Przychodzisz do domu. Ściągasz płaszcz. Wypakowujesz zakupy. Zmęczony. Jedyne o czym marzysz, to walnąć się na sofę i zdrzemnąć. Masz pewnie wszystkiego dość.
W pracy jak zwykle pod górkę. Zrobiłeś połowę tego, co zaplanowałeś. Wiesz, że jutro znowu zaczniesz od nowa i momentami masz tego wszystkiego powyżej uszu. Ale zaciskasz zęby. Przychodzisz do domu. Dzieciaki rzucają Ci się na szyję a później jak zwykle, jak to dzieci, płaczą, skomlą, kłócą się. Krzyczą. Twoja kobieta patrzy na Ciebie nieobecna. Zastanawiasz się, co jej znowu jest. Pewnie znowu ma czegoś za mało, albo za dużo. Albo sama nie wie, czego chce. Standard.
Dzień jak codzień. Musiałeś wcześnie wstać. Pewnie budziły Cię w nocy dzieci. Jedno miało katar a drugie kaszlało. Wstajesz niewyspany. Jesz pospiesznie śniadanie, robisz sobie kawę, narzucasz na siebie płaszcz, szukasz kluczyków do samochodu i wybiegasz wyciągając w międzyczasie „piasek” z oczu. Ojciec powtarzał Ci kiedyś do znudzenia: „Chłopie, życie nie będzie Cię głaskać.” Zapamiętałeś doskonale jego słowa. Życie Cię nie głaszcze. Normalka.
Kiedy wróciłeś już z tej pracy licząc na taryfę ulgową, to znowu zaświszczały Ci w głowie słowa Twojego ojca: „Życie nie będzie Cię głaskać, chłopie.” Zamiast pieprznąć się z największą ochotą na sofę i przymknąć oczy na kwadrans, to bierzesz jednego malucha na kolana, drugiemu wycierasz brudną buzię. W domu widzisz totalny bajzel i zastanawiasz się, co robiła Twoja kobieta, kiedy Ty zapieprzałeś jak dziki osioł na chleb dla Was wszystkich. Na to, aby było Wam ciepło a brzuchy były pełne.
Patrzysz na tę swoją żonę, która marnie wygląda, konfrontujesz ją czasami nawet z tą dawną dziewczyną, którą była, tryskającą energią i uśmiechającą się do Ciebie bez powodu. Kochałeś ten jej uśmiech. Uśmiech, którego dawno u niej nie widziałeś. I zastanawiasz się, co robisz źle. Gdzie jest to szczęście, gdzie są te sielankowe scenariusze, które razem pisaliście wieczorami leżąc pod kocem i głaszcząc jej ciążowy brzuch.
Powiem Ci, gdzie to wszystko jest. Całą prawdę Ci powiem, bo na nią zasługujesz.
Starasz się, ja to wiem. I Ty to wiesz. Kiedy Ty słyszałeś nocne pomruki Twoich dzieci, ten kaszel i płacz, to ona wtedy wstała. Wiedziała, że Ty musisz rano być na siłach, aby być przytomny w pracy. Zamknęła drzwi od pokoju, by Cię nie budzić. Tuliła najpierw jedno dziecko, a później przykrywała drugie. I tak kilka razy w nocy. Później nasłuchiwała maluchów, aż w końcu zdrzemnęła się. Tak naprawdę cały czas czuwając przy nich, bo sen matki to raczej nie ten głęboki zimowy, w który zapadają niedźwiedzie.
Kiedy Ty wstałeś do pracy, cała gromada była już na nogach. Najmłodsze jadło pierś a starsze szamało śniadanie. Rzuciłeś niedbałe „Cześć” i poszedłeś do łazienki. Rzeczywiście, Twoja kobieta nie wyglądała na najszczęśliwszą. Nie dlatego, że z niej zaraza i znowu rzuci jakąś pretensją w Twoją stronę, jak zawsze. Z innego powodu.
