Ostatnio dostaję od Was ogromne ilości wiadomości prywatnych, w których pytacie mnie, jak schudnąć po ciąży. Podobno zmagacie się z dodatkowymi kilogramami po ciąży porodzie i załamujecie ręce, bo waga stoi w miejscu a schudnąć po ciąży wcale nie jest łatwo!
Chyba zaczynam rozumieć to poruszenie na skrzynce mailowej. Ja też czuję presję odkrywania ciała. Nie dla innych, a dla samej siebie. Zawsze chciałam się sobie podobać, bo to pomaga mi w pewności siebie, a pewność siebie z kolei jest receptą na mój udany dzień.
Nie wiem natomiast, skąd u Was wrażenie, że ja już się z nadprogramowymi kilogramami rozprawiłam. Prawda jest taka, że nadal wiele kilogramów ciąży mi po porodzie tu i ówdzie przeszkadzając w tym, aby jarać się idealnym ciałem. Możliwe, że zdjęcia na blogu nie odzwierciedlają prawdy, a Wy macie mylne wrażenie, że jestem szczuplakiem. Nu, nu, nu, to bzdura.
Co podziałało u mnie podczas tego całego procesu odchudzającego po drugiej ciąży (bo po trzeciej ciąży nadal sporo mam do zgubienia…)? Po pierwsze zadziałała u mnie samoakceptacja. Doszłam do wniosku, że nie mogę od siebie wymagać bycia na 100% w każdej dziedzinie życia. Żyjemy w tak wymagających czasach, że część z nas nie wie w co ma włożyć ręce, bo tyle jest obowiązków i aktywności każdego dnia. Ja każdego dnia wybieram: albo gotuję sama, albo kupuję gotowce. Albo bawię się z dziećmi na dywanie albo muszę puścić im bajkę, żeby ogarnąć w międzyczasie coś innego. Albo robię sobie pedicure albo zapuszczam się przez tydzień, bo nie mam fizycznie czasu na seans z frezarką w dłoni. Sztukę wyboru mam opanowaną do perfekcji – moja doba ma tylko 24 godziny a ja mam jedną psychikę, która musi znieść presję wszystkiego.
Co zrobiłam, że schudłam 10 kilogramów po drugiej ciąży i co mi pomogło w tym procesie po porodzie?
1. Kochający mężczyzna – to jest najważniejszy odchudzający składnik, który pomaga góry przenosić!
Najważniejszy w tym wszystkim jest kochający facet, który nie będzie z premedytacją patrzył na mój cellulit, fałdy czy boczki i robił mi koło dupska z tytułu, że mi się po ciąży przytyło. Najgorsze, co może spotkać kobietę, to taka męska męczydupa, która wypomni Ci każdy kilogram i będzie powodowała presję idealnej wagi. Tymczasem zamiast pieprzyć od rzeczy mógłby tak jak niektórzy panowie zaakceptować ten przejściowy stan, w którym nasze ciało nabrało krągłości, aby mogło wydać na świat nowego człowieka. Wszak nie zakochali się oni w naszym tyłku a tym jakie jesteśmy w środku, mam rację?
Mi nigdy nie przyszło do głowy wypominać mojemu mężowi, że jest bardzo szczupły. A taki niewątpliwie jest. Pewnie i mógłby walczyć ze swoją naturą i starać się wyglądać jak jakiś koleś z okładki Men’s Health, ale czy to jest istotne? Nie, nie jest. Jaram się nim takim jaki jest. Jest męski, jest mój i kocham go za całokształt.
Tego samego oczekuję w drugą stronę. A przecież gdy widzi się miłość w oczach naszego faceta, to i łatwiej jest walczyć o siebie taką, jaką chciałybyśmy być. Czyż nie?
2. Wypierdzielenie z szafek wszystkich czekolad, słodyczy i innych zapychaczy.
Ta akcja miała miejsce jakieś półtora roku temu właśnie. Zrobiłam odgruzowanie szafek i z premedytacją wypieprzyłam wszystko to, co było słodkie i zawierało puste kalorie. Postanowiłam sobie wtedy, że nie będę kupować tego typu produktów. Tak dla zasady, aby mnie nie kusiło wieczorami czy w przypływie chwili albo przy gorszym nastroju.
