Wahałam się, czy poruszyć ten temat na blogu. Doszłam jednak do wniosku, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że problem ten nie dotyczy tylko mnie. Nie zdziwiłabym się, gdyby dotyczył większości z nas!
Tak, skala tego jest ogromna i nikt o tym nie lubi głośno mówić.
Opowiem Wam moją historię od samego początku. Mam nadzieję, że wybaczycie mi przydługie opisy, to wszystko będzie miało na celu przestrzec Was przed korzystaniem z porad tego „specjalisty”. Nie możecie być pewni, że nigdy nie traficie na tego lekarza. Znany lekarz z niego, podobno. Jest jednym z tych „ekspertów”, który krąży wszędzie i z jednego miejsca przerzuca się na drugie, i to wszystko zgodnie z literą prawa. Nie skłamię, jeśli powiem, że już co najmniej połowa z moich znajomych padła jego ofiarą, z moją Teściową na czele! Podobno drań jeden leczy wszystkie choroby, chociaż tak naprawdę nie zrobił żadnej specjalizacji! Jego nazwisko i główny gabinet padnie dopiero w ostatnich akapitach tego wywodu. Zanim drania zdemaskujemy, to powiem Wam, czego się dopuścił…
Wybaczcie mi ten trochę teatralny ton mojej wypowiedzi. Przelało się trochę i stąd te emocje, z moją i innych naiwnością na czele …
Zaczęło się dość niewinnie i miało to miejsce niecałe 6 lat temu. Zaczęła mnie boleć głowa. Ot, takie tam sporadyczne boleści, o których pochodzeniu nie miałam zielonego pojęcia. Bardzo chciałam sprawę wyjaśnić, bo wydawało mi się, że skoro uprzykrza mi ten ból życie, to warto się z nim rozprawić. To właśnie wtedy po raz pierwszy trafiłam do tego hochsztaplera. Miałam, że tak to ujmę, rzut beretem do jego gabinetu, chociaż za cholerę normalnym gabinetem tego miejsca nazwać nie można było.
Ot, miejsce jak miejsce. Wszystko na biało jakby pomalowane, z niebieskimi detalami. Przywitałam się. Nie kliknęło między nami za pierwszym razem. Mówię do niego jak krowie na rowie, że boli mnie głowa i co mam robić. Właściwie o nic nie pytał, tylko z prędkością karabinu maszynowego recytował mi, że a to może menstruacja, ale nie jest pewny. Albo, że może to być migrena, ale też nie ma za dużej pewności. Zaczynałam się na serio bać. Wspomniał nawet coś o guzie mózgu i o nowotworach w rodzinie. Miałam ochotę wybiec stamtąd, ale jak durna tkwiłam tam i brnęłam w to dalej. Później zaczęłam pytać go o ten durny guz mózgu i jego związek z tym bólem głowy. Im dalej go „słuchałam”, choć za normalną rozmowę tego uznać nie można było, tym bardziej wierzyłam, że coś może być z tym guzem na rzeczy, bo rzeczywiście jeden węzeł chłonny mam jakby powiększony. Nawet bolały mnie stawy i miałam czasami wieczorne mdłości, dokładnie jak momentami sugerował! Nakręciłam się i zaczęłam wierzyć, że rzeczywiście to nie jest zwykły ból głowy, a pewnie sprawa co najmniej nowotworowa.
Nie zdarzają mi się takie sytuacje, ale w pewnym sensie zaczęłam się od tych wizyt uzależniać. Nigdy do tego lekarza nie było kolejek. Nigdy. Co więcej, leczył za zupełną darmoszkę. Już to powinno było mnie zastanowić, ale jednak nie. Łudziłam się, że może mi pomoże – w końcu tylu ludzi mu podobno ufa i rozwiązał już tyle problemów. Po prawie miesięcznej kuracji, obgryzaniu paznokci, że coś ze mną jest nie tak, nakręcaniu otoczenia, że jest ze mną źle, sprawa jakby ucichła. Bóle głowy minęły a ja machnęłam ręką na te wszystkie mikstury i suplementy, które za jego sugestiami zaczęłam łykać. Do tej pory nie wiem, dlaczego tak dałam się wpuścić w maliny zamiast skonsultować to z innym specjalistą, który naprawdę by mi pomógł. Głupia byłam, wiem… Biję się w pierś. A Wy proszę nie wieszajcie na mnie psów. Od tamtej chwili przywróciłam się do pionu.
