje i może za jakiś czas pójdziemy na dłuższy spacer, ale bede w tej kwesti obserwowosć reakcje mojego dziecka a nie słuchać złotych rad i zmuszać go do tego.
Jakbym czytała o sobie ! Ręką i nogą podpisuję się pod tym postem !
Pierwszy rok płacz, płacz płacz. Następne pół roku bez płaczu, ale z wymiotami. Od trzech miesięcy już jest spokój (tfu tfu tfu) ale pielucha zawsze w pogotowiu. Nigdy nie zapomnę ciągłego wytykania, że coś robimy źle, że tak płacze. A my wsiadając do samochodu modliliśmy się o sen a nie koncert naszego Syna.
Uff, na szczęście jest to mi obce i mam nadzieję, że tak już zostanie…
Moja córka do pół roku jeździła i spała w samochodzie. Potem do dnia dzisiejszego nie lubi. Wytrzyma max 45 min. A o spaniu nie ma mowy bo chyba że już jest bardzo padnięta. Teraz ma dwa lata i nic się nie zmienia w tym temacie. Po czasie kręci się i jęczy zebt już ja rozpinac z pasów i wyjmować z auta
U nas to samo. Starszak, po za alergiami, płaczem i kołkami, zafundował nam niechęć do jazdy samochodem. wyjazd do lekarza to była gehenna. Dopiero około roku jak wsadziliśmy go do ” normalnego” fotelika to się skończyło. Teraz sam chce jeździć.
Małe na razie jakoś daje radę, ale zobaczymy jak to będzie.
Ale za to ile rad usług uszalam. Ile tekstów w stylu: ” no nie przesadzajcie, popłacze, popłacze i przestanie(wtf?!?’) i sunie”
A najlepsze to było” zamiast gdzieś z dzieckiem pojechać, to siedzice, dziecko nic nie widzi, a podróże kształcą” Może i u licha kształcą, ale nie roczniaka, który nie znosi siedzieć w foteliku i robi w czasie jazdy wszystko by z niego wysiąść wiec drze się w niebo głosy.
Ale pociesza mnie, że Wy tez tak macie.
Jak ja to doskonale rozumiem… Mój synek jedyna podróż jaką przespał to powrót ze szpitala do domu po narodzinach… Teraz ma 28 mc i nadal nie nawidzi jezdzic samochodem… nigdy nie chcial jezdzic w wozku… nie mógł byc nigdzie przypiety bo niecierpi jak ma ograniczone ruchy… dla rodzica a tym bardziej samotnego to jest koszmar bo jestesmy po prostu uziemieni… kilka razy sprobowalismy ale szybko zrezygnowalismy z podrózy bo po prostu bylo nas mi szkoda… tak samo jak i mije dziecko ja przezywalam horror… mam nadzieje ze kiedys to minie bo chialabym mu pokazac tyle wspanialych miejsc ale coz musimy poczekac… a co do tych ktorzy zawsze wiedza lepiej i krytykuja nawet sie nie wypowiem bo szkoda mi na nich czasu i nerwow…
U nas wyglądała to tak pierwsze 3 miesiące dziecko anioł… teraz o MATKO czasami nie zdarzymy wyjechać z osiedla i taki ryk,że nic nie pomaga córka właśnie skończyła 5 miesięcy i ja kochana mamusia robi z siebie wariatke żeby nasz „aniołek” nie zapłakał. 20 minut wporzadku dam rade ale nie wyobrażam sobie dłuższą trase.
My z mężem staramy się jak najmniej wozić swoje dziecko samochodem. Jedyny przymus to lekarz. Na zakupy tez jeździmy na zmianę, żeby nie tarabanic się z tym małym człowiekiem po sklepach. .mieliśmy jechać w tym roku nad morze ale sobie odpuscimy. Córcia ma dopiero 8 miesięcy a ze mieszkamy 600 km od morza to wydaje mi się ze jest za mała na taką jazdę. Poczekamy do przyszłego roku.
Znałam dziecko które było na tyle nadwrażliwe na ruch że od pierwszych dni życia nie znosiło nawet przenoszenia go na rękach z miejsca na miejsce. Druga kwestia to czas jaki dziecko może przebywać w foteliku. Kilka godzin spania ze zwisającą głową??? Nawet jeśli dziecko nie wrzeszczy nie znaczy że nie dzieje mu się nic złego. Upały sprzyjają odwodnieniu a małe dziecko nie rozumie że trzeba pić z rozsądku. Moje dziecko lubi podrużować ale trzeba mieć trochę rozsądku. Nie pozwoliłam namówić się na jazdę z miesięcznym dzieckiem przez dwie godziny w jedną stronę, mimo że wiedziałam że i tak będzie spała.
