Egoistycznie napisałabym tak: „Tak! Mają cholerny obowiązek zajmować się naszą latoroślą!”.
„No ba! 3 dni w tygodniu to takie minimum, dzięki któremu mogliby nazywać się dziadkami!”, „Zdecydowanie i nieodwołalnie muszą zakasać rękawy i ogarnąć temat zajmowania się wnukami!” , „Co za głupie pytanie! Oczywiście, że to ich przeklęty obowiązek!”, i dodałabym za chwilę: „tak bym mogła leżeć i pachnieć, i najchętniej nic nie robić, a oni jak motorki zapieprzaliby przy moim Synalku” ;-)
Jednak to co ja bym chciała z moich egoistycznych pobudek, to zupełnie nie ma znaczenia. Bo ja i Porsche czy inne Ferrari też chętnie bym przygarnęła, i domek nad morzem też bym chciała sobie kupić, pachnieć bym chciała całymi dniami i leżałabym połowę dnia do góry brzuchem.
Rzeczywistość jest jednak zgoła inna. Nasz Syn jest naszym wyczekanym cudem. To ja i mój Mąż zobowiązaliśmy się niejako dając mu życie do tego, że poświęcimy mu czas, uwagę, otoczymy go miłością i przygotujemy do dorosłego życia.
Gdy zdecydowaliśmy się założyć rodzinę, co było efektem naszej miłości i zaufania, wiedzieliśmy jedno: że od tego momentu musimy sprostać zadaniu jakim jest ogarnięcie naszego życia i stworzenie naszemu synowi warunków, w których mógłby szczęśliwie i wszechstronnie się rozwijać. Zupełnie nie braliśmy pod uwagę ani moich rodziców ani teściów, i nie liczyliśmy na ich pomoc w tych względzie. Wiedzieliśmy od początku, że wychowanie tego małego bąka jest naszym obowiązkiem, misją którą chcemy z przyjemnością wykonać w 100% sami, jednak potrzebujemy godnych kibiców, którzy nie będą przeszkadzać nam w tym pięknym aczkolwiek trudnym procesie.
Ponieważ moi rodzice nadal są aktywni zawodowo, choćby bardzo chcieli nie mają możliwości, aby przyjechać do nas i zajmować się wnukiem. Oni sami mają jeszcze dzieci, moje nastoletnie rodzeństwo, któremu muszą poświęcać ogrom uwagi. Już minęły czasy wczesnych emerytur i młodych babć, które to nie mając co zrobić ze swoim wolnym czasem zajmowały się wnukami i niańczyły je na zawołanie. Teraz większość znanych mi dziadków pracuje w tygodniu, dorabia do marnej emerytury i walczy z codziennością. Po prostu.
Byłam w głębokim szoku, gdy niedawno dowiedziałam się od mojej babci, że gdy urodził się mój o rok młodszy brat, to ona wzięła mnie pod swoją opiekę na kilka miesięcy na wieś, podczas gdy moja mama mogła w 100% poświęcić się mojemu bratu i dochodzić do siebie po porodzie i pewnej operacji. A moja babcia, mając w zagrodzie ponad setkę owiec i niewiele mniej innych zwierzaków, a także ogromny ogród, to zajmowała się w dodatku jeszcze mną, dwunastomiesięcznym bąblem! Po pierwsze, wielki szacunek dla mojej babci, która tak niesamowicie ogarnęła temat! Po drugie, wyobrażacie sobie w dzisiejszych czasach podobną sytuację? Czy to nie jest przypadkiem ten luksus, o którym można tylko pomarzyć i mają go tylko nieliczne europejskie rodziny celebryckie? ;-)
Z drugiej strony, moi teściowie, którzy są w wieku moich dziadków, z przyczyn techniczno-logistycznych [tak je nazwijmy] i odległości, która nas dzieli, nie mają siły na to, aby przyjeżdżać do Krakowa, by zajmować się wnukiem. Przychodzi pewien wiek w życiu człowieka, w którym taki mały aktywny dwulatek jest energetycznym czołgiem wysysającym resztki człowieczej energii. Nie miałabym sumienia prosić ich, aby od czasu do czasu zjawili się u nas i spróbowali okiełznać naszego malucha. Nikogo nie zmuszę do tego, aby tarabanił się przez pół Polski i zajmował moim nadaktywnym dwulatkiem. No sorry Winnetou, nie te czasy :-) Oczywiście, gdyby okoliczności były odrobinę inne to taką pomoc przyjęłabym z rogalem na twarzy i codziennie pieczoną szarlotką z misterną kruszonką! ;-)
