Choroba, z którą nigdy nie chciałabym zostać sama jako kobieta.

napisała 18/12/2017 Moim zdaniem, Szczesliva po godzinach

Czasami są momenty, w których siedzę na łóżku w bezruchu i zastanawiam się, jak długo będzie mi jeszcze dane doświadczać tych wszystkich cudownych rzeczy, które codziennie doświadczam. Takich jak tupot małych stóp o poranku, przytulenie się do mojego męża późnym wieczorem czy niespieszne wypicie ciepłej kawy patrząc na moją rodzinę.

Zastanawiam się, jak długo będę mogła patrzeć na uśmiech moich dzieci i mojego męża. Ile jeszcze wspólnych wieczorów spędzimy razem, ile wymienimy głębokich spojrzeń, ile razy moje usta dotkną jego ust i czy zdążę zrobić wszystko to, co chciałabym jeszcze zrobić. Dla mojej rodziny, dla siebie, dla tych, których kocham najmocniej.

Kiedy tak siedzę w bezruchu myśląc, dociera do mnie jedna rzecz:

– Magda, opamiętaj się! Przecież jesteś zdrowa! Przecież zamiast rozkładać troski na czynniki pierwsze, powinnaś żyć pełnią życia! Delektuj się, poznawaj, doświadczaj, przeżywaj!

Nie bez powodu opowiem Wam dzisiaj o wyjątkowej kobiecie. O kobiecie, która żyjąc odrodziła się na nowo. O kobiecie, która mnie inspiruje, mimo że dzielą nas tysiące kilometrów, a ostatni raz widziałyśmy się niespełna 10 lat temu. Kobiecie, która zmagała się chorobą, na którą w Polsce każdego roku zapada około 3500 kobiet i stanowi 5% wszystkich nowotworów złośliwych u kobiet, a 15% zachorowań zdarza się przed 50 rokiem życia zwłaszcza u kobiet posiadających uwarunkowaną genetycznie skłonność do tego nowotworu, o których to uwarunkowaniach dowiadują się często zbyt późno.

Martyna.

Moja rówieśniczka. Poznałyśmy się przed dziesięcioma laty, kiedy ja siedziałam w kawiarni popijając kawę a ona w cudownej, egzotycznej chuście na głowie zapytała, dlaczego siedzę sama. Nie wiedziałam wtedy, czy powinnam jej powiedzieć prawdę, czy może powinnam była skłamać. Powiedziałam jednak prawdę. Wtedy właśnie jeden z moich dawnych związków się rozpadł, a ja próbowałam poskładać myśli. Kiedy zapytałam Martynę, dlaczego siedzi sama, ona powiedziała mi jedno zdanie:

– Siedzę sama, bo w końcu po latach zaczynam kochać moje życie na nowo.

Nie wiedziałam wtedy, że Martyna była wtedy kilka miesięcy po operacji usunięcia jajników, ciężkiej chemioterapii i właśnie rozpoczynała nowy etap swojego życia. Do dziś pamiętam jeden z naszych wspólnych wieczorów, gdy pod osłoną nocy na nadodrzańskich wałach we Wrocławiu rozmawiałyśmy o życiu i jej chorobie.

Jestem Martynie wdzięczna za to, że postanowiła ze mną choćby na odległość uczestniczyć w cudownej inicjatywie, kampanii: „Dla niej. Możemy więcej”. Martyna od jakiegoś czasu może nie tylko „więcej”! Ona może wszystko!

„Magda, ja zawsze byłam zdrowa.

Tak mi się przynajmniej wydawało. Lekarza odwiedzałam tylko raz na kilka lat. Regularne wizyty u ginekologa? Zapomnij! Najmniejszy ból w podbrzuszu zwalałam na owulację albo zbyt intensywny stosunek. Myślisz, że kiedykolwiek wcześniej położyłam się na kozetce i dałam sobie zrobić USG przezpochwowe, które każda z nas powinna wykonywać co jakiś czas, a szczególnie wtedy, gdy pojawiają się bóle niewiadomego pochodzenia? A w życiu!

Dopiero kiedy często zaczęły dokuczać mi silne wzdęcia, uczucie pełności w brzuchu, a po jakimś czasie zauważyłam znaczne powiększenie obwodu brzucha, mimo że byłam na diecie, zorientowałam się, że z moim organizmem dzieje się coś dziwnego. Coś co jest już poza moją kontrolą.

