Kiedy otrzymałam to tajemnicze zaproszenie doszłam do wniosku, że nie ma opcji, abym z niego nie skorzystała. Muszę przyznać się bez bicia, że wizja spędzenia jednego dnia na odrobinę wolniejszych obrotach, była meeega kusząca!
I to nie tylko dlatego, że doszły do mnie przecieki o tym, że będzie duuużo dobrego jedzenia a kucharze to będą same ciacha. Przede wszystkim miałam cichą nadzieję zdystansować się odrobinę do tego mojego podwójnego macierzyństwa i zatęsknić za moim najmłodszym szkodnikiem, który nocami wyciska ze mnie całą energię.
Gdy dowiedziałam się, że oprócz mnie zaproszenia otrzymały Justyna i Malwina, z którymi nie miałam jeszcze okazji uścisnąć sobie ręki, to zdecydowałam, że ta niedziela będzie moja! Teodor został w Krakowie z Agnieszką, która zajmuje się nim przednio, a ja z Ivkiem wsiedliśmy do maszyny teleportującej i w ciągu dwóch godzin przenieśliśmy się w fińskie klimaty.
Kiedyś chwaliłam się, że pół Europy zwiedziałam. Zapomniałam jednak nadmienić, że w Finlandii moja noga nie postała nigdy dłużej jak 4 godziny. Wstyd! Koczowałam kiedyś na helsińskim lotnisku z powodu złych warunków atmosferycznych, które uziemiły mój samolot. I tyle było mojego-fińskiego ;-) Gruuubo, co nie? ;-)
Całe moje szczęście, że nasze kulinarne fińskie spotkanie odbywało się w niedzielę – tzw. Szczęślivy Dzień Dyspensy Wszelakiej. Od kiedy jestem na diecie [mój M. śmieje się, że to znaczy: „Od kiedy się urodziłam” ;-D], czyli od niespełna dwóch miesięcy dbam o to, co wkładam do dzioba. Soczki, zdrowe pieczywko, owoce, warzywa i te sprawy. Jednak w jeden dzień w tygodniu, którym zazwyczaj jest niedziela, pozwalam sobie na mały odpust. Czyli w rozsądnych ilościach jem wtedy rzeczy mniej zdrowe. Proste? Proste. I to działa. Podobny patent stosują fińscy i norwescy rodzice wobec swoich dzieci, ale o tym może kiedy indziej.
Kiedy doteleportowaliśmy się z Ivkiem na miejsce, przywitaliśmy się z innymi dziewczynami na diecie – naszymi Czytelniczkami [tak, tak, to nie są jaja! :-)] to czym prędzej pognaliśmy do cudnie zaopatrzonych stołów. Mnóóóstwo warzyw, owoców, ziół! I trzy kulinarne ciasteczka:
Don Finuu Chodźcie-Tutaj-Dziewczęta ;-)
Don Finuu Tym-Wzrokiem-Cię-Pożrę ;-)
Don Finuu To-Masło-Będzie-Twoje-I-Moje ;-)
Naszym zadaniem nie było stać i patrzeć jak jeden z Panów Ciacho wykona za nas całą robotę, ale własnymi ręCami, z podkasanymi rękawami zabraliśmy się do przygotowania fińskich przysmaków. Podpytałam wcześniej moich fińskich znajomych czego mogę się spodziewać po fińskim śniadaniowym biesiadowaniu i dostałam krótką odpowiedź: „Magda, jeśli będzie po fińsku, to będzie smacznie! Po prostu.” I mieli rację. Było smacznie! I było do syta, o czym może świadczyć fakt, że po śniadaniu kolejnym naszym posiłkiem była dopiero kolacja zjedzona w „Teleporterze” ;-)
Na pierwszy ogień poszły masła smakowe! Mieszaliśmy masło Finuu z przyprawami, doprawialiśmy odrobiną świeżych ziół i warzyw, i wychodził nam majstersztyk. Nie wiem dlaczego nigdy nie wpadłam na to, aby na własną rękę zabrać się za przyrządzanie smakowego masła – w końcu pomieszane z przyprawami śmiało może czekać w lodówce co najmniej tydzień. Zresztą – jedna z tych homemade’owych mieszanek to moje odkrycie, którym podzielę się z Wami na sam koniec. Popatrzyłyśmy na siebie z Justyną, gdy smarowałyśmy nim nasze bagietki i wpadłyśmy w histeryczny śmiech :-D Nasze diety jednym słowem odrobinę się zdewaluowały w tamtym momencie i szlag je trafił :D Ale biorąc pod uwagę ten Szczęślivy dzień Dyspensy Wszelakiej, to nie popełniłyśmy żadnej zbrodni ;-)
Poza tym, [co zresztą od zawsze podkreśla moja kochana babcia, że „Magdalenko, masło jest zdrowe!”’, moje wyrzuty sumienia zdecydowanie zmalały, gdy Don Finuu To-Masło-Będzie-Twoje-I-Moje powiedział mi, że Finuu jest zdrowe, bogate w kwasy Omega 3 i nie zawiera konserwantów, ani żadnych sztucznych barwników czy aromatów.
