Wyobrażasz sobie sytuację, w której Twoje dziecko chodzi do żłobka lub do przedszkola i notorycznie wraca z niego pogryzione i/lub pobite przez drugie dziecko? Gdyby to były jednostkowe przypadki, które w skali roku policzyłabym na palcach dwóch rąk, pewnie przymknęłabym oko, bo wiadomo, że dzieci mają gorsze lub lepsze dni.
Gdyby jednak moje dziecko codziennie wracało z placówki z nowymi zmianami na ciele w postaci pogryzienia czy siniaków, moja cierpliwość skończyłaby mi się. Zaczęłabym szukać przyczyny takiego zachowania a następnie chciałabym ją wyeliminować. Próbowałabym rozmawiać z opiekunami a następnie rodzicami dziecka, które funduje mojemu dziecku kolejne ciosy. Gdyby to nie pomogło, wybrałabym się do dyrektora placówki. Gdyby nadal to nie przynosiło skutków, to rozwiązanie byłoby chyba tylko jedno. Zanim jednak wypowiem się w temacie, zacytuję maila od Moniki (imię zmienione), która już naprawdę odchodzi od zmysłów, bo znalazła się w trudnej sytuacji.
Witaj Szczęśliva.
Zwykle unikam pisania i dzielenia się moimi sprawami z osobami których, no cóż, nie znam, ale naprawdę nie mam się kogo poradzić. Na początku zaznaczę, że jestem osobą spokojną i o wielkich pokładach cierpliwości, staram się nie zakładać z góry czyjejś winy. W praktyce wychodzi to oczywiście różnie, ale teraz po prostu jestem wściekła i nie wiem na kogo tą złość mam skierować.
Mam małego synka, który dopiero co skończył półtorej roku i chodzi on do żłobka już od dłuższego czasu. Nigdy nie było problemu, panie zawsze twierdziły, że jest bardzo spokojny i nie miały z nim problemów. W styczniu jednak zmieniliśmy placówkę ponieważ otworzył się nowy oddział w bloku obok i nieco tańszy (dofinansowanie z miasta) lecz z takim samym programem i zakresem opieki. I się zaczęło.
Jest tam jedna dziewczynka z którą mają problemy, jest bardzo nadpobudliwa i z tego co zrozumiałam z rozmowy z opiekunkami „jest z nią problem a rodzice są bardzo roszczeniowi”. Wyrywa innym dzieciom zabawki, szarpie je i drapie, w pewnym momencie nie było dnia żeby Kacper (imię zmienione) nie wrócił do domu z nowymi zadrapaniami i siniakami. Podobno jako jedyny stawia się tej dziewczynce i odbiera jej z powrotem zabraną wcześniej zabawkę, i raz już w takiej sytuacji po prostu dziewczynka podeszła i go ugryzła, do tego stopnia, że mogłam policzyć jej każdy ząbek odbity na skórze mojego dziecka.
Ale stwierdziłam „no zdarza się, to jeszcze dzieci i jeszcze niewiele kumają”. Przez chwilę był spokój, żłobek zatrudnił dodatkową dziewczynę żeby pilnowała tej jednej konkretnej dziewczynki. Lecz niestety wczoraj, czyli w walentynki ja wracam do domu (mąż odbiera synka wcześniej) a tu na twarzy Kacperka wielki siniak, i to WIELKI, na cały policzek, spuchnięty i aż fioletowy. Okazało się że z okazji walentynek dzieci miały różne zabawy i jako jedna z nich miało być „dawanie sobie buzi” i oczywiście ta sama mała zamiast pocałować go, użarła go w policzek.
I do kogo mieć teraz pretensje?
Do tych młodych opiekunek, które najwyraźniej nie dają sobie rady i wpadły na „genialny” pomysł pogodzenia na siłę ewidentnie nie lubiących się dzieci?
Do rodziców dziewczynki, którzy nie widzą problemu i zrzucają obowiązek rozwiązania problemu na żłobek?
Czy do samej siebie, że wcześniej nie zareagowałam?Nie jestem mamą która twierdzi, że jej dziecko jest bez winy, potrafię przyznać przed samą sobą, że Kacper też aniołkiem bez skazy nie jest, ale nigdy nikogo nie bił, nie szarpał innych dzieci i potrafił się dzielić z innymi zabawkami, więc w tym przypadku mogę mieć jakieś 85% pewności, że problem stanowi ta dziewczynka.
Serio, nie mam się kogo poradzić, co w takiej sytuacji zrobić, bo jestem „pierwszą mamą” w gronie znajomych i najbliższej rodziny. Może ktoś, kto czyta Twoje wpisy miał podobne wypadki? Może ktoś mógłby mi poradzić jak rozwiązać sytuację w miarę pokojowo? Nie chcę robić od razu awantury i jazdy na cztery fajery, ale też nie mogę tego tak zostawić.
