Czytelnikowi może się wydawać, że taki bloger, czytany przez dziesiątki tysięcy ludzi, jest ze stali i właściwie uczucia są mu obce. Pewny siebie osobnik, który zawsze wie jak się zachować, nieomylny. Bloger, którego teksty często trafiają w sedno, a czasami zupełnie pudłują i nie współgrają z tym, co niektórzy myślą.
A niedajpanieboshe bloger, który tak smęci i analizuje jak ja dzisiaj… ;-)
Mam czasami wrażenie, że blog jest taką zaporą i wentylem w jednym. Że to, co zostało napisane w komentarzu, z żalem do mnie wyrecytowane w prywatnej wiadomości, nie zostałoby powiedziane mi prosto w twarz. Chociaż ja czuję się na siłach wziąć osobiście wszystko na klatę. Serio, i pod każdą moją blogową pisaniną się podpisuję.
Pisząc poprzednie, nie mam na myśli tylko tych nieprzychylnych komentarzy, chociaż to one zazwyczaj cholernie czasami bolą. Co prawda ten klasyczny hejt po mnie spływa i naprawdę otrzepuję po nim skrzydełka bez mrugnięcia okiem i bez zadarcia ogonka. Tak te szpileczki, które niektórzy dozują z zegarmistrzowską precyzją czasami kłują odrobinę. Tyci, ale kłują ;-) Nie tyle kłują moje ego, co bardziej to moje poczucie, że świat jest życzliwy z natury. Tymczasem okazuje się, że nie do końca.
Żeby było jasne, ja nie bloguję po to, żebyśmy sobie spijali z dziubków, klepali się po pleckach czy wtórowali swojej zajebistości. Zupełnie szczerze średnio przyjmuję do wiadomości komplementy w moją stronę – taka trochę ze mnie niedowartościowana dusza czasami. Cóż począć ;-) Wiem też, że nie mam monopolu na rację i jedyną słuszną wyluzowaną (raz mniej a raz bardziej) metodę wychowawczą. Ba! Jestem prawie pewna, że za kilka lat czytając te moje dyrdymały będę robiła to z jednym okiem otwartym a drugim wkurwionym, sądząc że te moje upstrzone frazesy momentami zupełnie sobie przeczą. I pewnie czasami tak bywa!
Porównałabym to całe blogowanie, a może bardziej pisanie, do macierzyństwa i bycia kobietą w ogóle. Czy to w tym macierzyństwie, w tym byciu kobietą nie jest przypadkiem tak, że raz czujemy, że możemy góry przenosić, a czasami chcemy rzucić to wszystko w kolokwialne „fpizdu”? ;-) Czasami się rozumiemy doskonale, a czasami po fakcie dziwimy swoich reakcji? Chociaż w macierzyństwie to raczej nie ma drogi odwrotu, tylko trzeba przeć bez ustanku. Nie ma że boli, nie chce się czy gorszy dzień i te sprawy.
Skoro czytacie tą moją dzisiejszą pisaninę, to znaczy, że jeszcze mnie z tzw. „ulubionych” nie usunęliście! Za co dziękuję! Co cholernie cieszy, bo ja takich komunikatów w stylu: „Usuwam z ulubionych! Myślałam, że jesteś inna!” dostaję dziesiątki miesięcznie. Kurde, a mnie się wydaje, że my jesteśmy znajomymi i chcę głęboko w to wierzyć, że obcy już sobie nie jesteśmy! W dziesiątkach mogę liczyć zdjęcia z porodówek, które od Was otrzymałam :* Z niektórymi znamy się lepiej i dłużej, a z niektórymi rzeczywiście tak na świeżości lecimy. I chyba w miarę dobrze nam tutaj? Doceniam to wszystko!