Pal licho wspomnianą sytuację! Od tamtej pory okazało się, że koleś jest dosłownie wszędzie i nakręca coraz większe masy ludzi. Ba! Źle napisałam. To oni dają się wkręcać i myślą, że on cokolwiek im pomoże! Już po pierwszej wizycie zdrowy rozsądek powinien podpowiedzieć im, że coś jest na rzeczy i trzeba się wycofać. Naiwność ludzka nie zna granic, serio. Ja jestem żywym na to przykładem.
Nie wytrzymałam jednak i postanowiłam Wam o tym napisać teraz, bo okazało się, sprawa zatacza coraz szersze kręgi a do faceta przychodzą również matki z małymi dziećmi! Nie tylko dorośli, jak mi się kiedyś wydawało. Mamy i ich małe dzieciaczki też u niego próbują się leczyć… Nie sprawdzają jego kwalifikacji, tylko na ślepo mu zawierzają. Dowodem na to jest moja znajoma, za której pozwoleniem opowiem Wam krótką historię i jej konsekwencje. Zresztą, ja też kiedyś wtopę zaliczyłam z moim pierworodnym, ale o tym kiedy indziej….
Jej junior miał ciemieniuchę. Nie mogła sobie z nią poradzić sama, dlatego poszła do kolesia. Nie zgadniecie, co on jej poradził a co ona zafundowała swojemu dziecku. Najpierw zasugerował jej, że może spróbuje naturalne oleje. Nie pomagało natłuszczanie. Przy następnej wizycie kazał zeskrobywać te odpadające płaty skóry z głowy. A ona naiwna zeskrobywała je. Głowa malucha to był istny ogień po tej akcji. Ciemieniucha jeszcze bardziej się rozprzestrzeniła. Po kolejnej wizycie i „profesjonalnych” jego podpowiedziach zdecydowała się kupić maść ze sterydami, która miała pomóc jej maluszkowi. Oczywiście, że skombinowała lewą receptę, bo rzeczony „lekarz” nie miał prawa wystawiać recept, o podbiciu ich pieczątką nie wspominając! Kiedy dzięki zaprzyjaźnionej aptekarce udało jej się załatwić receptę, okazało się, że po kilku dniach stosowania maści, głowa malucha jest poparzona a on ma jakieś mega zmiany skórne na twarzy! Ta cała akcja skończyła się dla nich tygodniowym pobytem w szpitalu! Oczywiście, że „lekarz” umył ręce.
Moja znajoma poleciała po bandzie. Zupełnie jak ja. A miała prawdziwego pediatrę i dermatologa w przychodni za rogiem, to ona szukała szczęścia tam, gdzie wszyscy inni naiwni…
Jaki z tego morał? Że zarówno ja jak i moja koleżanka miałyśmy za mało oleju w głowie, aby pójść do lekarzy-specjalistów! Z dość małego problemu na własne życzenie rozdmuchałyśmy sprawę do większych rozmiarów, co w drugim przypadku skończyło się szpitalem… Czy było warto uciekać się do tych naszych sposobów? Czy nie było przypadkiem warto pójść do prawdziwego lekarza specjalisty, który będzie miał większą szansę zaradzić naszym problemom?
Na pewno chcielibyście znać nazwisko tego lekarza, o ile już go nie znacie. Podzielę się nim z Wami, bo wiem że może być więcej jego ewentualnych ofiar.
