Doskonale pamiętam te chwile, gdy walczę ze sobą wybierając między pracą a przyjemnością. Zdarza się to wiele razy dziennie i niestety mam wciąż poczucie, że za każdym razem przegrywam tę walkę. Przegrywam przedkładając codzienne monotonne obowiązki „matki-polki” nad spontan moich młodzieńczych lat, gdy to niczego nie musiałam i robiłam wyłącznie to, na co akurat miałam ochotę ;-)
Często z moim M. wspominamy te niedawne przecież czasy, gdy mieliśmy kiedy pójść razem do kina czy zająć się czymś, co sprawiało nam po prostu przyjemność. Teraz nie mamy czasu na tego typu ekstrawagancje ;-)
Codzienne, monotonne obowiązki zaczęły nawarstwiać się do tego stopnia, że zwykłe wspólne wypicie kawy zaczyna być dla nas wyzwaniem, a zmęczenie i niewyspanie stało się u nas typowym stanem.
Nikomu to nie służy, szczególnie, że obydwoje z M. pod wpływem przemęczenia dostajemy tak zwanego „jeża” i zbliżanie się do któregokolwiek z nas w takim stanie przypomina igraszki z bombą zegarową. Znacie ten stan?
Oczywiście obydwoje z M. zdajemy sobie doskonale sprawę, jakie są powody takich naszych wybuchów i o ile przyjemniejsze byłoby nasze życie, gdybyśmy mogli, choć od czasu do czasu, zapomnieć o codziennych, monotonnych czynnościach i tak jak kiedyś oddać się na chwilę swoim pasjom, na które nie starcza nam zwykle czasu. Mój M. dla przykładu lubi dłubać sobie w swoim małym warsztacie i zwykle wraca stamtąd jako inny człowiek – uśmiechnięty, pełen zapału i z entuzjazmem relacjonuje mi co to za nowy wspaniały przyrząd właśnie udało mu się skonstruować ;) Papla jak nastolatek a oko mu błyszczy z radości i zadowolenia.
Ja doskonale pamiętam to uczucie, gdy raz na jakiś czas udało mi się kiedyś usiąść do naszej maszyny do szycia, którą dostałam od M. kilka lat temu, by zrobić na niej coś dla siebie lub dzieciaków, o czym próżno marzyć chodząc po sklepach – rozumiecie, coś takiego swojego, w ulubionych barwach i z dodatkami, które lubię i które w końcu są umieszczone na właściwym miejscu! Może i nie jestem mistrzynią krawiectwa, ale miałam zawsze ogromną satysfakcję z uszycia nawet najmniejszej rzeczy. Jarałam się tym jak cukinia na grillu i od razu miałam ochotę wszystkich ściskać i przytulać, stroić ich przed lustrem w moje uszytki i ogólnie świat stawał się wtedy piękniejszy ;-)
Ale szczerze? Do niedawna próba by usiąść przy maszynie do szycia przy mojej trójce graniczyła z cudem!
Dobrze wiemy z M., że oddawanie się naszym pasjom służy zarówno nam, jak i dzieciom. Często dumaliśmy jak to zrobić, by przy naszej trójce małych rozbójników mieć czas w końcu odpocząć przy tych naszych małych przyjemnościach. One jednak koniec końców okazują się często najważniejsze dla zachowania zdrowia psychicznego ;) A ponieważ ani ja ani mój M. nie lubimy się poddawać i staramy się nasze problemy skutecznie rozwiązywać, co rusz próbujemy usprawnić część nudnych codziennych obowiązków na tyle, żeby wydrzeć rzeczywistości nieco czasu dla siebie. Zresztą czytając bloga już pewnie zdążyliście się przekonać, że jesteśmy wielkimi fanami rzeczy usprawniających codzienne obowiązki.
Nie tak dawno mieliśmy dyskusję o naszym trawniku, który razem z moim Tatą, gospodarzem Przytulnego Siedliska, wzięliśmy sobie jakiś czas temu na celownik.
Zgadzaliśmy się w jednym w 100% – wszyscy lubimy fajnie przycięta trawkę, ale jednocześnie serdecznie nie znosiliśmy faktu, że trzeba przy tym trawniku spędzać tak wiele czasu, by jako tako wyglądał.
W pewnym momencie w akcie desperacji chcieliśmy kupić nawet kozę, by tę robotę wykonywała za nas ;) Poczciwy zwierzak pewnie by się z naszej trawki nawet ucieszył, ale w porę wyhamowaliśmy z naszym planem, gdy w chwili olśnienia zdaliśmy sobie sprawę, że zamienilibyśmy skutecznie siekierkę na kijek – bo zamiast dbać o trawnik przez kilka miesięcy w roku musielibyśmy w zamian dbać o kozę przez calutkie 12 miesięcy :D Niezłe są takie olśnienia, nie sądzicie? ;-)
Gdy już mieliśmy się niemal poddać w temacie pielęgnacji trawnika razu pewnego wpadliśmy z moim M. niemal jednocześnie na podobny trop.