Przemogłam się. Poszłam w końcu do ginekologa, od którego wyszłam zielona i na nogach jak z waty. Podczas USG lekarka pokazała mi na monitorze guza, który był w miejscu mojego prawego jajnika. Osłabłam. Wykonałam zlecone przez lekarza badanie markerów Ca-125 i HE-4 we krwi, a następnie tomografię.

Miałam wrażenie, że oczekiwanie na wynik badania trwało całą wieczność! Diagnoza brzmiała jak wyrok. Rak jajnika. Załamałam się. Przepłakałam cały tydzień. Nie odbierałam telefonów. Poprosiłam K., żeby się ode mnie wyprowadził, że to już koniec i ma szukać sobie kogoś innego.

Po tygodniu izolacji coś we mnie pękło i zaczęłam patrzeć na sytuację z innej perspektywy.

Powiedziałam do siebie: to ja mam się poddać? Dlaczego?! W czym jestem niby gorsza czy słabsza od tych, którzy walczą? Ze łzami w oczach zadzwoniłam do K., żeby wrócił. Czy wrócił? Sama wiesz, że wrócił! Co więcej, powiedział mi, że gdybym nie zadzwoniła, to on i tak by przyszedł, bo czuł, że nadejdzie czas, w którym będę go potrzebowała najbardziej!

Przyjechał z ogromnym bukietem, chyba stu krwistoczerwonych róż i powiedział:

„Tyle ile tutaj jest płatków, tyle dni będę z Tobą walczył. A jak będzie trzeba to kupię drugi bukiet! Tyle ile jest cierni, tyle razy będę Cię podnosił. Żaba, jesteśmy w tym razem!”

Martyna pokonała raka jajnika. Rak najpierw próbował pokonać ją, ale ona zawsze mi powtarzała:

„W finalnym starciu pokazałam mu w końcu, żeby zwijał dupę w troki i zjeżdżał ode mnie. ” ;-)

Kiedy poznałam Martynę ona przechodziła już ostatni etap chemioterapii. Paradoksalnie, jej choroba, o której mi opowiedziała już pierwszego wieczoru, bardzo nas do siebie zbliżyła. Na początku Martyna krępowała się ze mną na ten temat rozmawiać, jednak z tygodnia na tydzień odzierałyśmy tego raka z pancerza i przestałyśmy traktować go jako temat tabu.

Mam wrażenie, że fakt, że Martyna się przede mną otworzyła i czuła, że razem z jej bliskimi jesteśmy w tym wszystkim razem, sprawił że było jej łatwiej przejść przez okresy załamania, których miała bez liku.

Po tym wszystkim była w moich oczach najsilniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałam!

.

Co warto wiedzieć o raku jajnika, którego staram się dzisiaj odrzeć z pancerza i oswoić?

1. Raka jajnika można leczyć, nie musi być on wyrokiem dla kobiety. Terminem „rak jajnika” określa się często guzy nie będące sensu stricto rakami, guzy o różnym, często dobrym rokowaniu powstałe z komórek zarodkowych lub komórek podścieliska.

2. W początkowych stadiach rozwoju rak jajnika zazwyczaj nie daje żadnych charakterystycznych objawów, a sam jajnik może znacznie zwiększyć swoje rozmiary nie dając żadnych dolegliwości. Ponadto objawy zazwyczaj są niespecyficzne, mogą to być uporczywe wzdęcia czy ucisk w dolnej części brzucha. Rak jajnika rzadziej daje objawy ze strony narządu rodnego, takie jak nieprawidłowe krwawienia czy uczucie ucisku w miednicy, dlatego tak ważne jest regularne poddawanie się USG, które może wcześnie wykryć ewentualne zmiany w obrębie jajników.

3. Warto pamiętać, że obecność zmiany w jajniku, szczególnie u kobiet miesiączkujących, nie musi świadczyć o chorobie nowotworowej. Podczas badania USG mogą być widoczne np. torbiele, które nie wymagają operacji.

4. Ponieważ nie można do końca polegać na USG, jako dokładnej metodzie diagnostyki zmian w jajnikach, ważnym badaniem diagnostycznym wykorzystywanym w diagnostyce nowotworów jajnika jest ocena poziomu markerów Ca-125 i HE-4, które wykonuje się razem z oceną USG. Dokładnie tak właśnie zrobiła Martyna.