Ona jest po prostu dzisiaj piekielnie zmęczona. Niewyspana. Choćby starała się ten fakt ukrywać, to nie da się. Frustracja spowodowana codziennym niewyspaniem i monotonią daje jej kość. Chyba każdemu by dała popalić. A Ty widzisz tego skutki i Tobie się obrywa. Zagryzasz wargi i ponownie zastanawiasz się, gdzie to całe szczęście i ta radość. „Pewnie znowu ma swoje humory…” – myślisz w rezultacie wypowiadając to na głos. A ona warczy.
Kiedy Ty wychodzisz do pracy, cała wesoła trójka zostaje w domu. Poranna toaleta, po raz setny zmienianie pieluchy, mycie rąk i buzi, przebieranie jednego i drugiego, bo najpierw zdecydowali wylać na siebie sok, a później na drugiego zawartość nocnika nieopatrznie wylądowała. Dzień jak codzień. Zabawy na dywanie. Malowanie farbkami. Po raz kolejny przebieranie. Kiedy Ty po raz dziesiąty odpowiadasz na zawracające dupę maile i konstruujesz ofertę dla klienta, to Twoja kobieta właśnie obiera jarzyny na rosół. Po raz trzeci podchodzi do obierania tej samej marchewki, bo najpierw wyrywali sobie zabawki, a później drugi spadł z krzesła. Kiedy kończy obierać upragnioną marchewkę i wrzuca ją do wrzątku, zaczyna żałować, że nie wrzuciła do piekarnika jakiegoś gotowca. Przynajmniej z pośpiechu nie oparzyłaby się wrzątkiem, a młody nie spadłby z krzesła.
W południe zaczęli ubieranie na spacer. Próbuje ich doprowadzić do porządku, ciepło ubrać, ale bez przesady. Bez skutku. Ubiera młodszemu czapkę, to starszemu chce się kupę. Kiedy starszemu nakłada w końcu czapkę, to młodszy ładuje w pieluchę. Klasyk. Przekraczają próg drzwi, to starszakowi odechciewa się iść na spacer. Grzeją się pół godziny na klatce schodowej a ona zastanawia się, czy przypadkiem nie zostawić gromady na korytarzu i nie wrócić samej do domu. Przynajmniej nie musiałaby się tłumaczyć sąsiadom z ich krzyków. Kiedy w końcu udaje jej się przekonać dzieciaki, że spacer jest spoko, to Ty właśnie masz jakąś rozmowę z obcokrajowcem, który ni w ząb ani po angielsku, ani po polsku.
Wiesz co? Ona ma chyba dokładnie to samo. Ma wrażenie, że ona i dzieci posługują się innym językiem. Cóż z tego, że gada do dzieciaków sylabizując niemalże, jak oni i tak wszystko robią na opak. Spokojnie. Ona miewa tak codziennie, a Ty na takiego Klienta trafiasz raz na tydzień. Zaczyna się kobieta do tego przyzwyczajać, po prostu.
Wracają ze spaceru i po raz setny robią porządek. Co ogarną jeden kąt pokoju, to w drugim już zdąży być sajgon. I tak do usrania. Przychodząc do domu zastanawiasz się, skąd ten bajzel? Wiesz… Kiedy ciągle pada śnieg, a Ty jak debil co chwilę byś odśnieżał, przychodzi taki moment, że pieprzysz to odśnieżanie i zaczynasz sprzątać dopiero, gdy nie możesz wyjść z domu. I taką rozsądną strategię mogła obrać Twoja kobieta. Chwała jej za to.
