Nieba bym mu uchyliła. Migocącą gwiazdkę w ciemną noc skradła. Rzuciłabym się w ogień. Walczyłabym z rwącym nurtem zimnej rzeki. To wszystko dla mojego Syna. Jestem jego Ateną i Gaią w jednym. Przytulę, zbawię i nakarmię. Tymczasem wszyscy w internetach głoszą, że nadchodzi wielki dzień wydawania mamony. Że mamy się zadłużyć, obkupić najmłodszych i szczerze przy tym uśmiechać.
Dzień Dziecka – auć! [właśnie niechcący złapałam się za portfel, mrużąc przy tym lewe oko ;-)]
Niewiele brakowałoby, abym klepnęła zakup rowerka za niecałego tysiaka.
Ładny był. Fajnie się go prowadziło. Pasowałby do moich czarnych, plastykowych Nude’ów. Byłby idealny do mojej czarnej, krótkiej kurtki skórzanej, w której mam ramiona Cameron Diaz. Lansowałabym się nim po krakowskich Plantach i udawałabym, że ten tysiak to pestka. Że to był najbardziej racjonalny prezent ze wszystkich. Że Młody go uwielbia, nawet gdyby wrzeszczał wniebogłosy, że jest mu niewygodnie. A on woli jak konik polny skakać na swoich dwóch kończynach, a nie odgniatać tyłek na dziwnym siodełku.
Podobał mi się też kolczasty plecak.
To nic, że byłby dla niego za duży. Ubrałabym mu go raz, wybierając przy tym jakąś specjalną okazję, aby duże grono znajomych mogło go w nim podziwiać. To nic, że plecak byłby cięższy od niego samego. SHOW się liczy.
Teepee, wigwamem zwane, też bym mu prawie kupiła.
Za sześć stóweczek. Szydełkowane. W naturalnych kolorach. Pasowałoby na naszego wystroju mieszkania. W salonie wyglądałoby idealnie. Pewnie nie wszedłby do niego ani razu, ale gest mielibyśmy niezły, c’nie? Jakoś wytłumaczylibyśmy sobie ten zakup, np. tym, że kiedyś do niego dorośnie i to jest tylko kwestia czasu.
Tymczasem moje dziecko ma się dobrze i jeśli nic nie postawię przed jego nosem 1 czerwca, też będzie się miało wyśmienicie.
Swój prezent na Dzień Dziecka dostanie w połowie czerwca. Chociaż mam opory przed nazywaniem tak tej okazji.
Pojedziemy z nim nad polskie morze. Piasek zakosić z pewnej czystej plaży. Kilka pudeł załadujemy piachem, tak aby wypełnić nim piaskownicę, której jeszcze nie mamy.
Pierwsza podróż nad polskie morze i 200kg morskiego piasku to zacny prezent, prawda? :-) Cudowne kilka dni z rodzicami, na totalnym luzie, tylko nas troje. Będzie cudownie, bo … będziemy razem!
P.S. Przygotowałam powyższą obrazkową listę potencjalnych prezentów prawie miesiąc temu i dojrzewałam każdego dnia, aż do dzisiaj, aby jej jednak nie zrealizować. Chwała mi za to :-)
13 komentarzy
Oj mądraś Ty mądra! U mnie w tym roku książki i tylko książki. Dzieci na Dzień Dziecka dostały dwa tygodnie z dziadkami :-) chyba doceniły :-) musi starczyć to moim szkodnikom na parę miesięcy…
Powiedz lepiej jakie książki kupiłaś :-) Mi książkowych inspiracji zawsze mało :-)
no wiadomo, że czas z rodzicami to najpiękniejszy prezent :)
my na przyklad kilka dni temu wrocilismy z wakacji na Rodos !
to był przecudowny czas spedzony razem :) mama, tata i córeczka <3
jutro zaś Kornelie chcemy zbrac na jakas mala wycieczkę, moze do jakiegos malego zoo, na pewno na jakies pyszne lody :)
w ogole pozwolimy by to nasze dziecko jutro pokazywało nam to na co ma ochote :)
z materialnych rzeczy to dzis wlasnie Moj D. skonczyl montowac plac zabaw na ogrodzie :)
jest nawet i piaskownica :D
pozdrawiamy!
K&K
https://islandofflove.blogspot.com/
bardzo spodobało mi się Twoje zdanie: „w ogole pozwolimy by to nasze dziecko jutro pokazywało nam to na co ma ochote :)”
Rodos! <3 Pewnie trafiliście na idealną pogodę, prawda? :-) wyspiarska Grecja jest w maju w sam raz dla mnie pod względem temperatur :-)
oj tak :) pogoda była idealna. bardzo ciepło ale do zniesienia :)
w ogóle pięknie, zielono, no cudownie wręcz <3
przywiozłam mnóstwo zdjęć i jeszcze więcej wspomnień :)))
mmmm… zazdroszczę Wam!
U nas też 200 kilo piachu na DD. Nie znad morza. Z Casto. Ale czuję, że radość będzie wielka ;)
oj, będzie! tak na marginesie, przedwczoraj spędziłam ponad godzinę na czyszczeniu piachu z uszu Iventego jak bawił się w piachu u dziadków. Ale to nic, radocha najważniesza :-)
Popieram takie pomysły! Właśnie siadłam po dniu pełnym wrażeń…bo zamiast roweka/setnego pluszaka/praktycznego bodziaka, zafundowaliśmy naszym dzieciom dzień z całą rodziną :) Dwie babcie, dwóch dziadków, trójka rodzeństwa mojego męża z współmałżonkami i dziećmi, rodzice współmałzonków czyli kolejne babcie i dzidkowie…ufff…20 osób się zebrało! Pojechaliśmy ta całą ekipą do…lasu. Wynajęliśmy od pana leśniczego miejsce do zrobienia biwaku/ogniska. I było ku uciesze dzieci,ognisko,kiełbaski na patyku,kosze piknikowe z szarlotką babci i sałatkami cioci itp Była gitara i wspólne śpiewanie. Było super! I pomyśleć,że mogłam się dać namówić na tak zwany piknik w miejskim parku, z wrzeszczącą muzyką z głośników, dzikimi tłumami ludzi, nachalnymi sprzedawcami baloników i obrzydliwymi wielkimi dmuchańcami, obleganymi przez hordy spoconych,dzieci :D Nasz Dzień Dziecka był w lesie,daleko za miastem…
Agnieszka, bosko! Ostatnio za miastem czuję się wyśmienicie. To w lesie, na łące ładuje baterie. Oby więcej takich rodzinnych chwil!
Uwielbiam dawać prezenty, moim dzieciom szczególnie. I choć sobie planuję, że tym razem tylko wycieczka, wspólne chwile bez materialnych prezentów to … później się łamie. Nawet mąż pyta „a kiedyś Ty to kupiła? miało nie być”. Dziś królowały książeczki, puzzle, gry i układanki. Dziewczynki przeszczęśliwe. A wycieczka będzie, też. Tylko czekamy na lepszą pogodę. Ten pomysł z piachem to tak serio ? Świetny!
Serio, serio. Kupujemy pudła z Ikei i załadujemy nimi piach ;-)
Wow, więc nie jestem na tym świecie sama! Zbliżają się urodziny obu moich dziewczynek i zamiast prezentów u nas też będzie wspólny wyjazd! Dziewczyny są mega szczęśliwe, gdyż uwielbiają podróżować, i wiedzą, że to jest najwspanialsze, co możemy im dać: czas spędzony tylko we czworo! Super post.