Chciałabym móc tak napisać dzisiejszy post, aby nie musieć posługiwać się ani zmienionymi imionami ani też jakimiś inicjałami. Chciałabym po prostu móc wyłożyć kawę na ławę, jednak wiem, że niczemu nie będzie to służyć.
Niestety próba przekazania tego drugiemu człowiekowi na żywo nic nie daje i niczego nie zmienia, dlatego doszłam do wniosku, że ulżę sobie poprzez dzisiejszy post.
Doszłam do wniosku, że muszę o tym napisać. Nie tylko dlatego, że dotyczy mnie to osobiście i dotyczy to moich dzieci, ale zauważyłam, że to jest plaga, która rozprzestrzenia się na wiele rodzin. To jest jak taki huragan, która pomału połyka kolejne domki, rodziny, ogrody, samochody i nic nie jest w stanie go zatrzymać. A to (cholera) trzeba zatrzymać. Głównie dlatego, że za jakiś czas zamiast samodzielnych, kreatywnych i znających swoje potrzeby dzieci, będziemy obserwować maluchy, które nie lizną samodzielności, bo będzie ona skutecznie hamowana!
Po kolejnej naszej eskapadzie z dzieciakami, doszłam do wniosku, że place zabaw (co zresztą zauważyło przede mną już wiele innych osób), to idealne miejsce doświadczalne, gdzie spotyka się tak wyjątkową różnorodność zachowań, że nic tylko książkę pisać i zastanawiać się, czy i my nie jesteśmy wśród tych, którzy są obserwowani ;-)
Żarty żartami. Siedziałam sobie ostatnio na tej samej ławce co dwa tygodnie temu i obserwowałam moich chłopców. Obok moich dwóch dziamdziaków bawił się chłopiec, którego pilnowała babcia.
– Michasiu (imię zmienione), nie wchodź tam, bo jest wysoko! – krzyknęła. Nie minęło 5 sekund i usłyszałam kolejne.
– Michasiu! Uważaj na schody! Michasiuuu!
– Michasiu, chodź babcia sprawdzi, czy jesteś spocony.
– Michasiu, chcesz pić?
– Chodź, jednak się może napijesz, bo pewnie jesteś odwodniony.
– Babcia wzięła chrupki. Michasiu, weź jednego chrupka na drogę.
– Michasiu, chcesz drugiego chrupka?
– Michasiu, może wrócimy na rosołek do domku?
– Michasiu, wracaj! Nie odchodź od babci!
Po chwili przyszła mama Michasia. Myślałam, że uderzy w inne klawisze i nie pójdzie w ślady babci, a może ją nawet ochrzani. Tymczasem okazało się, że to był Duet Nadgorliwych Opiekunek. Co jedna to lepsza.
– Michasiu, napiłeś się, jak babcia Cię prosiła?
– Michasiu, chodź do mamy, sprawdzimy czy jesteś spocony.
– Michasiu, nie rób tego siamtego i sramtego, bo się przewrócisz, zaboli Cię, wybijesz sobie zęby, spadnie na Ciebie cegłówka, potrąci Cię tramwaj, pogryzie Cię pies, dostaniesz wiaderkiem, piasek wpadnie Ci do oczu. Michasiu, nie skacz, nie drap się po głowie, nie oddychaj, zwolnij, przyspiesz, załóż czapeczkę, nie patrz w stronę słońca, bo oślepniesz, nie biegaj bo się spocisz, bo upadniesz na głowę, wybijesz sobie zęby, zrobisz guza, pojedziemy na pogotowie i stanie Ci się krzywda!
Mi-kurfa-chasiuuuuuuu!
Japierdzielę! Zmęczyłam się od samego słuchania! Michaś natomiast tak się uodpornił na wołanie mamy i babci ( a co miał innego zrobić, aby nie ocipieć? musiał się uodpornić), że nie reagował na żadne ostrzeżenie. Te wszystkie zdania wypowiadane z prędkością karabinu maszynowego zupełnie już nie interesowały Michasia. Śmiem twierdzić, że Michaś zdążył wykształcić w sobie pewien mechanizm obronny, który pozwalał mu przetrwać w trudnych warunkach. Uwierzcie mi, że to były trudne warunki! Zaczęłam się głośno zastanawiać, czy ja przypadkiem nie jestem taką mamą czy michasiową babcią dla moich dzieci? I tylko właśnie z tego powodu analizuję tę dzisiejszą sytuację. Czy pozwalam moim dzieciom poczuć głód zamiast podtykać co rusz nowe smakołyki? Czy pozwalam im się pobrudzić, zamiast chuchać i dmuchać niepotrzebnie? Czy pozwalam im wejść na murek lekko ich tylko asekurując, zamiast im tego zabraniać czy niepotrzebnie krzyczeć, że za moment spadną? Czy pozwalam im być dziećmi, które mają za zadanie odkrywać świat, zamiast hamować ich w każdym aspekcie dzieciństwa pomału ich tym sposobem ubezwłasnowolniając?
Zaczęłam analizować to wszystko i doszłam do wniosku, że jest ze mną dobrze, choć nad kilkoma rzeczami muszę popracować.
Nadgorliwość. Nadgorliwość jest jedną z tych zabójczych cech, które sprawiają, że zagłaskują człowieka na śmierć! One pomału zabijają. Nie pozwalają naszym dzieciom na samodzielne myślenie i odkrywanie potrzeb, które mogłyby naturalnie zaistnieć. Zamiast tego nadgorliwość hamuje, ubezwłasnowalnia i blokuje w naszych dzieciach jakąkolwiek umiejętność przewidywania.
Myślę sobie głośno modląc się niemalże, aby to nie była jakaś plaga: nie bądźmy nigdy taką babcią ani mamą, jak te od Michasia.
Piąteczka!
2 komentarze
Jak to mawia mój brat: nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu ;) piąteczka :)
Ja też z tych co nie zabrania na placu zabaw, a nawet zaproponowałam ostatnio dziecku gumę jak zjeździe z duże zjeżdżalni:-) bo się bała. Mnie też irytują te wszystkie teksty zaczynające się na-nie. Biedne dzieci. Ja na placu zabaw oddalałam się od dziecka pozwalając mu na samodzielną zabawę małymi kroczkami, by w końcu usiąść na ławce i odpocząć, a mała się bawi tylko musi mnie widzieć. Wiem, że to wredne ale bawią mnie rodzice, którzy chodzą za kilkulatkami po placu zabaw, albo siedzą razem w piaskownicy, ale skoro mają na to ochotę to ich wybór, ja wredna matka wybieram czas dla siebie pozwalając tym samym na swobodę w działaniu. I to ja mówię spróbuj, wejdź wyżej, dasz radę. To akurat mi się udało, nad innymi rzeczami jeszcze pracuje.
Jeszcze taka dygresja. Mama na placu zabaw do chłopca który zbierał malutkie kamienie mówi : Tomku zbieraj te duże. A mały z uporem maniaka zbiera i przynosi jej te małe. To my rodzice mamy problemy. Dla niego to nie ma znaczenia duży czy mały, ale dla jego paluszków to sensoryka, więc postarajmy się spojrzeć na to z innej strony. A otarcia i stłuczenia mamy w gratisie wtedy wkraczamy do akcji i jesteśmy wybawicielkami i kochanymi mamami:-)