Ciągnąc ten temat dalej: ależ oczywiście [!], że chciałabym aby czasami ktoś znienacka zaproponował mi:
„Magda, biedactwo Ty moje, wiem że pewnie czasami masz dosyć i chciałabyś odpocząć, bo toczysz się jak bańka wstańka w tym siódmym miesiącu ciąży. To może my na parę dni wzięlibyśmy Ivka do siebie, a Ty byś sobie odpoczęła?” :-D
Niezła ze mnie prowokatorka, co nie? ;-)
Pewnie, że nie obraziłabym się za taką propozycję, jednak zupełnio serio: mogę o niej jedynie pomarzyć. Poza tym zapewne odmówiłabym każdemu, kto z takim tekstem mógłby potencjalnie do mnie wyskoczyć. Nie dość, że jestem terytorialną babą, to w dodatku zatęskniłabym się za tym moim Ivkiem i zazdrość by mnie zżerała, że nie towarzyszę mu w jego codzienności. Lekka paranoja, co nie? Może przy czwartym [albo szóstym :P] dziecku uda mi się z niej wyrosnąć ;-)
Opiekunki do dziecka też się nie dorobiłam i nie mam tego luksusu, jak niektórzy, których znam, że przychodzi do nich żwawa czterdziestka, ogarnie dziecko przez 3-4 godziny dziennie. Następnie wypucuje chałupę, a oni mają czas na to, by albo leżeć kołami do góry, albo ogarnąć się u kosmetyczki, albo wyjść na ploty ze znajomymi. Zapewne gdyby nie mój pragmatyczny, oszczędny i zdroworozsądkowy Mąż, to rozważyłabym taką opcję 1-2 razy w tygodniu przy obecnym stanie kręgosłupa, jednak jestem skutecznie hamowana w moich zapędach przez mojego Małżonka. Niech mu będzie. Najwyżej się wykończę ;-)
A teraz już zupełnie poważnie.
Wychodzę z pewnego założenia, które towarzyszy mi od zawsze: mój cyrk – moje małpy. Moje dziecko – mój obowiązek. Moje życie – moja sprawa. Ja wiem, że fajnie by było gdyby dziadkowie maluchów mieli czas, znośny charakter przy tym, nie wtrącali się za bardzo w wychowanie dziecka, potrafili zaakceptować zdanie rodziców w 100%, i oprócz tego wolnego czasu mieli także chęci i zdrowie, aby zajmować się swoimi wnukami jak najczęściej.
Jednak życie trochę weryfikuje nasze chcenia i potrzeby. Poza tym to my zgotowaliśmy sobie nasz los i podjęliśmy pewne decyzje w naszym życiu, które nakładają na nas [i tylko na nas] pewne obowiązki. Wychowywanie dziecka się zdecydowanie do nich zalicza.
Myślimy podobnie, czy się ciut zagolopowałam? ;-)
No więc: czy dziadkowie mają obowiązek zajmować się wnukami?
Nie. Mają natomiast obowiązek nie przeszkadzać w ich wychowywaniu. Ot, co ;-)
47 komentarzy
100% racji! Co więcej dziecko ma mętlik w głowie gdy dziadkowie są zbyt intensywnie w codzienności a to przecież my rodzice wychowujemy. Nie mogę zrozumieć rodziców, którzy np potrafili zostawić swoje dzieci pod opieką dziadków np podczas emigracji do Wielkiej Brytanii- i tak opieka trwała np 7 lat! Masakra.
http://www.majciakombinuje.blogspot.com
Zgadzam się, moi rodzice też pracują, plus nastoletnie rodzeństwo, a teściom, niestety bądźmy szczerzy, nie pozostawiła bym małej chodź by na pół dnia, nasze zdania co do wychowania aż nadto się różnią. No a przede wszystkim mimo ogarniającego czasem zmęczenia za nic nie wyobrażam sobie rozstania z moją roczną królewną chodź by na dzień, zwariowała bym chyba…
4lata temu mialam sytuacje taką. Judyta miala wtedy pare tygodni chyba ze 3 (to byl kryzys 3tygodnia) moja mama co chwile chciala wcisnac swoje 3 grosze juz mnie to irytowalo(bylam zmeczona i glodna bo ja karmiaca bylam i jestemwiecznie glodna). Powiedzialam do mamy ze ona miala swoje dzieci i je wychowywala a teraz ja mam dziecko wiec ja chce je wychowywac. Wyszla ale wrócila po chwili. Nie wiem czy nie powiedzialam tego za mocno jednak do tej pory jest miedzy nami dystans.