Zgadzam Się w 100%,każde dziecko jest inne i są takie które wolą stabilizację a nie wymysly które funduja dorośli. My doświadczylisy tego samego i podpisujemy się pod tym.
Super! To pocieszające, bo mój Antypodróżnik właśnie skończył rok, więc narobiłaś mi nadziei… ;) Tylko nie wiem jeszcze, co zrobić z pozostałą dwójką, dawno już rok im minął, przestali może wrzeszczeć, za to wysłuchuję kłótni w stylu: „Mamo on patrzy przez moje okno!”, ” Mamo, on ma za blisko rękę!”;( cha cha!
Dzięki Ci Szczęśliva za ten tekst!! Dodajesz mi normalności i odejmujesz wmawianego przez wszystkich „lenistwa”… moja mała ma 2 lata z hakiem. NIENAWIDZI jazdy samochodem dłuższej niż kwadrans. Do teściów mamy jakieś 2 godziny jazdy, więc celuję by podróż pokryła się z jej drzemką (ona jak w zegarku drzemkę ma raz dziennie od 11) więc czasem uda się, że zaśnie. I zawsze tylko pretensje: czemu nie przyjedziecie od rana? Kto to widział podróżować w samo południe? No widział ten, kto ma dziecko potrafiące drzeć się non stop przez 2 godziny tak głośno, że wszystkim wkoło funduje mieszankę frustracji, zmęczenia, bezradności i ogólnego wku…. więć jeśli na prawdę nie musimy, to nie jeździmy… ludzie (rodzina, znajomi) mówią nam, że „źle robimy” ustawiając wszystko pod dziecko. Ja to widzę jednak inaczej – ustawiam wszystko pod siebie, tzn. swój komfort, zdrowie psychiczne i „święty spokój”…
I u mnie to samo pierwsza córka „stworzona” do podróży od urodzenia bo dużo podrozowalismy, a druga anty na maxa :-D
Miałam dokładnie to samo. Mój syn darł się wniebogłosy przez pierwszych kilka miesięcy nawet w wózku, a co dopiero żebyś go zapiąć w foteliku. I nic nie pomagało. Musiał „wyrosnąć” i ok.roku zaczęłam z nim dłuższe podróże. Dzisiaj po 3latach jest najlepszym kompanem i oprócz samochodu jeździ dużo komunikacją miejską, autokarem czy pociągiem. Oczywiście wszystko było wprowadzane stopniowo, chociaż na początku bał się, to dobry przykład, tłumaczenie i zadbanie o to, by podróż była jednak przyjemnością (czytaj: nie przenoś leków na dziecko) dały fantastyczny efekt. Ale znam dzieci, które nadal nie lubią podróżować, doskonale rozumiem rodziców i szanuję ich decyzje o ograniczaniu przyjętych przeżyć dziecku i sobie. Pozdrawiam
Zgadzam się, dwoje na troje naszych dzieci nie lubiło podróżować, tzn jeden nadal.nie lubi, a ma 1,5 roku i nie usiedzi spokojnie kilku minut,chyba,że akurat coś je :) na wakacje się nie wybieramy, bo nawet przejazd na plac zabaw bywa problematyczny. Może za rok się uda ☺
Znam to autopsji. Młodsza córka już w drodze ze szpitala się darła. Wózek był ok – auto beeeee. Minęło 1,5 roku i można jechać dalej ale podróże powyżej 100 km musimy układać tak aby trafiły na drzemkę i inaczej horror!!!Al powoli, powoli…..Sposobem i sztuką diabła wytłuką…
OO wreszcie ktoś napisał to o czym zawsze myślę, gdy czytam te optymistyczne teksty, jak to chcieć, znaczy móc, a okres niemowlęcy, zwłaszcza pierwsze pół roku to najlepszy czas na podróże. Taa… Ja miałam taki obraz w głowie przed ciążą i już wizualizowałam sobie te nasze wspólne podróże, bo chcieć to móc, a dziecko w niczym nie przeszkadza. Moja córka delikatnie mówiąc sprowadziła mnie na ziemię :) U nas im dziecko strasze, tym łatwiej. Tak, łatwiej mi podróżować z moim tzw „zbuntowanym” 2-latkiem, czy mającym swoje zdanie oraz preferencje odnośnie spędzania wolnego czasu 3-latkiem, niż nmoim niemowlakiem. Bo dziecko, a raczej jego organizm dojrzewa, staje się mniej wrażliwy i reaktywny na pewne bodźce, bo ze starszym dzieckiem łatwiej się dogadać i negocjować, bo jak mu źle i coś mu się nie podoba to jest w stanie bardziej to określić, zwerbalizować niż zanoszące się od płaczu niemowlę, a ja jestem stanie zrobić coś, żeby było nam wszystkim lepiej. Ale są dzieci, które nie lubią, nie chcą, nie mogą. Choroba lokomocyjna też istnieje, od czasu niemowlęcego. Dzieci ekstremalnie wrażliwe na zmiany i na bodźce, które każdą zmianę i podróż odreagują, tak że naprawdę ma się ochotę więcej nie ruszać z domu. I nie, nie jest to kwestia przyzwyczajenia dziecka, chcenia rodziców czy też ich nieudolności. Dzięki za ten wpis i będę czasem puszczać dalej :D
Ojej? no ja miałam to szczęście ze cala trójka uwielbiala podroze?i mimo ze najstarszy będzie miał juz 10 lat,sredni 8 a najmlodszy 4 to zawsze zasypiają podczas jazdy samochodem. Oczywiście nie w drodze do szkoly ale dluzszy wyjazd i spia?
