Znam taką jedną. Kobietę słusznego już wieku, która szczyci się tym, że wychowała córkę. Wszystko by było cacy z tym podniecaniem się własnym dzieckiem, bo i ja to robię, gdyby nie jeden, drobny szczegół.
Bez względu na to, czy proszę o radę czy nie (tak naprawdę to nigdy o nią nie proszę, bo spędziłabym pół dnia na wysłuchiwaniu psalmów na jej cześć…), to ja tę dobrą radę i tak dostaję. Ba! Gdybym dostawała tylko tę dobrą radę, to przyjęłabym ją do serduszka i wrzuciła do maszyny filtrującej, i olałabym temat.
Tymczasem ja oprócz tego drogowskazu dostaję też litanię, tak zwaną wyliczankę kobiety oświeconej, w której rzeczona matka jednego dziecka punktuje moje błędy.
Nie lubią krokietów? Bo moich jeszcze nie jadły!
Nie chodzą do kościoła?! Nie boisz się, że nie będą dopuszczone do bram niebios?
Co on ma taką czerwoną buzię?! Pewnie nie umyłaś truskawek!
Z ilu jajek robisz naleśniki? To wysoki cholesterol im fundujesz!
I tak do usrania!
Wpadłam całkiem niedawno zupełnie przypadkiem do mojej ulubionej krakowskiej księgarni. Czytając okładki premierowych książek poczułam się dokładnie tak, jak na kazaniu u wspomnianej matki jednej córki. Co więcej, co druga książka z radami dotyczącymi odchudzania pochodziła od kobiety, która z efektem jojo zmaga się w mediach od co najmniej dekady i ma czelność stać w roli eksperta, który sprawi, że 20 naszych pociążowych kilogramów zniknie. Serio, tak na siłę? :D
Żeby tego było mało, co trzecia książka na księgarnianych półkach dotycząca ciąży i/lub wychowywania dzieci pochodziła od kobiecego świeżaka, najczęściej celebrytki, której dziecko dopiero co nauczyło się chodzić, tymczasem jak z karabinu maszynowego docierały do mnie tytuły rozdziałów jej książki, z których miałam się dowiedzieć prawd objawionych, przetrenowanych na razie na jednym dziecku :D Serio….? Może jestem dziwna, jednak po jednym dziecku miałam w sobie na tyle pokory, że podskórnie czułam, że dopiero przy drugim mogę powiedzieć o jakiejkolwiek powtarzalności czy sprawdzalności moich teorii :D I okazało się, że miałam rację. Jedno dziecko, nawet typowe high need baby jak moje, to był pikuś. i dopiero aperitif. Dopiero po drugim zorientowałam się, że moje poprzednie doświadczenia to było macanie tematu, a nie jego poznanie :D
Żeby nie było – nie odmawiam tym kobietom prawa głosu, niech piszą tych książek jak najwięcej. Każda forma pociążowej aktywizacji służy, wiem coś o tym. Ja jednak raczej poczekam na nowe wydanie, to po trzecim dziecku, albo na pozycję innego autora :D Nie ma co się oszukiwać, rzeczywistość z dwójką dzieci i np. czwórką (ja byłam jednym z czworga dzieci moich rodziców i pamiętam ich rodziców za tamtych czasów) to naprawdę zupełnie inny stan skupienia i dałabym się pokroić za to, aby moja mama kiedyś wydała książkę! To byłoby coś, co zdecydowanie warto byłoby mieć na półce. Bonanza do kwadratu i tezy kilkukrotnie zweryfikowane. Po pierwszej ciąży też mi się wydawało, że teraz to mogę wszystko. A teraz? Mając dwójkę mam wrażenie, że dopiero ewentualne trzecie dziecko, dodałoby mi śmiałości w dawaniu złotych rad na papierze.
W jednym rzędzie z powyższymi, jakże eksperckimi duszami ;-) postawiłabym tych wszystkich duchownych, którzy ze śmiałością ekspertów NASA, mają odwagę opowiadać o udanym pożyciu seksualnym, płodzeniu dzieci i zawiłych meandrach macierzyństwa, które znają (jednak tylko z biblijnych teorii). Lekka żenada i pomylenie z poplątaniem :D Bez obrazy.
