Zaraz ktoś się obruszy i powie: „Nieszczęsny błąd? Fatalny? To Ty nie wiesz, co to znaczy!”. A ja dodam, że gdyby moja rodzina popełniła ten błąd, to naprawdę byłby dla niej fatalny w skutkach, bo jak to często mówi moja mama: „Ja się nie cyrtolę.”
I ja się też „nie cyrtolę” w tego typu sytuacjach, zupełnie serio i doprowadzam do porządku.
I nikt mi nie wmówi, że to ta radość przesłania ludziom jasność widzenia i trudno zapanować nad emocjami. Że nie ma co się dziwić, że ktoś tak bez pytania, bez zapowiedzi i bez anonsów. Że to tak wypada, bo rodzinie wszystko wypada.
A właśnie, że moim zdaniem nie wypada. Bo wypada najpierw zapytać. Warto zorientować się, czy aby na pewno jesteśmy oczekiwani z naszymi zamiarami. Czy przypadkiem nie przeginamy albo nie przesuwamy pewnej granicy zbyt daleko, bo to jeszcze nie ten czas.
Nie zapomnę dziewczyny, z którą leżałam na sali po moim pierwszym porodzie (a było to 9 lat temu!) i jej reakcji na fakt, że jej teściowie, rodzice, ciotki i reszta rodzinnej kontrabandy … postanowili nawiedzić ją w szpitalu. Cichaczem przesmyknęli się przez korytarz, bo panie salowe na 100% nie pozwoliłyby na taki nalot, i w pewnym momencie w ilości co najmniej sześciu osób jeśli nie ośmiu weszli do sali, w której obie przebywałyśmy. Każda z par przyniosła kwiaty, kosze prezentów i zaczęła gwarnie komentować, jaka to moja współlokatorka jest biedna i jaka zmarnowana porodem dopytując się głośno:
„No gdzie jest ta słodka kruszynka?!”.
Kiedy moja współlokatorka ich zobaczyła, to najpierw zdębiała i nie wiedziała, jak ma się zachować, bo wizyta tych wszystkich osób była zdecydowanie nieplanowana. Za moment jednak ledwo schodząc z łóżka wzięła swoją rodzicielkę na bok i zaczęła tłumaczyć jej, że tak nie wolno. Że w szpitalu są reguły, a ona mogła chociaż zadzwonić i zapytać, czy odwiedziny na 12 godzin po porodzie mają sens.
Co zrobiła matka dziewczyny po grzecznej reprymendzie ze strony córki? Matka … wróciła do sali obrażona! Zawinęła całą załogę za drzwi i tonem jakże naburmuszonym odrzekła, że „chyba nie są mile widziani w tym miejscu, a oni tak się cieszyli narodzinami nowej kruszynki!” i że zabieranie prawa do widzenia dziecka przez najbliższych, to zbrodnia!
Po kilku minutach od ich wyjścia moja współlokatorka sali porodowej zaczęła płakać i powiedziała, że tak jest zawsze. Że nikt nie liczy się ze zdaniem jej i partnera, i teraz w szpitalu jest to dopiero początek, bo najgorsze zapewne nastąpi po powrocie do domu. Odwiedzinom najbliższych podobno nie będzie końca!
Zrobiło mi się jej cholernie żal!
Nie dlatego, że bidulka szlochała wtedy w rękaw swojej koszuli szpitalnej, walcząc z laktacją, bólem piersi i bólem krocza, które niewątpliwie dawały się jej we znaki. Choć widok był naprawdę marny i smutny :( Mi było jej zwyczajnie żal, że nikt z jej rodziny nie ogarnął, że po pierwsze:
Nie ma opcji, aby wpraszać się komuś do szpitala albo na chatę bez pytania i uprzedzenia tuż po narodzinach! Każdy ma prawo do intymności w tym momencie. Każdy ma prawo we własnym grajdołku dochodzić do swojej formy bez oczu gapiów, komentujących. Bez osób, które będą wtrącały swoje trzy grosze. Mówiły, co lepiej zrobić. Jak lepiej przewinąć.
