Pewnie większość z Was wie, że jestem mamą dwóch chłopców. Dwóch żywych, wrażliwych brzdąców o niespożytych pokładach energii. Kocham ich całym sercem i robię, co w mojej mocy, aby wyrośli na fajnych, pewnych siebie i odważnych mężczyzn.
Każdy z nich jest inny. Czterolatek to bystry i jednocześnie wrażliwy mały człowiek. Wybitnie empatyczny i odbierający otoczenie z prawdopodobnie dwukrotnie większą wrażliwością niż jego młodszy, niespełna dwuletni brat. Junior natomiast to harpagan. To chłopiec-czołg, którego trudno zatrzymać. Najpierw coś zburzy a dopiero później zorientuje się, że przy okazji kopnął niechcący swojego brata.
Totalnie dwa różne charaktery. Niedługo stukną dwa lata odkąd razem przecierają braterskie szlaki. To dla mnie wyjątkowe doświadczenie być mamą dwóch chłopców. Obserwować jak dorastają, splatają swoje ścieżki i uczą się od siebie.
Dbam przy tym o jeden bardzo dla mnie (jako matki) ważny szczegół. Mam wrażenie, że kiedyś często o tym szczególe zapominano, a teraz jako dorosłe kobiety zbierany tego plony. A może się mylę? Ciekawa jestem Waszych doświadczeń.
Przytoczę Wam sytuację sprzed kilku miesięcy, która dała mi do myślenia. Powiem więcej – głęboko utkwiła mi w pamięci i sprawiła, że zdecydowałam jeszcze uważniej dbać o to, jak traktuję moich synów.
Przyjechaliśmy na kilka dni do moich teściów. Po zjedzonym obiedzie starszak próbował odejść od stołu i przewrócił się nieopatrznie o nogę krzesła porządnie przy tym uderzając głową o wersalkę. Zrobił usta w podkówkę i zaczęło mu się zbierać na płacz. Nagle mój teść, swoją drogą dawny wojskowy, zareagował:
– Mężczyźni nie płaczą! Co się będziesz mazał! Jesteś prawdziwym mężczyzną czy nie jesteś?
Wiem, że teść chciał dobrze, ale cholernie mnie to jego zdanie wkurzyło.
– A odkąd to prawdziwi mężczyźni nie płaczą? – zapytałam.
– No prawdziwy facet to prawdziwy facet. Jak go zaboli, to ma nie dać po sobie poznać, że go zabolało.
– A mnie się wydawało, że prawdziwy facet to taki, który jak ma ochotę, to właśnie zapłacze? Ale co ja tam wiem ;-)
Temat jakoś naturalnie ucichł. Nie chciałam ciągnąć go dalej, bo zarówno ja jak i mój teść jesteśmy z trochę różnej szkoły. Rozumiem ideę nieroztkliwiania się nad sobą i trzymania gardy za wszelką cenę, jednak bardzo dbam o to, aby nie tłumić emocji moich synów, tylko pozwolić im się z nimi uzewnętrznić i próbować je później kierunkować.
Żeby nie było. Ja nie jestem idealną matką równie idealnych dzieci. Popełniam masę błędów, poprawiam się, ale z czasem wyrobiłam już sobie zdanie na wielu polach poprzez poznawanie moich dzieci i ich różnych potrzeb.
Zresztą w domu mam przykład mężczyzny, mojego męża, który prędzej pojedzie umyć samochód i skuter dla odreagowania, niż powie mi, że coś go trapi albo jest czymś wkurzony. W większości przypadków stara się trzymać fason a o zbytnią emocjonalność nigdy nie mogę go podejrzewać. To moim zdaniem skutek takiego a nie innego chowu.
A później spróbuj jako kobieta poznać potrzeby takiego mężczyzny, który większość spraw i emocji zostawia dla siebie ;-) Znacie takie przypadki? To momentami droga przez mękę do poznania człowieka ;-)
Patrząc na to z drugiej, kobiecej strony. Gdy sama byłam dzieckiem lub nastolatką, notorycznie mi powtarzano, że złość piękności szkodzi. Serio? A ja z perspektywy czasu wiem, że okazywanie złości a nie tłumienie jej służyło mi. Mogłam wtedy lepiej poznać samą siebie i poinformować moje otoczenie o moich prawdziwych emocjach, zamiast je tłumić udając ugłaskaną i usłużną dziewczynę, która zawsze jest na TAK.
Wiem, że niektórym to się nie mieści w głowie, jednak ja pozwalam moim dzieciom zapłakać. Nie każę zaciskać zębów, kiedy z czymś sobie nie radzą. Później podchodzę i pytam, rozmawiam, przytulam, próbuję zrozumieć.