Tak się głośno zastanawiam, czy gdybyśmy spotkali się trzy razy na kawie i piłoby nam się tę kawę całkiem przyjemnie, a za trzecim razem powiedziałabym, że jednak lubię Depeche Mode a nie Roba Williamsa, to czy krzyknęłabym na całą kawiarnię: „Usuwam z ulubionych! Koniec naszej znajomości!” Kurde, to byłoby serio przeżycie! ;-) Albo gdybym powiedziała, że polecam pieluchy firmy Traktor, a koleżanka pijąca kawę powiedziałaby, że „głupia chyba jestem, bo pieluchy firmy Ciągnik są lepsze, poza tym zapłacili mi za tę promocję no i ona mi nie ufa! Usuwam z ulubionych!”. Nieee, nie wierzę, że koniec znajomości, nawet tej wirtualno-blogowej, tak się w normalnym świecie załatwia ;-)
Skoro w większości jesteśmy tutaj kobietami, rzekłabym nawet normalnymi laskami, to czy przypadkiem nie jest też tak, że bywamy cholernie zmienne? Napisałam ostatnio kilka tekstów, które spotkały się ze skrajnymi opiniami. I bardzo dobrze, bo bym zaczęła wątpić w to, że myślimy wszyscy tak samo. Bo jak po tygodniu siadam do laptopa i czytam te moje wywody raz jeszcze, to dochodzę do wniosku, że pewnie napisałabym kilka zdań inaczej, pewnie coś bym ugłaskała, coś tam obcięła i wierszem bym może nawet napisała, ale nie miałam czasu na tygodniową analizę moich pamiętniczkowych wywodów. Poza tym, jestem świadoma tego, że przecież możemy dyskutować, możemy zapytać, możemy mieć inne zdanie! Byle byśmy nie pisały, jak to niektórzy mają w zwyczaju: „Kolejna poy..ana blogerka!” :)
Poza tym, ja też bywam trochę taką obłudnicą, mimo że wcale nie mam takich zamiarów. Czasami też przeczę swoim poprzednim tekstom. Biję się w pierś! I to nie dlatego, że zmieniłam na jakiś temat zdanie, ale dlatego że się zagolopowałam i wychodzi ze mnie trochę tej niefajnej Magdy, którą czasami bywam a doświadcza tego najczęściej mój M. a Wy tylko szczątkowo.
Bardzo się ucieszyłam na ostatnią wiadomość od Anki [którą pozdrawiam!] a propos jednego z nowych postów:
„Magda, czy Ty serio tak myślisz, że dziecko ma się w domu nudzić i wcale nie musi chodzić na zajęcia dodatkowe? Nie pasuje mi to do Ciebie. Odpowiedz mi na tę wiadomość, please. Albo źle doczytałam Twój post albo go źle zrozumiałam.”
Wiecie co napisałam Ance? Napisałam, że trafiła w sedno i rozebrała mnie na czynniki pierwsze. W tamtym wspomnianym poście podjęłam się tematu, w którym słowo pisane nie do końca odzwierciedla moje myśli. Ba! Za bardzo oceniałam innych rodziców, pojechałam w pewnym sensie po bandzie. Za co przepraszam. Bardzo przepraszam. Bardzo często piszę posty z dzieckiem na kolanach, albo karmiąc go w międzyczasie, i ten cały chaos nie służy temu, aby tekst był spójny. Taki lajf matki polki piszącej ;-) I tutaj w tym miejscu, jak tak stoję lekko dygając niczym baletnica, bardzo dziękuję Wam za wyrozumiałość i kredyt zaufania. I za to, że tę moją tekstową hipokryzję bierzecie z dystansem.
Napisałam, że zamykam bloga, co zresztą zakomunikowałam mojemu Mężowi jakiś czas temu. Popatrzył na mnie spod byka i w ogóle tego nie skomentował. Średnio 1 raz w miesiącu mam ochotę go zamknąć. Miejsce, w którym zazwyczaj czuję świetnie i naprawdę się spełniam, czasami staje się pewnego rodzaju bolączką. Bo albo wychodzą na nim moje przywary, które próbuję skrzętnie chować, ale i tak wychodzą tunelami, skubane. Albo zderzam się z ogromem nieprzychylności, co bywa momentami ciężkie, ale daję radę, bom twarda sztuka ;-)
Biorąc pod rozwagę powyższe mniej więcej raz w miesiącu zamykam ten blog. I otwieram go za moment. I znowu zamykam. I wtedy jak go już w myślach prawie zamknęłam, to dostaję takiego maila jak wczoraj, od Anety:
„Magda, skarbnico Ty moja! gdzie jest ten post o tym jak faceta rozpalić do czerwoności, bo nie mogę go znaleźć! Biorę się za mojego Marcina, bo chłopak mi na laurach spoczął! Pomóż!”