Pytasz, co ona robiła cały dzień? Twoja kobieta cały dzień gadała z Chińczykami, odśnieżała i robiła za psychologa, garderobianą i wodzireja w jednym. Pewnie zupełnie jak Ty. Powiedz, że też miewasz dosyć? :-)
Następnym razem, jak wstaniesz rano, przełam jako pierwszy ten schemat smutnych poranków. Przywitaj ją buziakiem. A wracając z pracy przynieś goździka i przytul ją mocno. Choćby Twoja kobieta cały dzień odśnieżała, to wskrzesisz ją, „Chłopie”! Następnego dnia ona pewnie zrewanżuje Ci się podobnym! ;-)
37 komentarzy
Mocno upłycono tutaj faceta.. chyba, że tylko mój mąż ma prawdziwie stresującą prace i mimo wszystko uczestniczy we wstawaniach, przebierankach itd. już cały rok. Każdej chwili kiedy jest w domu. Kobiety.. mamy ciężko i monotonnie.. ale bez przesady. Ile mamy chwil pięknych i uśmiechów dzieci w zamian. Mój mąż często jeszcze otrzymuje efekty mojego znużenia jakby był temu winny, a jak wraca to dzieci zmeczone, powoli do kapania, usypiania itd. Śpi mniej.. bo moze nie wiecie ale tatowie statystycznie śpią mniej niż mamy. Tak.
Generalnie widać ze to często My myślimy ze to Oni „nic nie robią”. Każdy ma swoją role i wszedzie jest lepiej tam gdzie Nas nie ma.
Jeżeli Wasz mąż nie jest typowym facetem mającym w d. większość.. docencie Go.
Od niedawna dopiero czytam ten blog, przy tym wpisie uśmiałam się do łez. Jest genialny, tak niesamowicie prawdziwy! Fragmenty o kupie i porównanie sprzątania do odśnieżania to mistrzostwo świata :D
Jak zwykle w samo sedno …
o matko… to o mnie o.O
Nie, to o mnie….jakbym czytala o swoim zyciu a maz dalej nie wie czemu sie czasem zloszcze
Nie wiem….. Może jestem jakaś inna. Mam 2 dzieci (7 lat, 7 miesięcy) Mąż pracuje dużo (czasem po 24 godziny, przeważnie więcej niż 12) Nie czuję się zmęczona, ani sfrustrowana(pomimo ciężkich nocy), a na głowie mam cały dom (140 metrów do sprzątania), dzieci, zakupy. Odrabianie lekcji, szycie kostiumów na przedstawienia i daję radę. Nie wiem czemu panuje teraz moda na „biadolenie”. Znajduję czas dla siebie, nie mam opiekunek, nie wlulam też dzieciaków babciom. Myślę, że teraz każdy taki wyniuńkany i kiedy przychodzi „prawdziwe życie” zaczyna się lament i wielkie rozczarowanie. Naogląda się jeden z drugim instagramowego, idealnego bytu, a tu bach- obuchem w łeb.
Jak masz 140m2 i tylko 4 osoby, to nie wiesz, czym jest sprzątanie. Próbowałaś na 40 metrach?
Swego czasu doświadczyłam. Fakt, że na 40 metrach ciężko jest zorganizować przestrzeń. Wszędobylskie zabawki, no i upchnięcie wszystkich niezbędnych do życia rzeczy. Suszenie prania też nastręczało problemy, bo balkonu brak. Ale zdecydowanie posprzątanie bajzlu zajmowało chwilę. Nie masz 2 łazienek do pucowania i ogrodu do ogarnięcia. Tylu do mycia okien…
Pfiii…Ja mam do ogarnięcia 180m2 , trójkę dzieci. Dodatkowo pracuje i studiuję zaocznie. Padam na pysk ze zmęczenia. Kazde z dzieci ma swoje potrzeby…nie wspomnę o mężu. Czasem mam wrażenie, że tak jak autorka mówię po chińsku, a moje pertraktacje nie mają końca. Małż wraca z pracy potykajac się o klocki LEGO pyta: miałaś dziś wolne, że taki tu bajzel? Taaaaaa leżę cały dzień i ku…pachne!!! Tyle w twmacie, że się niby matki rozczulają.