Mam wrażenie, że tylko w ten sposób poznam ich potrzeby. W przeciwnym razie za lat kilka będą bały mi się powiedzieć, że z czymś mają problem. Z góry założą, że mają trzymać fason, bo matka i ojciec to ostatnie osoby, na których będą mogły liczyć.
„Dziecko rzadko potrzebuje dobrego mówcy, częściej dobrego słuchacza.”
7 komentarzy
Ja też tak mam. Nienawidzę stwierdzenia, że mężczyźni nie płaczą. Moj synek jest ekstrawertykiem a ja mimo, że jestem introwertyczką bardzo się cieszę, że pokazuje milion emocji na minute. A ja uczę sie od niego okazywania ich co jest super sprawą. Moi rodzice nigdy nie byli wylewni z emocjami co wychodzi teraz u mnie i rodzeństwa, że nawet nie da się normalnie porozmawiać bo temat urywa się w połowie. Cieszę się, że tak dużo mogę się nauczyć od mojego dziecka.
Mój M to typowy wojskowy był dusić w sobie ale z czasem przy moim boku wszystko powoli się zmienia. Chowanie dziecka hmm to co piszesz ma cienka granice bo też nie można się rozeznać bo mazda wyjdzie ja obrazem kierunek trudno zdążyło się do wesela się zagoi przytulne płakać może ale nie raczej na pokaz w nieboglosy. Mam córke i syna tak jak u ciebie córka wrażliwa ale radzaca sobie jak to mówiła jak się podknela upadła to wstała otrzymała się i dalej szła. Syn roczek furiat mały diabełek i płacze z byle powodu obraża się i się zupa narazie daje mu wywalić z siebie emocje bp jest mały ale do 2 lat poczekam trzeba będzie go troszkę utemperowac hehe. Ja nienawidzę dusić w sobie złości radości wszystkiego to co czuje myślę wywala z siebie bo jest potem lepiej
Serio?
Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni w większości znanych mi przypadków są właśnie tacy „małomówni”. Tłumią w sobie emocje, problemy i troski, nie są tak wylewni i wygadani jak my, kobiety. Być może akurat takich facetów mam wokół siebie, a być może takie nasze natury… A być może tak kiedyś wychowywano chłopców – „nie maż się, nie becz, nie sprzątaj, bo to rola baby, itp itd”. Ale emocji nie wolno w sobie tłumić, bo jak kiedyś wybuchną, to będzie armagedon! :) Dlatego jak moja córka się złości albo złość jej próbuje wyjść uszami to zawsze jej mówimy – „Wytuptaj swoją złość!” Wolę, żeby tak odreagowała niż rzucała zabawkami, czy kubkiem z piciem po ścianach, czy niszczyła wszystko co jej stanie na drodze. Jak na razie to jej wystarcza na te jej dziecięce złości, a czy będzie potrzebowała innej formy wyrzucenia z siebie emocji – czas pokaże :)
mój M nic nie mówi… jak jest zły, smutny, ma problem, czy cokolwiek innego…
jedynie czasami sapie, czym doprowadza mnie do szewskiej pasji!
ale żeby porozmawiać o uczuciach, emocjach, to już nie ma opcji
Jego dom rodzinny to też jakaś porażka, więc długo dawałam mu fory, tumacząc, że nie miał wzorców, ale ile można do cholery?
Co czasy, to inna szkoła ;) kiedyś mówiło się „Nic się nie stało, nie płacz, bądź dzielny” a dziś mówi się: „Wyobrażam sobie, że to musiało bardzo boleć, nie dziwie ci się, że płaczesz”. Ciekawe, co będzie się mówiło za 50 lat ;) Ja też przyjęłam obecne podejście, które – już na poważnie – przemawia do mnie jako najzdrowsze dla naszej psychiki i serca :) i też denerwują mnie te gadki co poniektórych, że mężczyźni nie płaczą itepe… Również mam w domu dwóch małych mężczyzn, którym pozwalam płakać. Ciekawe, jakimi będą facetami :)
Płacz to rozładowanie emocji, tych złych i tych dobrych, bo przecież płaczemy też ze szczęścia. Ja moim dzieciom pozwalałam i pozwalam płakać. Za to moja teściowa ma odmienne zdanie i jak najmłodszy zapłakał to do razu była u nas z pytaniem „I dlaczego to dziecko płacze, moje dzieci nie płakały”. Spytałam męża, fakt nie płakali a teraz jego brat ma problemy emocjonalne i wizyty u psychologa, bo nie umie sobie poradzić z emocjami.