Jasne, niektórym taka pomoc od razu jest potrzebna i na 100% chętnej rodzinie to zakomunikują! Ja jednak zdecydowanie należę do tych, którzy potrzebują w początkowych tygodniach przestrzeni. Ułożenia sobie planu. Zrozumienia, czego sama potrzebuję i czego potrzebuje moje dziecko. Na wizytacje stęsknionych przyjdzie pora i na 100% dam im zielone światło we właściwym momencie. Właściwym dla mnie i mojego dziecka, nie dla reszty „głodnego” świata!
A po drugie: gdzie jest ten szacunek, który należy mieć wobec wszystkich? To, że ktoś jest czyjąś córką czy zięciem i jest zdecydowanie młodszy nie znaczy, że nie ma prawa posiadać własnego, odrębnego zdania i nie ma prawa samodecydować o tym, co jak gdzie i kiedy!
Szanujmy się. Szanujmy się szczególnie w chwilach, w których należy swoje emocje i potrzeby trzymać na wodzy. Bo nasze emocje, jako odwiedzających, niekoniecznie muszą iść w parze z emocjami tych, którzy przeżywają najważniejsze chwile swojego życia!
Piąteczka!
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możesz też go podać dalej. Dziękuję!
14 komentarzy
Ojciec może zobaczyć swoje dziecko przez szybę?!! Serio!! Gdzie Ty rodziłaś, w więzieniu? I uwierz mi proszę, że cieszenie się Ojca z narodzin nie wszędzie polega na piciu na umór!
Mój mąż też patrzył na swojego syna przez szybkę i nic strasznego się nie stało mało tego popieram takie szpitale i jestem za spokojem dla mamy i dziecka.
A ja sobie nie wyobrażam, żeby męża przy nas nie było. To on pomoże mi iść do toalety, poda mi dziecko, podtrzyma na duchu. To mój przyjaciel, moja ostoja, wsparcie. On widział jak wylam z bólu po operacji, to on mi pomagał, to on ciążę przeżywa ze mną. I to także jego dziecko i oboje chcemy by był z malenstwem od początku. On i moja mama. Inni mi nie są potrzebni ale nie wyobrażam sobie, żeby nie przytulił mnie, noworodka, patrzył przez szybe na swoje dziecko, które jest tak samo jego jak i moje..
Pan chyba nie wszystko doczytal, a przeczytal co chial. Jest napisane dlaczego ja sobie meza nie zycze I dlaczego to sa I jegoo I moje dni.
I przykro mi, ale skoro ja sobie nie zycze zeby jakis obcy facet ogladal jak karmie czy jak ide w koszuli do toalety, to z mojej strony daje to samo.
Zgadzam się z Tobą w stu procentach. Nie zapomnę pewnej niedzieli tuż po narodzinach Młodszego. gdy do leżącej obok pacjentki zawitał tabun gości z obiadkami, czekoladkami i Bóg wie. czy, tam jeszcze…Nie ma jak wstać do toalety, nie ma jak nakarmić synka, nie ma jak go przewinąć, bo wszędzie ludzie…Pobyt na izolatce spowodowany infekcją Młodszego okazał się błogosławieństwem….Nie wiem, na kogo byłam wtedy bardziej wkurzona: na tych gości, czy na pacjentkę, która z sali zrobiła sobie bawialnię…
Zgadzam się w 100%, tacy ludzie tylko wkurwiaja, mimo że swoje dzieci mieli co najmniej 30 lat temu, to zachowują się jakby wszystkie rozumy pojedli. Ja mówię wprost, że nie życzę sobie gości i koniec kropka!!
Rodzina ja odwiedziła ,a po moim nagłym( przez CC po stanie przedrzucawkowym gdy miałam strasznie wysokie ciśnienie) 3 porodzie mój tata oświadczył mi że go zawiodłam i nie jestem już jego córka i mam mu się nie pojawiać na oczy. Urodziłam 22.07.2022 do dnia dzisiejszego nie widziałam się z ojcem ,nie pisałam z nim nawet poprzez Messenger. Jak by nie żył. Trochę mnie to zabolało wtedy ale teraz chyba nauczyłam się z tym żyć
Ja jak rodziłam byłam tydzień przed porodem i tydzień po porodzie w szpitalu. Nikt mnie nie odwiedził… ani mama ani tata ani brat… teściowie jak przyszło to partner wyniósł im dziecko na korytarz chyba nawet się ze mna nie przywitali… ;( ludzie maja czego nie potrzebują i potrzebują czego nie maja 😑
Dokładnie też tak miałam. Przy pierwszym porodzie cc, jeszcze z łóżka nie wolno było mi wstać a już tłum za drzwiami rodziny męża. Prosiłam męża żeby wytłumaczył swojej rodzinie że potrzebuje czasu chociaż żeby umyć po walce jaka stoczyłam żeby odbył się naturalny poród, a skończyło się jak skończyło. Oczywiście komentarze jak ja beznadziejnie wyglądam, tylko po to przyszli zero pomocy.