Może Ty, jako mama dwóch chłopaków masz jakiś pomysł?
Dzięki za poświęcony czas i pozdrawiam serdecznie,Monika*”
Co o tym myślicie? Co poradzilibyście Monice w tej sytuacji?
Jeśli chodzi o mnie i moje zdanie, to w pewnym sensie wyklarował mi się obraz sytuacji i dałabym ostatnią szansę placówce i rodzicom dziecka, a później szukałabym kolejnych rozwiązań. Może nawet posiłkując się statusem przedszkola, o ile on cokolwiek by w tej sprawie regulował.
Widać, że dyrekcja przedszkola stara się sprostać sytuacji. Zatrudniając dodatkową panią opiekunkę wychodzi naprzeciw oczekiwaniom innych rodziców. Co jednak jeśli wspomniana dziewczynka, jest typem dziecka, jak mój półtoraroczny junior, który ma całodniową opiekę w domu, a i tak znajdzie moment, w którym znienacka ugryzie swojego prawie czteroletniego brata?
Zupełnie serio, ja akurat nie miałabym sumienia posyłać mojego juniora do żłobka, bo mogłabym podejrzewać, że jego zachowanie w grupie na razie nie nadaje się do utrzymywania przyjaznych relacji z rówieśnikami. Chłopak prawidłowo się rozwija i dokładnie jak mój młodszy brat ma manię gryzienia! Począwszy od swojego brata skończywszy na moich starych trampkach, którym nie chce dać żyć. Gryzie nawet z radości i pozytywnych emocji! U mojego brata to minęło z wiekiem, ale właśnie z tego powodu moja mama musiała wstrzymać się z puszczeniem brata do przedszkola, bo pozagryzałby inne dzieciaki. Dopiero jak skończył rok, to sytuacja ustabilizowała się i nie stanowił zagrożenia dla innych dzieci ;-)
Zastanawiam się głośno, czy wobec tego, o ile syn Moniki nie jest agresywnym dzieckiem, nie wypadałoby porozmawiać z rodzicami dziewczynki i dać wyraźne ultimatum, że jednak na razie dziecko jest bardzo trudne do upilnowania ( dokładnie jak mój półtoraroczny Syn…) i na razie może po prostu wypada wstrzymać się z posyłaniem go do placówki, dopóki sytuacja się nie unormuje? Może warto również poszukać przyczyn zachowania trochę głębiej? Może zaburzenia integracji sensorycznej są tutaj jakimś tropem? Może wzmożone napięcie mięśniowe? Rzucam tylko luźne myśli niepoparte żadnymi badaniami. Jakie są Wasze doświadczenia?
Zdecydowanie szukałabym nadal rozwiązania. Bo to, że nasze dziecko wraca z przedszkola czy żłobka codziennie pogryzione lub pobite, nie jest normalną sytuacją i wymaga interwencji i rozwiązania.
11 komentarzy
Zgadzam się z Tobą w 100% można powiedzieć że to tylko dzieci i tak już jest że czasem się gryzą, biją itp. Ale mnie byłoby zwyczajnie głupio jakby moje dziecko gryzło czy biło inne dzieci, a tu Monika pisze że rodzice są roszczeniowi. Przypuszczam, że jakby im powiedzieć że ich dziecko ma zaburzenia sensoryczna albo napięcie to pewnie by się obrazili. Niestety tak może być. Nie żebym się wymądrzała, jestem tylko mamą, ale mam wśród znajomych zdiagnozowane takie przypadki. Współczuję Monice.
Ciszę się że poruszyłaś Temat napięcia i integracji. Zastanawiałam się ostatnio czy może rehabilitowałaś swoich chłopaków w tym kierunku(napięcia czy sensorycznie), może inne mamy ci o tym piszą i masz jakieś ciekawostki. Ja właśnie jestem na etapie rehabilitacji mojego kilku miesięcznego synka i dowiedziałam się takich rzeczy że żałowałałam, że nie poszłam z nim parę miesięcy temu do fizjoterapeuty. Ale nic straconego dzieci można rehabilitować w każdym wieku, wiadomo im wcześniej tym lepiej. Tylko ktoś mądry musi postawić odpowiednią diagnozę i wdrożyć leczenie. Dowiedziałam się że takie zaniedbania ruchowe we wczesnym dzieciństwie wpływają na późniejsze zaburzenia emocjonalne. Strasznie mnie to zaskoczyło i dało do myślenia. Działamy z rehabilitacją w domu metodą Vojty i startujemy z basenem na który wysyła nas pediatra.