Dr Google się zwie. Zawsze będzie miał dla Ciebie czas i będzie Cię „leczył” za darmoszkę. Czasami pomoże, a czasami rozpęta w naszej głowie burzę. Z umiarem korzystajmy z porad kolesia! ;-)
Piona!
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też go podać dalej. Dziękuję!
Bosze…ja też parę razy u niego byłam.Chyba przepisze się do innej przychodni, moze zdrowia psychicznego….
Też wpadlam w jego sidła!!!! I przy bólach głowy doszukiwalam sie glejaka a przy kolkach córki padaczki … i jak sądzę poniekąd przez tego dr i jego diagnozy pogłębiłam nerwicę
Olejmy drania!!!!
Takiego zakończenia się nie spodziewałam :-D jak ja kocham Twoje lekkie pióro <3
Jedzenie, picie, sen, miłość cielesna-wszystko z umiarem, powiedział Hipokrates. Pewnie teraz dorzuciłby do listy dr. G. Chociaż on czasem podpowiada fajne artykuły. A propo ciemieniuchy. Pediatra (na wizycie szczepiennej) poradziła użyć masła zamiast specyfikow z apteki czy olejow. Efekt był taki,że mi dziecko śmierdziało zjełczałym masłem.
Mega super post! 3ma w napięciu cały czas,nie mówiąc o tym jakie to „wiązanki” w myślach puszczałam na tego „lekarza”.. końcówka mnie rozwaliła :D bo się okazało, że też znam drania!
..jak ja lubię przesiadywać na Twoim blogu :)) Pozdrówki!
Padlam…. Hahah pozdrawiam
Wow, ale zaskoczenie na koniec. Zbudowałaś dramaturgię wzorowo, gratuluję. A u rzeczonego doktora też byłam i wstyd się przyznać nadal czasem tam wpadam. Na szczęście nie przywiązuję dużej wagi do jego porad. Ale – pora się z nim rozstać raz na zawsze.
Świetny artykuł. Aż się zestresowałam, co za okropny człowiek… A puenta daje sporo do myślenia.
Haha super post ? Ja do dr google już nie zaglądam….nie potrzebnie człowiek się nakręca, choć przyznam, że chorobę tarczycy mi trafnie zdiagnozował ☹️
Mistrzowski wpis. Ja też byłam uzależniona od tego specjalisty, zdarzało się, że już byłam pewna, że mam raka tylko dziwne, że wszystkie badania u prawdziwego fachowca wychodziły książkowe , a ja dalej swoje, że lekarz na pewno sie pomylił itd…ależ człowiek jest głupi. Pozdrowionka
Ja według doktorka byłam okazem zdrowia, dopiero badania u lekarza zaprzeczyły jego tezom ;) Życzę wszystkim zdrowia :)
Ej, przestań, Wiesz jak się wystraszylam, że faktycznie taki frajer leczy…
Jest jeszcze inny lekarz, nawet profesor, bo on jest tylko dla tych starych co to na nowinkach typu komputer sie nie znaja. Nazywa sie Encyklopedia Zdrowia. Moja szwagierka korzysta czesto z jego porad i ma wszystkie choroby jakie tylko jej sie pojawia czarno na bialym. :v
Aż wstyd się przyznać ale tez korzystałam z porad i też doprowadziło mnie to do nerwicy, bo człowiek, stwierdziłam na swoim przykładzie, głupi jest jak cho…. Głupia nadal jestem… Czas z tym skończyć… Oby się udało :'(
:-D Madziu. Ja też ostatnio byłam poważnie chora, niedoczynność tarczycy mnie dotknęła, wyniki badań wskazywały że to na pewno to dr G był przekonany… całe szczęście szybko wybrałam się do endo… :-) i już mi przeszło
Lowju ?