Podziwiam, wiem ile pracy Cię to kosztuje. Na pewno zauważyłaś, że im więcej masz na głowie, tym lepiej organizujesz czas? Sądzę, że byłaś przygotowana za ostry zap…. podejmując decyzję o 3 dzieci, pracy i studiach jednocześnie. Na pewno nie prezentujesz postawy biadolącej mamuśki. Ja spotykam się właśnie z młodymi kobietami, które mają pomoc mamy/teściowej. Nie pracują zawodowo, opiekują się dzieckiem. W domu robią niezbędne minimum, a obiadki serwuje mamusia/teściowa. Właśnie te kobiety najbardziej narzekają na to, jak bardzo są uciemiężone.
A wiesz, że jakbyś mu raz wytłumaczyła, jak wygląda Wasz dzień, względnie zostawiła samego z dziećmi, to prawdopodobnie przestałby tak mówić? Poza tym, jaki sens jest licytować się, kto ma więcej dzieci i metrów kwadratowych? Duży dom = dużo obowiązków, wiadomo.
7 lat i 7 miesiecy?? Każde zdanie jest cenne ale dziewczyno co Ty wiesz o byciu z maluchami, kiedy jedno ma 1 rok i 7 msc a drugie 7 msc… Moralizatorski ton jest totalnie zbedny…. Ja mam juz teraz 5 latke i 7 latke w domu i to juz luksus jest :) ale pamietam czasy niewyspania i chodzenia na rzesach… i nie ma to nic wspolnego z istagramami i Fb….
Byłam też nianią i miałam pod opieką 4 miesięczne dziecko, 2 letnie dziecko, 4 letnie i 6 letnie na raz, przez 10 godzin dziennie, także wiem co mówię. Nie przesypiam nocy, młody na cycu je co 2 godziny. Nie chcę tu umniejszać nikomu, ale to chyba kwestia organizacji jest, podejścia no i wytrzymałości organizmu.
Gratuluję siły! Nie każdy może poszczycić się tak wydajnym organizmem:)
aż mi się łezka zakręciła w oku…. jakbym o sobie czytała. ja z jednym ledwo daję radę (szatan nie dziecko) – zbuntowany dwulatek, jestem w ciąży z drugim (moje nastroje same w sobie mnie męczą), a i tak cały czas coś jest źle….. a to syf, a to ja nieogarnięta, nie czuję wsparcia męża. Może i biadolę i się żalę, ale czego mam tego nie zrobić, skoro czuję, że mi ulży?? :)
Bardzo mi się podoba ten wpis. Tak samo jak blog. Każda mama na pewno miło go czyta mając deja vu :D Moje 2,5 letnie dziecko teraz śpi i mogę odetchnąć :) Miło mi, że tutaj :)
Mam prawie-czterolatka i dwulatkę w domu, a od prawie 5 lat siedzę w 4 ścianach (pierwsza ciąża cała przymusowo przeleżana a i przy drugiej kolorowo nie było). Miałam depresję poporodową po urodzeniu córki (nie, nie baby blues – depresję, która czasem o sobie przypomina). Mąż pracuje 9-12 h – często również w weekendy. W dodatku niedawno się przeprowadziliśmy do innego miasta – zero znajomych i żadnej pomocy. Wcześniej zresztą też jej nie mieliśmy, bo teściowie mieszkają daleko i oboje pracują, a moja mama nie żyje. To ja wstawałam i wstaję do dzieci w nocy, bo mąż musi rano wstać do pracy (chociaż byłabym niesprawiedliwa, że jemu się wstawać nie zdarza wcale). To ja jestem pielęgniarką, kucharką, sprzątaczką, wodzirejem… Ale mimo wszystko nie jestem mamą idealną czy perfekcyjną panią domu, które wg mnie istnieją tylko w amerykańskich serialach z lat 50 i 60. Owszem, lubię