Wahałam się czy podzielić się z Wami tą historią. To jest moje dość intymne spostrzeżenie, które mogłabym zostawić tylko dla siebie. Pomyślałam jednak, że dotyka ono sfery, która nie tylko dla mnie jest ważna. Ważna dla mnie jako kobiety, jako żony, jako rodzica. Możliwe, że i u siebie znajdziecie pewien pierwiastek tej historii, z którą moglibyście się chociaż częściowo utożsamiać.
Dokładnie tydzień temu wracałam z Poznania z pewnej konferencji. Czekały mnie dwa krótkie, wieczorne loty.
Najpierw zahaczyłam o Warszawę, w której miałam przesiadkę. Znalazłam swoją bramkę nr 31, z której odlatywał mój samolot do Krakowa, i usiadłam niedaleko stanowiska, przy którym meldują się wchodzący na pokład pasażerowie. Od razu zwróciłam uwagę na pewną rodzinę. Anglojęzyczni obcokrajowcy. Zapewne Amerykanie. Małżeństwo w wieku ok. 55 – 60 lat. Po stylu ubioru i zachowaniu, a także pierwszej lakonicznej wymianie zdań między nimi, już byłam pewna, że są to Amerykanie. Wysocy, kulturalni i bardzo atrakcyjni, jak na ludzi w swoim wieku. Ubrani na sportowo, jednak mimo wszystko elegancko.
Biła od nich niesamowita świeżość. Mieli ten błysk w oku, ten szczery uśmiech i taką lekkość w sposobie bycia. Przyjemnie się na nich patrzyło. Raczej nie uprawiam tzw.”people watching’u”, jednak pewnie z autopsji znacie takie sytuacje, w których zwyczajnie nie możecie od kogoś oderwać wzroku. To jest ten rodzaj magnetyzmu, nad którym bardzo trudno zapanować. Niektórzy mają w sobie to coś. Tę pewnego rodzaju atrakcyjność, która każe nam co chwilę zatrzymywać na nich wzrok. Dziwne uczucie. Starałam się nad tym zapanować, jednak z trudem musiałam przyznać, że moje oczy co chwilę wędrowały w ich stronę. Ta sztuka uwolnienia od nich oczu na tamtą chwilę była dla mnie niemożliwa do opanowania.
Mężczyzna miał na sobie długie spodnie dresowe, w których wyglądał znakomicie. Ona natomiast nosiła krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, którą przykryła półprzezroczystą narzutą. Towarzyszyła im córka i jej chłopak. Równie wysoka i wysportowana para. Widać było, że cała czwórka wspaniale czuła się w swoim towarzystwie.
To starsze małżeństwo zwróciło moją uwagę także dlatego, że widziałam na ich twarzach i w ich zachowaniu niesamowitą zgodność. Gdy ona mu coś podawała do ręki, to on już miał ją wcześniej wyciągniętą w jej stronę. Nie musieli na siebie patrzeć ani nic mówić, aby współpracować ze sobą na tej trochę metafizycznej płaszczyźnie. To był taki spektakl, którego rzadko jestem świadkiem. Wyjątkowa uczta dla oczu, której Wam życzę, bo hipnotyzuje na długo :-)
Wtem rozpoczął się proces wpuszczania pasażerów na pokład samolotu, dlatego szybkim ruchem pozbierałam swoje manele, dopiłam resztki soku pomarańczowego i ruszyłam przed siebie. Ustawiłam się na końcu kolejki, jak to mam w zwyczaju. Zagraniczne małżeństwo wchodząc na pokład cały czas trzymało się za ręce.
Pewnie to dziwne co teraz napiszę, ale ten widok był takim balsamem na moją duszę. Patrzyłam na ich złączone dłonie i zastanawiałam się nad siłą ich uścisku. Przez całą drogę na pokład samolotu szli tak cudownie złączeni ze sobą, a ja co chwilę zerkałam na ich dłonie i twarze. Twarze, od których bił spokój, pewność i szczęście. Ach…
Weszliśmy do samolotu i zajęliśmy swoje miejsca. Po zapięciu pasów bezpieczeństwa zorientowałam się, że po przeciwnej stronie przejścia, dwa rzędy dalej, siedzi para, która mnie zahipnotyzowała. Za wszelką cenę starałam się nie patrzeć w ich stronę. Ich widok był wyjątkowo przyjemny, jednak czułam się strasznie nachalnie i niezręcznie patrząc na nich tak cały czas. Próbowałam zająć myśli czymś innym, jednak nie potrafiłam. Ten jej słoneczny blond na głowie działał na mnie jak magnes. Ten pierścionek, który miała na lewej dłoni, który dostrzegłam, gdy przerzucała kolejną stronę pokładowej gazety, też przyciągał uwagę.