Pewnego wieczoru przybiegłam do niego podjarana z komputerem, gdy był właśnie w połowie usypiania dzieciaków, pchając mu przed nos ekran z filmem, na którym widać jak całkiem podobny do naszego trawnik sam się kosi. Jeździ po nim dziwne urządzenie, którego ani nie słychać, ani prawie nie widać (bo nie rozrzuca wokół fontann ściętej trawy) i załatwia za kogoś robotę, której my wszyscy, z moim Tatą na czele, tak uparcie chcieliśmy się pozbyć. M. tylko machnął na mnie niecierpliwie jedną ręką, wyganiając z pokoju, bo chłopcy właśnie zaczęli na nowo otwierać oczy, a drugą pokazał mi na telefonie zdjęcie dokładnie tego samego urządzenia, które dzień wcześniej zobaczył u znajomego. Wiedziałam już, że jesteśmy na właściwym tropie. My się możemy z M. czasami nie zgadzać (i wtedy lecą iskry pod sam sufit), ale gdy się w czymś zgadzamy, to nie ma takiej siły, która potrafiłaby nas powstrzymać przed realizacją celu.
Już następnego dnia byliśmy w kontakcie z firmą Husqvarna, która okazała się być producentem tego „magicznego” urządzenia, które oglądaliśmy poprzedniego wieczora. Od słowa do słowa dogadaliśmy się, że udostępnią nam kosiarkę do testów, a my najpierw damy jej wycisk na naszym trawniku a później podzielimy się z Wami naszymi spostrzeżeniami na blogu.
A musicie wiedzieć, że koszenie trawnika w Przytulnym Siedlisku, to jest wyzwanie. Ma-sa-kra!
Raz, że trawnik jest spory i jest trochę arów do koszenia, a dwa, że teren nie jest łatwy, bo są wzniesienia na przykład i takie koszenie, to męczarnia, szczególnie gdy na zewnątrz upał.
I tak to pewnego dnia przyjechał Autoryzowany Diler Husqvarna i dokonał na naszym terenie instalacji pod kosiarkę automatyczną Automower. Trwało to może godzinę? Wybraliśmy miejsce pod stację ładującą, bo robot sam sobie przyjeżdża do bazy i sam się ładuje. Nic przy nim nie trzeba robić, a jak zaprogramuje się w aplikacji na smartfonie godziny i dni koszenia, to nie trzeba sprzętu nawet palcem dotykać później. Dostaliśmy wyczerpujący instruktaż, łącznie z informacją, że sprzęt jest właściwie nie do ukradzenia, bo alarm wyje jak szalony, gdy ktoś spróbuje go wynieść poza wytyczony teren, a aplikacja Automower Connect pozwala bardzo szybko i precyzyjnie zlokalizować kosiarkę. Maszyna jest bezużyteczna dla złodzieja bo nie pasuje do stacji dokujących innych producentów a centralny system ewidencjonowania Husqvarna wprowadza skradzioną kosiarkę na tzw. czarną listę. Dodatkowo złodziej nie posiada przecież kodu PIN, który pozwala uruchomić kosiarkę. To było nasze zmartwienie, bo teren nie ma ogrodzenia i teoretycznie ktoś mógłby się pokusić o czyn haniebny, if you know what I mean ;-)
No i zamontowali nam kosiarkę!
A ja po montażu dostałam powera … i korzystając z okazji wzięłam sobie za cel powrót do szycia! Na pewno widzieliście, jak chwaliłam się na Facebooku, że zaczynam ponowne starcie z maszyną do szycia :D No i się zaczęło! :D
Kupowanie dresówek, kupowanie nici. Czytanie blogów i oglądanie tutoriali. Na Youtube’ie. Bo ja serio sobie obiecałam, że czas, który zaoszczędziłam dzięki automatycznej kosiarce wykorzystam na swoją od dawna zaniedbywaną pasję – czyli będę się wyżywać przy mojej maszynie.
I tak Automower jeździł u nas 3 miesiące a ja szyłam.
Mojego M. wygoniłam do jego warsztaciku, żeby najpierw zrobił tam porządek, a później ponaprawiał mi wszystkie popsute przez naszych chłopaków sprzęty kuchenne. Wcześniej nigdy nie miał na to czasu, bo przecież ma tyle obowiązków w domu, że nie wie kiedy się po głowie podrapać :D No to teraz proszę bardzo – dzięki robotowi koszącemu nasz trawnik ma ten czas i niech się lepiej bierze do roboty ;)
A Automower kosił. Przez pierwszy tydzień swojej pracy kosił nam trawę codziennie, czyli w rzeczywistości przycinał delikatnie sam wierzchołek każdego źdźbła, a te ścinki miały za zadanie użyźniać ziemię, czyli tworzyć naturalny nawóz, bo przez cały dzień urosną może milimetr lub dwa? Nigdy tego nie mierzyłam, ale tak to właśnie działa.