5. Bardzo istotną sprawą jest znalezienie odpowiedniego lekarza, który ma doświadczenie w leczeniu raka jajnika i wie, na które aspekty powinien zwrócić szczególną uwagę. Przy pierwszym USG Martyna została zbyta i lekarka powiedziała, że jeden z jej jajników jest tylko odrobinę powiększony i trzeba czekać na rozwój sytuacji. To nie dawało jej spokoju. Dopiero kiedy udała się do drugiego lekarza okazało się, że to ostatni dzwonek, aby zacząć działać! Następnie zlecono jej tomografię i w trybie natychmiastowym kazano poddać się operacji. W przypadku stwierdzenia raka jajnika, jak to miało miejsce u Martyny, została usunięta macica, drugi jajnik i węzły chłonne.

Co bardzo istotne – warto szukać lekarza, z którym będzie możliwy dialog. Komunikacja oparta na partnerstwie jest kluczowa, jeśli chodzi o szukanie optymalnych rozwiązań terapeutycznych. Jako kobiety, pytajmy o różne drogi, różne metody leczenia. Bądźmy aktywne w tym procesie. Szukajmy odpowiedzi na pytania, które kołaczą się w naszych głowach. Drążmy temat aż do momentu, w których wszystko będzie dla nas jasne.

6. 10 lat temu, kiedy z rakiem jajnikiem aktywnie walczyła Martyna, nie zaproponowano jej dostępnych obecnie leków ukierunkowanych molekularnie na niektóre procesy życiowe komórek nowotworowych. Na przykład leków hamujących powstawanie naczyń krwionośnych w rozwoju nowotworu. Doświadczony ginekolog-onkolog powinien ocenić, czy podanie takich leków powinno mieć miejsce, a jeśli tak – powinien zaproponować taką opcję.

Dlatego tak ważne jest znalezienie lekarza, który specjalizuje się w leczeniu raka jajnika i ma aktualną wiedzę. Ponieważ poinformuje nas o tym, jakie mamy opcje, by z takim rakiem się najskuteczniej rozprawiać!

 .

Czy możemy ustrzec się przed rakiem jajnika?

Przyjmuje się, że regularne wizyty u ginekologa oraz USG przezpochwowe pozwalają na wczesne rozpoznanie tej choroby. Wiadomo, że ryzyko wystąpienia raka jajnika zmniejszają czynniki hamujące owulację, takie jak duża liczba ciąż oraz karmienie piersią.

Wiadomo również, że około 1 na 300 kobiet w Polsce dziedziczy po jednym z rodziców wrodzone uszkodzenie DNA genów BRCA1 lub BRCA2, czyli tzw. mutację. U tych kobiet istnieje zwiększone ryzyko zachorowania na raka jajnika (ok. 40% szans na chorobę) i raka piersi (ok. 70% szans na chorobę).

Cieszę się, że Martyna dzięki woli walki i wsparciu najbliższych jest już po jasnej stronie mocy i obecnie od kilku lat razem z K. są rodzicami dla cudownej dziewczynki, której postanowili zostać opiekunami! :-)

Pamiętajmy, że to, czego nie widać i niepostrzeżenie rozwija się w nas, nie znaczy, że nie istnieje! Badajmy się i szukajmy odpowiedzi na pytania, które podsuwa nam nasz organizm! Nie jesteśmy w tym wszystkim sami. Wsparcie może być tuż za rogiem! :*

Zdrowia!

Post powstał w ramach kampanii „Dla Niej. Możemy więcej.”, która została zainicjowana w 2013 roku przez organizacje pacjentów wspierające kobiety zmagające się z nowotworami strefy intymnej oraz ich bliskich. Powstał również z moją wielką nadzieją na lepsze jutro dla wszystkich kobiet, przed którymi nie lada wyzwanie, za którego powodzenie mocno trzymam kciuki!

