Pozwólcie, że w dzisiejszym poście to mail od Aliny* będzie grał główne skrzypce a ja jedynie pozwolę sobie na krótki komentarz. Sytuacja Aliny mam nadzieję da do myślenia wszystkim tym kobietom, które zagapiły się i zapomniały, że jest moment, w którym powinny zejść ze sceny po to, aby umożliwić swojemu dorosłemu już dziecku, najczęściej synowi, stworzenie zdrowej i pełnej miłości relacji.
*imię zostało zmienione na prośbę Czytelniczki.
Alina napisała: (mail został mocno skrócony za zgodą autorki i kosmetycznie skorygowany)
„Cześć Magda. Wiem, że czyta Cię wiele kobiet, dlatego chciałam skorzystać z okazji, by spróbować opowiedzieć moją historię. Może da ona do myślenia osobom, do których powinna ona trafić. […] Wielka szkoda, że w ten sposób musiała potoczyć się historia naszej rodziny. Mamy jednak ze Sławkiem świadomość, że tylko w ten sposób będziemy mogli stworzyć związek, o jakim zawsze marzyliśmy. Żałuję, że on nie słuchał mnie od samego początku, kiedy sugerowałam mu, że tak nie powinno być. Próbował brać jej stronę. Dopiero po czasie zrozumiał, że to wymknęło się spod jakiejkolwiek kontroli i psuje naszą relację. […]
Zaczęło się jeszcze zanim wzięliśmy ślub, ale dokładnie w momencie, w którym zamieszkaliśmy razem. Teściowa zaczęła znienacka nas odwiedzać niby pod pretekstem zakupów nieopodal albo spaceru z psem. Choć wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że to mało wiarygodne, bo mieszkaliśmy wtedy po drugiej stronie miasta. Kolejnym krokiem było wpadanie z gotowym obiadem na weekendy, mimo że nie mieliśmy ochoty na tak częste spędzanie czasu razem. Kiedy mój Sławek przestał odbierać telefony i oddzwaniał dopiero po jakimś czasie, to zaczęły się kolejne kroki. Wtedy wysyłała smsy, że jest jej słabo i źle się czuje, z pytaniem, czy mógłby zawieźć ją na zakupy albo do apteki. To nic, że aptekę miała pod blokiem a duży market 100 metrów dalej. Zagryzałam zęby łudząc się, że tylko sobie nadinterpretuję jej zachowanie i ma dobre wobec nas zamiary. […]
Sławkowi trudno było odmawiać, dlatego ulegał jej prośbom a odkąd zaczęły się jej (jak się później dopiero okazało) fikcyjne problemy ze zdrowiem, to jeździł do niej na każde skinienie. […]
Doszło do momentu, w którym po powrocie z pracy zaczęliśmy się mijać w drzwiach, bo on codziennie musiał jeździć do swojej mamy. Wiem, że byłam za bardzo wyrozumiała wtedy. Powinnam była już wtedy zareagować i doprowadzić do konfrontacji, aby raz a dobrze wyjaśnić sobie wszystko. Sławek był jej jedynym synem, tak na marginesie. Tutaj też upatruję problem. […]
Myślałam, że po moim porodzie wszystko jakoś się ustabilizuje, ale było jeszcze gorzej. W pewnym momencie oświadczyła, że tak bardzo chce towarzyszyć w wychowaniu naszego syna, że chciałaby z nami pomieszkiwać ale tylko na weekendy zastrzegła. Dla mnie było to nie do pomyślenia, ona jednak nalegała a Sławek uległ po tym, jak ona któregoś dnia powiedziała, że czuje, że niewiele dni zostało jej do życia. Skończyło się na tym, że mieszkała z nami od piątku do niedzieli. […]
Niedługo po tym udałam się na terapię, podczas której wiele mi się wyjaśniło.
Postawiłam Sławkowi ultimatum: albo ja albo ona. Już dłużej nie mogłam wysłuchiwać tego, jak coś robię źle, jak źle karmię syna, jak powinnam go ubierać i jak powinnam spędzać z nim czas. Czułam, że ta sytuacja zjada mnie od środka. […]
Sławek zrozumiał. Za moją namową uczestniczyliśmy w kilku sesjach terapeutycznych, w trakcie których okazało się, że trafiliśmy na kobietę, która nie potrafiła zejść ze sceny w odpowiednim momencie. Niestety, żeby uchronić nasz związek i naszą rodzinę musieliśmy ukrócić kontakty do koniecznego minimum. Obecnie widujemy się tylko kilka razy w roku a i tak podczas tych spotkań dochodzi do ataków na moją osobę i jestem poddawana nieustannej ocenie. […]
Piszę do Ciebie, aby uświadomić tym dziewczynom, które mają do czynienia z tego typu teściowymi, aby w porę postawiły wyraźną granicę i temat przepracowały ze swoim partnerem.
Z jego strony również musi płynąć klarowny przekaz, że nie życzy sobie na tak mocne ingerowanie w swoje życie. W przeciwnym razie może dojść do rozpadu małżeństwa, a w naszym przypadku niewiele do tego brakowało. […]”
Znam ten typ kobiet, którym trudno pogodzić się z faktem, że ich dorosły już syn kocha teraz drugą kobietę, która jest dla niego najważniejsza i to z nią chce spędzić życie.
Znam go z opowieści moich znajomych, zatem historia Aliny to wcale nie jest taki odosobniony przypadek! Ja też kiedyś będę teściową i będę musiała przepracować sobie w mojej głowie ten fakt, że moje najważniejsze zadanie jako matki już się zakończyło i teraz jest czas, aby po prostu być, obserwować, trzymać kciuki i dopingować. Zapewne będzie wiele sytuacji, w których nie będę się z czymś zgadzać. Jednak moje opinie będą drugorzędne! Z tym trzeba się pogodzić. :-)
Nadrzędne będzie szczęście moich dzieci, których decyzje będę musiała uszanować a ich partnerów zaakceptować! :-)
Brak komentarzy