Nie mogę być matką chrzestną.
Nigdy nie wezmę pod opiekę dziecka i nie pomogę wychować go w duchu religii, którą zamierza ono przyjąć [ bądź jego rodzice chcą, by przyjęło].
CHCĘ BYĆ UCZCIWA. Chcę być przede wszystkim uczciwa wobec siebie samej.
Jak już wspominałam w tekście dotyczącym chrztu dziecka [możecie przeczytać go TUTAJ] nie czuję przynależności do kościoła katolickiego, pomimo faktu iż nie dokonałam aktu apostazji – czyli nie zdecydowałam się [jeszcze] na oficjalne wystąpienie z kościoła. Przyjęłam trzy sakramenty: chrzest, komunię i bierzmowanie, na których przyjęcie nie miałam bezpośredniego wpływu. Na kolejne sakramenty nie zdecydowałam się. Mam dziecko, które nie jest ochrzczone i jestem w związku małżeńskim bez ślubu kościelnego. Decyzje dotyczące moich wyborów podjęłam z pełną odpowiedzialnością i są one zgodne z moim sumieniem i przekonaniami.
Wiara katolicka jasno określa sprawę bycia rodzicem chrzestnym: nie tylko wiąże się ona z opieką nad dzieckiem, które przyjmuje sakrament, ale także i co wg mnie bardzo istotne: rodzic chrzestny decyduje się na pomoc w wychowaniu dziecka w duchu religii, którą przyjmuje.
To bardzo odpowiedzialna rola. Rola przeznaczona wg mnie tylko dla ludzi dorosłych, wierzących i gotowych na to, aby autentycznie brać udział w wychowaniu dziecka w duchu katolickim.
Jest kilka grup, na które można podzielić przyszłych rodziców chrzestnych:
- głęboko wierzą i są na to gotowi
- należą do kościoła katolickiego, sporadycznie udzielają się we wspólnocie i nie zastanawiają się nad tym z czym wiąże się ich przyszła rola
- należą do kościoła katolickiego, nie udzielają się we wspólnocie i znają swoje przyszłe obowiązki, jednak rzeczywistość pokazuje, że nie biorą udziału w wychowaniu dziecka w wierze katolickiej
- należą do kościoła katolickiego, nie udzielają się we wspólnocie i zupełnie zapominają o tym, z czym wiąże się bycie rodzicem chrzestnym
- … [o kimś zapomniałam?]
Nie mam problemu z tym, aby odmówić rodzicom dziecka, którzy proszą mnie o pełnienie takiej roli podczas chrztu ich pociechy.
Nie mam problemu z tym, aby podzielić się z nimi faktem, iż nie jestem osobą wierzącą i w związku z tym odmawiam udziału w uroczystości przyjęcia sakramentu przez ich dziecko. Tak, by jasno dać im do zrozumienia, iż rodzica chrzestnego nie powinno wybierać się na chybił-trafił.
Nie mam także problemu z tym, aby zapytać czy wiedzą oni, że rola rodzica chrzestnego wiąże się nie tylko z trzymaniem dziecka do chrztu, udziałem w rodzinnej imprezie i włożeniu do koperty kilku [-nastu] stówek Zresztą, rola matki i ojca, którzy decydują się na to, aby ich dziecko było ochrzczone, również jest istotna i wiąże się z pewnymi obowiązkami.
CHCĘ BYĆ UCZCIWA. Chcę być uczciwa nie tylko wobec siebie, ale także wobec dziecka, które przyjmie ten sakrament.
Skoro jego rodzice decydują się na przyjęcie przez nie sakramentu chrztu, zakładam że zamierzają także wychować je w duchu katolickim. Odmawiając zostania jego matką chrzestną daję mu możliwość, aby tą osobą został ktoś kto wierzy w Boga i pomoże wychować je w wierze. To dziecko zasługuje na gotowego do tej roli przewodnika.
CHCĘ BYĆ UCZCIWA. Chcę być uczciwa także wobec rodziców dziecka przyjmującego sakrament chrztu.
Gdy będę wybierać dla mojego dziecka szkołę judo, postaram się o możliwie jak najlepszego instruktora/trenera. Gdy będę wybierała dla mojego dziecka lektora języka angielskiego także postaram się, aby był to ktoś dobry w swoim fachu. Gdybym wybierała ojca chrzestnego bądź matkę chrzestną także chciałabym, aby był to ktoś wyjątkowy i przede wszystkim GOTOWY na to, gdyż zakładam, że rodzicom zależy na tym, aby ich dziecko przyjeło sakrament NIE DLA ŚWIĘTEGO SPOKOJU, NIE Z POWODU UTARTEGO ZWYCZAJU, a z głębokiej WIARY….