Następnie ustawiliśmy sobie, że w kolejnych tygodniach Husqvarna Automower jeździł już tylko 2 razy w tygodniu. Jaki był efekt? Dobre pytanie! Stali goście Przytulnego Siedliska, którzy odwiedzają je co kilka miesięcy, zaczęli pytać, co zrobiliśmy z naszą trawą, że jest taka poprawa! To dało nam do myślenia. My nie widzieliśmy już tego efektu na co dzień, bo człowiek przyzwyczaił się do widoku trawy, ale oni to zauważyli. I gdy porównaliśmy zdjęcia przed i po, to rzeczywiście widać, że Automower zrobił genialną robotę. Zrobił tak genialną robotę i uratował trawnik, że … odkupiliśmy od Husvarny Automowera :D My mamy model 315 X i mamy też #wolneodkoszenia! :D ;-)
Powiem Wam, że nikt nie miał u nas czasu na piglowanie trawnika kosząc go po kilka godzin w tygodniu. A z drugiej strony lubimy żeby trawnik był fajnie skoszony, aby można było na nim rozłożyć koc, a dodatkowo by cieszył oko, więc kosić go musieliśmy, czy nam się chciało czy nie. Ten problem rozwiązał nam skutecznie nasz automatyczny pomocnik. Teraz oprócz zajmowania się naszym hobby mamy więcej czasu na to, by wyskoczyć z chłopakami i naszymi psiakami na dłuższy spacer. A wszystkim nam tego zawsze tak brakowało!
Zobaczcie w filmie poniżej nasze Góry Sowie i to, jak Automower sobie radził na „siedliskowym” trawniku.
P.S. Obczajcie też strachy na wróble, które widać na filmie. Toż to dzieła sztuki są! Ale od razu uprzedzam pytania! To nie są efekty mojego szycia! ;-)
Przyznam, że mi Automower dał też coś zdecydowanie więcej niż tylko skoszoną trawę i cieszę się na to, że podjęłam wyzwanie szycia. Bo …
… kilka tygodni temu uszyłam moją pierwszą, namacalną tunikę! Ile radości, ile frajdy i powera, że potrafiłam się zmobilizować! :D Satysfakcja, której nie da się opisać!
W pełni zgadzam się z twierdzeniem, że:
Dbając o siebie i swoje pasje, dbasz o cały świat!
W naszym przypadku to działa na 100%, bo zamieniliśmy nasze zwykłe przepychanki o to, kto ma biegać za kosiarką, na pełne entuzjazmu wieczory, gdzie oglądając buszującego po okolicy Automowera chwaliliśmy się naszymi osiągnięciami – ja pokazywałam nowy wspaniały ciuch, który wychodził spod mojej ręki, a M. z dumą prezentował zreperowany czajnik bezprzewodowy albo inny mikser „załatwiony” kiedyś skutecznie przez naszych rozrabiaków ;) A i chłopcy po wybieganiu się na naszych spacerach są teraz jakby grzeczniejsi i o dziwo jakby chętniej kładą się wieczorem do łóżek :D A jak się cieszy mój Tata, który nie musi dotykać starej kosiarki palcem! :D
A Automower wrósł już nieco w nasz krajobraz. Jest teraz traktowany jak następny zwierzak kręcący się po podwórku. Jego niewątpliwą zaletą jest to, że działa sobie zupełnie bez naszej ingerencji. Raz zainstalowany i zaprogramowany nie wymaga od nas niemal dotknięcia palcem. Jeździ sobie w nocy, bo kosi niemal zupełnie bezszelestnie, deszcze mu niestraszne, ukraść się go nie da, jeść ani pić nie prosi i nawet na spacery go nie trzeba wyprowadzać ;) Mamy teraz więcej czasu dla siebie, a tego w nawale codziennych obowiązków nigdy nie ma za wiele.
Uprzedzając to, że niektórzy mogą powiedzieć: Ale kobieto, dzieci mają być całym Twoim światem! Na Ciebie i Twoje pasje przyjdzie pora, jak odchowasz dzieci i pójdą one w świat. A teraz skup się na rodzinie w 100%. Do garów, sprzątania i pielęgnowania!
Bzdura! :D
Warto czasami odłożyć obowiązki na bok albo znaleźć dla nich rozwiązanie, dzięki któremu nie będą musiały robić się naszymi rękami.
Warto poszukać sposobu, aby (cudem! wiem!) wyściubić z naszego macierzyńskiego napiętego kalendarza choćby godzinę, dwie czy trzy w tygodniu i zrobić coś dla siebie. Niech to będzie szycie, ćwiczenia, może szydełkowanie, może nauka języka obcego? Na czym Wy byście się skupili?
Powiedzcie, czy udaje Wam się czasami znaleźć czas na rzeczy, które pomagają Wam nie zwariować w macierzyństwie? Co takiego robicie, dzięki czemu utrzymujecie balans? A może dopiero szukacie tego balansu?!
” Dobrze jest znaleźć sobie hobby, które tak człowieka wciąga, i sprawia, że z radością czeka się na kolejny tydzień, zamiast ponuro liczyć dni.”
– Cecelia Ahern
U mnie to jest szycie. Bylebym wytrwała w tym jak najdłużej! Pomału szykuję się psychicznie do uszycia … spódnicy lnianej. Życzcie mi wytrwałości w pruciu! :D Jeśli macie macie rady dotyczące lnu, będę wniebowzięta! ;-)
Uściski!
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
Brak komentarzy