Miniony weekend. Powoli kończymy robić nieplanowane zakupy w jednym z krakowskich marketów. Gorączka kolejkowa daje się wszystkim we znaki. Ktoś tam zapomniał zważyć bananów. Kto inny zapakował na taśmę artykuł bez kodu kreskowego.
Sprawa się przedłuża. Pani kasjerka spocona jak mops, bo nie udaje się odczytać karty płatniczej klienta. Wszystkie kasy pełne. Wszyscy mają dosyć. Aż człowiek żałuje, że nie udało mu się zdążyć z zamówieniem zakupów z dostawą do domu.
Pomału jednak ku uciesze naszej i naszych dzieci zbliżamy się do pani kasjerki i wtem jeden z naszych synów przez nieuwagę upada.
Uderzył się głową w koszyk, ale nie spanikował. Usta złożyły mu się w podkówkę, ale trzymał się dzielnie. Ja go pogłaskałam po głowie, a mój M. wziął go na ręce, żeby chłopaka przytulić i uniknąć jego kolejnych upadków, bo w kolejce było wybitnie ciasno.
Junior wtulił się w tatę. Tata zadowolony, że synal wtula się w jego ramię. Synal zadowolony, że czuje się na rękach ojca bezpiecznie i już mu kolejny upadek nie grozi. Ja razem ze starszakiem patrzymy na nich z czułością, bo chłopaki mieli taki swój moment tulenia, o który trudno kiedy hormony dwulatka rozsadzają go ostatnio od środka. Gdyby nie ciąża sama bym go wzięła na ręce, bo bidulek był jakiś taki zagubiony.
I nagle odzywa się za nami kobieta, która chyba się z lekka zapomniała i pomyliła miejsca:
– Ooo, pan go nie nosi tyle, bo się chłopak przyzwyczai. Ja moich trzymałam krótko i przynajmniej plecy mam zdrowe.
Odwracam głowę w stronę kobiety, otwieram szeroko oczy i uśmiecham się z lekka nie dowierzając. I mówię do M.:
– Słyszysz? Pani sugeruje, żebyś go nie nosił, bo się przyzwyczai :D Chcesz mieć zdrowe plecy? – i puszczam mojemu facetowi oko.
M. odwraca głowę i zbywa kobietę wzrokiem, czemu się w sumie nie dziwię, bo witki opadają na niektóre życiowe mądrości niektórych oświeconych. Ale kobiecina nie odpuszcza. I już po kolejnych słowach było wiadomo, że ewentualna synowa ma z nią przesrane, a jeśli posiada syna, to zdecydowanie miał z lekka skrzywione dzieciństwo.
I rzecze pod nosem niby do siebie, ale tak żeby wszyscy słyszeli:
– No nie posłuchają, bo wiedzą lepiej. Robią z syna mameję zamiast postawić na nogi. Młodzi a głupi.
M. zaczyna płacić za nasze zakupy z dzieckiem już tego nie słysząc. Ja zbieram się do komentowania, ale ciążowa demencja daje mi się we znaki i z refleksem i ciętą ripostą u mnie dość ciężko.
I słychać z tyłu głos dziewczyny, która stoi z chłopakiem. Pewnie studenci.
– No, właśnie widać i słychać, że pani rodzice na pewno nie przytulali…
Piąteczka! You go, girl!
Tulmy nasze dzieci. Nie dajmy się prowokować głupim gadkom. Czułość i bliskość nie jest czymś, co należy dozować z najwyższą ostrożnośnią. Pokazujmy naszym dzieciom, że jesteśmy obok nich właśnie wtedy, kiedy nas potrzebują. Zapomnijmy o zimnym chowie, który w umysłach niektórych jest właściwą drogą.
Bliskości i ciepła nie da się przedawkować! :-)
15 komentarzy
Tulaski i przytulaski u nas są na porządku dziennym ? bo tego nigdy dość ?
Zgadzam się. Ja też chłopaków tule. Dużego i małego. Jak się wywala, to przytulam i mówię, że wiem że boli ale przestanie. ?
