Dacie wiarę, że rok przedszkolny i szkolny już się zaczął?! Jak te wakacje szybko zleciały! Dzieci w przedszkolach i szkołach właśnie przeżywają wielkie emocje, a rodzice prawdopodobnie przeżywają jeszcze większe emocje od swoich dzieci ;-)
Ja już nie mogę się doczekać aż w połowie września odprowadzę mojego czterolatka pod przedszkolną bramę i będzie moje chłopaczysko spędzało czas wśród rówieśników. W zeszłym roku mój starszak niestety wiele dni przedszkolnych opuścił. W głównej mierze przez choroby, nasze wojaże i fakt, że w przedszkolu jak nie panowała ospa, to ktoś zgłosił wszy, i tak w kółko. A że często mojego M. nie ma w kraju, to nie wyobrażałam sobie, jak mam ogarniać rzeczywistość z dwójką na zmianę chorujących dzieci, pracą i całym tym majdanem.
Jednak kiedy on nie był w przedszkolu, ja nie próżnowałam.
Od początku 2017 wprowadziłam dużo zmian w naszej rodzinie i rozpoczęłam hartowanie moich dzieci, o czym już kilkukrotnie Wam pisałam. Dużo ruchu, odpowiednia dieta, nieprzegrzewanie, spacery, zmiany klimatu, unikanie antybiotyków i tak dalej. Mam nadzieję, że w tym roku nie zaliczymy infekcji kończących się szpitalem i wykończeniem organizmu, i zobaczę efekty naszej pracy nad odpornością moich dzieci.
Jak wygląda chorowanie mojego dziecka?
U mojego starszaka infekcja zaczyna się niemalże zawsze tak samo. Już poprzedniego wieczora robi się lekko osowiały, oczy ma szkliste. Chce wcześniej iść spać i w nocy pojawia się podwyższona temperatura. Rano zaczyna lecieć z nosa gęsty katar i już wiem, że kroi się cholerne chorowanie. Temperatura wzrasta, katar uniemożliwia mu swobodne oddychanie i … pozamiatane.
Nienawidzę tego. Szczerze tego nienawidzę. Nocki przesrane. Dnie również pod ciśnieniem. Nic tylko strzelić sobie w łeb. Dziecko cierpi, ja modlę się o normalność. Można ocipieć.
Czy puszczałam zatem mojego czterolatka do przedszkola, kiedy już od rana był niewyraźny, miał temperaturę ok. 37,8 a z nosa zaczynał lać się katar?
Nie. Moje dziecko w takim wypadku zostawało w domu. Dlaczego? Było kilka powodów ku temu.
Po pierwsze: moje dziecko już przy podwyższonej temperaturze czuje się źle. 37,0 – 37,8 co dla niektórych jest temperaturą we względnej normie, dla mojego dziecka nie jest temperaturą, podczas której czuje się dobrze. Ja zresztą mam dokładnie to samo. Wystarczy, że na termometrze pokaże się 37 z groszami, a ja już słaniam się na nogach. Moje dzieci mają podobnie, niestety. Nie miałabym sumienia w takim stanie puszczać go do przedszkola. Jego samopoczucie jest dla mnie cholernie ważne. Ja też wolę przejść chorobę w domu, a nie prowadzić np. wtedy jakąś konferencję czy udawać na warsztatach duszę towarzystwa.
Po drugie: za każdym razem, gdy mojego Syna zaczyna rozkładać choroba, to z jego nosa zaczyna się lać katar. Przez pierwsze godziny jest wodnisty, a później przybiera na sile i gęstości. Robi się zielony, gęsty i bardzo dokuczliwy. Jak pojawia się u niego szklisty wzrok i katar, to mam gwarantowane, że za kilka-kilkanaście godzin będziemy mieć na liczniku 38-39 stopni i chorobę murowaną. Już mały katar jest dla mnie sygnałem, że: „Oho, za kilka godzin będzie gorąco.”. Nie puszczam go wtedy do przedszkola, bo wiem, że będę go z niego odbierała totalnie osłabionego, z gilem do pasa i nosem zapchanym od pociągania.
Po trzecie: szanuję zdrowie innych dzieci. Kiedy moje starsze dziecko chorowało, miałam to jak w banku, że mój młodszy syn za kilka dni przechodził dokładnie to samo. Jak sobie pomyślę, że „dzięki” mojemu starszakowi, który kichał i kaszlał, połowa przedszkolnych dzieci zaczęła chorować, to nie miałabym sumienia fundować tego innym rodzicom. Raz, że nie każdego stać na to, aby płacić setki złotych miesięcznie na leki dla dziecka lub dzieci. W zeszłym roku na lekarstwa dla dwójki wydaliśmy ponad 3.000 złotych. Bez komentarza… A dwa: liczę na to, że skoro ja szanuję zdrowie innych dzieci, to może i inni się zlitują i nie będą paraliżować mnie na długie miesiące jednak nie puszczając swojego dziecka do przedszkola z gorączką i gilem do pasa.
Po czwarte: jestem w komfortowej sytuacji – sama sobie jestem szefem i pracuję w domu. Dlatego nie muszę się nikogo prosić o żadne zwolnienia lekarskie, tłumaczyć z nieobecności w pracy i świecić oczami, dlaczego znowu moje dzieci chorują. Doprawdy, nie wiem co bym zrobiła, gdybym była jedynym żywicielem rodziny, a moje dzieci chorowałyby notorycznie. Nic tylko strzelić sobie w łeb. Dlatego współczuję tym, którzy nie mają wyboru, bo pracują na umowę zlecenie bądź umowę o dzieło i nieobecności w pracy wiążą się niechybnie z jej utratą w dłuższej perspektywie.