Podobne wpisy

8 komentarzy

  • Reply Monika 18/12/2017 at 20:58

    Trzeba poddawać się badaniom i nie polegać tylko na jednym lekarzu oraz walczyć nie poddawać się. Chodzić do kilku lekarzy. Ja się prawie przejechałam delikatnie mówiąc właśnie bo polegałam na swojej ginekolog. Teraz po latach i przeżyciach wiem, że trzeba się konsultować z kilkoma lekarzami. U mnie akurat nie rak jajnika a prawie rak szyjki macicy.
    Cytologię robiłam raz na jakiś czas. Po urodzeniu pierwszego dziecka był jakiś dłuższy czas, że tej cytologii nie zrobiłam i to był właśnie czas kiedy coś się zaczęło dziać ale nie było objawów. Dopiero gdy zaczęliśmy starania o drugie dziecko poszłam zrobić cytologię. Gdy poszłam po wynik byłam już w ciąży. Cytologia wyszła już III° + zakażenie grzybicze ale że byłam w ciąży lekarka dała mi tylko globulki robione z antybiotykiem i wysłała na kolposkopię (to jest badanie szyjki macicy przy pomocy mikroskopu takiego dopochwowego), z której wyszło, że nie widać żadnych niepokojących zmian. I tak po urodzeniu dawała mi cały czas te globulki. Cytologia wychodziła cały czas III °. Rok po porodzie wysłała mnie na pobranie wycinków z szyjki, z których wyszło, że jest silna dysplazja szyjki macicy. Wysłała mnie bo kobieta, która ocenia próbki z cytologii dosłownie wpadła do gabinetu i powiedziała jej że tak nie może być że pani B. wychodzi ciągle III. Bo pewnie gdyby nie ona to ginekolog leczyła by mnie globulkami i skończyć wiadomo jak. Po wycinkach zostałam dopiero skierowana na operację chirurgiczna usunięcia szyjki macicy. Lekarze w szpitalu oprócz opierdzielenia mnie, że tak długo z tym chodziłam to poinformowali mnie że „uciekłam spod kosy” i ta operacja to mój ostatni ratunek. Tłumaczyłam, że chodziłam przecież do lekarza więc opierałam się na nim typu „przecież lekarz wie”. Teraz mądrzejsza wiem, że trzeba się konsultować z kilkoma lekarzami. Ostrzegam naprawdę róbcie kobitki badania, jeśli możecie również te płatne, konsultujcie się więcej niż z jednym lekarzem.

    • Reply Aśka 19/12/2017 at 07:48

      Mi dopiero 3 lekarz po kolppskopii zobaczył polipa szyjki na 2 cm już a przez pół roku u dwóch innych robiłam aż 4 razy usg i nic nie widzieli a cytologia ciągle na 3 poziomie…. jak można było przegapić polipa 2 cm ???? Pobrano wycinki …zmiany są bardzo słabe doktor nazwała je subtelnymi Ale są!!! Dopiero 20 stycznia poznam wyniki….. róbcie kolposkopie niemal natychmiast ona jest waszą kartą kredytową !!!!

  • Reply Gosia 20/12/2017 at 17:34

    Pokazałaś mi właśnie przez ten wpis że nie ma rzeczy niemożliwych i że sama muszę pójść do ginekologa mimo młodego wieku.

  • Reply Bruja Del Bosque 21/12/2017 at 10:59

    Jestem posiadaczką chłoniaka Hodkina. Chemioterapia zaburzyła antykoncepcję i na świat przyszła córka. Zanim córka się urodziła, zostawił mnie jej ojciec, bo „co się będzie szarpał z prawie-trupem i bachorem, on ma cały świat przed sobą”. Cała ciąża strachu i… chemioterapii. Wychowuję dziecko z hipotrofią, ale zdrowe, silne, ruchliwe. Sama jednak wiem, że pewnego dnia będe musiała ustąpić miejsca na świecie, a wtedy ona zostanie sama. Nie wolno mi o tym myśleć, nie wolno. Za mało czasu, aby się zamartwiać.
    Czy jestem szczęśliwa? Chyba tak, mam w końcu zdrowe dziecko.

  • Reply Koli Berek 21/12/2017 at 11:29

    Jednego dnia straciłam ciążę i dowiedziałam się, że mam guza na jajniku. Miałam wtedy 22 lata. Po tym wydarzeniu przeszłam operację, usunięto zmianę (potworniak – na szczęście bardzo rzadko złośliwieje), ocalono jajnik i urodziłam jeszcze dwoje dzieci. Ale co się stało to się nie odstanie. Tęsknię za tym dzieckiem i panicznie boję się nowotworów.

  • Reply Urszula Rębisz 21/12/2017 at 13:27

    Moja mama przeszła przez raka jajnika. W tej chwili jest już po chorobie, ale było ciężko. Ponad 10 lat temu zdiagnozowano, mama się nie poddała i walczyła. A zaczęło się mniej więcej tak samo. Z tym, że trwało to z 5 lat. Mama była pielęgniarką, więc stale się badała, ale niestety lekarz nie zauważył 13 -sto cm-go guza. Teraz jest już wszystko ok. Po kilku latach okazało się, że moja babcia jest chora, niestety podeszły wiek (90 lat) nie pozwalał na przeprowadzenie operacji, babcia zmarła po ok 4 latach od zdiagnozowania raka. Teraz jeszcze choruje moja ciocia, ale ze strony taty. Niestety jestem podwójnie obciążona. W tym roku zauważyłam u siebie niepokojące objawy i udałam się na badania. Jest tak: zmian nowotworowych jeszcze nie ma, są natomiast na obydwu jajnikach duże cysty i markery wyszły niezadowalające. Jestem w grupie wysokiego ryzyka. Pierwsze co zrobiłam, to zmiana diety, teraz jestem na etapie poszukiwań dobrego specjalisty, który by mi pomógł wyeliminować ryzyko zachorowania. A mam dla kogo żyć. Mam przecież trójkę dzieci, najmłodszy ma dopiero 4 lata. Więc trzymajcie kciuki za mnie. Pozdrawiam Urszula.