No i otwieram bloga znowu :D Jakżebym mogła skarbnicę seksu zamykać! ;-)
9 komentarzy
Całe szczęście, że odrazu otwierasz go na nowo, bo juz się wystraszyłam. Nie rób mi tak więcej. Każda kobieta zmienną jest i to jest w nas fajne. Magda nie zmieniaj się i pisz dalej tak jak piszesz, uwielbiam Twoje teksty. Trzymaj tak dalej twarda sztuko ;) POZDRAWIAM
Hej Szczesliva!! Nie masz co się tłumaczyć i przepraszać za swoje słowa!! :) jesteś poniekąd „pisarką” – takie Twoje hobby! Żeby ktoś czytał czasem trzeba nagiąć i naciągnąć rzeczywistość i pisać o skrajnościach, bo one powodują większe emocje w czytelniku. Wiem też po sobie, że piszac swoje posty czasem przesadzam, że generalizuję, „albo wszystko albo nic”. Ale na daną chwilę takie są moje emocje no i wiem, że bardziej trafia do czytelnika tekst, gdzie opisuje temat czy problem na 100% bez wątpliwości. Oczywiste, że w życiu zawsze robi się wyjątki od zasady, ale pisząc bloga często kieruje się emocjami a nie stanem faktycznym. ;) bardzo lubię Cię czytać! Zapraszam też do mnie na http://www.myszkowy.pl
Jestem tu od niedawna,nie zamykaj…Ja tu trochę odnalazłam siebie a trochę się uczę….mam fajnego męża który mówi. ..trzeba nie patrzeć na około tylko robić swoje…ludzie różne rzeczy mówią,piszą,dzisiaj lubią jutro już nie…Blog jest fajny z pomysłem,fajnie jest popatrzeć że ktoś przeżywa podobne rzeczy jak ja,że zmaga się ze zmęczeniem,ale siada wieczorem i płacze że szczęścia,że robi krok w tył by za chwilę zrobić dwa w przód,że wie jak trudno być matką ,żoną ,kochanką…walczyć z ludźmi którzy wiedzą lepiej jak mamy żyć,wychować dzieci jak się ubierać w co wierzyć…☺dla ludzi będzie zawsze coś nie tak…pracujesz dużo?zaniedbujesz dom,pracujesz mało?nie dbasz o rodzinę…itp,najlepiej siedź cicho,przytakuj i broń Bosze nie miej własnego zdania!!!To wszystko co piszesz to twoje zdanie,czasem pisane pod wpływem chwili czasem noszone jakiś czas i dobrze przemyślane…szanowni Państwo którzy krytykują niech coś skrobna swojego i zobaczymy…ocenimy chętnie…zawsze takich momentach mi się przypomina ankieta którą dostaliśmy na sali szpitalnej od dziewczynki z pierwszego roku na temat bólu przy porodzie…rozbrajajace były pytania typu-o czym Pani myślała podczas skurczów?Lub,czy miała Pani dość porodu?Jak wytłumaczyć komuś takiemu kto tego nie przeszedł co się wtedy czuję?Podczas skurczu myślałam żeby przeżyć,dość miałam też bardzo szybko…Oprócz tego pękło mi krocze,zwyzywalam lekarza i mało nie pobilam swojego męża ze przestał masowac plecy na chwilę. ..Ale urodziłam,wychowałam i „doradzacze” i „oceniacze” niech się schowaja!!!Pisz,popelniaj błędy przepraszaj ale rób to dalej!!!!!