Opieka nad wnukami nie należy do obowiązków dziadków, to ich przywilej :) I tak należy do tego podchodzić. Nie chcą – nie muszą. Chcą – mogą. Są potrzebni, a nie chcą – mogliby i powinni.
Za dobre rady na każdą okazję i pięć groszy dziękujemy. Poprosimy natomiast o wsparcie i zrozumienie.
Dokładnie też uważam że dziadkowie nie sa od wychowywania jedynie od rozpieszczania. Przykre jest natomiast gdy dziadkowie nie interesują się wnukiem wiadomo nie mają takiego obowiązku ale … jeżeli chodzi o opiekunkę to jest super sprawa ja mam od 3 mc inaczej bym sie wykończyła przychodzi raz/dwa w tygodniu na 5 godz. Ja mam czas odpocząć zrelaksować się uzupełnić sily spotkać się z innymi wiadomo to też zalezy od dziecka jak bardzo jest absorbujace.
Każdy z nas zmaga się z codziennością na swój sposób.
To prawda nie mają obowiązku zajmować się wnukami.Zauwazyłam jednak ostatnio w mojej rodzinie a mam dwóch synków,ze tesciowie wyróżniaja mojego starszego synka. Częściej go do siebie zapraszają, zagadują czy też spedzają w nim czas.Synek ma prawie 5 lat więc opieka nad nim jest już znikoma ,wlasciwie kwestia znalezienia jakiejs ciekawej wspolnej zabawy. Starszy synek sypiał u teściów wielokrotnie , gdy był mały ponieważ z mężem studiowaliśmy i mieliśmy wielka pomoc zarówno od rodziców moich jak i męża…Teraz mam również drugiego synka ,ma 10 miesięcy i szczerze teściowie bardzo niewiele się angażują.Mieszkamy niedaleko siebie a rzadko zaglądają, a jak wpadną to na 5 minut…Dziwne troszeczkę,ale myslę sobie ze nikogo nie mozna zmusić do milosci…
Pozdrawiam!
Ostatnie zdanie dziadkowie powinni mies wydrukowane i przylepione na lodówkę. A przedostatnie – rodzice. I byłoby pięknie!
Od wychowywania są rodzice – wiadomo. Lecz zżyci z wnukami dziadkowie, którzy pomagają w opiece nad nimi z własnej woli, chęci i mają jeszcze na to siły, to naprawdę super sprawa :) Podobnie jak fajna (choć o to trudno!) opiekunka do dzieci. Te osoby mają się opiekować – czyli dbać o to by dziecko było najedzone, przewinięte, wybawione. Decyzje wychowawcze podejmują rodzice, powinni oni też być ze swoim dzieckiem w tych trudniejszych chwilach, wspierać je, płacić za nie i kochać. I spędzać każdą wolną chwilę z dzieckiem, nie zapominając też o sobie i swoich potrzebach. Taki ideał. A życie, życiem ;)
No niestety, odkąd urodziłam drugie dziecko (ma już 5 miesięcy. Starsza prawie 4 lata) moja matka uważa że nie wypada mi spotykać się z koleżankami. Najlepiej żeby przyszły do mnie a nie spotykać się na mieście BO JAK TO WYGLĄDA? Jak trzeba popilnować dziewczyny to nagle źle się czuje a jak jej powiem że teściowa z wielką przyjemnością popilnuje to nagle matka zdrowieje i jedzie do lasu. Odkąd mąż za granicą jest ani razu nie wyszłam z domu do ludzi. Nawet na głupią kawę. Jutro szykuje mi się ognisko u koleżanki (będą tam też te które również mają dzieci). I oczywiście matka lamentuje, że co ze mnie za matka? Nawet nie rozumie tego że będę tam tylko 2-3 h bo jestem nie pijąca więc po co mam siedzieć dłużej? Mąż kazał mi jechać bo teściowa zawsze mi powtarzała, że muszę mieć czas dla siebie żeby odpocząć i z wielką chęcią popilnuje. A przecież o wiele nie proszę. Tesciowa mniej się wtrąca niż moja matka. Jak coś chce dać starszej czy mniejszej (właśnie rozszerzamy dietę u Lili) dzwoni i pyta. A matka moja daje bez pytania. Wiem że trochę odbiegam od tematu ale przedstawiam swoją wersję jak to u mnie jest…
Nie można o sobie zapominać! W momencie kiedy będziesz tylko z dziećmi w końcu zwariujesz. Każdemu należy się chwila wytchnienia, a Mamie przede wszystkim ;-) Puszczaj słowa swojej mamy mimo uszu i rób tak żeby Tobie było dobrze :-)
moja mama tak samo jak Twoja uważała, że skoro mam dzieci to mam siedzieć w domu. Zawsze to było dla mnie przykre na szczęście mój Tata uwielbiał zajmować się moimi córkami i to właśnie dzięki Tacie miałam chwile tylko dla siebie :)