Fakt takich zachowań nie zawsze przemawia za tym, że dziecko jest złe… tylko nie radzi sobie z emocjami i bodźcami, które do niego dochodzą… zwłaszcza u dziecka z zaburzeniami SI czy ogólnorozwojowymi (ZA, autyzm)… Wydaję mi się, że należałoby przeprowadzić z rodzicami rozmowę (pedagog/psycholog żłobka) w celu pomocy terapeutycznej i zdiagnozowania dziecka. Wówczas placówka jak również sami rodzice będą wiedzieć jak z takim dzieckiem pracować dla jego i otoczenia dobra.
Mój syn należy do tych gryzacych. Ma trzy lata. Zrezynowaliśmy z przedszkola. Jest świetnym chłopcem, mądrym, poznawczo bardzo inteligentnym, w domu energicznym, ale dość usluchanym. Uwielbia książki, puzzle. Bajki ogląda tylko do inhalacji. Nigdy nie dostał żadnego klapsa itd. Ale ma problemy z integracją sensoryczną. Nie lubi hałasu i gdy ktoś jest zbyt blisko niego. Zwłaszcza denerwują go dzieci, które są nachalne. To go rozdrażnia. Od września chodzimy na terapię SI. Zrezygnowaliśmy z przedszkola, bo stwierdziłam, że bez sensu męczyć i jego i inne dzieci. Ma kontakt z dziećmi, ale w mniejszych grupach. Do rodziców, których dzieci są gryzione: zanim ocenicie jakieś dziecko lub rodzica, to zastanowcie się nad tym. Do rodziców, których dzieci gryzą: pomóżcie swoim dzieciom. Szukajcie przyczyny zachowań swoich dzieci. I nie zostawiajcie swoich dzieci samych z takimi problemami.
Wiesz jeśli dziecko gryzie, to nie głaszcze się po główce i czeka że wyrośnie. Taki psychologiczny bełkot. Może potrzeba pokazać gryzącemu, jak to jest być gryzionym. ..
Dyrektorka mojego żłobka na pierwszym zebraniu mówiła wiele różnych rzeczy, odnośnie tego, czego oni jako personel oczekują, oraz czego jako my rodzice możemy oczekiwać. Dużo z tego to były tzw „bla bla bla” które każdy dyrektor na pierwszy spotkaniu powiedzieć musi. Ale powiedziała jedną ciekawą rzecz: przeciwwskazaniem do uczęszczania do żłobka nie jest ani chorowitość, ani płaczliwość, ani długie nieodpieluchowanie. Jedynym przeciwwskazaniem jest AGRESJA dziecka. Potem jak moja mała po pójściu do żłobka zaczęła chorować (oj dużo na początku chorowała) zapytałam pediatry, czy częste chorowania nie powinny być przesłanką do zabrania małej ze żłobka. Odpowiedziała mi, że o ile nie są to infekcje wymagające przedłużonych hospitalizacji a dziecko nie wykazuje antybiotykooporność to absolutnie nie. I jedyną znaną jej jako lekarzowi przeszkodą w puszczaniu dziecka do żłobka jest agresja. Co ja bym zrobiła na miejscu Moniki? 1-zrobiła wywiad które jeszcze inne dzieci są poszkodowane, 2- razem z tymi rodzicami udała się do Dyrektora placówki z roszczeniem (tak – roszczeniem, a nie prośbą) aby przez conajmniej tydzień w zajęciach uczestniczył przedstawiciel regionalnej Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej i on postawił diagnozę, czy dziewczynka jest niesforna, czy agresywna – jeśli agresywna to jej rodzice niestety muszą poszukać miejsca w placówce do tego wyspecjalizowanej, a nie w zwykłym żłobku. A nie sądzę by okazało się inaczej – niesforne dzieci nie biją i nie gryzą innych dzieci każdego dnia pomimo upomnień rodzica/opiekuna
Moim zdaniem rodzice tej dziewczynki nie radzą sobie z nią w domu i wolą „oddać problem” na pół dnia pod opiekę. Pewnie jeżeli gryzie w żłobku to robi to samo w domu. A może to kwestia tego, że w domu nie dzieje się dobrze i dziewczynka tak radzi sobie z problemami. No albo ewidentnie jest agresywna bo tak i koniec.
Najlepiej by było aby dyrekcja żłobka ( jak pisała dziewczyna niżej) zaprosiła specjalistę, który poobserwuje małą i wyda opinie – pomoże rodzicom w zwalczaniu agresji. Bo przecież nie chodzi o to aby wyeliminować problem ( dziewczynkę ze żłobka) tylko aby ktoś dalej pokierował jej rodzicami.