  • Reply Calineczka 22/12/2017 at 12:05

    Witam,nie zawsze wysoki marker Ca125 świadczy o raku bo może być wysoki w przypadku endometriozy,choroby która jak stwierdził mój lekarz jest paskudną chorobą na którą nie ma bata! Ciągle hormony i operacje,po których torbiele powracają.Oczywiscie torbiele endometrialne również mogą się przekształcić w raka.A co do markera Ca125 ją przed pierwszą operacja miałam wynik 600! jak normą jest do 30,i też mi powiedział lekarz że mam raka na 99%,co po operacji na szczęście wykluczono i miałam wówczas 20 lat! Dziewczyny badajcie się!

  • Reply Art Soul 22/12/2017 at 23:01

    Nie zachorowalam na raka jajnika, jak babcia. Ani nie zachorowalam na raka piersi, jak matka. Jestem nieuleczalnie chora I owszem. I chyba na cos gorszego, bo tego nie da sie w zaden sposob leczyc. Ba! Jestem najbardziej samotna osoba na swiecie. Mimo, ze to nie rak, to juz nigdy zdrowa nie bede, ale chce zyc normalnie. Trzeba tez wziac pod uwag e, ze samo moje chciejstwo jest niczym w polaczeniu z ograniczeniami stawianymi mi przez rodzine. I niestety, wsparcie ze,strony rodziny jest znikome. Ale…mam za to zajebistych przyjaciol, ktorzy kazde moje zalamanie biora na klate. I dziekuje im! Bo bez nich tak naprawde nie dalabym rady! Jest ciezko, niesamowicie ciezko, ale nie poddaje sie. I chyba to najwazniejsze. Walczeo lepsze jutro, o siebie. I co wazne, mimo tej strasznej choroby, ktora dostalam w spadku po wypadku, postanowilam sie przebadac ginekologicznie. Choc tak, jak pisalam na poczatku, jestem obciazona genetycznie bardzo zaniedbalam ten aspekt leczenia. Na szczescie, mimo uplywu 4 lat, jestem zdrowa I bezpieczna. Chociaz pod tym katem. Zycze tego kazdej z nas!
    Zdrowie niestety nie jest nam dane raz na zawsze, nie jest gwarantowane wraz z pojawieniem sie na swiecie, kazdym nowym zwiazkiem, slubem czy urodzeniem dziecka. Niestety, to nie jest nasz obowiazek. To przywilej. Tak, byc zdrowym, to przywilej. Teraz to wiem. Niestety, jak kazda/y z nas, w zyciowym pedzie, natloku zajec I calym zagmatwaniu w zyciu, nie myslimy o tym. Ten przywilej daje do myslenia w momencie, gdy zaczyna sie cos dziac. I prawda jest taka, ze czasem sami, czasem z przypadku, zapracujemy sobie,by ten przywilej stracic. Wowczas tracimy wszystko. Tak, dokladnie, jak napisalam -wszystko. Prace, przyjaciol, rodzine…I oprocz braku zdrowia, zaczynaja sie pojawiac przed nami nie schody, a wyrastja cale gory, ktorych bez wsparcia nie pokonamy. Ja mam przyjaciol. Dzieki nim sie trzymam. Mam (na szczescie) duze juz dzieci, ale to one trzymaja mnie w pionie. Bo niezaleznie od ich wieku, jestem im potrzebna.
    Dziekuje kazdej dobrej duszy, ktora stanela na mojej drodze odkad zachorowalam. Dziekuje z calego serca, bo wiem, ze nie dalabym bez nich rady!
    Zycze nam wszystkim, kazdej osobie z osobna I wszystkim naraz, by zdrowie, nasz przywilej, byl znami jak najdluzej sie da. Bysmy dbali o nie I pamietali, ze nic nie jest dane raz na zawsze! Zdrowia! Z nim mamy szczescie, prace, pieniadze, przyjaciol, pasje, sile I zycie! Dbajmy o nie I szanujmy! Tego zycze na wszystkie lata! Nie tylko na ten nadchodzacy :)

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.