Już od pół roku chodziła za mną comiesięczna kalejdoskopowa seria wpisów na blogu. Spięłam się i zmobilizowałam do skrócenia mijającego miesiąca w jednym poście. Kalejdoskop będzie pojawiał się pod koniec każdego miesiąca. Możliwe, że bardziej aktywnym miesiącom zrobię mały wyjątek i w ich połowie pojawi się połówkowe podsumowanie ;-) Jednak tylko w przypadku, gdy Iventy okaże się dla mnie łaskawy ;-)
W Kalejdoskopie znajdziecie wszystko to, na co zabrakło miejsca i czasu w osobnych postach. Będą krótkie komentarze, postaram się o zdjęcia i moje zwięzłe dygresje. Kalejdoskop będzie postem z moimi osobistymi inspiracjami. To będzie mój prywatny misz-masz. Zapraszam :-)
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”75px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”0″ border_color=”#000000″ ]PODRÓŻE[/dropshadowbox]
Końcówka maja i czerwiec 2014 stał dla mnie pod znakiem autostrad i polskich dróg. Kilkukrotnie przemieszczaliśmy się ze wschodniego krańca Polski na zachodni i ciesze się, że chwilowo osiedliśmy. Nie mieliśmy w planach tych wycieczek, toteż nasze prawdziwe wakacyjne plany uległy znacznym przesunięciom. Fajnie móc być elastycznym i tutaj charakter pracy mojego Męża wybitnie zaplusował. Niestety sielskie czasy kiedy to Iventy znosił podróże samochodem bez marudzenia minęły. Jeśli nie uda nam się trafić na drzemkę Młodziaka, to musimy się psychicznie przygotować na marudzenie. Jednak znaleźliśmy na to sposób. O nim powiem Wam kilka akapitów niżej ;-) Zadziałał w 100% i ostatnia 300 km trasa to była bułka z masłem ;-)
Udało nam się odwiedzić mój Wrocław! Pod Halą Ludową [ ups, Halą Stulecia obecnie zwaną] nie byłam ponad 6 lat. Szmat czasu. Ponownie przecierałam szlaki Parku Szczytnickiego i prawie się wzruszyłam na widok Iglicy, na którą co niedzielę wdrapywaliśmy się z moim bratem za podstawówkowych czasów ;-) Iventy dumnie przedzierał się przez parkowe zarośla. Myślę sobie głośno, że gdyby nie Kraków, w którym osiedliśmy, to możliwe że Wrocław byłby naszym miejscem zamieszkania. Kto wie? Nie załapaliśmy się na śniadanie w Blue Barze na pl. Solnym, mojej dawnej ulubionej śniadaniarni, ale obiecałam sobie, że nadrobimy to następnym razem.
Byliśmy także w cudownym Przytulnym Siedlisku w Górach Sowich, o którym już Wam kiedyś pisałam. Konkurs, w którym mogliście wygrać weekend tamże, też z pewnością przybliżył Wam to miejsce. Jeśli szukacie idealnej miejscówki na weekend, wakacje z rodziną w sielsko-anielskich klimatach to już wiecie, gdzie powinniście uderzać! Tak, własnie tam!
Na naszej czerwcowej trasie był także Przemyśl i Zamek w Łańcucie [o którym pisałam niedawno ;-)]. Jeszcze w czerwcu Iventy zaliczył kąpiel w Dolinie Sanu, tym samym zainagurował sezon letni. Miałam opisać jego przygodę w rzece na blogu, ale Tata [ten co trochę pływa, trochę lata] zdjął pieluchę i tym samym wykluczył możliwość publikacji zdjęć na blogu ;-) Jak to powiedziała OjMaryna na moim instagramowym profilu: [w wolnym tłumaczeniu] „I bardzo dobrze. Niech dziecko odpocznie od bycia pod nieustannym fleszem”. Kochana, i miałaś rację! :-)
P.S. Podczas naszych wycieczek walczyliśmy dzielnie z komarzyskami, ale polegliśmy. Skończyło się wizytą Ivka u pediatry i lekiem przeciwzapalnym.