Dziadkowie MOGĄ kochać i rozpieszczać wnuki, a obowiązki to mają rodzice ;)
Teraz się tak mądrze, ciekawe po jakim czasie od wrześniowego porodu będą z błagalnym głosem dzwonić do mojej mamy, żeby wpadła chociaż na chwilę :P
Mnie strasznie bolało to,że mając jedna babcię na wyciągniecie ręki a drugą w odległości 30 km zadna nie chciała zostać z wnukiem nawet na godzinkę. Jedyna sytuacja wyjątkowa, kiedy ze strasznym bólem zęba pojechałam do dentysty , wtedy jedna babcia się zgodziła. To nie o to chodziło ,że ja sobie nie dam rady, bo dam radę sama jak zawsze, ale to jest po prostu przykre ,że kobieta która sama urodziła dzieci i wychowała i wie jak to jest bez pomocy z malutkim dzieckiem nie zrozumie drugiej kobiety w podobnej sytuacji. Kiedy widziałam małe dzieci z babcia lub dziadkiem na spacerze to chciało mi się płakać, pewnie też z powodu hormonów po porodzie :) Teraz mój synek ma 7 mc , a ja uodporniłam sie na ten brak zainteresowania ze strony babć i powtarzam sobie,że nikt nic nie musi,żadna babcia ani inny człowiek nie musi mi pomagać jeśli nie chce i już. Jeśli natomiast chodzi o taką stała opiekę np. zamiast niani jak mama wraca do pracy to nawet nie chciałabym babci obciążać takim obowiązkiem. Bo wiadomo ,że mama i teściowa nie wezmą pieniędzy za to a to jest ciężka praca. Takie moje przemyślenia:) P.S Magdo napisałam do Ciebie wiadomość poprzez Twój profil na FB , dostałaś może?
Moje dzieci – mój obowiązek. Z pomocy dziadków nie korzystamy w ogóle (choc z jednymi mieszkaliśmy pod jednym dachem przez jakis czas). Uważani byliśmy za dziwaków, bo zajmujemy się własnymi dziećmi, a w naszym otoczeniu to normalne, ze dzieci się podrzuca. I choć nasze życie towarzystkie inaczej się teraz toczy to dwójka dzieci (2,5 roku i 8 miesięcy) nie przekreśla go. Czasem jest ciężko, ale przecież niedługo to minie
My mamy to szczęście i komfort, że babcia nie dość, że mieszka blisko, to jak tylko usłyszała, że planujemy Młodego posłać do żłobka, gdy skończy mi się macierzyński, sama zaoferowała się, że chętnie się nim zajmie. Wolę takie rozwiązanie niż oddawać syna pod opiekę całkiem obcych osób.
Całkowicie się z Tobą zgadzam, od wychowywania i zajmowania się dzieckiem są rodzice, a dziadkowie mogą od czasu do czasu pomóc i zająć się wnuczkiem. Gdy ja wrócę do pracy po macierzyńskim mój synek pójdzie do żlobka. Moja mama i teściowa pracują, a nawet gdyby nie to i tak nie wyobrażam sobie angażowania którejś z nich do pomocy na taką skalę.
Inna rzecz, że czasem byłoby miło, gdyby dziadkowie przygarnęli małego, a my z mężem moglibyśmy pójść do kina, restauracji, że o wyjeździe na weekend nie wspomnę. Jesienią jesteśmy zaproszeni na dwa wesela i pewnie nie pójdziemy, bo nie będzie co zrobić z młodym.
Ale dlaczego nie można iść z dzieckiem na wesele?
Przede wszystkim dlatego, ze zaproszeni zostaliśmy bez dziecka. Nawet gdyby młodzi zgodzili się, żebyśmy go zabrali, to znam moje dziecko i nie byłaby to żadna zabawa tylko męczarnia. Młody jest bardzo marudnym i hałaśliwym dzieckiem i nawet na obiad do restauracji nie ma go jak wziąć a co dopiero na taką imprezę. Poza tym to raczej impreza wieczorna, a synek wcześnie chodzi spać, bo jak jest zmęczony to jest jeszcze bardziej marudny niż zwykle.
moje dzieci w takim wieku chodziły po 19 spać, to by było ekstra wesele z dziećmi ;)
Mój synek ma rok i 7 miesięcy.. Od maja poszedł do żłobka. Moja mama i teściowa pracują jeszcze, aczkolwiek teściowej niewiele zostało do emerytury. Nawet się pytała męża czy ma przejść na wcześniejszą emeryturę i zająć się małym. Oboje się na to nie zgodziliśmy. Tak jak autorka bloga pisze – mój cyrk, moje małpy. Nie wyobrażam sobie angażowania babci na taką skalę.