porządek a bałagan mnie po prostu męczy, ale czasem mam najzwyczajniej w świecie wszystkiego dość. Też miewam gorsze dni. Zwłaszcza w okresach takich jak teraz – zimno, ciemno, ciągle padający deszcz i ciągle zasmarkane dzieci. Ale jedno wiem na pewno: NIGDY nie usłyszałam i NIGDY nie usłyszę od mojego męża „coś Ty robiła cały dzień?!” albo „pewnie znowu masz swoje humory…”. Nawet jeśli mieszkanie wygląda jak po przejściu tornada, brudne ubrania wywalają się już z kosza, a sterta ciuchów do prasowania wygląda jak Kilimandżaro. Nawet jeśli nie czeka na niego ciepły, czy nawet zimny, obiad, a na przywitanie zamiast całusa i uśmiechu mam dla niego grymas niezadowolenia na twarzy i warknięcie,i w dodatku jestem rozczochrana i ubrana w brudny na maksa dres… Nigdy nie usłyszę od niego czegoś takiego. Czemu? Bo on docenia i szanuje to co robię na co dzień w domu i wie, że to nie jest łatwa praca. Wie też, że to praca 24/h i 7 dni w tygodniu, bez urlopu i bez L4. I wie też, że każdy czasem ma po prostu dość i potrzebuje najzwyczajniej w świecie odpocząć. Z drugiej strony ja wiem, że on też lekko w pracy nie ma. Że po powrocie do domu chciałby odpocząć i zjeść ciepły obiad lub kolację. Że chciałby widzieć swoją kobietę zadbaną i uśmiechniętą. Ale tak on jak i ja wiemy, że nie zawsze się tak da. I co prawda kwiatka nie dostanę, bo romantykiem to on nie jest, ale na bank, gdy wróci do domu i zobaczy taki sajgon, to nie będzie narzekał ani nie będzie miał pretensji. Po prostu pozbiera porozrzucane papierki i wrzuci je do kosza, brudne naczynia wstawi do zmywarki, pozbiera z dziećmi zabawki z całego domu, nastawi pranie, zabierze dzieci do ich pokoju i się z nimi pobawi, żebym w spokoju mogła wypić chociaż jedną ciepłą kawę, a potem powie, że mnie kocha i jestem najcudowniejszą kobietą na świecie a w tym dresie i taka rozczochrana wyglądam niezwykle pięknie i seksownie. I szczerze? To jest lepsze od kwiatka.
Zazdroszczę Ci takiego mężczyzny u boku. Mój związek tego samego nie wytrzymał.
wydaje mi się że dużo z powyższych problemów wynika z braku komunikacji i tego że facet musi empirycznie czegoś doznać żeby zrozumiał. Jest np. urlop ojcowski, wzięcie części rodzicielskiego matki przez ojca albo zwykły jeden dzień wolny, w którym można zamienić się obowiązkami, budzić go za każdym razem w nocy żeby choć jedną noc przeżył tak jak mama. Jeżeli na co dzień podział obowiązków wygląda tak ja w artykule to taki eksperyment na bank zapamięta na długi czas i przy jakimkolwiek tekście o bałagan albo brak obiadu można mu przypomnieć jak to było kiedy on się dziećmi zajmował. Szczególnie na początku drogi rodzicielskiej czasami to nie są złe intencje mężczyzny tylko zwyczajnie brak doświadczenia tego z czym mamy na co dzień do czynienia. Generalizując, możliwe że dzieci będą ubrane w to co było pod ręką a niekoniecznie pasuje, a naczynia nie będą tak dokładnie pozmywane, ale dla zdrowia psychicznego kobiety warto co jakiś czas taki eksperyment przeprowadzić.
