– Co tam u Ciebie słychać? – słyszę w słuchawce.
– Szczerze? To chwilowo padam na twarz. Właśnie ogarnęłam łazienkę po potopie i zabieram się za czyszczenie ich kaloszy na jutro. Całe w błocie, łącznie z wkładkami… Grunt, że jutro cała trójca idzie do placówek. Chwila oddechu.
– Marudzisz. Nie przesadzaj. Nie bądź już taka umęczona. Pamiętasz jak ta spod dwójki miała czworo dzieci i chodziła zawsze uśmiechnięta?
– Pamiętam. Pamiętam też, jak zapijała po nocach drąc się na swojego konkubenta i dzieci. Tego nie pamiętasz? – zagaduję.
– Ale przynajmniej uśmiechnięta chodziła w ciągu dnia.
– Czyli lepiej żebym topiła smutki i nerwy w wódce po nocach, ale w ciągu dnia przyklejała sobie kotylion uśmiechniętej matki? – dorzucam z przekąsem. ;-)
– Yyyyy. – zająknęła się A.
– No właśnie. – westchnęłam.
– Jestem zdania, że lepiej mówić otwarcie o matczynym zmęczeniu, bo to normalne, że bywamy zmęczone, zamiast udawać, że wszystko gra i buczy 24/7. No jasne, że jestem szczęśliwa. No oczywiście, że kocham moje dzieci. Co nie zmienia faktu, że bywam zmęczona. A Ty może nie bywasz zmęczona?
– Bywam, ale o tym nie mówię. – dorzuciła A. w słuchawce.
– I gdzie tu sens? To skąd mam wiedzieć, że mam Ci czasami pomóc, pocieszyć, skoro Ty zawsze trzymasz się wersji, że u Ciebie zawsze idealnie. To nie wstyd powiedzieć, że jesteś zmęczona, tym bardziej, że znamy się od lat i chciałabym wiedzieć, co u Ciebie naprawdę słychać, a nie co udajesz, że słychać.
– Fakt, masz tutaj rację.
Tak się właśnie potoczyła rozmowa z moją A. kilka dni temu. My nie jesteśmy umęczone macierzyństwem, jak niektórzy próbują wbijać nam szpilę, dziewczyny. My po prostu bywamy w tym macierzyństwie zmęczone, do czego mamy niezbywalne prawo.
Uściski!
Magda
Brak komentarzy