I nadszedł. Ta moja szczęślivość musiała się kiedyś zważyć, skwaśnieć i rozlać. Toteż zważyła się ona właśnie dzisiaj. Skwaśniała i zaczęła rozlewać po kropelce od samego rana.
Pobudka o 6.00. O nieeee… Liczyłam, że może do magicznej 7.00 uda się Młodego zatrzymać w łóżku. Najpierw kuksaniec prawą stopą w lewy bok. Następnie strzał z liścia w prawy policzek. Tak na dobry początek dnia. Mój Synal, którego tak wychwalam publicznie pod niebiosa, z miłości zaserwował mi knock out.
Sprawdzam prześcieradło. Wydawało mi się podejrzanie zimne. O nie…! Pielucha nie wytrzymała naporu. Zapach, który bez pudła znacie, zaczął ulatniać się po całym mieszkaniu. Dodatkowo poranne kwękanie i mędzenie, które jest najskuteczniejszym budzikiem, przelało czarę goryczy.
Wstaję – podjęłam decyzję z rozdzierającym sercem. Przewinęliśmy pieluchę. Spojrzałam na nocnik schowany przeze mnie w najdalszy kraniec łazienki – moja zmora. Miałam już dawno zacząć odpieluchowywanie Iventego, ale chęci i zapału BRAK. Przyzwyczaiłam się do pieluch i wydają mi się być bezpieczną opcją, na razie. Kiedy indziej wyciągnę z kąta ten nocnik, małą-siusiarnią zwany – pomyślałam.
Śniadanie. Postawiłam na bezpieczną opcję. Parówka [najzdrowsze mięso świata] + keczup [najekologiczniejszy i najzdrowszy z sosów, którym karmię Iventego litrami]. Pokroiłam równiusieńko. Dałam najświeższą kromkę z masłem i serem żółtym. Włączyłam Peppę, którą znamy już na pamięć. Czułam, że wszystko zniknie z talerza i wyląduje w brzuchu mojego Syna. Nabiłam kawałek parówki na skip-hopowy, uśmiechający się do nas widelec i skierowałam go w stronę ust Iventego. Pudło! Jednym ciosem zmasakrował widelec wraz z całą zawartością talerza. Wszystko wylądowało na naszym [już nie-] beżowym dywanie. Kur.. – powiedziałam w myślach. Będzie głodny. Jego wybór.
Zaczęłam zabierać się za śniadanie dla mnie. Zjadłam tę parówkę z farfoclami, resztki kanapki z serem i popiłam jego wczorajszym kompotem, który miał w bidonie. F.uck. Jak przełykałam zorientowałam się, że zawartość sfermentowała. „Can’t take it anymore” – zaklęłam. Podwójne f.uck! Zapomniałam połknąć tabletkę na moją niedoczynność – należało połknąć ją na pusty żołądek.
Czekam aż M. się obudzi i sprzedam mu Iventego. Czekam i czekam… Słyszę w elektronicznej niani jego przeciąganie się i węszę rychłą pobudkę. Kolejne pudło! Znowu chrapie… Jeeez. Pomocy!
Peppa się już znudziła. Zaczynamy zabawę w turlanie się po niebeżowym dywanie. Turlanie jednak nie było dobrym pomysłem. Ivo uderzył się o sofę i zaczyna kolejny etap marudzenia. To jest już wyższy level – dorzuca piski i próbuje wymuszać wzięcie go na ręce. Oponuję i tłumaczę, że mój kręgosłup jest w opłakanym stanie. Tłumaczenie nie pomaga. Ivo triumfuje i ląduje w moich ramionach. Wizualizuję sobie jak rdzeń kręgowy mi pęka od jego ciężaru i padamy razem na podłogę. Z niewyspania już nie panuję nad swoimi myślami.
…
Mieliśmy w planach sprzątnąć całe mieszkanie, które po ponad miesięcznej nieobecności, wygląda jak poligon. Tymczasem leżymy bezwładnie na sofie, zastanawiamy się co jeszcze zostało nam w lodówce i udajemy, że nie słyszymy stękania naszego Syna. Modlę się po cichu, aby ten dzień się już skończył. Nicnierobienie mną zawładnęło i walczę z zamykającymi się powiekami. M.narzeka na zakwasy, których dorobił się podczas ostatnich ćwiczeń. Leżymy jak dwa paralityki i drapiemy się po parujących głowach …
Wypijam trzecią kawę. Kofeina budzi ostatki moich zwojów myślowych.
Eureka! Grzebię w jednej z walizek i znajduję stare zabawki! Ivo stoi jak zaczarowany! Jesteśmy URATOWANI! Miś Eduś, którego zawsze przeklinałam, robi teraz dobrą robotę! Bębenek Fisher Price’a zatrzymuje uwagę na ponad pół godziny!