Doświadczanie doświadczaniem, ale facet nie Duch Święty i się nie domyśli. Czasem najzwyczajniej w świecie trzeba mu coś powiedzieć wprost albo poprosić, żeby coś zrobił. A czasem problem tkwi w nas – staramy się być idealnymi matkami i żonami i wszystko robimy same, albo uważamy, że wszystko wiemy i umiemy najlepiej a facet o dzieciach i prowadzeniu domu nie ma pojęcia i znowu wszystko robimy same…
A ja wychowalam troje dzieci sama, pracowalam I uczylam sie zaocznie. W weekendy kiedy siedzialam w szkole, pomagala mi mama, ale tylko wtedy. Gdy zostalam sama, najmlodsze dziecko mialo pol roku, najstarsze szesc lat, srednie dwa. I jakos musialam dac rade, ogarnac taka prace, aby moc zaprowadzac I odbierac dzieci ze zlobka, przedszkola I szkoly. Bylo ciezko, korzystalam tez z pomocy OPS , pozniej po skonczeniu studiow znalazlam prace ktora pozwolila mi na zaspokojenie wiekszych potrzeb, juz nie musialam wybierac czy kupic kurtke na zime czy oplacic czynsz. Nie mialam czasu na uzalanie sie nad soba, czy jakies depresje. Teraz dzieci sa nastolatkami, jeden wyprowadzil sie , pracuje, I cala trojka docenia moje starania. To tak a’propos wpisow jak wam, niektorym ciezko ogarnac jedno- dwoje dzieci, chociaz macie mezow, ktorzy zarabiaja na utrzymanie waszej rodziny. Ja nie mialam takiego komfortu. Przyplacilam to zdrowiem. Na szczescie I do mnie usmiechnelo sie szczescie. Poznalam najwspanialszego czlowieka na swiecie, najlepszego przyjaciela jakiego mozna sobie wymarzyc- mojego obecnego meza.
Rozumiem że jak byłaś w pracy dzieci były same?
Proszę jeszcze raz przeczytać post ze zrozumieniem;) zamiast bezinteresownego hejtu. Dziewczyna poradziła sobie z dziećmi bez wsparcia męża za to z pomocą rodziny oraz żłobka! Tak istnieje taka instytucja. Ja też dałam radę z trójką dzieci bez użalania się nad sobą
Tak istnieją żłobki w mieście w którym mieszkam koszt żłobka to 800 zl. Pytanie czy warto
800 zł za prywatny żłobek, jej należał się publiczny który kosztuje grosze jakieś 200-250 zł w Krakowie obecnie
Podziwiam Panią. Proszę nie przejmować się hejtem „zmęczonych” mam. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja również mam trójke ale nigdy nie użalałam się nad sobą z tego powodu. Czas spędzony z ostatnim dzieckiem w domu wspominam cudownie (3 letnie wówczas drugie dziecko było oczywiście w domu:). Przy pierwszej dwójce musiałam niestety wrócić do pracy. Tak, istnieje coś takiego jak żłobek;) Chętnie spędziłabym jeszcze trochę czasu w domu tylko z moimi dziećmi:)
Podziwiam, jest Pani bardzo dzielna, jest Pani bohaterką… naprawdę, bez ironii… ale oczywiście musi Pani wtrącić ton typu „miałam gorzej, a Wy, młode, użalacie się nad sobą bez powodu”. Zawsze znajdzie się ktoś, kto miał/ma gorzej – od Pani pewnie też i pewnie też dał radę ;) Doceniajmy to, co mamy :) i spróbujmy rozumieć perspektywę innych.
A odwołując się do powyższego artykułu zgadzam się, że w tym wszystkim też bardzo ważne jest, by rozumieć partnera i nie zatracić więzi z nim – to działa w obie strony ;) M.in. po to, by nie wychowywać ich potem samotnie, bo poza przypadkami wdowieństwa lub skrajnymi przypadkami, gdy trafi się na nieodpowiedzialnego partnera obecnie wiele par rodziców rozchodzi się zupełnie bez sensu, sami nie potrafią określić dlaczego.
Kobiety w krajach trzeciego świata miały znacznie gorzej od Pani i czy ta świadomość Pani pomaga ??? ?