Bo chyba tylko wtedy ma to jakikolwiek sens, czyż nie? …
zdjęcie pochodzi ze strony zimbio.com
25 komentarzy
A czysto hipotetycznie. Gdyby ojciec Twojego dziecka był osobą średnio wierzącą, jednak zależałoby mu na chrzcie, to Ty jako osoba niewierząca postąpiłabyś zgodnie z sumieniem, czy jednak ugięła pod wolą męża?
I masz rację co do bycia ojcem/matką chrzestną. Pełnienie tej roli na siłę mija się zupełnie z celem i przecież nie o to chodzi. Później będzie tak jak ze mną, że zostałem zmuszony do zostania ojcem chrzestnym jak miałem 17 lat i to było jedyne 45 minut kiedy widziałem chrześniaka + impreza rodzinna.
To zależy czym by motywował takie życzenie. Partnerstwo polega na rozmowie. Pewnie doszlibyśmy do konsensusu :-)
motywowałby to wiarą i przekonaniem. dodam tylko, że poprzez osobę średnio wierzącą rozumiem kogoś kto ma wątpliwości i mija się z kościołem.
Skoro ma watpliwości to w jaki sposób miałby dać przykład swojemu dziecku?
I w jaki sposób ma on byc przewodnikiem w wierze?
Przecież to byłoby pomyłką..
Czy chcemy czy nie chcemy, ale wątpliwości są wpisane w wiarę. I to chyba nie przekreśla, że ktoś może dać przykład życia w tej wierze?
W każdym razie rozumiem, że GDYBY twój partner miał taki światopogląd i próbował Cię przekonać to miałby twardy orzech do zgryzienia:)
Miałby.
Natomiast gdyby był gorliwym katolikiem przypuszczam, że nie miałabym żadnych wątpliwości.
Jestem zdania, że włączam moje dziecko w inicjatywy, w które wierzę a nie w te, których nie jestem pewna.
I to właśnie cenię w ludziach. Uczciwość wobec siebie i innych dla których akurat wiara jest ważną i poważną sprawą. Nóż mi się bowiem otwiera w kieszeni, gdy widzę ludzi, którzy w tej właśnie kwestii są cholernie zakłamani. Miałam w liceum kolegę, geja, który odkąd opuścił liceum stał się niemiłosiernym kleryko i katolikofobem (jego prawo zresztą!), jego fb to ściana wyrzutów względem kościoła i ludzi wierzących (też, jego prawo!), ale normalnie szlag mnie trafił, gdy zobaczyłam, że został ojcem chrzestnym syna innej licealnej koleżanki! Ja rozumiem, że może jej na nim zależało i chciała by sprawował duchową ochronę nad jej synkiem, ale skoro ani ona ani on do Kościoła nie należą to po jaką cholerę robią taki cyrk z czegoś co dla innych stanowi taką wartość?! Zwłaszcza, że presji dziewczyna nie czuła, bo mieszka za granicą… Ciebie rozumiem zatem, ich nie.
Obludne to, prawda? …
Nie musiał być chrzestnym tylko świadkiem chrztu ta rola akurat do niczego go nie zobowiązuje i mogą ją pełnić także niewierzący.
Jakoś chwalił się zdjęciami z chrztu gdzie stoi przy ołtarzu ze świecą, którą w Kościele katolickim trzyma ojciec chrzestny. Świadek chrztu? Wątpię. Mama dziecka też przedstawiała go jako ojca chrzestnego swojego dziecka.
I tak, bardzo obłudne. Albo w jedną, albo w drugą stronę moim zdaniem. Nie da się być owcą i wilkiem jednocześnie. Choć może się i da z tego co widzę…
Nie wnikam bo wsiąknę. Nie znałam okoliczności, przytoczyłam jedynie informację, że taka możliwość dla niewierzących istnieje. Mnie jest obojętne, bo nie mam zamiaru zastanawiać się nad tym, czy ktoś jest obłudny, czy nie. Szkoda na to mojego czasu.