„Dlatego spokojna Twoja rozczochrana.”
– rzekł ściągając swoje okulary patrząc mi przy tym głęboko w oczy. Były hipnotajzin! ;-)
„Możesz nim smarować, smażyć, piec – call me if you need me!” – zaufałybyście? :D
W międzyczasie przygotowaliśmy kanapkę z kurczakiem, Finuu solonym, sałatą zieloną i genialnym sosem. Paluchy lizać!
Ten patent kradnę i od teraz sos do kanapek będę przygotowywać wg tego przepisu:
- kubek jogurtu naturalnego
- 3 łyżki tartego parmezanu
- ew. pieprz do smaku
Następnie zabraliśmy się do smażenia pankejksów na mące orkiszowej i maśle Finuu. Klasa. Fizycznie nie mogłam już zmieścić całej porcji naleśniorów, ale nie mogłam się oprzeć jednemu. Rozpływał się w ustach zanim jeszcze go do nich wpakowałam a dodatek olbrzymiej truskawki i borówek sprawił, że wyglądał całkiem dietetycznie i tak jakby niwelował te moje wyrzuty sumienia :-D
Jeśli tak jak mnie brakuje Wam ostatnio inwencji twórczej w przygotowaniu śniadań i dodatków do nich, to machnijcie na dobry początek rozpływające się w ustach smakowe maślane cuda. W sumie niech wyobraźnia Was poniesie do Waszych kuchennych szafek, bo tam całe morze inspiracji. Zapodam Wam jednak mój no.1, który skradł moje kiszki podczas warsztatów:
- 100 g solonego masła Finuu
- 50 g tuńczyka z puszki
- spora łyżka świeżych kaparów
- kilka listków mięty
- kilka ziaren świeżo mielonego pieprzu
Masło siekacie nożem. To samo robicie z kaparami i świeżą miętą. Dodajecie do tego świeżo mielony pieprz, tuńczyka i łączycie, albo łyżką albo jak ja to robię: palcami. Kapary i tuńczyk robią genialną robotę! I na kanapkę! Paluchy lizać! Smacznego! ;-)
P.S. Kiedy wracaliśmy z warsztatów Finuu w dworcowej kasie okazało się, że już nie było wolnych miejsc w „Teleporcie”! Wszystkie zostały wykupione… Kiedy usłyszałam ten komunikat z ust Pani Teleportującej nogi się pode mną ugięły. Ivo akurat smacznie sobie spał na moich rękach, które były bliskie zwiędnięcia a do kolejnego teleportu były 2 godziny… Sami dobrze jednak wiecie jakich muskułów dostajemy wraz z całą rodzicielską misją. I mi one przypadły! :-)
Patrzyłam tak na tę kobietę z okienka, ona patrzyła na mnie. Później skierowała wzrok na śpiącego na moim ramieniu Ivka i moje oślinione ramię. Powiedziała coś tam pod nosem i kazała czekać. Toteż stałam tak resztką moich matcznych sił i … okazało się, że Pani Teleportująca znalazła jeszcze jedno wolne miejsce, które ostało się i nikt nie zgłosił jego zakupu! Szeptem cichym wspomniała, że jest to miejsce dla … inwalidy, jednak konduktor powinien przymknąć na to oko. Po czym dodała [czym mnie zresztą bardzo wzruszyła]:
„Wie Pani co. Swoją drogą, rozumiem Panią doskonale. Ja przez sporą część mojego macierzyństwa śpiąc po 2h na dobę czułam się jak niepełnosprawna, więc patrząc tak na Panią i na to śpiące dziecię, i na inne matki podróżujące pociągiem, widzę, że Wam to miejsce się dzisiaj chyba jednak zwyczajnie należy.” <3
4 komentarze
Magda świetna fotorelacja, ale ja to chciałam tylko powiedzieć, że w tym blondzie, tych koralach, tej bluzie jest taka stajlisz, że się rozpływam jak to masło na bagietcie :*
Pysznie
Naprawdę bardzo dobry produkt. Idealnie sprawdza się do kanapek i dań smażonych. Bardzo łatwo je rozsmarować. Jest po prostu pyszne a przede wszystkim w 100% naturalne. Polecam wszystkim finuu bo zawiera 47% prawdziwego masła fińskiego, 34% oleju
rzepakowego, 2% oleju z lnianki, maślanka z mleka oraz witaminy A i D.
FINUU miks do smarowania miałam okazje spróbować dzięki kampanii marketingu rekomendacji Streetcom. Jest to produkt naturalny i smaczny. Jest to połączenie masła fińskiego z olejami rzepakowym i z lnianki. Nie zawiera konserwantów, barwników. Bogate w witaminę A i D oraz kwas Omega 3. Występuje w dwóch wersjach smakowych: klasyczne i solone. Bardzo łatwo się smaruje nawet bezpośrednio po wyjęciu z lodówki. Można go używać do smarowania, pieczenia oraz smażenia. Polecam