Ja wychowuje 2 dzieci (5 lat i 3,5). 18 miesiecy roznicy pomiedzy dziecmi. Wiem o czym piszesz, artykul trafiony w sedno. Moj maz jest za granica, tesciowie nie zyja, a moja mama 600 km dalej. Nowe miasto (przeprowadzilismy sie do nowego domu), brak znajomych i monotonia zycia :) Czy uzalam sie nad soba???? Czasami tak, ale wiem ze robie to dla dzieci i mam nadzieje, ze kiedys jeszcze wroce do zawodu (jestem prawnikiem). Wiec kochane mamy………u mnie juz z gorki, dodam tylko, ze dzieci nie spedzily nawet dnia ani w zlobku ani przedszkolu. Ja tez nigdy nie chodzilam do tych instytucji a pomimo to spedzilam 22 lata w szkole (bez powtarzania klas:)) Zycze wszystkim mamom cierpliwosci ………a dzieci w koncu urosna.
Wychowuje trójkę dzieci, mąż pracuje całymi dniami, zarabia na rodzinę. Taki jest u nas podział ról i na razie tak musi zostać. Też mam czasem dość tej monotonii, krzyków, przewijania pieluch. Jestem tym najzwyczajniej zmęczona, ale wiem że przecież mam się dobrze i jak patrzę na inne kobiety, które mają do tego jeszcze masę innych problemów np. są samotnymi matkami, mają trójkę i jeszcze pracują, nie mają czego włożyć do garnka czy ich dzieci są niepełnosprawne, wtedy wiem, że tak naprawdę mam bardzo dużo-choć to i tak za mało powiedziane.
Ten wpis jednak porusza bardziej problem wzajemnego zrozumienia w partnerstwie. Ja mam to szczęście, że mój mąż widzi ile i co robię będąc kurą domową i bardzo często zdarza się, że gdy wraca z pracy przynosi mi, nie goździka, ale różyczkę. Docenia i szanuje moją pracę. Wie, że nie leżę całymi dniami do góry brzuchem. Znam jednak małżeństwa, gdzie jest tak jak piszesz w tym poście, mąż przychodzi z pracy i pyta: ” co ty robiłaś cały dzień w domu??”
Jestem mamą jednego 1.5 rocznego brzdąca i powiem szczerze że bywały tygodnie podobne do tych o których piszesz. Byłam wiecznie zła bo mój mąż mnie nie rozumiał. Pewnego dnia wzięłam się w sobie i powiedziałam mu jak wygląda mój dzień. To jednak na wiele się nie zdało. Ten stan trwał a my nie mogliśmy dojść. Do porozumienia. Aż wreszcze pękło coś we mnie i napisałam mu list w którym wylałam całe może żalu i to pomogło. Dziś mam świetny humor i cieszę się życiem. Ale kto wie czy niedługo znów nie złapie mnie ten okropny dół który wpędza nas w otępienie. Życzę paną więcej wyrozumiałości. Ale i panią wieciej chęci do życia. ;)
Zaraz zapewne poleje się hejt ! Wiele kobiet przyzwyczaja swoich mężów do nic nie robienia. Wolą zrobić to same, lepiej , szybciej , dokladniej. O ile nic dziwnego w tym kiedy nie ma się dzieci, to kiedy one się pojawiają mężczyzna ma schemat w głowie, że nic nie robi. Dlatego też rozmawiajcie ze swoimi mężami, róbcie wiele rzeczy razem, właśnie wtedy kiedy nie ma dzieci aby miał schemat członka rodziny , który jest potrzebny. Kiedy żonę pytam czasem, dlaczego coś zrobiła? Odpowiada ze zdziwieniem. Samo się nie zrobi. A wystarczy poprosić męża. To kobiety mają często schemat że wszystko muszą same i tylko to później powielają i dziwią się ze tak jest.