Niektórych 'bab’ nie da sie zreformować, my w wakacje na spacerze po promenadzie w Kołobrzegu, wioząc naszego dwulatka w spacerówce, usłyszeliśmy: 'takie duże dziecko i w wózku wożą!’ na co nie ugryzłam się w język i powiedziałam 'a pani jaka stara taka wścibska!’ No kur.czaki jakbysmy i 4latka wieźli po całym dniu szaleństw na plaży to co ją to obchodzi?! Ahhhh
Ja chyba moja córke w spacerówce do prawie 2,5 lat woziłam. I tak samo kiedyś byliśmy nad morzem, daleko szło się z kwatery na plażę więc mała 2 latka w spacerówce a starsza 7 lat jak już nie miała siły z powrotem z plaży to stawała z tyłu spacerówki i tak pchaliśmy wózek.
Dokładnie tak. Mi też ciągle mówią, że noszę dzieci na rękach, że ich przyzwyczaiłam, i kiedy za każdym razem mały płacze i wyciąga rączki bym go wzięła i przytuliła słyszę :”Widzisz, nauczyłaś go to tak masz”. No to nie rozumiem – mam go totalnie olać kiedy łzy mu spływają po policzkach jak wielkie grochy, mam po prostu przejść obok i tak zostawić? Wkurzające są takie teksty.
Właśnie wróciłam z moją 5 miesięczną
córeczką z rodzinnego spotkania. Pytali się jak mała śpi i takie tam. Dumna z siebie ,że nad ranem biorę moje dziecię do nas do łóżka karmię, przytulamy się i jest nam jak w niebie. Po czym jedna „ciotek” sztandarowo ogłosiła, że nie można dzieci przyzwyczajać do noszenia na rękach i spania razem. Tylko się uśmiechnęłam i odparłam. Do czego nie wolno przyzwyczajać? Do miłości? Tule, biorę na ręce, a jak mnie już ręce bolą to chustuję i przytulamy się dalej.? To są nasze cudowne chwile, które nigdy nie wrócą. Kochajmy i przytulajmy nasze dzieciątka!
Pozdrawiamy? https://uploads.disquscdn.com/images/85fdd5b5cb1b0d6c7dfc078c4a63958628dc6527fb17bbd9fcf0e73e0947ba05.jpg
Moja 10 latka cały czas przychodzi po przytulasy i cieszę się z tego bardzo ?. Smutno będzie jak z tego wyrośnie. A mały Szogunek (7lat) też to lubi ?
Jezu jak ja „uwielbiam” takie wredne babska, te ich komentarze i wściubianie nosa tam gdzie nie trzeba.
Ja tam każde swoje dziecko brałam na ręce kiedy ono tego potrzebowało. Dla mnie to naturalny odruch kochającego i czułego rodzica.
Spimy z 2 i pol letnia corka i nad ranem przychodzi 4latek….czy to przesada?nie….jak nie teraz to kiedy jak bedzie mial 18….
Mój synek przez pierwsze 8 miesięcy był noszony non stop. Nie dlatego że se tak wymyśliłam ale dlatego że nie cierpiał pozycji horyzontalnej. Dziś wiem że to zaburzenia sensoryczne z którymi zaczęliśmy walkę. Ale nawet wtedy kiedy tego nie wiedziałam, kiedy miałam dość, kiedy płakałam z bezsilności, ból nóg mnie wykańczał, wszystko robiłam z małym na rękach, kiedy spacery były koszmarem, nigdy mi nie przyszło do głowy żeby zmusić go do leżenia i słuchania jego rozpaczliwego płaczu. Mimo tych rad obcych i mojej własnej mamy.
Ja swojego 2,5 latka nazywam misiem koalą, bo uwielbia sie przytulac z reszta tak ja. pozdrawiam :))
Hahaha piatka dla tej dziewczyny. Zapamietam sobie jej odpowiedz. Moze przydac sie w przyszlosci ;)
Ja miałam wręcz przeciwnie..jak niosłam swojego 3,5 latka myśląc, że za chwile ducha wyzionę, starsza pani się odezwała ” niech się pani cieszy tą chwilą..dzieci tak szybko rosną ..niedługo wyjdą z domu i już zapomną..”
Ja ogólnie tet nie jestem za robieniem z dziecdziec ciamajd życiowych, ale kurde no juj bez przesady. Skoro młody nie zapłakał to znak, ze dostaje dokładnie tyle cczułośc i miłości, ile potrzebuje. Najgorsza masakra to gdy dziecko jeszcze nawet nie wie, czy go zabolało czy nie, a rodzic juz trzęsie się nad nim, zapewniajac małego, jak barszo go boli. To jednak kompletnie inna sytuacja.