Obie strony – zarówno moi rodzice jak i teściowie, bardzo chętnie przygarniają małego w weekend, a my z mężem idziemy na obiad do kina czy zwyczajnie w świecie leniuchujemy w domu, oglądamy zaległe filmy. Na weselu byliśmy w czerwcu i moi rodzice bez problemu na weekend wzięli wnuczka :) Także bardzo się z takich relacji cieszę, bo widzę, że kochają małego i lubią spędzać z nim czas.
Nie mają, tak jak dorosłe dzieci nie mają obowiązku wypełniać im weekendów i dzwonić co drugi dzień. Czasem jest olewka wnuków, a oczekiwania co do zainteresowania owymi dziadkami ogromne. I to nie kwestia starości czy niedołężności, tylko pustki emocjonalnej, jak się całą energię skupiło na dzieciach, a związek dwojga dorosłych gdzieś rozjechał… Najgorszy jest mix – nic od siebie, a świat ma się kręcić wokół wypełniania pustki takim dziadkom (gdy do wnuków za blisko nie podchodzą).
A ja nie wiem co o tym mysleć. Jestem w takiej sytuacji,że z mężem mogę liczyć tylko na siebie. Moi rodzice mieszkają daleko teściowie 60 km od nas i ja mam do nich pretensje o brak zainteresowania wnukami. nie wymagam jakiejś wielkiej pomocy ale jakby chociaż raz w miesiącu zabrali gdzieś wnuki na 3-4 h byłabym usatysfakcjonowana. Z drugiej strony skoro dziadkowie nie poświęcaja chociaż minimum uwagi( mam tu na myśli jedną wizytę w miesiącu) czy mają prawo wymagać miłości i pomocy od nich ?
Dokładnie. Też uważam, że dziadkowie powinni wykazać minimum zainteresowania wnukami i czasem zabrać ich gdzieś albo po prostu pobyć z nimi.
Dużo o tym ostatnimi czasy myślałam. Ja mam ogromne wsparcie od mojej Mamy, prawie codziennie nam pomaga. Ciekawy przypadek to teściowa – na prawo i lewo opowiada jak zazdrości mojej Mamie, że zamiast do żłobka Zosia teraz z nią zostanie, a jednocześnie co chwilę odmawia nam pomocy i mogłaby iść na emeryturę, a wcale nie chce (choć na pracę narzeka strasznie). Jej sprawa, tylko tym co mówi trochę deprymuje pomoc mojej Mamy (bo ona tak wolałaby być z dziećmi…).
Jednocześnie uważam, że dziecko to tylko odpowiedzialność rodzica. Pomoc musi być dobrowolna i nienadużywana. I tak babcie, jak i dziadkowie mogą nie chcieć lub fizycznie nie móc zajmować się wnukami. Jednocześnie ja wiem ile mam pomocy od mojej Mamy, więc i ja będę chciała pomóc moim dzieciom. Jednak tak jak bycie mamą, jest teraz w moim życiu najważniejsze, ale nie jedyne, tak bycie babcią też nie będzie dla mnie jedyne – dobrze mieć swoje „inne” życie, umieć zadbać, zwłaszcza z wiekiem, o czas dla siebie. Więc jak uważam, że nie do końca fair jest bycie babcią, czy dziadkiem, który nic nie pomoże, tak nie podobają mi się babcie (bo takiego dziadka nie spotkałam), co całe swoje jestestwo do roli babci sprowadzają.
Widzę że podobnie jak u mnie:/
Dobry temat. Nie mają obowiązku, ale czasem mogliby się poczuć do roli dziadków. I równo traktować i poświęcać czas wnukom. O ile z moimi rodzicami jest ok i mogę liczyć na ich pomoc. O tyle z teściami bywa różnie. Teoretycznie mówią, że od czasu do czasu na godzinkę czy dwie, ale jak przychodzi co do czego, to muszę sobie radzić sama.