Samolot wystartował a ja zaczynałam być z siebie dumna, że nie patrzę się na nich już ponad kwadrans. Ach, głupia ja…
Nagle, zupełnie znienacka, popatrzyłam na nich ponownie. I … dostrzegłam, że on tę swoją dużą, męską dłoń kładzie na jej nagie udo! Odwróciłam głowę. Zapewne zrobiłam się w tamtej sekundzie czerwona na twarzy jak burak w pełni sezonu.
Poczułam uderzenie gorąca i wstydu zarazem. Po co mi to było? Po co zwróciłam ten swój cholerny wzrok w ich stronę?! To nic, że nikt nie zwrócił uwagi na moje zmieszanie. Wstydziłam się w tamtym momencie samej siebie. Czułam żal do siebie, że nie potrafię zrobić nic z tą moją niepohamowaną ciekawością. To jest do mnie zupełnie niepodobne.
I wiecie co zrobiłam za chwilę?… Ponownie popatrzyłam w ich stronę! On wtedy z ogromnym wyczuciem masował jej udo, a ona nadal czytała gazetę. Popatrzyła na niego, uścisnęła swoją lewą ręką jego dłoń i widać, że zaaprobowała tę czułość. A ja siedziałam wtedy totalnie wmurowana w swoje siedzenie…
Wiecie co poczułam w tym momencie, gdy on ją tak masował? Poczułam takie ukłucie. Poczułam, że dzieli mnie od nich ogromny dystans, przeklęta przepaść, polegająca na tym, że ja do tej pory zupełnie nie zwracałam uwagi na te drobne gesty, którymi mogę sprawić przyjemność mojemu partnerowi.
Poczułam się głupio. Zwyczajnie głupio, że ta niepisana i intymna sfera jest czasami przeze mnie zapominana i spychana na dalszy plan. Że w sumie nie pamiętam kiedy rzuciłam się mojemu Mężowi na szyję, albo kiedy on położył dłoń na moim karku, aby tak bez okazji go pomasować.
Poczułam się jak taki dzieciak. Niedojrzały dzieciak, któremu nagle zaświeciła się lampka. Lampka, która przecież już dawno powinna się palić!
To są te drobne gesty, które tworzą tę cudowną intymność, która tak wiele przecież znaczy dla drugiej osoby. Bo ta bliskość nie ma miejsca tylko w tych oczywistych dla nas sytuacjach. Można ją pielęgnować na tysiące różnych sposobów, aby pokazać drugiej osobie, że nam zależy. Że jest dla nas ważna. Nie tylko wieczorami. Nie tylko wtedy gdy jesteśmy sami.
Cholernie łatwo zatracić się w tej rozpędzonej codzienności, tych wzajemnych utyskiwaniach, które doprowadzają tylko do frustracji i potęgują w nas to, że nam czegoś brakuje. Tak łatwo jest narzekać, że nie czujemy się kochani, albo przytulani, albo że nikt o nas nie zabiega… a to czasami wystarczą te drobne gesty, o których zapomnieliśmy…
Codziennej pasji sobie życzę. Pasji bliskości. Pasji bez szczególnej okazji. I Wam też jej życzę :-)
31 komentarzy
Właśnie się zamyśliłam nad tym i stwierdzam, że brak naszego deceniania tych drobnych gestów od innych po prostu tych „innych” zniechęca do okazywania ich więcej, bo my je po prostu zlewamy sikiem prostym…
Musimy zacząć „patrzeć”, nie tylko oczami, ale uszami, skórą, nosem itp.
Ile razy nie zwróciłam specjalnej uwagi, że mój mąż użył perfum, które uwieobiam, albo, że przemycił coś miłego między wierszami, a ja odebrałam to jako przytyk.