Dlatego za każdym razem, gdy spotykam na mojej drodze bezdzietnego, który uświadamia mnie, że błądzę w macierzyństwie, albo spotykam matkę jedynaka, od której dostaję kolejną receptę na udane życie rodzinne, patrzę im głęboko w oczy i mówię zawsze to samo z miną na wskroś poważną:
– Uwielbiam tak doświadczonych ludzi. Moja mama, matka czwórki dzieci, nie dała mi tylu złotych recept przez całe moje życie, co otrzymałam właśnie w tym momencie. Moja mama z pewnością z wielką chęcią przyłączyłaby się do rozmowy.
Mina słuchacza wtedy jakże wymowna… ;-)
17 komentarzy
Dołóż do tego moje ulubione rady na temat karmienia piersią od tych co dzieci na butelce wychowały. Nie daj mu tak długo ciągnąć, pewnie mleka nie masz, itd.
Mnie ostatnio osoba bezdxietna powiedziala, że już powinnam zdecydować się na drugie bo potem będą się osobno chować. Rozumiem, że ma w tym temacie spore doswiadczenie :-)
Kciuk w górę
Myślę, że może mieć jednak doświadczenie, np. ze swojego dzieciństwa. I to nie kwestia obrony bezdzietnych (jako jedna z nich), ale poglądu ukształtowanego na zasadzie posiadania czy nie posiadania rodzeństwa. :)
Otóż to, niektórym się wydaje, że bezdzietni mają hipersklerozę i nie pamiętają własnego dzieciństwa. Tymczasem większość rad bezdzietnych jest udzielana właśnie z pozycji dzieci, a nie rodziców, czego dzieciaci nie biorą pod uwagę i często pochopnie dyskredytują.
Ja ze wstydem przyznaję, że byłam taka mądra jak nie miałam dzieci, to dokładnie wiedziałam jak trzeba je wychowywać, a jak już miałam jedno, to też czasem się wymądrzałam w sprawie matek wielodzietnych. Życie utarło mi nosa i musiałam przeprosić wszystkich pochopnie ocenionych. Teraz już wiem, że nie ma złotych rad i zasad, które zastosuje się do każdego dziecka, bo każde jest inne. Niby wszystcy to wiedzą, ale wymądrzać się każdy lubi, a porównywać, które dziecko jest lepsze, to już w ogóle. A później się dziwimy skąd ten wyścig szczurów, my matki zaczynamy już go naszym dzieciom na porodówkach niemalże. Ja trzymam już język na wodzy i radzę to innym, bo drugie lub kolejne dziecko może się nie okazać takie grzeczne/mądre/niewymagające/nie kolkujące/ ładnie pijące pierś/cudownie śpiące po 3 godziny na drzemkach/przesypiające całe noce od urodzenia niemalże i wtedy jest po prostu głupio.
Bardzo madre słowa Pani Bentkowska.
Nie uważasz, że to zbyt surowy wniosek? Dobre rady możesz dostać zarówno od bezdzietnych, rodziców jedynaka czy rodziców wielu dzieci. To w zasadzie nie zależy od tego, ile dzieci ktoś posiada, ale od tego jaką ma wiedzę (nawet tylko teoretyczną), doświadczenie (np. z wlasnego dzieciństwa), oraz od tego czy wasz światopogląd jest podobny. Ja jestem mamą jedynaczki, nigdy nikomu nie udzielam rad, chyba, że o to prosi. A takie prośby otrzymuje często, zarówno od mamy trójki dzieci, jak i mam jednaków. Moja córka jest niepełnosprawna i odwiedzam z nią wielu specjalistów, wiele czytam i dokształcam się z zakresu psychologii dziecięcej. Jeżeli ktoś pyta, to mówię co na ten temat wiem, co przeczytałam i ogromnie się cieszę, jeżeli uda mi się komuś pomóc. Uważam, że szeregowanie 'przydatności’ rad w zależności od ilości posiadanych dzieci jest jakimś nieporozumieniem. Jest po prostu krzywdzące.
Zgadzam się z Panią ! Czasami spojrzenie z boku na czyjąś rodzinę i wypowiedzenie się na jej temat jest bardziej obiektywne, niż nam się to wydaje. Bezdzietni też są normalnymi ludźmi i widzą błędy wychowawcze u innych :)
Dokładnie! Prawda jest też taka, że często młode matki są przewrażliwione na punkcie swoich dzieci. I zwykłą uwagę odbierają jak atak.
A nie trzeba mieć dzieci by znać się na nich czy widzieć błędy wychowawcze rodziców. Często właśnie takie osoby obiektywnie potrafią spojrzeć na sytuację. Ok, ciągłe rady w niezliczonej ilości są męczące ale jak ktoś coś mówi o dzieciach, radzi itp. chociaż dzieci nie ma to nie znaczy od razu że źle mówi i powinien się zamknąć.
