Wiecie co? Myślę, że już przy drugim dziecku dostałam tego odrobinkę, jednak przy trzecim weszłam na zupełnie nowy wymiar! Jestem pewna, że część kobiet dostaje to już przy pierwszym maleństwie, a przy drugim to już na pewno!
Duża piąteczka dla Was, bo wiem, że mogło to wyjść Wam tylko na dobre! Ja jednak mogę z pełną świadomością powiedzieć, że dopiero trzeci brzdąc tak mnie tym obdarował, że właściwie … nie pozostało mi nic innego, jak to zaakceptować i korzystać! :D
Kochane, i ja „to bierę z całym inwentarzem!”, jakby to to powiedział mój dawny sąsiad. „Bierę i wykorzystuję do cna!” – dodałby ;-)
O czym mowa? No pewnie, że wiecie, co mam na myśli! Trzecie dziecko dało mi cudowne poczucie, że mam totalnie gdzieś co kto i kiedy sobie o mnie pomyśli :D Jak widzę, że na zewnątrz ciepło to może być i połowa października, 20 stopni w cieniu, a ja za cholerę nie będę siliła się na zakładanie dziecku czapeczki! A co mnie to obchodzi, że „tysioncpińcet” mijanych na spacerze kobiet, głównie po sześćdziesiątce szczerze się zaniepokoi i robi miny, jakby ducha zobaczyły twierdząc, że „dziecko mi wydmucha”, skoro ja wiem, że nie wydmucha, bo jest ..ciepło (do cholery!) i bezwietrznie. Jakby miało mi się dziecko przeziębić albo wiatr byłby spory, to ja narzucę na główkę czapkę i po sprawie. Nie będę dziecku zakładała czapeczki tylko dlatego, że … jest październik a październik … zobowiązuje :D
Idąc dalej! Mamy taki nasz mały patent, który to patent zna (prawie) każda matka. Otóż jak mojemu 9-miesięcznemu dziecku daję bułę, to mam spokój! Czasami to jest spokój na 5 minut, czasami na kwadrans a czasami na pół godziny! I ja bezczelnie z tego spokoju korzystam. Dzięki temu zjem sobie ciepły obiad, wypiję kawę i wstawię pranie! A zaraz ktoś się odezwie (jak na moim Instagramie ostatnio) i rzuci:
„Ale Szczęśliwa zdajesz sobie sprawę że bułka nie ma żadnych wartości odżywczych i bez sensu ją podawać dziecku?”
I ja wtedy z pełną premedytacją odpisuję:
„Jak to nie ma wartości taka bułka? A święty spokój przez 5 minut dla matki to nie jest wartość? Toż to największa wartość, która mnie przy życiu trzyma! Bo inaczej bym chyba ocipiała!”
I później cisza w eterze, aby po chwili otrzymać wiadomość ripostującą:
„Wiedziałam, że jesteś zadufana!”
Ależ oczywiście, że jestem! Zadufana, bezczelna i co tylko tym przyzwoitkom do głowy przyjdzie :D (Nareszcie) jestem świadoma (i to właśnie przyniosło ze sobą moje trzecie dziecko), że jak nie poluzuję sobie gumki w majtach i nie pozwolę sobie na chwilę wytchnienia, to zwariuję! To będę przez całą dobę chodziła jak struta, będę psioczyć, wkur.iać się i kląć pod nosem, że jestem nieszczęśliwa, nie mam dla siebie czasu i nie mam jak głowy umyć, pomalować się i wypić kawy, bo dziecko do nogawki mam uczepione!
Ja jestem z tych matek „wyrodnych”, jak to niektórzy nazywają. Z tych, które wiedzą, że muszą postawić pewne granice. Że jak dziecko przez chwilę poczeka na matkę czy nawet łzę uroni, to krzywda mu się nie stanie!
Dlatego jak potrzebuję umyć głowę, ogolić nogi czy zresetować się pod prysznicem, to ja bez najmniejszych skrupułów biorę moją córkę ze mną do łazienki, pakuję do krzesełka do karmienia, zapinam, aby była bezpieczna, daję bułę do łapy i … idę pod prysznic!
I głowę sobie ogarnę, maskę na włosy nałożę, peeling cukrowy zrobię, golarkę do łapy wezmę, zrobię co należy. I bardzo prawdopodobne jest, że moja córka zacznie po chwili marudzić, że jej niewygodnie, że nie pasuje jej krzesełko, bo ona wolałaby być przy maminym cycku, może i nawet zacznie ryczeć, ale ja z pełną premedytacją dokończę moje dzieło prysznicem zwane, bo inaczej bym chyba zwariowała!
Jasne, że będę się wkurzać, że dziecko mi marudzi i psuje ten prysznicowy moment, o który tak trudno, ale nie dam się zwariować!
Dlatego trzecie dziecko dało mi myślę coś cholernie ważnego – świadomość, że w tym wszystkim jestem również JA!
Ja która nie chcę wyglądać o poranku jak kupa (choć często jednak tak właśnie wyglądam), że chcę zjeść jak człowiek, chcę się napić zimnej kawy chociażby! Że przy całym tym macierzyńskim poświęceniu nie mam zamiaru zatracić samej siebie. Nie dlatego, że jestem egocentryczna a dlatego, że kiedy ja się czuję dobrze, to tę dobrą energię przenoszę również na dziecko!
Ot co! ;-) Nie dajmy się, dziewczyny! Taka bułka, która zamyka „dziób” na parę minut to nie oznaka wyrodności, bezradności czy bezczelnego wygodnictwa! To znak, że musimy być w tym macierzyństwie sprytne, inaczej zakopiemy się w pieluchach i pogubimy zapominając o sobie! ;-)
Piszę to właśnie na fali cudownego dnia z dzieckiem, gdzie buła, karton i trochę folii bąbelkowej zrobiło mi dzień, bo dało mi w sumie jakieś 2 godziny totalnej laby! :D ;-)
P.S. Też się nie dajecie i za wszelką cenę walczycie o czas dla siebie? :-)
P. P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też go podać dalej. Dziękuję!
Brak komentarzy