P.S. Nudna jestem. Wiem. To musiało się zakończyć happy endem;-) Pozdrowienia z sofy! ;-)
22 komentarze
Mój dzień powszedni, tylko bez happy endu, bo zabawki nie działają i bajek też nie lubi. Satysfakcjonuje ją jedynie spacer na własnych nogach i najlepiej na jakiś wypasiony plac zabaw:)
nam wypasiony plac zabaw tez by się przydał! ;-)
czyli nie powinnam marudzić. taki z tego morał :-)
Mój dzień dzisiejszy do 16.00 -wizyta znajomych z dziećmi nas uratowała. Dzieciaki zajęły się sobą, został tylko niemowlak, ale sam niemowlak to już pikuś.
jak Młody ma towarzystwo to mamy go „z głowy” ;-) Tymczasem dzisiaj kisiliśmy się w sosie własnym … :/
bardzo się cieszę , że na koniec haapy end :)
Ja się mogę śmiało podpisywać ” Ania , nie wysypia się od 6 lat ” :D
Poważnie, od 6 lat?! :-)
powariowały!!!! jakie wstawanie?! jest mąż- niech on wstaje! u mnie M od początku wstawał do Bruśka… i co z tego, że piersią karmiłam? ja musiałam się przygotować, musiałam mieć nalaną szklankę wody.. sorry… chciałeś to masz…
od momentu kiedy skończyło się nocne karmienie (na które zawsze razem wstawaliśmy!), wstaje tylko M.
nic nie poradzę- chyba lepiej w pracy być niewyspanym niż przy dziecku?
kurcze albo ja taka okropna jestem, albo ten mój mąż taki cudowny!
okropniasta jesteś! ;-)
węszę, że to temat na osobny post.
challange accepted! haha u mnie już dzisiaj bo się wczoraj normalnie zdenerwowałam, faktycznie wyszło, że okropna jestem :D
ja po prostu mam mądrego faceta, z taką sama cierpliwością do dzieci jak ja- on wie ze cały dzień z nimi to mega hardcore, dla niego urlop macierzyński to nie urlop, to harówa…
to są NASZE dzieci, RAZEM je wychowujemy, nie rozumiem dlaczego tyle kobiet zgadza się robić to w pojedynkę mając obok ukochanego- (inne sprawa gdy się go nie ma wtedy to heroizm- było tak u mnie przez chwilę i miałam się za bohaterkę, chodzi mi o samotne rodzicielstwo), no chyba, że im to odpowiada wiec proszę bez marudzenia o zmęczeniu wtedy..
Myślę, że problem jest złożony. Nie każdy facet, który nie zajmuje się dzieckiem jest leniem. U nas sytuacja jest np.podyktowana nieustannym jet-lagiem…
no ja oczywiście, że nie mam na myśli momentów od nas niezależnych!
nie wymagam, żeby po nocce mąż się dzieckiem zajmować- na jedno wychodzi :))
problem nie jest złożony, jest bardzo prosty- zresztą już o tym napisałam, a co!!
:*
podlinkuj, proszę.
https://flowmummy.blogspot.ie/2014/06/o-podziale-obowiazkow-sow-kilka-tak-na.html
zapraszam :*
Nie cierpię takich wpisów jak Flow Mum. Drażni mnie takie podejście. Żałuję, że się wglebilam w komentarze.
Podejście, że faceta obowiązkiem jest zajmowanie się dzieckiem?
Podejście, by tego faceta wykorzystać na maxa, On w pracy może być nie wyspany, najważniejsze byś Ty czuła się fantastycznie. Nie wiem gdzie pracuje Twój mąż i jak tam dociera. Mam tylko nadzieje, ze ze swojego niewyspania nie zrobi komuś krzywdy, powodując wypadek lub źle wykonując swoją pracę. Nie wiem na ile odpowiedzialne jest to stanowisko, ani czy docierając tam np autem mija dużo przejść dla pieszych.
Proponuję zakończyć wymianę zdań. Zarówno matka jak i ojciec dziecka muszą być wyspani. Ojciec bo wykonuje swoją pracę, a Matka bo tez wykonuje swoją odpwiedzialną pracę – opiekę nad dzieckiem. Małżeństwo to sztuka kompromisów. Rodzicielstwo to sztuka wyrzeczeń. Pozdrawiam Was.
Maz nie jezdzi autem, ma lekka prace :) spokojnie- angazujac meza w wychowanie dziecka (chociaz to on sam sie angazuje), nie narazam spoleczenstwa na smierc lub kalectwo
<3
:*
:D świetne
Skąd ja to znam…
Teraz starszak śpi do ósmej a młodszy z zegarkiem w ręku budzi się o 6.15 od poniedziałku do piątku! Bo jak przychodzi weekend, kiedy to tato do niego wstaje, pobudkę robi dopiero po 7 rano…