To prawda..zawsze jak coś mnie zaboli, to wszystkie objawy wskazują na raka..a ja panikuje. Aleeeeeeee..powiem, ze jak Adas mial ciemieniuche…to zwilzonym recznikiem DELIKATNIE! Pocieralam glowke syna..I usunelam raz na zawsze ciemieniuche
Super zakończenie :) Też korzystam z jego usług ale z umiarem, żeby zapoznać się z tematem, zgłębić wiedzę, ale nie nakręcam się, mam dystans do interentu i zawartej w niej treści.
Droga Magdo, czytam Twojego bloga od kilku tygodni, zwykle po to, by sie zrelaksowac i posmiac. Wczoraj wieczorem tez mialam niezly ubaw z tego tekstu, ale… Bardzo gleboko wbil sie on do mojej glowy. Akurat jestem w domu z zakatarzona i prychającą rodziną, wiec temat jest na czasie. Myslalam o tym, co napisalas, w nocy i wiesz co, jestem w stanie zrozumiec ludzi, ktorzy udaja sie do tego „doktora”. Tradycyjny lekarz przestal byc osobą, której się ufa. Wystarczy, ze spojrzę na doswiadczenie swoje, mojej rodziny czy najblizszych znajomych. Najbardziej ryzykowne jest powierzyc swoje zdrowie jednemu lekarzowi, bo gdy pojdzie sie do innego, prawie na 100% diagnoza bedzie zupelnie inna. W danym przypadku jeden widzi zdrowy organ, drugi – nowotwor do natychmiastowej operacji, dentysci potrafia zalecac wyrwanie zeba, ktory wystarczy zalatac zwyklą plombą. Myla sie na potege w receptach. Albo przepisuja je na pałkę nawet nie patrząc na wyniki badan i nie sluchajac, co pacjent mowi. Poza tym lekarze panstwowi są trudno dostępni, nawet tacy rodzinni. Jesli ja lub dziecko jestesmy przeziebieni, to na co nam wizyta za 2-3 dni. Nie mowiac juz o kolejkach do specjalistów. Więc choc sama nie popieram przeginania w tym, jak wielkim zaufaniem niektórzy darzą internet, to jestem w stanie to zrozumieć. Pozdrawiam☺
Ale zrobiłaś mnie w konia. Czytam z przejęciem i czekam końca, a tu taka oczywista sprawa:) no bo kto inny może w tak idiotyczny sposób leczyć jak nie doktor google.:)
A mi informacje z internetu pomogły. Nie jestem lekarzem i nie mam profesjonalnej wiedzy na tematy chorób, więc ślepo wierzyłam lekarzom, którzy katowali moje dziecko m.in. antybiotykami, sterydami i innymi świństwami, po czym było tylko gorzej, bo nie mogli dojść co dziecku właściwie jest, było mnóstwo podejrzeń. Gdyby nie moja przezorność i zdobycie informacji na własną rękę, moje dziecko byłoby skazane na prawie że dożywotnie leczenie u różnych specjalistów i faszerowanie niepotrzebnymi lekami. Okazało się że wystarczyło kilka naturalnych sposobów na zażegnanie „choroby” raz na zawsze.
Ja tak myślę że wszystko trzeba ze zdrowym rozsądkiem tylko co poniektórym go po prostu brakuj. Ja miałam uciążliwą drożdżycę pochwy. Ginekolog dawał leki i przechodziło ale po jakimś czasie wracało. Dopiero google mnie pouczył że drożdżca to tak jak drożdże do pączków – potrzebują cukru. Więc zero słodyczy , zero białego pieczywa tylko ciemne , dużo warzyw i probiotyki na poprawienie flory bakteryjnej w przewodzie pokarmowym (bo to ustrojstwo najpierw mnoży się w jelitach i przenika przez ścianki jelit i pochwy do pochwy właśnie ) . Zdrowy rozsądek – i tyle . . .