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”70px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”10″ border_color=”#000000” ]JEDZENIE[/dropshadowbox]
To moja ulubiona część kalejdoskopu. Czerwiec kojarzy mi się głównie z jedzeniem. Jedzeniem, jedzeniem i jeszcze raz jedzeniem. Jajecznica z prawdziwkami. Tarta gruszkowa z masą kajmakową. Tony poziomek i truskawek. Najbardziej różowe na świecie czereśnie. Kiełbacha z ogniska. Ryż z jabłkami, cynamonem i anyżem. Grillowaliśmy na potęgę. Dorobiliśmy się w w międzyczasie dwóch grillów, które nie tylko dobrze wyglądają, ale też idealnie sprawdzają się na tarasie w wielkim mieście ;) Ponadto rozruszaliśmy dwa grille u naszej rodziny, z czego mój małżonek jest z pewnością wyjątkowo dumny. Jesteśmy mięsożerni toteż oprócz ryby wylądowało na grillowych kratkach także prawdziwe mięcho.
- W czerwcu premierowo zrobiliśmy [ -obił mój Mąż ;-)] kurczaka po marokańsku [przepis niebawem na blogu] a także dorwaliśmy genialne mięso tuńczyka, którego wcześniej nigdy nie jadłam na pół-surowo. Palce lizać, powiadam Wam!
- Co więcej. W czerwcu zorientowałam się, że jestem kulinarnym ciemniakiem, a w szczególności moja ciemnota wyszła na światło dzienne podczas mojej pierwszej wizyty w Chimerze na św.Anny w Krakowie. Jak to się stało, że nigdy nie trafiłam tam wcześniej? Pyszne ciasto rabarbarowe z kruszonką. Sok z pokrzywy. Genialne sałatki, tarty warzywne. A wszystko w przyzwoitych cenach. Podczas naszej wizyty w Chimerze przypomniała mi się moja wycieczka do Brukseli – tam też stołowałam się w tego typu barach ala sałatkowych. Chimera zainspirowała mnie w temacie domowych obiadów – musimy popracować nad tym, aby więcej zieleniny i strączkowych pojawiało się na naszych talerzach.
- W temacie około kulinarnym nadmienię także o naszej ostatniej miłości do herbat zielonych, białych i nie tylko. Przyrządzamy je latem w pewien nietypowy sposób. O tym napiszę osobny post ;-) Wypijamy ich ok. 4 litrów dziennie, także uwierzcie mi – sprawa jest poważna! ;-)
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”100px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”10″ border_color=”#000000” ]WYDARZENIA[/dropshadowbox]
- Wielkie „Dziękuję” dla wszystkich, którzy zechcieli wesprzeć na swoich blogach / FanPage’ach / profilach FB / www akcję „Mamo! Tato! Zapnij pasy!”. Akcja dopiero się rozkręca. Namawiam Was do rozmów ze swoimi bliskimi, znajomymi, publikowania plakatu dotyczącego akcji. Więcej szczegółów znajdziecie pod poprzednim linkiem a także mailowo: szczesliva@gmail.com
- W czerwcu obchodziliśmy naszą rocznicę ślubu. „Czterdzieści lat minęło… ” ;-)
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”80px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”10″ border_color=”#000000” ]URODOWO[/dropshadowbox]
Mam nadzieję, że nie powtarzam się publikując kolejne informacje na temat moich kosmetycznych ulubieńców, jednak w tym miesiącu z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie kosmetycznej strony życia bez kilku produktów:
- krem z filtrem UV +50 Uriage , który chroni moje lica przed tym diabłami, promieniami zwanymi. Prawdopodobnie najlepszy krem z filtrem zaraz po azjatyckich wersjach l’orealowskich kremów + 50. Nie jest tłusty, nie waży się, fotostabilny i nie powoduje efektu świecącej twarzy.
- odżywka do włosów w spray’u Rigenol by Framesi. Dostępna głównie online bądź w salonach fryzjerskich.
- serum do twarzy z wit.C Flavo-C by Auriga. Nic tak nie daje kopa mojej skórze jak to serum. Rozjaśnia. Rozświetla. Stosuję na noc, a w dzień zabezpieczam szczelnie skórę kremem z filtrem. Do stosowania latem tylko w przypadku szczelnego zabezpieczania się przed słońcem, w przeciwnym razie przebarwienia gwarantowane.
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”75px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”10″ border_color=”#000000” ]MODOWO[/dropshadowbox]
- W Polsce 30’C. Wachlujemy się czym popadnie tymczasem mój Maż przywozi mi genialną, zimową czapę z Alaski. I nie byłoby w tym nic dziwnego i zapewne nie wspomniałabym o tym w Kalejdoskopie, gdyby nie fakt, że na metce widnieje napis MADE IN POLAND ;-) Firma Starling produkuje naprawdę genialne czapki, a co zabawne: sprzedaje je w wielu krajach. Niestety Polski wśród nich nie uświadczycie ;-) A szkoda.