Zgadzam się, że dziadkowie nie mają obowiązku zajmować się wnukami, oczywistym i normalnym jest to, że raz na jakis czas chętnie spędzą czas z wnukami, ale nikt ni ma prawa wymuszać, by zostali niankami na pełen etat. Ja osobiście nie mogę liczyć na pomoc dziadków synka, bo dzieli nas za duża odległość. Przydałoby się czasami wyrwac chociaż na 3-4 godzinki raz w miesiącu, niestety mogę tylko pomarzyć…No ale wiedziałam, że tak będzie, więc nie narzekam, synek planowany, nasz świadoma decyzja:) jak podrośnie to najwyżej znajdziemy nianię na parę godzin w weekendy:)
Dziadkowie nie mają obowiązku ale jeśli relacje między rodzicami a dziadkami są zdrowe to mają przywilej. We wszystkich kulturach opieka nad dziećmi była wielopokoleniowa. Jesteśmy jedynymi ssakami, które tak długo muszą opiekować się młodymi.O ile dziadkowie nie ingeruja w zasady wychowania ich obecność w życiu dzieci jest bardzo ważna. I wiele uczy. Teraz mamy nianie, żłobki, kiedyś były babcie. Nie zawsze babcia jest lepszym rozwiązaniem od nianiale zzasadniczo lepszym od żłobka. Poza tym prawa dziadków określa również prawo. W przypadku rozwodu rodziców ,dziadkowie również mogą zwrócić się do sądu o ustalenie prawa do kontaktów, jeśli rodzice go utrudniają. Podobnie jak płacą alimenty gdy syn lub córka nie wywiązują się z obowiązku alimentacyjnego. Dobra babcia i dziadek to skarb. Mądrzy rodzice,którzy nie wyreczaja się własnymi rodzicami non stop potrafią przyjąć pomoc bez spinki. Bo to żadna ujma wyjść z koleżankami i zostawić maluchy u babci. O ile babcia ma na to ochotę.
Babcia naszych dzieci mieszka 100 metrów od nas i widziała ostatni raz dzieci w listopadzie….. z własnej woli? czy to raczej jest jakaś wersja „mam was w dupie”….
Iwi, współczuję :-(
Brzmi bardzo znajomo. Nawet nie zadzwoni nie zapyta co u wnuczki… Ale to oczywiscie moja wina, ze nie widuje wnuczki….
Dziadkowie nie mają obowiązku zajmować się wnukami. Wychowaniem i opieką zajmują się rodzice. Jednak gdy dziadkowie nie czują potrzeby spędzania czasu z maluchem lub starszym dzieckiem i rodzice muszą na nich wymóc, aby chociaż raz w miesiącu odwiedzili wnuka, pobawili się z nim lub spędzili razem czas tzn., że coś nie gra w relacjach, więzi, emocjach. Z własnego doświadczenia wiem, że po pewnym czasie wnuk lub wnuczka nie chce spotykać się z dziadkami lub jest po prostu jest dla nich niegrzeczny/a. Dzieci jak nikt inny wyczuwają emocje i intencje otoczenia i ich nie da się oszukać. Tylko szkoda, że dziadków to nic nie uczy.
Mam porównanie jaką ja miałam relację z moimi dziadkami, a jaką relację ze swoimi dziadkami ma moje dziecko.
Dlatego nie jest najważniejsze, czy rodzice mogą sobie czasem odpocząć, bo dzieckiem zajmie się ktoś inny (chociaż to też jest ważne), ale jaką relację dziadkowie zbudują z wnukiem.
Życzę nam wszystkich takich filmowych, idealnych dziadków, którzy mają zawsze czas dla wnuków.
Którym chce się. Którzy nie szukają wymówek. Którzy nienachalnie próbują uczestniczyć w zmianach małego człowieka w dorosłą osobę :-)
MamaK – mam podobną sytuację… Trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że moi rodzice często nie czują potrzeby spędzania czasu z wnukami. Nie narzekam – bo kiedy mam „podbramkową” sytuację i nie mam z kim zostawić dzieci, często mogę liczyć na pomoc mamy. Ale chodzi mi raczej o coś innego – brakuje mi czasem takiego sygnału: „Słuchaj, Ula, może przyjadę i zabiorę gdzieś dzieciaki/spędzę z nimi trochę czasu…” Dodam tylko, że mama jest aktualnie na bezrobociu… Widzę czasem, jak moja młodsza córka reaguje na swoją babcię – jest pełna dystansu, rezerwy. Ale ja tego nie zmienię, bo wiem, że do budowania relacji z dzieckiem potrzebny jest czas. Jeśli dziecko widzi kogoś raz na 3-4 miesiące, to jest to dla niego obca osoba. Przy tym wszystkim pamiętam moje dzieciństwo – babcia, która poszła na wcześniejszą emeryturę, zajmowała się wszystkimi wnukami po kolei do 3 roku życia, potem odbierała/zaprowadzała do przedszkola, szkoły, ponieważ i moi rodzice, i wujostwo pracowali.
