Od kiedy pamiętam zmagałam się w myślach z moimi niedoskonałościami. Już w przedszkolu zazdrościłam szczupłej Asi, która trenowała balet. Była drobna, miała białe jak śnieg włosy i pięknie tańczyła na przedstawieniach. Zawsze się uśmiechała i szaleli za nią wszyscy przedszkolni amanci.
Ja też miałam swojego amanta. Pech chciał, że Robert był w moim przekonaniu najbrzydszym chłopcem w przedszkolu, bez zębów na przedzie, zajadającym gile na drugie śniadanie. Natomiast za wspomnianą Asią szalał Tomek. Śniady blondyn, który miał najlepsze resoraki w przedszkolu. Chciałam być jak Asia, która miała „wszystko”.
W szkole podstawowej nie było lepiej. Jedne dziewczyny szybciej biegały. Drugie potrafiły skakać w dal niczym polny zając. A ja z moimi dużymi piersiami, które przeszkadzały mi w biegach i skokach mogłam jedynie mistrzowsko pchać kulą, gdyż miałam ją na czym opierać.
Z podobnymi kompleksami zmagałam się w szkole średniej i na studiach. Zawsze byłam od kogoś grubsza, brzydsza i wolniejsza. Zawsze znalazłam sobie kogoś komu w duchu zazdrościłam albo porównywałam się do niego. Promienna skóra. Jędrne piersi bez stanika z fiszbinami. Hollywoodzki tyłek. Szelmowski uśmiech. Łydki Cameroz Diaz. Dekolt Halle Berry. Stopa rozmiar 37. Nie pomagały mi w tym zupełnie okładki Cosmpolitana, który był moją urodową wyrocznią – wpędzały mnie one w jeszcze większe kompleksy. Żyłam jednak nadzieją, ze z pomocą czarodziejskiej różdżki i ja stanę się tym aniołkiem z gracją wyginającym się przed obiektywem aparatu. Liczyłam, że może i mnie ktoś zaczaruje niczym Kopciuszka i znajdę swojego księcia, który wybierze właśnie mnie. O, ironio!
Aż pewnego razu, i paradoksalnie było to nie tak dawno, oprzytomniałam. Byłam już zmęczona tym pogrążaniem siebie na tle innych. Stojąc przed lustrem widziałam same niedoskonałości. Bez makijażu czułam się goła.
„Magda, kurwa!” – powiedziałam w duchu do siebie. „Czy Ty kiedykolwiek będziesz zadowolona z siebie?!” „Czy Ty kiedykolwiek polubisz siebie za to jaka jesteś? Nie tylko na zewnątrz, ale także w środku?”
Czy wygląd zewnętrzny naprawdę jest tak istotny? No nie jest, do cholery! O ile nie masz zajętej oparzeniami twarzy i nie zmagasz się z poważną niepełnosprawnością już na starcie wygrałaś! Wyszukując coraz to nowe niedoskonałości z czasem wpędzę się w kozi róg, bo już nie będę młodsza, zgrabniejsza i zdrowsza. Właśnie teraz, w okolicach trzydziestki, jest idealny czas na to, aby pogodzić się z tym co posiadam, z tym jak wyglądam. Bo będzie to moim psychicznym kapitałem na późniejsze lata, w których moja metryczka będzie bogatsza o kolejne cyfry a zmarszczek nie będzie ubywać. Jak zajebiście byłoby wkroczyć w trzydziechę, czterdziechę z uśmiechem na ustach i pewnością siebie? Ta pewność siebie za dwadzieścia lat sama się nie urodzi! O nią trzeba powalczyć już teraz!
Usiadłam wieczorem na sofie i zaczęłam przypominać sobie komplementy, które kiedyś dostałam od różnych osób i których nigdy nie zapomnę, bo bardzo mi utkwiły w pamięci.
„Magda, jesteś taką ciepłą kobietą…” – powiedział na początku naszej znajomości mój Mąż. Tak! Jestem emocjonalną, ciepłą kobietą z krwi i kości! Gdy na kimś mi zależy uchylę nieba! To słowo „ciepła” niosło mnie jak na skrzydłach przez cały dzień!
„Jak Pani pięknie pachnie.” – powiedział starszy, elegancki Pan, który przechodził obok mnie na ulicy. Tak, zapach! Zapach też dodaje mi pewności siebie. Lubię ładnie pachnieć, nie nachalnie a delikatnie. Znalazłam kilka zapachów z tzw. „ogonem” z którymi dobrze się czuję.
„Zawsze gdy się spotkamy mam dobry humor przez resztę dnia.” Kurde. To wspaniale, że potrafię dodać ludziom endorfin i dobrze się czują w moim towarzystwie!
„Magda, bo Ty słuchasz drugiego człowieka, gdy z nim rozmawiasz. A nie strzelasz kontrargumentami jak z karabinu.” Być dobrym słuchaczem to cenny dar. Ucieszyłam się, że tak mnie ktoś postrzegał. Wydawało mi się, że moje milczenie może być źle odbierane.