- Nie wyobrażam sobie czerwca bez mojego daszka przeciwsłonecznego, który przeczekał w szafie dwa lata aż w końcu! nadeszła jego premiera i moich sandałów na obcasie, które co prawda cholernie mnie na początku obtarły, ale nie znam wygodniejszych butów na obcasie na lato
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”170px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”10″ border_color=”#000000” ]BLOGOWO, INTERNETOWO[/dropshadowbox]
- Jesli blożycie jak ja ;-) i na poważnie próbujecie swoich sił w dziedzinie fotografii to warto przyglądnąć się stronie www.alamy.com , dzięki której możecie sprzedawać swoje zdjęcia w dużej rozdzielczości. Mam wrażenie, że zdjęcia o tematyce kulinarnej mogą cieszyć się sporym zainteresowanie.
- Już nadmieniałam to w ostatnim odcinku „Jak nie zwariować na macierzyńskim” jednak powtórzę jeszcze raz – „Cząstki przyciągania” autorstwa Natalii Hatalskiej to genialny album/książka pokazująca i opisująca ciekawe polskie kampanie reklamowe, które mogą Was – blogerów zainspirować
- jeszcze na te wakacje mam zamiar ruszyć z prowadzeniem SZCZESLIVEJ.pl w dwóch językach. Trzymajcie kciuki, bo sporo pracy mnie czeka ;-)
- nadal nie znam nadawcy tajemniczej paczki z iPadem Air, ale wiem jedno: to jedno z lepszych urządzeń mogących służyć blogerowi w każdej sytuacji.
P.S. odkąd puszczam na iPadzie Młodemu Peppę w podróży zarówno nasz komfort jak i stan psychiczny uległ znacznej poprawie :-D
- Facebook potrafi być dość irytującym medium. Jednak w tej kwestii jest nieoceniony: jeśli blogujecie na wordpress.org polecam Wam dołączenie do tej wordpressowej grupy wsparcia. Oni pomagają nie zgubić się w łordpresowskich meandrach. Pomogli mi już wielokrotnie. Dzięki chłopaki!
- Jeśli mało Wam blogów o tematyce parentingowej i nie tylko, to wstąpcie TU i TU ;-) Dziewczyny kiedy kawa albo kakao? ;-)
- Kalejdoskopową mistrzynią jest Life Managerka. Zachęcam do czytania jej Przeglądów tygodnia :-)
12 komentarzy
Wrocław i Łańcut w jednym poście. Jesteś wielka.
Pozdrowienia z Wrocławia, ja też wdrapywałam się na iglicę.
Dzięki! :-)
Świetny ten Twój kalejdoskop!!! Genialna czapa, sandały też :) A Gościa co Was spychał z drogi namierzyłaś?
Dzięki!
Niesamowite, że w ciągu kilku godzin od mojego apelu już znałam personalia tej osoby wraz z adresem etc. Siła mediów społecznościowych i zasięg są niesamowite. Zgłosiliśmy sprawę na policję. Nie bawiłam się w dalsze poszukiwania :-)
Niebywałe, że tak szybko!
Fajny przegląd, zatęskniłam za Wrocławiem i truskawkami (których nie jem już drugi rok ze względu na alergię pierworodnej). Pozdrawiam
Wrocław jest super! Jazda z dwulatkiem jest już spokojniejsza a z czterolatkiem to już pikuś ;) P.S. Świetne sandały.
Czyli już swoje przeszliście i mówisz, że będzie teraz tylko lepiej? :-) Ufff!
Dokładnie tak:) Kiedyś 10 minutowa „wycieczka” to była mega wyprawa. Teraz jest lepiej. A na pokładzie mamy prawie dwulatka i prawie czterolatka równocześnie i jest coraz lepiej …
Zazdroszczę! :-)
Magda! Ja do Ciebie jak do Częstochowy poszłabym błagać o wybaczenie. Ale, że jesteś teraz w Norwegii a nie w Krakowie – to się jednak powstrzymam i spróbuję zrewanżować inaczej :P Dopiero dzisiaj zobaczyłam, że o mnie tu tak ładnie napisałaś! Ja jestem popapraniec i nawet nie mam GA, który by mi powiedział o podlinkowaniu. <3
Ej, Maryna, ja sie nie gniewam, gdyz poniewaz albowiem nie mam o co :) Mam nadzieje, ze moi czytelnicy polubili Cie rownie mocno jak ja!