Dobrze mi w mieście.
Tutaj piekarnia. A tam lodziarnia.
Z lewej muzeum, z prawej wystawa.
Tutaj pizzeria. Tam oranżeria.
I po angielsku i po francusku.
I na huśtawce, i w swoim wózku.
Parking podziemny. Chleb żytni, ciemny.
Penne z łososiem. Tworzę swe dossier.
Bilet do kina i do teatru.
I mała-czarna. I miejskie atrium.
Mocno i szybko. Dużo i gęsto.
Myślę o wiejskim life’ie zbyt często…
Marzy mi się chatka-puchatka. Z dala od ludzi. Ze studnią własną. Z werandą. Z drewnem w kącie. Kominkiem w salonie. Grubym kocem na fotelu. Z książką i herbatą malinową przy kawowym stoliku. Z psem w budzie. Z kotem na drzewie. Z jeżynami w oddali. Z krowami na łące. Z rosą na trawie. Z kwiatami polnymi za rogiem. Z mężem rozpalającym ognisko. Z dziećmi ubłoconymi do pasa. Z wiejskimi jajkami na śniadanie. Z chlebem z pyszną skorupką. Z miłością. Z rodzinnym klimatem. Z ciepłem. Ze spokojem.
Marzymy podobnie? Czy zupełnie różnie? ;-)
P.S. Na zdjęciach czai się także mój Tata i dwa czworonogi: Zira, najmądrzejsza psina świata, i Maks vel Powsinoga ;-)
17 komentarzy
Całe życie mieszkam na wsi i ani myślę o wyprowadzce do miasta. Jedyne co bym zmieniła to okolicę na mniej zaludnioną :) Marzy mi się domek na uboczu, a tymczasem póki co mam wokół domu zbyt wielu sąsiadów ale to i tak lepsze niż mieszkanie w wieżowcu na betonowym osiedlu. Moja córka po wizycie w większym wojewódzkim mieście stwierdziła krótko : co tu tak śmierdzi. My choć mieszkamy na wsi to jest to wieś zupełnie nie rolnicza więc nie ma tu ,,swojskich zapachów”.
PS. Za to swojskie jajka to zupełnie inny smak niż sklepowe dlatego hodujemy sobie 6 kurek. A do psa mamy ,,miastowe” podejście więc nasza goldenka mieszka w domu razem z nami a nie w budzie :)
Życzę ci kochana tego! By się spełniło, to co sobie wymarzyłaś!
Pytasz czy tak marzymy? Ja już nie marzę, ja tak żyję;]
A wiersz pierwsza klasa;]
U mnie co prawda zamiast werandy-taras, psy w domu nie w budzie, jaja wiejskie a i owszem są, krowy muczą a od sasiadki liscie kapusty na bolące od karmienia pierdi dostać można. Reszta się też zgadza. Do tabliczki „Kraków” mam 2 km ;-) wieś wsiowa z traktorem i koniem, chociaż buduje się tu wiele domów, to jednak mój dom pozostaje kameralnie na uboczu. Łany zbóż, pola kukurydzy… Tego właśnie chciałam i o tym marzyłam. Kredyt na 42lata mnie sciaga na ziemię i ostro zaciskam pasa w grudniu i przed wakacjami ALE…tak, to jest to. Nie żałuję! ;-)
Poemacik pierwsza klasa! :-*
Jakie piękne widoki!!! Gdzie tak cudnie? :)
Nie ma nic lepszego jak własna chatka! (też taką będę miała :D), więc mam nadzieję, że niedługo i Ty znajdziesz się w swojej. Jak dotąd domek 'szafatosi’ jest dla mnie mistrzem, 100% mojego stylu <3
P.S. Ivek to kochana i urocza kopie Ciebie :)
Wierszowanie idzie Ci jak po masle a marzenia jakby z mojego serducha :)
A ja jestem ze wsi (którą jednak już przyłączono do dużego miasta, bo to taka wieś przymiastowa była :P) i nie wyobrażam sobie spędzić swojego życia w mieście! Teraz na emigracji jest różnie, ale w planach powrót do Polski i tam dom z prawdziwego zdarzenia! :)
My też wskakujemy w takie marzenia :)
Chyba jednak marzymy podobnie ;) ja najchętniej już dziś wyjechałabym gdzieś daleko, na wiejską wieś, z dala od miejskiego pędu i wymogów dostosowania się.
Marzę o domku na wsi, o kominku, o werandzie na której pije sie kawkę i je pyszne śniadanko. Może kiedyś to marzenie sie spełni, narazie jestem zmuszona mieszkać w Warszawie, gdzie dojazd do pracy zajmuje mi 7 minut w jedną stronę a nie połtorej godziny. Dzieki temu mam więcej czasu dla mojego syna.
wieś to ukojenia dla duszy, marzenia do spełnienia :)
Była, miałam wiejsko-miejską sielankę. Śmiałam się, że szpilek nie potrzebuje bo nie mam kiedy i gdzie wkładać. Zimą trapery, jesienią kalosze, latem klapki….jeden sąsiad, stare drzewa wokół, las i grzyby. Latem poranna kawa na tarasie, wiewiórki biegające po trawie. Sielanka, a tak i owszem podobało się, dzisiaj nic z tego nie zostało, miejsce znienawidzone. Przypomina więcej złych wspomnień niż tych co były piękne, a czy w ogóle takie były…..
A my na wsi wylądowaliśmy i łatwo nie jest, ale 30 minut do centrum jest ok ;) Jak się ma auto pod ręką, bo ostatnia 70minutowa tułaczka autobusem to już wyzwanie :)
Ale polecam :D
Czytałam o Twojej autobusowej wyprawie! Szacun! :)
Zdecydowanie marzymy podobnie :) Oby się spełniło! :)
Czuję podskórnie, ze nam obu sie spełni! :)
Opisałaś moje dzieciństwo… jeszcze chleb pieczony w piecu „na łopacie” z domowym masłem i mlekiem prosto od krowy, które mama tak doiła, że piana była na pół kubka… Tęsknię, a kiedyś tak bardzo nie doceniałam i spieszyłam się do miasta. Staram się z synkiem jak najczęściej do babci jeździć, by choć trochę tego luzu łyknął. Jednak o urlop niełatwo, a i dom rodzinny już jakoś nie taki sam…
Mieszkam w Krakowie i to mógłby być również mój tekst :)