Ta moja nieszczęsna noga w gipsie mocno mnie unieruchomiła, jednak obiecałam sobie, że nie powstrzyma mnie ona przed zmianami, jakie planuję już od kilku tygodni. Niewiele ponad 2 tygodnie temu dopadł mnie pewnego rodzaju kryzys, który ja nazywam przesileniem.
To jest takie „zawieszenie”, „zatrzymanie z weryfikacją w tle”, podczas którego analizuję ostatni rok albo półrocze i planuję kolejne miesiące.
Ostatnie 5 lat było dla mnie intensywnym maratonem.
Możliwe, że nie do końca było to widać na zewnątrz, jednak ja mam świadomość, że wrzuciłam 5 lat temu szósty bieg i zapierniczałam na pełnej petardzie na wielu polach aż do teraz.
Wiecie, że kilka dni temu, podczas moich wieczornych rozkmin dotarło do mnie, że od 5 lat nie miałam prawdziwego urlopu? Pal licho prawdziwe wakacje bez komputera czy telefonu. Nie chcę się żalić, bo uwielbiam to, co robię i nawet to nie o to chodzi. Jednak dotarło do mnie, że narzucając sobie pewne tempo życia i ilość różnych zobowiązań, ja nie miałam nawet „urlopu macierzyńskiego”, podczas którego moim jedynym zmartwieniem i zajęciem byłoby zajmowanie się dziećmi i domem. Nawet okres połogu, tych pierwszych tygodni po mojej drugiej i trzeciej cesarce, to był jakiś totalny hardcore! Wrzucając ten szósty bieg pozbawiłam się chwili oddechu, jaki warto sobie zapewnić tuż po urodzeniu dziecka. Tymczasem ja niemalże zaraz po drugim i trzecim porodzie miałam spotkania, realizowałam z ministerstwami czy markami kampanie społeczne, jeździłam na konferencje, szkolenia.
Nie wiem, czy ten wir, ten narzucony pęd był tym, czego mój organizm wtedy potrzebował.
Właściwie to wiem, że on tego nie potrzebował. Teraz już wiem, że on potrzebował spokoju, zatrzymania się na chwilę, aby docenić to TU i to TERAZ.
Dlatego kiedy patrzę na te mamy, które pierwsze miesiące po porodzie mogły poświęcić tylko dziecku i sobie, mogąc jednocześnie liczyć na wsparcie rodziny, to tak szczerze i bardzo pozytywnie zazdroszczę im tego. Zazdroszczę im tej sielanki, którą można wspominać przez lata. Spotykałam się często z opiniami tych mam na grupach facebookowych i pisały one wtedy, że one chłoną każdą chwilę z maleństwem, że wstają o poranku niespiesznie, maluszek regularnie zjada posiłki a one mają czas, by odespać często trudne nocki, ugotować, poprzytulać się z dzieckiem, pogaworzyć wspólnie. Kiedy kiedyś jedna z mam zostawiła komentarz, że ona ma czas na wszystko, i na to by posprzątać, i by uciąć sobie z maleństwem jedną czy dwie drzemki w ciągu dnia, później oczekują na tatę, który wraca z pracy i celebrują ten wspólny czas. To doszło do mnie, że ja tak … nigdy nie miałam. :-) Że właściwie wszystko zawsze odkąd pamiętam muszę robić w totalnym pośpiechu, z zegarkiem w ręce i listą, która jest pełna punktów do odhaczenia.
A odkąd na pokładzie jest trójka dzieci i niebawem Starszak pójdzie do pierwszej klasy, to ja wiem, że mój świat jeszcze dodatkowo przyspieszy. :-)
Często wieczorem, kiedy dzieci już śpią orientuję się, że nic nie zrobiłam tylko dla siebie, tak totalnie dla siebie nie myśląc o innych tylko myśląc o sobie samej. Całkiem niedawno rozmawiałam z moją mamą przez telefon i ona życząc nam udanego wypoczynku w Bieszczadach rzuciła jedno zdanie:
– I pamiętaj, tylko obiecaj mi, że codziennie zrobisz coś tylko dla siebie, żeby odpocząć.
Wiecie, że ja wtedy parsknęłam niepohamowanym śmiechem? :D Bo dla nas, czyli dla mnie i mojego męża, wakacje z trójką małych dzieci o tak różnych charakterach i temperamentach, to nie są wakacje. :D To jest zaspokajanie ich potrzeb 24/7. Wakacje to my mielibyśmy wtedy, kiedy dzieci byłyby w swoich placówkach, a my moglibyśmy zaliczyć kilka nocek bez pobudek, kilka dni bez ich humorów, kłótni i zajęć dodatkowych, których niby nie mają wiele, ale jednak a to logopeda, a to zajęcia z terapii sensorycznej, a to jakiś lekarz, i wychodzi na to, że kalendarz jest napięty do granic, i aż dziwne, że jeszcze nie pękł! :D
A wszystkie te „obowiązki” to nie nasze widzi-mi-się i niepohamowana rodzicielska ambicja a wskazania specjalistów, które pomagają w rozwoju dzieci.
Zatytułowała ten mail „Zmiany”. Nie bez powodu. Otóż jestem w momencie, w którym muszę poukładać sobie wszystko w głowie na nowo. Zmienić moje podejście do codzienności tak, aby się nie zarzynać, więcej cieszyć życiem, nie martwić pierdołami i zadbać o poczucie własnej wartości, które ostatnimi czasy szwankuje. Aby za lat 10 czy 20 nie pamiętać najbliższych kilku lat jako nieustannej gonitwy. ;-) Miewacie podobnie z tym tempem dnia codziennego czy raczej dbacie o to, aby to tempo było mniejsze a obowiązki Was nie przytłaczały?
Jeszcze nie mam planu na to, jak ja to zrobię, ale mocno potrzebuję dobrych myśli od Was. Podobno jak wiele dobrych myśli wysyłanych jest do wszechświata, to sprzyja to realizacji naszych planów. :-) Powiedzcie mi, czego ja mogę Wam życzyć w najbliższych tygodniach i miesiącach. Obiecuję wysłać te dobre myśli w Waszą stronę, zatrzymam się na nich i wyślę ją do każdego z Was z osobna.
Uściski! Dajcie znać na FB, że udało Wam się mimo ogromu wieczornych obowiązków, przeczytać dzisiejszy post :*
Brak komentarzy