Wczoraj w mailu Agnieszka C., zadała mi pytanie:
Czy puściłabym moje dziecko do przedszkola, kiedy zaczyna je rozkładać przeziębienie.
Dlatego dzisiaj odpowiadam:
Nie, Agnieszko. Nie puściłabym. Moje dzieci nie chodzą do przedszkola, jeśli mają stan podgorączkowy, wyglądają niewyraźnie, bo infekcja się u nich zaczyna bądź mają na zielono zaglucony nos. Ja wtedy zostawiam ich w domu.
Oszczędzam cierpienia nie tylko moim dzieciom, które męczyłyby się w przedszkolu. Głęboko wierzę, że oszczędzam również inne dzieciaki i ich rodziców, w tym ich portfele i ilość ich dni na zwolnieniu chorobowym…
7 komentarzy
Fajnie zostawienie już podziębionego dziecka w domu… właśnie – jak się ma taką możliwość.
Niestety większość nie jest w tej komfortowej sytuacji i musi iść do pracy.
Więc widząc dziecko z katarem w przedszkolu nie panikuję. Bo jeśli ma być hcore to zapewne będzie. I nie mówcie co ze mnie za matka. Bo o ile katar to lekkie przezięnbienie to innych bardziej zarażliwych chorób również unikam. Przykład. Zaprowadzam dziecko do pkola. Słyszę że panuje bostonka. Zawracam i biorę dziecko do domu. Telefon do pracy i „mam opiekę” a potem już tylko organizacja tak aby ktoś mógł z młodą zostyać…
Ale nie każdy tak może… więc nie hejtujcie rodziców którzy takiego chorego dzieciaka do pkola przyprowadzają, bo może innego wyjścia nie mają nawet jak im serce pęka… Pediatrzy też nie zawsze zwolnienie dają na „podziębnione” dziecko. Wiem, bo przeżyłam. Więc brałam kolejny urlop….
Super podejście, tylko pogratulować… egoizmu. Bo ktoś niby nie ma z kim zostawić to trzeba zarazić połowę maluchów w grupie i mieć w głębokim powazaniu, że niektórym dzieciom jest łatwiej przejść chorobę a inne mogą nawet mieć zapalenie płuc. Idzie się do lekarza i bierze zwolnienie albo bierze się urlop i nie ma że szkoda. Takim ludziom jak pani to życzyć należy łapania wszelkich wirusowek przez rok jednej po drugiej. Może ruszyłyby szare komórki.
Zgadzam się z tym że nikt nie zna swojego dziecka lepiej niż matka. dlatego moje dziecko czasem z powodu małego kataru zostaje w domu a czasem z kaszlem wędruje do szkoły. Po prostu przez te lata już wiem kiedy kroi się na chorobę a kiedy to tylko upierdliwa alergia. Zwykły katar potrafi moje dziecko rozbić całkowicie ponieważ nie pozwala jej normalnie spać, a jak do tego dochodzą skaliste oczka to już wiem że tydzień mamy z głowy i nawet za cenę zaległości nie posyłam jej do szkoły. Trudno. Zdrowie ważniejsze. A czsem pomimo głośnych objawów to tylko poranny kaszel bo akurat wtedy nam coś pyli i nie minie dopóki nie wysyci się jej antyhistaminami albo nie przestanie pylić.
Mam takie samo zdanie. Gdy u moich coś się zaczyna nie puszczam ich. Tak jak napisałaś. Szanuję zdrowie innych dzieci. Poza tym gdy dziecko robi się chore czy już jest chore to przecież źle się czuje i jak bardzo musi się męczyć siedząc w szkole, przedszkolu. Ludzie ruszcie mózgownicę i pomyślcie trochę. Jak męczy się nasze dziecko i ilu zarazi następnych dzieci.
Bo mnie wkurza jak cholera jak widzę ile chorych dzieci przychodzi do przedszkola. Ledwo na oczy widzą, kaszlą jakby mieli zaraz wypluć płuca ale nie rodzić nie ma sumienia i zostawia takie ledwo żywe dziecko. Dla mnie nie ma tłumaczenia nie mam z kim zostawić, jest coś takiego jak opieka na dziecko. Niby mówią w przedszkolach że jak jest chore dziecko to nie wpuszczą ale guzik prawda pozwalają na to rodzicom. I tu powinien być ewidentnie egzekwowane dziecko chore, przeziębione nie wpuszczają.
To Dopiero Początek Zostawiam z opiekunką albo biorę L4. Bo za chwilę, nie tylko ja ale 25 rodziców z grupy mojego dziecka będzie musiało iść na L4.
Umawiamy się, że od dzisiaj wszystkie tak robimy?
Mogę tylko przyklasnąć i podziękować w imieniu nauczycielek. My zeszłej zimy musieliśmy zamknąć przedszkole na 10 dni, bo z 11 nauczycielek 9 było chorych. I ja tu nie piszę o katarze. 9 dorosłych osób miało zapalenie oskrzeli. A wszystko dlatego, że rodzice jednego chłopca przez kilkanaście dni twierdzili, że „to tylko katar”.
Mojego malucha po 3 dniach w żłobku rozłożył katar. Trzeci dzień siedzimy na zmianę z mężem w domu wykorzystując urlop. I chociaż jest już lepiej to do końca tygodnia na pewno go nie puszczę. Bo szanuję nie tylko inne dzieci ale i moje własne. Nie wyobrażam sobie posyłać chorego dziecka gdziekolwiek niż do lekarza. Dla mnie to znęcanie się nad maluchem.