Musimy patrzeć bardziej :)
Ewa, spodobało mi się to co napisałaś. „Musimy zacząć „patrzeć”, nie tylko oczami, ale uszami, skórą, nosem itp.” Musimy zacząć czuć na wielu płaszczyznach, to dobra droga! :-)
My z mężem jesteśmy 3 lata po ślubie, ogólnie razem idziemy przez życie 10 lat. Jesteśmy dalej w sobie zakochani, wciąż jest między nami ta iskra. W czasie studiów (poszliśmy na ten sam kierunek na tej samej uczelni) spędzaliśmy ze sobą 24h/7 razem, bo mieszkaliśmy też wspólnie. Mąż całe liceum się we mnie kochał i czekał, próbował. Musiał czekać do studniówki, abym zwróciła na niego uwagę inaczej niż zwykle. To był po prostu strzał Amora, nagły, który ściął mnie z nóg. Tańczył wtedy ze swoją towarzyszką (odmówiłam mu pójścia razem na studniówkę, gdyż miałam chłopaka) i w tamtym momencie poczułam autentycznie ukłucie gdzieś w środku. Od tego się zaczęło. Za 10 dni ma się narodzić nasz syn. Miłość jest cudowna. I wierzę, ze wieczna, jeśli jest prawdziwa. Mam nadzieję, że za kilkadziesiąt lat i my będziemy trzymać się za recę, tak jak teraz, nawet, gdy zasypiamy… Oczywiście nie zawsze jest tak cukierkowo, ale między nami nie ma cichych dni, kłócimy się, ale za chwilę musimy się pogodzić, bo jedno bez drugiego nie może wytrzymać. Wciąż uczymy się siebie, bo uczucie trzeba pielęgnować. Nie można spocząć na laurach.
Magda, genialny wpis! Coś bym napisała, ale się wstydzę:D w każdym razie wiem o czym piszesz! Zazdroszczę tego magnetyzmu parom, ale nie tym po roku znajomości, a tym z długim stażem, ile to trzeba pracy nad sobą najpierw, a potem nad związkiem żeby żar był wieczny;-)
<3 z pozoru takie błahe, a tak ważne!
Tak,to właśnie drobne gesty są najważniejsze.Ja i mąż jesteśmy dwanaście lat po ślubie,i tak,jak już kiedyś pisałam w komentarzu u Ciebie,dopiero choroba uświadomiła nam jak jesteśmy dla siebie ważni.Owszem są dni kiedy się kłócimy,patrzymy na siebie wilkiem,ale mimo to ciągle szukamy swego wzroku,swych dłoni…swojego ciepła.Dla mnie małe rzeczy są wielkimi,ale kiedyś było zupełnie inaczej…
Pięknie napisane. Poczułam się w pewnej chwili jakbym również ich podglądała. To prawda, że w pośpiechu zapominamy jak drobnymi gestami pokazać partnerami że nadal jest dla nas atrakcyjny i ważny. Nie tylko wieczór jest zarezerwowany na intymne uniesienia. To piękne, że nie tylko ludzi młodych na to stać. Uwielbiam patrzeć na ludzi starszych trzymających się za rękę i wymieniających czułe spojrzenia.
my pamietamy o takich gestach. Kazdy wywoluje usmiech na twarzy i daje uczucie bycia kochaną:) polecam :)
Kasia, super! Tak trzymajcie!
Abstrahując od całej historii i jej przesłania (z którym w 100% się zgadzam) to… Jak ty to pięknie napisałaś!
Agnieszka, to było bardzo miłe co napisałaś :-) :*
Czasami udaje się napisać coś tak, że trafia to w podobne klawisze u drugiej osoby. Mam nadzieję, że udało mi się trafić w te właściwe klawisze ;-)
udało:)
Mi zrobiło się trochę przykro, bo niestety przez wiele codziennych spraw i zawiłości losu zatraciliśmy z mężem taki rodzaj intymności…a takie małe gesty uskrzydlają. ..
Wiesz, ale może wszystko jest jeszcze przed Wami? Czasami warto próbować na nowo wzniecać ten żar, który kiedyś zgasł?
