Założę się, że takich sytuacji, o których zaraz wspomnę, macie za sobą bez liku i też trzymacie je schowane gdzieś tam w swoich szufladkach w głowie, które otwieracie wieczorami, gdy wszyscy śpią. Gdy macie chwilę dla siebie i możecie podumać, powspominać stare czasy i skonfrontować je z tym, czego uczestnikami jesteście obecnie.
Powiem Wam, że ja się wtedy wzruszam. Ale to totalnie wzruszam! Doskonale pamiętam samą siebie sprzed 10 lat. Gdzie ja wtedy myślałam o posiadaniu dzieci! Ależ absolutnie! Dzieci?! Co to to nie ja! Tak właśnie sobie wtedy myślałam. Dzieci to zabranie wolności. To uwiązanie. To same wyrzeczenia.
Aż tu nagle pojawiły się w naszym świecie! Nie do wiary, co nie?
To, co było takie kiedyś odległe, stało się faktem. I jesteśmy rodzicami. Mamami z krwi i kości! Szczypiecie się czasami, żeby uwierzyć, że to wszystko stało się faktem? ;-)
Wiecie co mnie ostatnio rozczula i daje zarazem do myślenia? Że ja jestem dla moich dzieci całym ich światem!
Calusieńkim. Jestem tą ich ostoją, którą traktują jak pewnik, wyrocznię. One nawet nie mogłyby sobie wyobrazić świata beze mnie. Ja witam ich rano i ja żegnam ich na dobranoc. Tulę, gdy coś boli i głaszczę, gdy potrzebują ukojenia.
Gdy szliśmy niedawno przez łąki i Junior zobaczył węża, to pierwsze co zrobił, to pobiegł w te pędy do mnie, rzucił mi się na szyję i nie chciał puścić! Dopiero, gdy przytuliłam, dałam się owinąć tymi malutkimi rączkami, oddech jego zwolnił a serducho przestało bić jak szalone. I jak tu by mogło mnie zabraknąć? Tak sobie wtedy myślę… Nie mogłoby, nigdy.
Albo gdy kilka dni temu oglądaliśmy ze starszakiem akcję ratunkową w górach na jednym z programów, to on w pewnym momencie przysunął się do mnie najbliżej jak tylko mógł i dopiero, gdy go przytuliłam i zapewniłam, że wszystko się dobrze skończy, to ten mój mały chłopczyk uspokoił się, objął mnie tymi maluchnymi ramionami i wyszeptał:
„Ja zawsze będę Ciebie słuchać, żeby nam się nigdy złego nie stało.”
A ja wtedy tysiąc scenariuszy i wzrusz taki na maxa, że ta mała istota, która rosła kiedyś pod moim serduchem, martwi się i zawsze chciałaby być w tym naszym cudownym komplecie.
Aby nic nam się nigdy nie stało, w końcu jesteśmy drużyną. Taką prawdziwą drużyną, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!
Myślę, słuchajcie, że my tutaj zebrani, śmiało możemy być dumni z tego, że udaje nam się iść do przodu. Że trzymamy się razem. Że robimy wszystko, aby te nasze brzdące czuły tę naszą miłość i miały poczucie, że tak jak my jesteśmy dla nich całym światem, tak i my poza nimi świata nie widzimy :-)
Szczypnijcie się teraz w policzek i poczujcie to samo co ja, że my naprawdę jesteśmy świadkami a zarazem uczestnikami największej zmiany w naszym życiu. Zmiany, która stała się faktem! Jesteśmy rodzicami, mamami i nic już tego nie jest w stanie zmienić. I niech nic tego nigdy nawet nie próbuje zmieniać!
P.S. Macie czasami takie momenty, że leżycie w łóżku i po policzku kapie Wam nieśmiało łza …. radości? Radości połączonej ze zmęczeniem, ale takim pozytywnym. Tak sobie nieśmiało ta łza wędruje z kącika oka na policzek, a później moczy szyję i spada na poduszkę? Wycieracie ją i udajecie, że jej nigdy nie było, ale tak naprawdę to wiecie, że to prawdziwa łza cudownego szczęścia, że posiadacie coś, czego nigdy nie chciałybyście stracić? Rodzinę, która jest Waszym całym światem? Ach. Ja tak właśnie miałam wczoraj i zapełniłam moją kolejną szufladkę…
P.P. S. Zostawcie po sobie ślad, że udało Wam się dzisiaj przeczytać ten post i Facebook Wam go łaskawie pokazał, o czym pisałam tutaj! Nie chciałabym zniknąć zupełnie z Waszego Facebooka, co może niechybnie się stać :(
Posiadanie rodziny to ta najcudowniejsza ze zmian w moim życiu, która … stała się faktem! I … nigdy bym tego za nic nie zamieniła…
Uściski!
Magda
4 komentarze
Codzień myślę sobie – hm faktycznie udało mi się zajść w ciążę, donosilam , urodziłam i ten Bąbel tu jest… To takie dziwne i nierealne :D
Tylko pamietaj , ze te male dzieci szybko dorosna i przestaniesz byc dla nich calym swiatem:) co wtedy? Jezeli dzieci przeslaniaja Ci caly swia to bedzie Ci ciezko
Myślę, że nastąpiło tu pewne niezrozumienie tekstu. Sama mam dwa malutkie szkraby, dwie małe cudowne córeczki i w życiu bym nie pomyślała, że miłość do dzieci i dzieci do matki potrafi dawać taką siłę i sprawiać, że jesteśmy gotowe do wielu wyrzeczeń, jednocześnie wcale ich nie traktując jako wyrzeczenia. Ta bezgraniczna miłość dziecka, wiara i zaufanie jakie pokłada we własnej matce. Tak, dla takich małych szkrabów jesteśmy ich całym światem. To prawda, że czas szybko mija i dzieci dorastają. Że później inne rzeczy i osoby będą dla nich ważniejsze. Przechodzimy przez różne etapy w życiu. A teraz właśnie jest ten (moim zdaniem) najlepszy czas na budowanie więzi, na dawanie dziecku poczucia bezpieczeństwa, tak aby nie bało się wchodzić w świat zewnętrzny. Ono się teraz uczy i eksperymentuje, a my mamy być jego ostoją i pocieszeniem, gdy coś pójdzie nie tak. Mama pocałuje paluszek i w cudowny sposób od razu przestaje boleć :) Tu nie chodzi o chore oczekiwania, że dzieci zawsze będą od nas zależne, czy, że zawsze będą z nami, tylko o docenienie tej wielkiej miłości, tej niezwykłej relacji. Nie ma niczego piękniejszego niż, gdy wracam do domu, a moja młodsza córa przybiega do mnie, ściska mnie mocno i mówi „Moja mama, moja mama…” dając mi przy tym tysiące całusów. Moja starsza perełka często mi mówi: „Wiesz mamo, jesteś najlepszą mamą na świecie”. I nie ważne jak wiele błędów bym popełniła i jak wielu rzeczy bym nie umiała zrobić, dla moich szkrabów jestem najlepszą mamą na świecie…. Po takich słowach, choćbym nie wiem jak była zmęczona i niewyspana, to znowu mi się chce :)
Post rozczulił mnie. Przypomniał mi to co jest najważniejsze. O czym zapominamy w codziennym pędzie. Buziaki.