W chwilach gorszej samooceny i burzy hormonów przypominam sobie bardzo ważną rzecz: jest ze mną cudowny mężczyzna, który mnie pokochał i nie jest on ze mną dlatego, że mam duże oczy, wąską talię i biodra w kształcie klepsydry bez cellulitu w gratisie. On jest ze mną pomimo tych niedoskonałości, które widzę ja a jemu wydają się one zapewne najpiękniejsze na świecie. Bo są moje. Są i jego.
Jasne, dbajmy o siebie! Ćwiczmy, pielęgnujmy ciało, jednak nie w imię trendów i pod wpływem okładek magazynów, ale po to aby się zdrowiej czuć w swoim ciele. I słowo klucz: nie za wszelką cenę, ale w swoim, właściwym tempie. I ponad wszystko: w zgodzie ze sobą.
Idąc nieco dalej, od kiedy jestem świadomą matką chciałabym potrafić zaszczepić u moich synów tę pewność siebie, niezależną od wyglądu. Pewność siebie, która pomaga iść przez życie z podniesionym czołem. Pewność siebie, która niesie jak na skrzydłach. Pewność siebie, która jest niezależna od kilogramów na wadze, od ocen w szkole, od ludzi którzy nas otaczają. Jak miałabym to zrobić będąc samej w szponach kompleksów?
„Posiadanie niskiego poczucia własnej wartości jest jak jechanie przez życie na zaciągniętym hamulcu ręcznym.”
– Maxwell Maltz
Właśnie zwolniłam ręczny! Jest wspaniale!
Kto dołączy? :-)
18 komentarzy
Extra wpis :))))) buziaki
No to ja Ci teraz strzelę komplementem: świetnie piszesz i Twoje teksty zdecydowanie poprawiają mi humor :-). Coś wiem o posiadaniu „za dużych” piersi w szkole. Kiedy inne dziewczynki były jeszcze szczuplutkie, jak szczypiorki, ja dorosłam… Ale co tam, świat nie na wyglądzie stoi ;-)
Jak powiedziała Amy w Teorii Wielkiego Podrywu: „Sheldon, sometimes you forget, I’m a lady. And, with that comes an estrogen- fueled need to page through thick glossy magazines that make me hate my body.” ;)
Choć nigdy nie miałam figury modelki to poza krótkim czasem bycia nastolatką nigdy nie byłam zakompleksiona. A i z wiekiem lubię się coraz bardziej :) Cieszę się że i ty odpuszczasz z kompleksami bo fajna z ciebie babka.
O tym samym ostatnio wspomniałam. Wg mnie poczucie własnej wartości i pewność siebie (nie mylić z narcyzmem), to fundament naszej tożsamości i bardzo chcę zadbać, by mojej córce tego nie brakowało. A odkąd jestem matką te moje kompleksy jakoś przestały być ważne :)
Świetny wpis! Mnie z kompleksów paradoksalnie wyleczyło ciało po ciąży – stwierdziłam, że i tak nie będzie już lepiej, więc trzeba cieszyć się tym co jest. Poza tym warto zamienić młode jędrne ciało na wymarzony, wyczekany, największy cud i szczęście w postaci Synka – to uczciwa „cena” ;) I kolejna rzecz – podobnie jak u Ciebie argumentem był wiek – ja przekroczyłam już 30-tkę, więc na serio „lepiej już nie będzie” ;)
Jesteśmy za grube, za chude, mamy za duże piersi, za małe, za grube uda, za szczupłe itepe, itede. Ja akurat należę do tej chudej grupy i niby według tych kanonów powinnam czuć się piękna. Jednak kanony to jedno, a poczucie własnej wartości to drugie, natomiast wredni ludzie lubiący dosolić to trzecie… mimo wszystko cały czas uczę się czuć się piękna :).