Hhahahah! A do ostatniego akapitu miałam ” nadzieję”, że jest KTOŚ taki xD mój mąż strasznie lubi tego doktora. Kiedyś dostałam od niego smutny telefon, że boli go czubek nosa. Dr Google podpowiedział mu że to rak. Po kilku godzinach dostała kolejny telefon, tym razem dużo weselszy, to był tylko pryszcz xD
Haha wiedziałam ;) mi zawsze mówi, że umieram :P
Znam jeszcze jednego takiego goscia, z tego co wiem z podobnego siola pochodza, wyjatkowo ujawnie Wam jego imie choc niechetnie ?, to Dr. Facebook ?!
Ok, rozumiem, że Ciebie bolała głowa i że mogłaś powodów szukać w necie, samej mi się kilka razy zdarzyło. Nie rozumiem jednak jak kobieta posiadająca chore dziecko jest w stanie zawierzyć temu, co podpowiada internet. Nie mieści mi się to w głowie. Sterydy? Zeskrobywanie skóry? Boże.
Nie rozumiem jak po 3 akapicie ktoś może nadal nie wiedzieć, że chodzi o Googla…
Co się usmiałam to moje :D aż mężowi przeczytałam :D Ale fakt od tego „znachora” lepiej trzymać się z daleka
Może dlatego, że myślenie po porodzie trochę gorzej idzie, ale mnie to trzymało w napięciu do ostatniej chwili. :)
Tu nie o googla chodzi tylko o linki reklamowe syfiastych firm sprzedających jakieś mega cud suplementy. O dziwo łatwo rozpoznać ich mętne sztuczki, bo komentarzach pod reklamowymi wpisami. Bo to nie są komentarze z profilami tylko zdjęcie pdf.. z kontynuacją reklamy.
Ja też korzystam z porad tego ” doktora ” bo gdyby nie on to długo bym nie widziała co dolega mojemu dziecku. Chodziłam od lekarza do lekarza i gdy zebrałam informacje na własną rękę to zasugerowałam lekarzowi że moje dziecko ma skaze białkowa. To był strzał w 10!!! Może to przypadek ale czasem warto zajrzeć na odpowiednie strony w internecie.
Kapitalne. Dzięki. Puszczam dalej :)
pewien kardiolog napisał w grupie na FB, że z zainteresowaniem czyta dyskusje chorych, ponieważ jest to dla niego wręcz bezcenne źródło informacji np. o skutkach ubocznych pewnych kuracji, o lękach pacjentów, o sposobach rozumienia przez pacjentów porad lekarzy, o powodach przerywania terapii itd. Czasami sam coś pisze w tej grupie, gdy napotyka na niebezpieczne, szkodliwe pomysły uczestników grupy
ha ha….puenta mnie rozwaliła. Ale o fakt….zazwyczaj szukamy pomocy nie tam, gdzie trzeba i niepotrzebnie nakręcamy się po przeczytaniu „diagnoz”….
Dosłownie wszystko tak jak u mnie dobrze że w porę odzyskałam rozum ?
Bardzo dobre! . Moja teściowa ciągle mnie pyta jak coś ją u mojego synka nie pokoi a pytałaś wujka Google ????. Z dużym rozsądkiem trzeba do tego podchodzic.
O matko, ja też korzystałam z usług tego pana, gorzej zdażało się tak że z pełnym rozpoznaniem szłam do lekarza. W końcu moja lekarka się wkur..wiła i wywaliła mnie z gabinetu. serio. Myślałam że że wstydu zapadnę się pod ziemię. A lekarka na całą poczekalnię się drze że jeżeli ktoś też ma wiadomości o chorobie z internetu to może iść do domu bo ona nie będzie leczyła. Po dość dłuższym czasie przeprosiłam ową lekarkę, leczę się u niej bo to wspaniały specjalista. Do Google zaglądałam ale nie po diagnozę choroby.
Na szczescie podchodze do dr Google z bardzo duzym dystansem. PRzede wszytskim internista i tona skierowan a przy tym badan. Jelsi diagnoza sie potwierdzi pozniej szukam rozwiniecia tematu. Inaczej to ja bym zglupiala i juz jedna noga w grobie lezala. Takze jak sie leczyc to tradycyjnie a nie droga elektroniczna ;).