U nas był też taki gryzoń. Okazało się, że problem wynikał z problemów z komunikacją gdy tylko zaczął mówić i porozumiewać się z otoczeniem, problem gryzienia się skończył. Ale przez te kilka miesięcy panie miały z nim sporo pracy, rodzice na szczęście współpracowali, ale w międzyczasie znalazło się kilku naśladowców. Ostatecznie problem zniknął dzięki karnemu krzesełku, cierpliwości pań i współpracy rodziców ;-)
Pracuję w żłobku od paru lat i takie przypadki zdarzają się coraz częściej, gdyż rodzice zostawiają dzieci na całe dnie w żłobku, bo pracują albo po prostu wolą mieć więcej czasu dla siebie. Przez to cierpią dzieci, które w tym wieku potrzebują sporo uwagi, a przede wszystkim miłości swoich rodziców. Opiekunki w żłobkach nie są w stanie zapewnić każdemu dziecku z osobna indywidualnego podejścia, gdyż zazwyczaj jest ich po prostu za mało, a nie da się cały czas zwracać uwagi tylko na jedno dziecko, które akurat sprawia problemy. Przypadki ugryzień, zadrapań, szturchania, zabierania zabawek zdarzają się często i nie zawsze da się upilnować takie dziecko, gdyż jest to moment. Dzieci, które przed chwilą ładnie się bawiły, zaczynają wyrywać sobie zabawki czy jedno ugryzie drugie. W tej sytuacji najlepiej odczekać jeszcze parę dni i zobaczyć jak rozegra się sytuacja. Jeżeli chłopiec nadal będzie gryziony przez dziewczynkę, najlepiej spotkać się i porozmawiać o tym z rodzicami dziewczynki i wspólnie podjąć jakieś rozwiązania tego problemu.
Moja kolezanka miala podobny problem w przedszkolu syna.Agresywny chlopiec upatrzyl sobie kilka slabszych dzieci i mimo prob odseparowania go od „ofiar”on i tak zawsze znalaz sposobnosc zeby ugryzc uderzyc.potrafil w trakcie spania wyskoczyc ze swojego lozeczka przezkoczyc przez kilka lezakow i uderzyc z piesci spiace dziecko.niestety rodzice agresora nie widzieli problemu w swoim dziecku i proby rozmow z dyrekcja, rodzicami dzieci poszkodowanych spelzly na niczym. po ktoryms ataku na synka moja kolezanka wziela dziecko na obdukcje i zlozyla skarge do dyrekcji.Lekarz robiacy odbukcje powiedzial ze bardzo malo brakowalo by chlopcu odgryziono kawalek policzka. Agresywne dziecko zostalo wydalone z przedszkola.Pani dyrektor wiedziala o jego zachowaniu ale tlumaczyla sie ze nie moze bezpodstawnie rozwiazac z rodzicami umowy bo nikt oficjalnie nie zlozyl skargi.
Moje dziecko też chodzi do żłobka. Na początku rodzice mieli spotkanie z psychologiem, który mówił między innymi, że są takie dzieci które nazwał „gryzące”. W takich przypadkach dziecko wysyła się do psychologa i dopiero po leczeniu może wrócić do żłobka. Chodzi o to, że dziecko czuje potrzebę ugryzienia bo ktoś zbyt blisko stoi, albo zbyt daleko. Nie pamiętam szczegółów, niemniej jednak jest to patologiczne zachowanie o podłożu psychologicznym, które należy leczyć. Nie chodzi oczywiście o przypadkowe ugryzienia czy popchnięcia, ale takie „gryzące” dziecko panie w żłobku powinny umieć rozpoznać.
Jestem zdesperowana i brak mi sił. Moja córeczka jest gryziona przez chłopca w żłobku. Dowiaduję się o tym wyłącznie ze śladów na ciele dziecka po powrocie do domu. Za każdym razem gdy dzwonię poinformować panią dyrektor o zaistniałej sytuacji słyszę, „niemożliwe E jest pod szczególną opieką”, że nikt jej tego nie zgłaszał. Dopiero jak pokazuję zdjęcia bije się w pierś i przyznaje, że wie o problemie i że dużo pracują z tym dzieckiem, że rodzice się przejmują. A ja teraz nie mogę spać, bo myślę tylko o tym czy nie powinnam zabrać córki ze żłobka skoro panie nie potrafią upilnować chłopca. Dodam że moja córka jest bardzo łagodną i spokojną dziewczynką. Czy domaganie się, aby dziecko trafiło pod opiekę psychologa jest właściwe? Czy rzeczywiście psycholog może orzec o tym, że dziecko nie nadaje się do żłobka?