Szczególnie to ostatnie zdanie jest ważne, bo często dziadkowie twierdzą że oni wiedzą lepiej bo mają doświadczenie i chcieliby się wtrącać we wszystko.
babcia i dziadek to skarb i dla nas i dla naszych dzieci. Mamy taki swój skarb choc mieska wiele km od nas. Jakie zycie byłoby bez nich puste… mogę ich wychwalac pod niebiosa, może tez, że to ludzie którzy swoich zdań nigdy mi nie narzucali, pokierowali mną tak, a raczej tylko wskazali dobry kierunek, a sama o sobie i swoim losie decydowac zawsze mogłam. I moim dzieciom chcę wskazac tylko kierunek, nie kierowac nimi. bo gdzieś kiedyś ktoś madrze powiedział – dzieci nie sa nasza własnością…
Zgadzam się z Tobą, ale nie zgadzam się w powszechnie panującą opinią, że dziadkowie są od rozpieszczania. Dziadkowie są po to by pokazywać świat małemu człowiekowi, opowiadać piękne historie, zabierać w cudowne miejsca. To co chyba najważniejsze, ale czasem trudne do wykonania to współpraca między rodzicami a dziadkami. Jakże często rodzice robią swoje, dzieci jadą do dziadków na tydzień i od nowa należy wszystko wypracowywać. Tak jakby dziadkowi nie mogliby słuchać rodziców i wypełniać ich kilku próśb, wtedy dzieciom było by łatwiej i rodzice byliby zadowoleni, w końcu to oni zmagają się z nimi codziennie.
A u nas to było jakieś takie oczywiste gdy byłam w ciąży z pierwszym, że po moim powrocie do pracy zajmą się wnukiem. I tak było przez dwa lata, aż poszedł do przedszkola. Gdy rok później dowiedzieli się, że będą mieli wnuczkę, już następnego dnia zapowiedzieli, że się nią nie zajmą. Chyba mój mały dał im popalić, mimo, że go uwielbiają. Teoretycznie ich rozumiem, to nie ich obowiązek, ale mimo wszystko czuję do nich żal, ponieważ są na emeryturze, nawet jeszcze nie osiągnęli wieku emerytalnego, który mnie czeka, mają czas, nie mają chęci, a moją córcię czeka żłobek. Nie mam innej możliwości. Ich decyzja, mój problem ;/
Jeśli dziadkowie chcą pomóc to ok, ale nie mają takiego obowiązku. Z drugiej strony powinni też uszanować to,że to rodzice są rodzicami. Niestety dziadkom często szajba odbija jak się wnuki pojawiają i zaczyna się hardcore( przerobione osobiscie)wtrącanie się w wychowanie, olewanie tego na co rodzic dziecku pozwala a na co nie.. itp itd. Swoimi dziećmi zajmuję się sama, ale żeby miały kontakt z dziadkami( nawiązała się więź) niejako udostępniamy pociechy.. na chwile, aby dziadków nie wymęczyć, ale też żeby czuli się potrzebni..raz na kilka tygodni mała jedzie w weekend na noc( bron boze dwie bo to juz za duzo by było) spedza ok 4 dni dni z dziadkami na wsi w czasie wakacji..
Chyba padnę! Jak miałam jedno dziecko to miałam gdzieś niechętnych do pomocy rodziców, którzy nie tylko „ciężko pracują”, nie mając czasu dla wnuków, to jeszcze obowiązkowo imprezują, żeby nie mieć czasu dla wnucząt. Teraz mam czwórkę ( ot nieplanowana ciąża mnoga). Jak dzieci były jeszcze niemowlakami to nikt z rodziców nam nie pomagał. Musiałam płacić obcym ludziom, żeby mi pomogli. Jak byłam chora to dzwoniłam po znajomych czy różnych niańkach, żeby pomogli.
Zakładając rodzinę bierze się za nią odpowiedzialność do końca życia, a nie do ukończenia 18 lat. Nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek odmowie pomocy swoim ukochanym dzieciom czy wnukom. Nauczyła mnie tego babcia, której szczerze dziękuję za ten dar. A rodziców, którzy maja ważniejsze sprawy niż rodzina szczerze potępiam. Opieka nad rodziną to jest obowiązek tylko trzeba nauczyć sie czerpać z tego radość. W innym wypadku daruj sobie dzieci, bo mogą mieć swoje dzieci itd.