Oj, tak warto…I próbujemy, ale czasami ciężko przy dwulatku, który jest bardzo zajmujący :)
Ja wiecznie narzekam, że On mi daje za mało czułości, że nie wtedy kiedy ja chcę, albo (JA) uważam, że powinien wpaść na to, że to jest ten moment na ten drobny gest. Ale po przeczytaniu Twojego tekstu pomyślałam sobie, że jestem ogromną szczęściara. bo tak naprawdę On mi to daje niemalże codziennie, tylko ja znów tego nie doceniam… bo wymagam nie wiadomo czego…
Chyba najfajniejszy wpis jaki u Ciebie przeczytałam! Po ludzku wczułam się w sytuację jakbym tam z Tobą była, podpatrywała i czuła to samo.
….piękna historia….taka relacja wymaga codziennej pracy obojga ale się opłaca:) wiem coś o tym;)
po 8 latach nadal to działa u nas w związku, te drobne cośki :) nie widzimy się codziennie a może i nie co tydzień ale jak tak choćby patrzę na niego to mnie aż skręca :D
Wspaniały tekst i bardzo się cieszę, że się tym z nami podzielilas. Napisałam bardzo zbliżony tekst, w sensie o podobnej tematyce w budowaniu relacji. Twój opis jest rozwinięciem i bardzo subiektywnym opisem, dlatego linkuje i puszczam dalej w świat:)
Dziękuję za ten tekst :) Agnieszka ma racje, pięknie napisane :)
Chyba mam olbrzymie szczęście, bo mogłam obserwować takie gesty codziennie u swoich rodziców. Oni wciąż spacerując trzymają się za ręce. Mało tego, zasypiają trzymając się za ręce :-)
Pięknie to napisałaś…. Po prostu genialnie.
A mnie jest smutno.Nie z zazdrości ze sie innym udalo.Smutno mi bo mnie nie wyszlo.Tylko,ze do tanga trzeba dwojga….jedno nic nie zdziała.
I nie ma nic złego w tym, że tak się czasem czujemy:) Każdy chce być szczęśliwy. A mimo tego, że idealnej recepty na znalezienie (nie-szukanie) miłości zapewne nie ma, to ja wierzę i wkładam, komu mogę taką myśl… że jeżeli skupimy się na tym, żeby robić w życiu to, co kochamy, na realizacji swoich pasji, jeżeli wycofamy się z toksycznych środowisk… to ta miłość przez wielkie M w końcu nas znajdzie. To nie jest łatwe, iść ze szczerym uśmiechem i podniesionym czołem bez tej „jego ręki na jej udzie,” niełatwe, ale możliwe:) Pozdrawiam i życzę tego bez dna szczęścia!
Też znam taką parę i też w podobnym wieku. Są ze sobą od 2 lat i pewnie większość osób jak na nich patrzy to myśli – O! Jaka zgrana para i to po 30 latach. Nic bardziej mylnego ;) Ale oczywiście zgadzam się z tym co napisałaś w 100% :)
świetny tekst
ty cholero! nie mogę przestać Cie czytać.. ;) dobrze wiedzieć, że ktoś zwraca uwagę na takie rzeczy..nieraz mi sie zdarzyło zawiesić na kimś oko..zazwyczaj w podróży ;) chemia między ludzmi albo jest albo jej nie ma..ale przede wszystkim trzeba dbać o siebie (my prawie 10 lat razem a dalej jest to „coś”..)
a tak z innej beczki..spotykamy często parę staruszków na alejce, zawsze uśmiechnięci za rękę..i tak sobie myślimy… coo tam te 60 baniek..chcemy razem dożyć starości :)
A ja właśnie czekałam na mojego męża z op..niem, że nie wraca tyle godzin z grzybów, a czeka malowanie pokoju. Wpadłam na jedną minutkę do Ciebie, przeczytałam powyższe i … złość przeszła. Dziękuję Bogu, bo mój mąż często pomasuje mi kark i udo, ot tak bez żadnej okazji. A ja tego nie doceniałam.
Dziękuję. Może nie to chodziło, ale moja refleksja po przeczytaniu tekstu zaszkliła mi oczy.
Niezły chwyt marketingowy z tytułem ;)
Warto dostrzegać takie niuanse i dawać parterowi drobne gesty miłości…