A ja doceniam i bardzo dziękuję za post o wyluzowaniu z zajęciami dodatkowymi. Szczerze i prawdziwe napisałaś. W pracy moje koleżanki zgrywają grafiki z husbandami i matkami, wożą dzieciaki na zajęcia wszędzie. A ja się cieszę, kiedy moja 9-letnia córka bawi się z dzieciakami z osiedla w podchody albo „mam talent”. Ma trochę zajęć dodatkowych, ale sama je sobie wybrała. Ma angielski, konie i zuchy. I to wszystko. Synek ma przedszkole i 3 latka więc potem jest po prostu w domu. Jemu i mi to pasuje :) Pozdrawiam, dzięki, że piszesz.
Nie mam tyle fanow, co Ty, chociaz udalo mi sie zdobyc juz swoich stalych czytelnikow i powiem ci ze tez miewam takie chwile. Jednego dnia zamykam, a innego dnia otwieram ponownie swoj blog. Jestesmy tylko ludzmi. Czasami mamy dosc, czasami cos nam nie wyjdzie, ktos zle zrozumie lub wytknie bledy i to boli, ale my sie przeciez nie poddajemy. Te teksty sa dla ludzi, moze jednych smiesza, ale wielu krzepia, sklaniaja do dyskusji i zastanowienia, nas blogerow tez nie pozostawiaja bez refleksji. Pozdrawiam Cie serdecznie
Nie ugłaskiwać tekstów proszę, nie ugadzać. Są w porządku, bo naturalne. Pozdrawiam!!!
Ty, weź, nie strasz. Ja co prawda nie jestem mamą, no i – jako admin Mądrych Rodziców – w dodatku nie jestem w pełni obiektywny :P ale, cholera, lubię Twój blog, no. A tu rano mi wyskakuje „Szczesliva.pl – zamykam blog”. No, kurdesz nad kurdeszami i wszystko kurdesz, jak mawiał stary Kohelet.
Droga Szczesliwa.pl :) To tylko pokazuje że jesteś kobietą z krwi i kości. Moja babcia mawiała „tylko krowa nie zmienia poglądów” także rób swoje, bo jest to nam matkom potrzebne. Szczególnie to że nie musimy być nieomylnymi wyroczniami we wszystkich sprawach, że potrzebujemy nie raz spuścić powietrze i wyluzować. Pozdrawiam :)
Czesc Magda. Czytam Twoj blog od okolo roku ale nigdy nie udzielalam sie w komentarzach. Jestes naprawde swietna, rowna laska i pomimo tego, ze niesamowicie operujesz jezykiem i doskonale wiesz co chcesz od zycia, wydajesz sie byz dosc pewna siebie, nie odbila Ci woda sodowa jak mawiaja. Fajnie by bylo miec taka kolezanke. Albo nie. bo moglabym wtedy przeplotkowac caly dzien a wtedy brakowaloby mi czasu dla rodziny :) Chociaz nie we wszystkich kwestiach rodzicielstwa, zycia zgadzam sie z Toba to i tak lubie czytac to co piszesz. Widac, ze jest to przemyslane-ale nie na sile ☺ Podoba mi sie, ze nie jestes agresywna w tym co piszesz. Ze potrafisz szanowac. Brawo dla Ciebie i rodzicow ☺ Bo mam wrazenie, ze agresywne wyrazenie tego co myslimy. Pardon moze nawet nie tyle agresywne co czasami niestety wulgarne, stalo sie modne…. hmmm. Nie przeszkadza mi jaksa ” cholerka ” albo cos w tym rodzaju ale wiesz, takie udezanie w drugiego czlowieka, matki o ktorych czesto nie wiele wiemy, nie znamy sytuacji albo nie znamy jego codziennosci, trudnosci z jakimi przyszlo mu sie zmierzyc ani jego przeszlosci… A tak co nieco o sobie to mam na imie Sylwia i jestem mama 3l i 9m chlopca i 1 l i 9 m. dziewczynki. Pozdrawiam z malenkiej mazowieckiej wioseczki.