Witaj zaciekawił mnie twój artykuł moja mała która będzie mieć dwa lata do tej pory wymiotuje a zaczęło się miesiąc po urodzeniu. Unikamy jazdy bo nawet jazda na szczepienie czy do lekarza autem 5 minut. To dla nas horror i dla NEli. Jazda z miska dodatkowymi ubraniami. Więc jazda z mała to ostateczność. Pa pozdrawiam
Moj 10-cio miesieczny syn jak widzi auto to juz ma mine do placzu. Ledwo wsiadzie wyje. A jak auto rusza do sie drze. Pierwszy syn nie powiem bo doslownie spal jak auto ruszylo ale deugi looo nie ta bajka nadrabia nie za dwoch, a za dziecieciu conajmniej. Łudze sie nadzieja ze moze kiedys mu to minie bo nawet do glupiego sklepu nie ma jak jechac dodoam ze mieszkam w polach jakies 2km od jakich kolwiek domow a maz w pracy i jie mam nawet z kim go zostawic. A gdzie tu jakieś wakacje nad morzm gdzie jazda 6-7godzin, ludzie zloci wole zostac w domu i nigdzie nie jechac. A wszyscy mnie pocieszaja to jeszcze pol roku moze mu sie odmieni, ale ja to ciezko widze hahahahaha
Ja właśnie jestem na etapie modlitwy o to, że za 3tygodnie przyjdzie na świat fanka podróży (przynajmniej autem), ale pół roku temu poznałam mała dziewczynkę która nienawidzi jazdy autem, a właściwie zapięcia w fotelik, auto jest tu chyba drugoplanowym problemem, dla niej pozycja jaka proponuje fotelik i zapięte pasy włączają alarm ?
U mnie było to samo córka po wyjściu ze szpitala jadąc samochodem darła się jakby ja ze skóry obdzierali. Trwało to tak może z rok? O spacerach w wózku nawet nie było mowy. Nawet nie po 5 minutach wracaliśmy do domu. Żeby jechac do lekarza oddalonego o 15 km od domu musiałam zawsze brać męża ze sobą, bo be niego byłaby katastrofa wycia. Nawet jadąc 5 minut autem do sklepu darła sie w niebogłosy, w sklepie było to samo? Darła sie też w niebogłosy jak ja przebierałam. Byłam wtedy u lekarza i mu powiedziałam że mamy taki problem, powiedział ze niektóre dzieci tak maja, bo muszą przyzwyczaić się do bodźców ze świata zewnetrznego. Tych bodźców jest za dużo jak na takie maleństwo i mózg musi wszystkie te bodźce przerobić. Maleństwo dopiero co wyszło z brzucha a tam miało ciszę i spokój. Jak miała 1,5 roku to jechaliśmy z nią 11 godzin z przerwami tylko na cyca. W tym roku nawet sama jechałam z nią 400 km gdzie miała 2 latka. Ale wymiotuje podczas długich podróży i musze jej podawać czopki przeciwwymiotne. Na krótsze dystanse nie ma problemu.
Oj skąd jacto znam. Pierwsza córka od urodzenia NIENAWIDZIŁA jeździć autem. Coś mnie podkusiło i wybraliśmy się raz do teściów, prawie 400 km od domu. Młoda darła się przez 7 godzin non stop. Po drodze złapała nas śnieżyca… koszmar to mało powiedziane.
Syn za to, to urodzony podróżnik. 2 km od domu i już spał. Potrafił spać 3 godziny, a jak się budził w aucie to z uśmiechem.
Teraz druga córka już w dniu powrotu do domu ze szpitala po urodzenia dała koncert. Wózka też nie lubiła przez kilka pierwszych miesięcy. Teraz ma 9 miesięcy i wystarczy włożyć ją do auta i od razu histeria, póki się jej nie wyjmie.
Na samą myśl o jakimś wyjeździe ja już też wpadam w panikę. Wolę być uziemiona w domu.