To był ubiegły tydzień. Odebraliśmy chłopców z przedszkola i pojechaliśmy całą naszą piątką na plac zabaw. Liczyliśmy na to, że oni zmęczeni wchodzeniem po tych wszystkich drabinkach, wymyślnych konstrukcjach i bawiąc się kilogramami piasku wieczorem padną nam jak muchy. Tak na marginesie to po raz kolejny przeliczyliśmy się. :D Ale dzisiejszy post nie jest o tym.
Moje dzieci uwielbiają place zabaw. Dla nich to jest istny raj, w którym mogą pobiegać, sprawdzić swoje umiejętności wspinaczki po konstrukcjach wszelakich, pośmiać się i wybawić za wszystkie czasy.
Celowo zawsze wybieramy z moim M. takie place zabaw, na których będą mieli jakieś wyzwania. Jedna huśtawka i piaskownica to zdecydowanie nie dla nich. Chociaż i na takim skromnym placu zabaw wymyślą zabawy, których bym się po nich nie spodziewała. ;-)
I dobrze! I tak ma być. O ile dzieci bawią się w bezpieczny sposób, pod okiem rodzica, to wszystko jest w jak najlepszym porządku. Plac zabaw, szczególnie taki z tysiącem drabinek, tuneli i innych kombinacji właśnie jest po to, aby dziecko zamiast grzecznie siedzieć w piaskownicy mogło pobiegać, powspinać się i spróbować nowych rzeczy.
Dzieciaki świetnie się bawiły już drugą godzinę.
Staliśmy z moim M. niedaleko jednej z konstrukcji i usłyszałam tekst mamy dziecka bawiącego się niedaleko moich dzieci. Mamusia z książką w ręku, córcia z wiaderkiem i resztą gadżetów. Kobieta musiała mnie i mojego M. nie zauważyć. Syczącym głosem rzuciła:
– Czy Wy musicie tak biegać? Nie potraficie się grzecznie bawić?
Oniemiałam! :D Moi chłopcy totalnie onieśmieleni tą uwagą nic nie odpowiedzieli owej pani. Przybiegli do mnie ze smutnym wzrokiem jakby zrobili coś złego. Dokładnie widziałam, co robili – i nie robili nikomu krzywdy. Wspinali się po ściance wspinaczkowej, następnie szybkim krokiem szli po mostku i zjeżdżali na zjeżdżali. I tak w kółko chichrając się do siebie co jakiś czas. Zrobili sobie taki tor przeszkód. Świetnie mi się na to patrzyło, bo z minuty na minutę coraz sprawniej im to szło. Nikomu nie przeszkadzali. O nikogo nie zahaczali. Bawili się!
Rzeczywiście, w pewnym momencie byli blisko tej kobiety i jej kilkuletniej córki o ile oczywiście odległość 2-3 metrów można nazwać bliskością. Poklepałam ich po plecach i powiedziałam, że mogą spokojnie dalej się bawić tak, jak się bawili.
Zrobili dwie-trzy rundy po tej samej trasie i znowu słyszę tę kobietę.
– Nie słyszeliście co do Was powiedziałam? Musicie być tak głośno? Nie potraficie grzecznie się bawić?
Kur….aaa! Laska musiała totalnie nie wiedzieć, że jestem w pobliżu i pozwalała sobie na strofowanie cudzych dzieci w imię tego, że ona oczekuje ciszy na placu zabaw! :D Podniosłam się z tej ławeczki, kuśtykając o kuli z ortezą na nodze zaczęłam zmierzać żwawym krokiem w jej stronę. Jak zobaczyła, że idę w jej stronę, to po jej minie wywnioskowałam, że czuje pismo nosem i wie, że przegięła. Zamknęła książkę na mój widok i udawała w pierwszej chwili, że mnie nie widzi. :D Reakcja – bez komentarza :D Doszłam do niej i zaczęłam moją krótką przemowę:
– Chłopcy, którym zwracała Pani bezpodstawnie uwagę to moi synowie. Widziałam, że grzecznie się bawili i zachowywali się dokładnie tak, jak większość dzieci zachowuje się na takich placach zabaw.
– Ale, ale ja..
– Przepraszam. Nie skończyłam. Jeśli chce Pani sobie w ciszy i spokoju przeczytać książkę, to proszę pójść do biblioteki. Tam pani może wymagać ciszy od innych.
– Ale, ale, pani…
– Plac zabaw dla dzieci jak jego nazwa wskazuje – służy zabawie i jest dla dzieci, czy to się pani podoba czy też nie. Chciała Pani coś dodać przed chwilą? Może jakieś przeprosiny dla moich synów za to, że bezpodstawnie i z pretensją w głosie strofowała ich pani doskonale wiedząc, że nie będą mogli się obronić? Nie spodziewała się Pani, że są z nimi rodzice i zwrócą Pani uwagę, prawda? Proszę pamiętać na przyszłość, że fakt, że są dziećmi nie znaczy, że może Pani traktować ich jak osoby drugiej kategorii i może pani sobie pozwalać na więcej.
Na jej twarzy malowało się jedno – totalna pustka. I niezrozumienie. Próbowała coś jeszcze mówić, ale nerwy jej nie pozwalały.
– Haneczko, idziemy. Nie jesteśmy tutaj mile widziane. – rzuciła jakby w moją stronę z fochem.
Masakra. :D
Nienawidzę sytuacji, w których dorosłym wydaje się, że mają oni większe prawa w miejscach, które dedykowane są nie im a dzieciom. Nie mam zamiaru nikogo przepraszać za to, że moje dzieci są dziećmi i chcą się bawić. Dopóki robią to bezpiecznie, to mają moje zielone światło. Skoro od dzieci wymaga się tego, aby potrafiły zachowywać w miejscach przeznaczonych dorosłym, to od rodziców możemy wymagać tego, aby dostosowali się do miejsc, które są dedykowane dzieciom.
Tyle z mojej strony! :D Ależ mi się ulało dzisiaj :D
Brak komentarzy