Prawda jest też taka że rady dostajemy w różnych sytuacjach i rady też dajemy, wystarczy obiektywnie na siebie spojrzeć. Nie mówić od razu że ja na pewno nie..
Dajemy radę koleżance która narzeka na teściową, męża, szefa.. I jakoś z tym nie ma takiego problemu, nam radzą, my radzimy i jest ok, albo przynajmniej w miare.
Ale jak chodzi o dzieci i matki, zwłaszcza młode to jest nerw, bo jak ktoś im może rade dawać nieproszony.
I może faktycznie niektórzy faktycznie przeginają ale matki też, zwłaszcza gadając jak to bezdzietni życia nie znają bo nie mają dzieci, co to za życie??! urodzisz to dopiero poznasz życie.. dopiero zaczniesz żyć!
to ja też mam ochotę powiedzieć z mega poważną miną że znam życie i serio żyję NAPRAWDĘ i znam masę takich ludzi a dzieci nie mają i pewnie też chętnie przyłączyli się do rozmowy.
Zastanówmy się ile razy same dałyśmy radę.
Hehe racja ja dopiero przy 2 dzieci widzę co z 1 robiłam dobrze a co nie, z jednym dzieckiem to pikuś, 2 to wyzwanie a 3 to armagedon. Ale ja jestem tego zdania że jeśli dam radę z 2 dzieci będę gotowa na 3. A radę daje więc 3 to pikuś a matki które mają jedno dziecko i chwała się w niebiosa jakie to one mądre są doświadczone oh i ah to mówię pogadamy jak 2 będziesz mieć i koniec tematu. Ja też mam 3 rodzeństwa moja mama chowala nas sama bo tata podróżował w delegacji ny zarobić. I tylko jej rady dla mnie są cenne.
Myślę, że artykuł powinien raczej traktować o tym, w jakim tonie są te rady. Nie lubię jak ktoś udaje mądrzejszego niż jest, albo że pozjadał wszystkie rozumy. Ale wiele razy osoby z różnym bagażem doświadczeń i różną sytuacją rodzinną ( posiadające dzieci lub też nie) dawały mi rady w stylu: „u nas było tak i tak a u kuzynki sprawdziło się to czy tamto. Spróbuj, może i u Was zadziała”. Albo osoby bezdzietne podawały przykłady zasłyszane u znajomych czy rodziny, które niejednokrotnie zadziałały i uratowały mi skórę. Sama mam tylko jedno dziecko i jak najbardziej dzielę się swoim doświadczeniem z innymi. Oczywiście, że nie jestem ekspertem, ale mam w domu high need baby i wypróbowałam już tyle rzeczy na swoim dziecku, żeby było choć odrobinę lżej, że jeśli którakolwiek metoda komuś pomoże, to będę zwyczajnie szczęśliwa. Najczęściej podaje całą litanię rzeczy, których próbowałam i radzę by samemu sprawdzić co zadziała a co nie. Zawsze powtarzam wszystkim, że każde dziecko jest inne i nie pozostaje nam nic innego niż próbować, próbować i próbować. Pozdrawiam :)
racja! jeśli ktoś mówi – u mojej siostry sprawdziło się to i to, słyszałam/czytałam itp.
albo ma dużo młodsze rodzeństwo którym się opiekował i zna temat mimo że własnych dzieci nie ma to jeszcze nie znaczy że trzeba go traktować jak debila i sypać końcowym tekstem..
Myślę że to zbyt surowy wniosek, jednak zgadzam się z tobą, choć matki większej ilości dzieci mogę przecież nie zauważy czego co dostrzeże matka jednego. Zapewne chodzi o ton w jakim są one wypowiedziane. Ale np: czasem wrażliwość matki wychowującej jedno dziecko, może pomóc tej która ma trójkę i dla niej jedzenie piasku w piaskownicy przy 3 dziecku to już norma na którą się aż tak panicznie nie reaguje, jak w przypadku kobiet z jednym dzieckiem( to jest tylko przykład )
Ale skąd założenie że matka wielodzietna może czegoś nie zauważyć albo jest mniej wrażliwa na jedzenie piasku przez dziecko? :) Zgaduje liczbę Pani dzieci;) W temacie Szczeslivej jest dużo prawdy.
Poście rzecz jasna mialo być nie temacie.
Ja po pierwszym dziecku wiedziałam wszystko o wychowywaniu, po drugim stwierdziłam, że pewnych rzeczy nie wiem, a po trzecim, że ja nic nie wiem?