Tak potwierdzam to o czym pisze Monika, moja koleżanka chrzcząc syna również zamiast chrzestnego poprosiła niewierzącego kolegę, który w czasie ceremonii pełnił funkcję chrzestnego. Ksiądz wiedział o tym, ten chłopak nie przystąpił do komunii, reszta była normalna.
Mam takie samo podejście. Moje dzieci nie ochrzczone i też parę razy odmówiliśmy z mężem trzymania dziecka do chrztu.
Czemu nie miałaś wpływu na bierzmowanie? W wieku kilkunastu lat jest się już całkiem świadomym kwestii religijnych. Ale to nie o to chodzi. Sama ochrzciłam synka, bo oboje z mężem jesteśmy wierzący, jednak mieliśmy ogromny problem z wybraniem chrzestnego. Wszyscy nasi bliżsi znajomi (czy rodzina) albo nie wierzą, albo zupełnie ich to nie obchodzi, albo są innej wiary. Poważnie się zastanawiam, czy znajdziemy kogokolwiek do drugiego dziecka (jeżeli będzie).
Odgórnie zostałam zapisana na listę i zostałam, poinformowana, ze jeśli chcę zdać maturę pomyślnie lepiej sie nie wychylać. Byłam źrebięciem, ktore przystało na to.
eh, co za szkoła… i niby oni myśleli, że Cię tym sposobem nawrócą??? Pewnie to w cale nie jest rzadkością w Polsce.
Pewnie to smutny standard :-(
tak wszyscy sa wobec kościoła obojetni , wypierają wiarę a jak przyjdzie choroba wszyscy sie nagle nawracają choćby Anna Przybylska !
Niby jak trwoga to do boga? Właśnie: DO BOGA, nie do kościoła
Pisałam u siebie także o chrzcie. Jestem w podobnej sytuacji, co i autorka: mam chrzest, I Komunię i bierzmowanie, zostałam chrzestną mojej młodszej siostrzenicy, ale po jakimś czasie przestałam praktykować, choć też jeszcze nie wystąpiłam z kk. Nie mamy z partnerem ślubu, nasza córa nie jest ochrzczona. Już nigdy nie zostanę chrzestną na warunkach kk
Gratuluję podjęcia uczciwej decyzji.
Popieram wpis!
Ja niestety przez to, że odmówiłam bycia matką chrzestną drugiego dziecka mojego brata tłumacząc od razu, że jest to niestety sprzeczne z moimi przekonaniami, ale zawsze jestem chętna do pomocy czy zabawy, zostałam odrzucona, tzn zerwano ze mną kontakt, co trwa już hm…5lat. A sami rodzice dziecka niezbyt chodzą do kościoła co tydzień z tego, co mi wiadomo.
Ja sama mam ślub cywilny tylko, jestem w ciąży i nie zamierzam chrzcić swojego dziecka.
Grunt to tolerancja prawda?
Zdecydowanie. Tolerancja to podstawa :)
Trochę to dziwne co piszesz. Szkoda jest mi takich ludzi jak ty, ponieważ znam osoby, które informują wszystkich na około, że nie wierzą w Boga, że do komunii chrztu zostali zmuszeni, jednak w trudnych chwilach, w chwilach śmierci bliskich osób proszą o modlitwy o to aby ten ktoś trafił „tam”, czyli gdzie pytam? W chwilach ciężkich chorób błagają aby „ON” pozwolił im jeszcze trochę pożyć. ON? czyli kto?
Wydaje mi się, że chwalenie się że jestem niewierząca/niewierzący jest obecnie na TOPIE. To jak posiadanie najnowszego modelu smartfona. Zapewne wyznawanie jakieś innej wiary niż katolicka też byłoby dla Ciebie cool, jakaś czerwona nitka na przegubie dłoni, talizman, tak?
Jaki jest zatem cel do którego dążysz ty i twoja rodzina?
Tacy ludzie jak my często nie potrzebują niczyjego współczucia :-)
Przeszłam nowotwór – bynajmniej nie modliłam się do nikogo o to, aby pomógł mi to przetrwać. Toteż prosiłabym Cię, abyś nie nadinterpretował/ła.
Nie chwalę się. Natomiast demonstruję postawę uczciwości. Jestem uczciwa wobec siebie i mojej rodziny i nie angazuję się w coś w co nie wierzę.
Odpowiadając na Twoje pytanie: my, jako rodzina, dążymy do bycia dobrymi ludźmi.