Przy drugim porodzie też okazało się cc to samo ale przed wszystkim powiedziałam że mają mnie nie odwiedzać i znowu historia ta sama nawet cewnika mi nie wyjeli a już tłum rodziny męża stał po to by usiąść na krześle i mnie komentować.
Na szczęście przy Trzecim CC był covid nikt mnie nie mógł odwiedzać i nie komentował oczywiście po wyjściu do domu już byli.
Covid był moim ratunkiem, ale najgorsze z tego jest brak zrozumienia u męża bo dla niego było wszytko dobrze, że wszyscy muszą być po to by dzidziusia zobaczyć przecież tu nie o mnie chodzi o mnie. Tylko ja nie byłam w stanie chodzić a oni czekali w fotelu na kawę, która ja miałam serwować 😕 ale umniem powiedzieć że nie podoba mi się to i jestem tą złą.
Najgorsza rzecz jaką można zrobić „świeżej mamie” władować się do szpitala całą rodziną. Bo przecież rodzina nie wytrzyma tygodnia bez odwiedzin. Ja miałam to szczęście że rodziłam pierwsze dziecko w czasie covid – zero odwiedzin, a drugie dziecko dwa miesiące temu i też nikt mnie nie odwiedził w szpitalu. Nie rozumiem ludzi którzy lecą do szpitala by zobaczyć nowego członka rodziny, a później mają w nosie dzieciątko i nie pokazują się nawet przez pół roku. Z doświadczenia wiem, że rzadko goście wpadają na pomysł by pomóc mamie i tacie, za to mają oni najwięcej do powiedzenia o naszej kondycji i o naszym nowym maleństwie. Takim gościom mówmy stanowcze – Nie!
Bardzo byłam zaskoczona samym porodem który był ciężki i później czas połogu. Mówiono że to najwspanialszy czas w życiu kobiety – niestety nie. Z moją rodziną było odwrotnie nikt nie przyjechał i niczego nie przywoził, a był to moment w którym chciałam być zaopiekowana Cieszmy się że jest rodzina. Wystarczy mówić o tym czego potrzeba i naprawdę spotkamy się z atencją, bo czy mama lub kochana ciocia nie przychyli w tym okresie nieba? Wykorzystajmy to my kobiety w czasie połogu. Pozdrawiam. Hanna
Nie toleruje takiego zachowania. Do nas teściowie zrobili nakazd na chatę po powrocoe do domu. Bo Święta i bo chcą zobaczyc”Maluszka” (do tej pory jak slysze to słowo to mnie trzepie, tym bardziej że mama męża nie uzywala innego slowa wobec dziecka chyba przez pierwsze 4 miesiące życia, nie, nie uzyla imienia). Moim zdaniem takie cos ma sens tylko wtedy jesli ktos sobie wyraznie życzy takich odwiedzin. Ja bylam w dosc ciezkim stanie glownie mentalnie po porodzie i nie ogarnialam wszystkiego psychicznie. I nie pomoglo to, zdecydowanie nie pomoglo. Przy najbliższym porodzie ma być inaczej. Na szczęście mój mąż stoi murem za mną.
Przykre te historie. Ja po pierwszym porodzie sn byłam z synkiem 5 dni. Odwiedzał mnie tylko mąż i raz wpadła po pracy (8h po porodzoe) kolezanka dosłownie na chwilkę. Drugi porod – blizniaki, cc, (5tyg w szpitalu przed cc) I tylko mąż przyjeżdżał. 2 dobry po cc wypisałam się na własne żądanie. Stawiam na swoim. Ludzie zawsze gadali, gadają i gadać będą a że nie mam na to wpływu to mam gdzieś co o mnie myślą. Dla mnie najważniejsze jestem w tym czasie ja i moje dzieci, nasza rodzina a nie tłumy gapiów. I mowie o tym głośno