Po pierwsze Twoi rodzice sami nie powinni mieć dzieci. i uważam, że powinno być testy psychologiczne jak u nas do służby przed posiadaniem dzieci, bo takie p….oły mają dzieci, że krew mnie zalewa.
Oczywiście,wy macie gdzieś potrzeby Rodziców którzy was wychowali i pracowali jednocześnie,ale dzieciaki zrobić i podrzucić starszym już Dziadkom to dopiero zabawa.Skoro Babcia nie szuka kontaktu z wnukiem-czką to może to po prostu niedobry dzieciak.Spójrzcie na to z boku.
Dziadkowie nic nie muszą -mogą.
NIE, NIE MAJĄ OBOWIĄZKU, ALE TEŻ NIE MAJĄ PRAWA „ZAŻĄDAĆ” WNUKA. MUSZĄ SIĘ POGODZIĆ, ŻE SYN/ CÓRKA MOGĄ BYĆ SINGIELKAMI DO KOŃCA ŻYCIA ALBO NIE MIEĆ DZIECI. I jeśli tego nie potrafią akceptować, to niestety, trzeba zerwać kontakt
Rozumiem umawianie się z rodzicami (dziadkami dzieci), że zajmą się dziećmi w sytuacjach szczególnych. Mogłam wrócić do pracy, dzieci nie musiały chodzić do żłobka, bo zajmowała się nimi babcia. Ale, gdy dzieci już są starsze, nie czułabym się dobrze podrzucając dzieci do rodziców. Jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Irytuje mnie, gdy zostawiam dzieci z mężem, a on zamiast się nimi zająć zostawia je swojej mamie pod opieką.
Złożyło się tak, że cała moja rodzina mieszka w jednym mieście. Jednym z największych w Polsce, więc nikt nigdy nie musiał wyjeżdżać na studia ani za pracą. Dodatkowo jedni dziadkowie mieszkali na tej samej ulicy, drudzy raptem 10 minut autem. Pamiętam swoje dzieciństwo- dziadków widywałam niemal codziennie, jak nie jednych to drugich. W obu rodzinach byłam jedyną wnuczką. Miałam z dziadkami wspaniały kontakt, bardzo ich kochałam. Jedni dziadkowie jużś niestety nie żyją… Dziadkowie pomagali moim rodzicom w wychowaniu mnie- bo sami chcieli. Respektowali zasady moich rodziców, bywali nawet bardziej surowi niż rodzice;) Spędziłam z nimi masę czasu, wspaniałego czasu. Po dziś dzień mam z tymi żyjącymi dziadkami świetny kontakt, jak trzeba to przyjdę i babci pomogę i posprzątam, naprawię dziadkowi komputer lub ściągnę mu nową gierkę, często się widzimy. Bardzo się kochamy. Dziwi mnie ta powszechna niechęć do zostawiania dzieci z dziadkami ( jeśli oczywiście sami dziadkowie tego chcą!) bo mam z nimi same wspaniałe wspomnienia. Przecież w rodzinach wzajemna pomoc powinna być czymś normalnym! Nie ukrywam, że moi rodzice pomagają mi przy córce. Przykłądowo- dziś moja mama przyjedzie i zabierze dziecko na godzinę na spacer ALE za to ja pojadę z nią w sobotę na działkę i skoszę jej trawnik. Albo zabiorę jej dokumenty z pracy do wypełnienia i sama się nimi zajmę. Jak skończy mi się macierzyński i wrócę do pracy to moja córka będzie z moim tatą ALE ja będę mu płaciła normalną pensję. Firma mu splajtowała, nie ma pracy- z przyjemnością go legalnie zatrudnię. Sam wpadł na takie rozwiązanie i sam mi to zaproponował, bo woli bawić ukochaną wnusię niż zapierdzielać w Amazonie.
Niektóre z was piszą, że dzieci dziadków widzą raz na parę tygodni bo „wychowaie to obowiązek rodziców”. A ja wam powiem tak- pozbawiacie swoich dzieci pięknych chwil i masy wspomnień na całe życie. Nie mówię, że mamy z naszych rodziców robić darmowe nianie, o nie. Ale jeśli dziadkowie są jeszcze młodzi i pełni energii; jeśli sami domagają się kontaktu z wnukami i nie ingerują w nasze metody wychowawcze to częste kontakty są najlepszym, co może spotkać dziecko.