Mierzi mnie. Kłuje. Gniecie i wk.rwia. Wk.rwia mnie wszędobylska bylejakość.
Miałam zacząć od słowa wstępu, ale słowa wstępu nie będzie. Bylejakość też atakuje znienacka i nie robi żadnego wprowadzenia. Ona atakuje na każdym kroku. Począwszy od krzywych kafli w łazience walniętych na odpierdol przez zaufanego Pana Zbyszka, który miał być mistrzem prostych prostopadłych, skończywszy na mojej zygzakowatej bliźnie po cesarskim cięciu wykonanej przez frajera, którego byłam ostatnią pacjentką pewnego czwartku. Jeden skończył fuksem technikum budowlane albo przeszkolenie Pana Waldka, a drugi rąbał wódę w akademiku zamiast zdać wzorowo egzamin z anatomii.
Zarówno jeden jak i drugi zdaje się być mistrzem plastykowych skrzypiec i krzywego smyczka. Jeden i drugi każdego dnia odwala manianę. Albo mu się uda zrobić coś prawidłowo albo spieprzy robotę po całości. Pieprzona loteria! Jeden ma w garści moją kasę i czas, a drugi zdrowie i kondycję na lata. Pozoranci, ignoranci i frajerzy!
Bylejakość atakuje Cię, gdy chcesz zmodyfikować swoją stronę internetową. Zgłasza się do Ciebie firma, której właściciel opowiada o swojej zajebistości i technicznych możliwościach, po czym okazuje się, że to najcieńszy Bolek ze wszystkich Bolków. I jesteś miesiąc do tyłu. Miało być jaśniej tymczasem w dupie ciemnej tkwisz przez idiotę.
Bylejakość widzisz, gdy mijasz polskie miasta i wioski. Smród, brud i głupota zza prawie co drugiego płota. Estetyka i porządek to archaizmy, o których nikt nie słyszał, z proboszczem parafii na czele.
Bylejakość czytasz w serwisach informacyjnych. Rzetelność informacji i etyka dziennikarska to zdinozaurzone hybrydy nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Liczy się tylko to, że Ty to łykasz jak głodny pelikan i nabijasz im kliki. Widzisz sensacyjne zdjęcie, krzyczący nagłówek a w środku zgniłe jajo, niestety. Mydlą Ci oczy, piecze Cię to cholernie a Ty dalej czytasz to gówno. Po co?
Bylejakość oglądasz na półkach sklepowych. Już nieważny jest przyzwoity skład i naturalny smak. Teraz inżynier żywności wykreuje dla Ciebie kawał mięsa pachnący świeżością. Wytrzyma on na półce rok cały, po to aby nakarmić Cię później tym papierowopodobnym tworem.
Bylejakość zakładasz na siebie zapłaciwszy za nią słono. Szwy się rozłażą. Kolor blednie a Ty wyglądasz po trzecim razie jak w wygotowanej w 90 stopniach szarej piżamie.
Bylejakość torpeduje Cię ze szpitali. Nie dasz w łapę – zginiesz marnie. Albo Cię krzywo zszyją, albo zapomną wyjąć wacik, albo podadzą za dużą dawkę. Kasa, Panie! Kasa! Hipokrates dostaje spazmów w swoim grobowcu, a lekarze grają w ene due rabe, bo „profesjonalizm” i „człowiek” znaczą dla nich tyle co dla mnie „polityka” i „bakterie”.
I żeby nie zabrzmiały te moje zdania jak skowyt duszonej przez lwa hieny – ja mam receptę na tę wszędobylską bylejakość. Nie przyzwalam już na to co widzę, co bezpośrednio mnie dotyka i mierzi od środka. Chwytam za jaja i wyciskam co moje. I obiecuję, że wycisnę wszystko z każdego kto mnie spróbuje poczęstować swoją bylejakością.
Uczę się wybierać perły. Już wiem, że one istnieją. Oddzielam ziarno od plew i odsuwam od siebie chłam. Nie, dziękuję. Nie chcę ścierwa! Nie chcę bylejakości. Szukam do skutku! I trafiam dzięki temu na otolaryngologa, który z zamkniętymi oczami mógłby zoperować mojego guza. Był na drugim końcu Polski, ale warto było go odszukać. Dzięki temu odsiewaniu trafiam także na Pana Y, który szafki kuchenne robi idealnie na wymiar i nie strzela fochem, gdy trzeba coś poprawić. On robi, ja płacę. Także dzięki temu brakowi przyzwolenia na bylejakość trafiam na pediatrę, który nie karmi mojego dziecka antybiotykami.
Bo ja chcę konkret. I sama chcę być tym „konkretem”. Nie półśrodkiem. Nie przecinkiem. Chcę esencji i sama pragnę być tą esencją. Chcę by ludzie do mnie uderzając wiedzieli, że jestem właściwą osobą. Osobą, która na ich pytanie da im dobrą odpowiedź, a nie nakarmi ich miernotą.