Zgadzam się w każdym calu z wypowiedzią. Taka prawda. Mam tak samo, przez 8 lat nie pracowałam zawodowo zajmowałam się domem, mąż alergik dosłownie na wszystko od kurzu po trawy sierści i ślinę zwierząt palcem nie kiwnął przy sprzątaniu. Obiad postawiony na stole gdy stawał w drzwiach po pracy. Czasami wolałam poczekać na niego niż jeść w samotności a zdarzało się że wracał już najedzony jakimś żarciem typu fast food. Do dziecka chorego w nocy ja wstawałam bo mąż się musi wyspać. Ja też chorowałam ale matka nie ma L4 musi być zawsze. W chwili obecnej od pół roku pracuje i powiem szczerze że praca chociaż nieraz ciężka stanowi odpoczynek swego rodzaju. Obowiązkami musimy się dzielić chociaż mojemu mężowi nie bardzo odpowiada gotowanie obiadu czy robienie prania bo przecież na wodę uczulenia nie ma. Tak samo sprzątanie kurze wycieram ja on zajmuje się łazienka. Jesteśmy razem 13 lat i dopiero teraz docieramy się tak na prawdę. Jasne że pewne rzeczy zrobiła bym niż on posprzątała w miejscach do których on nawet nie zajrzy ale ważne jest że robi to nie moimi rękoma i widzi jakie są uroki pracy w domu. Która przy okazji jest na prawdę nie wdzięczna.
Witam moj maz ojciec czworki dzieci wychodzi z zalozenia ze nie musze mu przypominac co pol roku o tym ze o cos prosze…od tyg sypiam po 2-3 h bo nasza malutka corcia zaczela zabkowac i zadne blagania o pomoc nie pomagaja. On jak chce sie wymigac od pomocy to „usypia tam gdzie usiadzie„ ale mam nadzieje ze kiedys bedzie lepiej , tylko ze juz coraz czesciej nachodza mnie mysli ze i tak jestem jakby smotna matka . Ciekawe czy wytrzymam to wszystko. Mam nadzieje bo nie chce zostac sama . …
Dziękujemy za tego posta. Że tak powiem nie jesteśmy same ?
Przez taki marazm mało nie rozsypało się moje małżeństwo, brak komunikacji między nami, wyobrażenia żony że nie jest już atrakxyjna(waga przed dziećmi 58kg po 83kg). Ja wszystko rozumiem i wiem że przy 2 dzieci schematu nie unikniesz. Ale Dziewczyny, kobiety, matki jak nie pokażcie nam czasem jak się czujecie nie powiecie co myślicie co naprawdę w was siedzi to będziecie się męczyć i my też. Facet to stworzenie proste, zero jedynkowe. Trzeba pokazać nie czekać aż się domyśli bo to nie koleżanka z pracy tylko wasz chłop. Ja wiem ze to czasem nie działa, ale w moim przypadku i wielu innych, szukających tej dziewczyny z kwiatem we włosach z promiennym uśmiechem dziewczyny w swojej żonie, zadziała. Ta fascynacja nie mija. Może nie pamiętamy daty ślubu, czy o zakupach z SMSa, ale mamy w głowach was i też jest nam często ciężko nie móc Wam pomóc, bo Wy to zrobicie lepiej. Podzielcie się tym, my też umiemy odkurzać, nie tak super ale jednak, zmyć gary też, i wiele innych. Ja wolę to robić aby moja miła miała więcej czasu dla mnie, dla nas :) To jest proste i skomplikowane jak tylko się da. Doceniamy Was za wszystko, za odwagę do wybierania glutów gola ręką, sprawdzanie kupy w pieluchach palcem na ślepo i wiele innych. Ale dajcie czasem sobie pomóc i pozwólcie nam, odpornym chłopów, zrozumieć…..
Świetny post – powinien go przeczytać każdy mężczyzna. Może w końcu my kobiety zaczniemy być doceniane ze strony swoich mężów …