Ja też miałam całe życie mnóstwo kompleksów. Ale po urodzeniu dziecka było jeszcze gorzej rozstępy itp. Minęło trochę czasu i tak jak ty powiedziałam sobie stop. Dbam o siebie ale mam odwagę jechać z dzieckiem na basen bez makijażu o zgrozo i mam w dupie, mój kochany i tak wie jak wyglądam bez i w makijażu i kocha mnie taką, wiec dlaczego ja nie mogę siebie pokochać. Więc kocham siebie moje wady i zalety i dobrze mi z tym nareszcie. I odkąd zmieniłam myślenie o sobie słyszę mnóstwo komplementów. Pozdrawiem
Ciężko zaakceptować to, że te godziny siłowni, pogoń za brakiem zmarszczek nie ma naprawdę znaczenia. Ja mam wrażenie, że za mało się pochylam nad tym jak wyglądam, ile ważę i że znów w ciuchach z sh. Zycie jest krótkie, za krótkie by robić coś dla tak ulotnych spraw
Zdecydowanie my sami podchodzimy do siebie bardziej krytycznie, niż inni ludzie. Czasami warto spojrzeć na siebie ich oczami, albo skonfrontować nasze opinie z ich. Nagle się okazuje, że te nasze uda wcale nie są takie najgrubsze ;)
Tekst super!, Myślę, że czytasz Kobietom w myślach i lecisz z pomysłami według nastrojów i zmagań całej innej reszty. Do niedawna zmagałam się z tym samym i właśnie zwolniłam hamulec ręczny, nie doszłam do tego sama, nie, pomogła mi Pani psycholog, powiedziała: Musisz polubić siebie, bez tego nie pójdziesz w przyszłość, zaakceptować siebie. I tak zrobiłam, zaczynałam dzień od przeglądania się w lustrze w bieliźnie (!) i mówiłam sobie, zajebista laska z Ciebie, wychodząc z dziećmi na spacer lub do lekarza- malowałam rzęsy i trzepotałam nimi i najmodniejszy róż nakładałam na usta- z dwójką dzieciaków wyglądam jak ich starsza siostra(!)- jestem tego świadoma i lubię to. Nie ćwiczę na siłowni, nie biegam, mam za dużo skóry na brzuchu po dwóch ciążach i po boczkach jest za co złapać. Lubię siebie taką, lubię swoją niedoskonałość i jestem pewna siebie. Dziękuję Ci za ten tekst, dzięki niemu mam świadomość, że wszystkie zmagamy się z tym samym i wszystkie myślimy podobnie. Ale się rozpisałam :-) ale taka jestem;) . Pozdrawiam gorąco.
Madzia – gratuluje…po pierwsze tego, że dałaś radę zwolnić hamulec – nie daj się namówić nikomu na ponowne jego zaciągnięcie!…chciałabym też dać radę..ciężko w tym świecie o takie zdrowe podejście…a takie właśnie mi się marzy…niedaleko wczoraj usłyszałam od swojego Męża i Przyjaciółki, że nie potrafię w ogóle przyjmować komplementów…coś w tym jest…zawsze widzę się inaczej niż reszta świata…
wiesz, bardzo boli mnie, gdy widzę brak wiary w siebie u mojego najstarszego Syna – kiedyś Ci o Nim pisałam – ale ktoś mądrze mi kiedyś powiedział – nie przekażesz, nie nauczysz czegoś czego sama nie potrafisz….
dlatego tak sobie kulejmy z tym niestety obydwoje…
Madziu, życzę Ci byś wzleciała jak na skrzydłach…wierzę, że dasz radę…
wiesz? za małe cycki to też problem..i dupa za duża :) ale z jednym się zgodzę, pewność siebie buduję się od środka i też walczę jak lwica o pewność siebie chłopca, bo on z natury raczej jest nieśmiały…i powtarzam w kólko, że jest najwspanialszy, najlepszy i w ogóle…aż, się boje czy nie przesadzam? ale chyba nie, bo mój brak pewności siebie bierze się z dziecinstwa…a co do mężczyzn? moj ulubiony kawałek Robiego Williamsa „love your curves and love your edges, love your perfect imperfections” :)
Dobrze to ujęłas babeczko!! Wiesz co… wole jechać na opuszczonym ręcznym.. i ja tak właśnie robie… wiem ze nie jedna osoba mi tego zazdrości… ja wiem, że nie jestem doskonała ale mi jest cholerka szkoda czasu na to ze mam o 10cm za dużo w talii i oponę zamiast płaskiego brzucha… Ty.. ja się całkiem świetnie czuje.. czuje się dobrze sama ze soba… I wiem ze jest wiele osób na swiecie które oddały by wiele żeby wyglądać tak jak ja… a do perfekcji mi na pewno daleko… ale ja nam wy***bane :) <3
Pieknie! Ja swego czasu też mialem kompleksy. Mi duzo w zwalczeniu pomógł sport.. Piszesz, ze się wygralo jak nie ma oparzeń czy niepelnosprawnosci. Po czesci z pewnością tak jest. Jednak jak to ktos kiedys powiedzial „ladni mają w życiu latwiej”. Cos w tym powiedzeniu jest prawdziwego. Widzisz.. Ty mialas kiedys problem z tym ze ktos biega szybciej czy skacze dalej. A byc moze to dziewczyny tobie zazdroscily biustu. Moja żona np. Ma niesamowicie duzo włosów i strasznie przez to narzeka. Jednak bardzo czesto spotyka sie z sytuacja, gdzie ktos jej mowi cos w stylu : rany! Ale ma Pani duzo włosów. Zazdroszczę!
Popieram. Ostatnio doszłam do tego samego wniosku. Mało tego. Są rejony których nie lubię ale nie mówię o nich głośno bo wtedy nikt ich nie widzi. „Fajnie masz, nie masz rozstępów po ciąży” – owszem mam! Ale nie powiem ci gdzie. Żyj w nieświadomości ;)
Magda, zdradzisz nazwy tych perfum? Mam 33 lata i milion nieudanych prób za sobą ;-) Proszę… :-)
Ps. Zapraszam
https://www.facebook.com/pg/Jak-%C5%BCy%C4%87-i-nie-zwariowa%C4%87-336755733361849/about/