Wspaniałą lekcję dostałam od moich rodziców, którzy na każdym kroku uczyli mnie i moje rodzeństwo tego, że do każdej najmniejszej czynności należy się przyłożyć. Począwszy od ścielenia łóżka skończywszy na odrabianiu lekcji. I chociaż miałam im to za złe, że cisną nas niemiłosiernie, to zasiali oni w nas ziarno, które mam nadzieję właśnie kiełkuje. Chciałabym zaszczepić w moim Synu to samo. Wysiłek i starania o bycie lepszym jest tym co powinno nas nakręcać każdego dnia. Prześlizgiwanie się w życiu na bylejakości to droga donikąd.
„Jedyną drogą rozwoju jest ciągłe podnoszenie poprzeczki, jedyną miarą sukcesu jest wysiłek jaki włożyliśmy aby go osiągnąć.”
Bruce Lee
Paradoksalnie, z bylejakością najlepiej walczy się zaczynając od siebie. Najpierw jednak musimy pozbawić się wrodzonego poczucia zajebistości, które przeszkadza nam w dokonywaniu tych zmian.
Też szukasz konkretu i chcesz być konkretem? Nie przyzwalasz na bylejakość?
13 komentarzy
Oj Magda, nie pozwalam. Gdybyś wiedziała jak bardzo, właśnie przybijałabyś mi piątkę. Zajebistą piątkę, nie byle jaką.
Piękny post. Jak zawsze trafiasz w sedno. Ja pozostawię sobie do przemyśleń zdanie, żeby bylejakosci najpierw wyplenic z siebie.
:*
Dobry tekst! A tego chłamu w serwisach informacyjnych nienawidzę!
Ludzie najpierw narzekają a później mówią „no tak, ale co zrobić, jest, jak jest”. Ale da się robić inaczej. Też przekopałam całe miasto, żeby znaleźć dobrego lekarza dla dzieci. A temat profesjonalnych panów od stron dotknął mnie mocno osobiście. Pan też miał być najlepszy i wyrobić się w miesiąc. Czekałam 4 m-ce i nie dostałam nic. Postaram się nie rozwijać tematu, bo mogłoby być ciekawie :) W końcu trafiłam na profesjonalistę, z którym współpraca była przyjemnością. Jeśli jednak nie chce się być byle jakim, trzeba się nastawić od razu i przygotować, że to jak droga pod wiatr a ludzie nie będą sprzyjać i będą nas mieli za dziwaków. Ale co tam :) Pozdrawiam
W samo sedno. Bylejakość faktycznie nas otacza, w serwisach informacyjnych to denerwuje strasznie. Pewnie stąd taka popularność blogosfery – ludzie wzięli się poważnie do pracy i sami, oddolnie tworzą sobie porządną publicystykę, której nie ma na znanych portalach, bo tam tylko „content”, a nie artykuły :) Z jedzeniem.. jeszcze gorzej, ale tutaj niestety jest trochę mniej demokratycznie. Dobre jedzenie kosztuje więcej – tak już jest. Warto jednak przykładać się do tego i nie kupować syfu- zgadzam się. A bylejakość w naszym kraju – ta architektoniczna, ta banerowo-reklamowa.. to jest coś strasznego! Dopiero po dłuższym pobycie gdzieś indziej zaczynamy to dostrzegać, oczy bolą od tego bałaganu, od niespójności.
Btw. Świetny post :)
Cytat z Bruce’a świetny :)
Myślę sobie, że bylejakość jednak chyba jest komuś potrzebna. Przecież inaczej nie istniałaby … prawda?
PS Ciekawe czy Twój lekarz stroniący od antybiotyków to nie ten sam do którego i my zaglądamy ;)
Bylejakość? Toż to o kasę chodzi, klikalność, poczytność. Byle szybciej, byle taniej, byle mniej czasu poświęcić (a zasada Pareto czasem się sprawdza).
Czemu wyzbyć się poczucia zajebistosci? ????
Najmocniej zgadzam się z tym, że powinniśmy zacząć od siebie oraz z tym, że nie możemy na bylejakość przyzwalać innym, co wymaga oczywiście pracy od nas samych bo często machnąć ręką na zasadzie „ok, niech już będzie”, jest łatwiej niż poszukać lepszego rozwiązania. Dotyczy kupna ciuchów na szybko, jedzenia w pędzie, wyboru męża bez pewności bo „już czas” ;) A i nasze czasy są na tyle zabiegane, że nie każdego stać na poświęcenie uwagi pewnym sprawom.
nie zmęczyło Cię to? wnerwiało mnie to samo… odpuściłam bo moje życie opierało się na szarpaniu z ignorantami i bylejakością. Teraz jestem kilka tysięcy kilometrów dalej i jest lepiej… duuuuużo lepiej
szczesliva! w punkt! ja Cię czytuję, rzadko odpisuję, ale tu mnie masz… rechotałam jak żaba i przeżywałam jak ona :) konia z rzędem za taką psiapsiółkę… jestem zatem
Twoją wierną czytelniczką.
Bylejakość jest wszędzie i mam tego trochę dość. Na każdym kroku trzeba być czujnym, bo ktoś pod przykrywką firmy eko bio sro chce Cię wydymać.
o tak, najpierw trzeba zacząć od wiary w siebie i w swoje możliwości. Dopiero później można się uczyć przekładac to na inne aspekty życia