Zamiast tego mam w szafce chipsy jabłkowe, suszone owoce i orzechy.
3. Szklanka wody z cytryną o poranku!
Niektórzy się z tego śmieją. Ale to nie dlatego ją piję z rana, o ma ona odchudzające właściwości a dlatego, że jest energetycznym początkiem dnia i przypomina mi o tym, że chcę dbać o siebie wewnątrz. Już sam widok szklanki wody z plastrem cytryny wygląda świeżo, zdrowo i zachęcająco! Poza tym po takiej porcji wody przechodzi mi ochota na zjedzenie o poranku konia z kopytami.
4. Deser z nasionami chia (przepis tutaj), który niemalże co drugi dzień czeka na mnie w lodówce.
Ja potrzebuję słodkiego smaku na codzień. Uwielbiam lody, desery i doszłam do wniosku, że muszę znaleźć dla nich substytut. Deser z nasionami chia na mleku kokosowym i malinami czy truskawkami jest właśnie u mnie taką idealną opcją, która zaspokaja moje słodkie potrzeby. W szafce od roku mam zawsze nasiona chia, puszkę 100% mleka kokosowego a w zamrażarce mrożone maliny i truskawki. Przygotowuję wieczorem a rano cieszę się już gotową śniadaniową opcją. Poza tym moje dzieci to uwielbiają! A nawet mój M. który jest antydeserowy ;-)
5. Hula hoop
Mam w domu trzy sztuki hula hop i co prawda miałam ostatnio sporą przerwę z uwagi na nasze choroby i częste wyjazdy, ale wróciłam już do hulahopowania i na dniach dorzucę do tego jakiś podkład muzyczny i przy drobnych instrukcjach z youtube’a ogarnę może jakiś bardziej zaawansowany taniec?
Mam w planach też powrót na siłownię i regularne treningi z trenerem, co uskuteczniałam rok temu, ale najpierw mąż musi mi wrócić zza granicy i mój grafik musi się ustabilizować. Czuję też, że moje plecy znowu są w fatalnym stanie a Kamil (trener) mega mi pomógł w tym, abym mogła na nowo korzystać z mojego kręgosłupa. Sama zrobiłbym sobie na siłowni krzywdę, tymczasem przy pomocy osoby, która zna się na rzeczy, można zdobywać góry!
Mobilizuję się do powrotu na siłownię i wrócę z wielkim przytupem, bo to jednak regularny fizyczny wysiłek w tym całym zamieszaniu jest mega ważny. Sama dieta nie pomoże.
6. Polub siebie!
Wiem, że to brzmi górnolotnie i poradnikowo, ale wiecie co robię od jakiegoś czasu, kiedy wchodzę rano do łazienki? Staję przed lustrem i mówię do siebie: „No hej bejbe, to co dzisiaj znowu odpierdzielimy? ;-)” Za moment chwytam za wacik, przecieram twarz tonikiem albo wodą różaną, robię malutkie psik na szyję ulubionymi perfumami i idę zdobywać kuchnię :D Czyli zaczynam klasyczny codzienny kiepisz, tj. przygotowywanie kaszki, corn flakes’ów czy innych pierdół. Piję wodę z cytryną, przygotowuję śniadanie, łykam witaminy, biorę też ostatnio łyżkę bioestrów kwasów omega i wiem, że już z samego rana zrobiłam dla siebie bardzo dużo.
Takie dbanie o siebie od wewnątrz pomaga mi w tej świadomości, że ja cholera jestem ważna. Ważna dla samej siebie!
7. Zaczęłam w pierwszym punkcie od kochającego mężczyzny to i na nim skończę, ale w innym aspekcie!
Nie wiem, jak jest u Was, ale ja aby mieć nastrój i siłę do ćwiczeń, to muszę być chociaż względnie wyspana. Raczej nie ma szans, abym zabrała się za ćwiczenia, jeśli w nocy mój Junior miał tysiąc pobudek a ja wyglądam jak zombie. Dlatego dodatkowa godzina z rana chociaż co drugi dzień zafundowana przez mojego M. ratuje mi tyłek! Myślę właśnie nad tym, aby zaproponować mojemu M. stałe dyżury przy dzieciach w określonych porach, tak abym mogła wrócić do regularnych ćwiczeń. Co znowu komplikuje to, że on jeszcze często wylatuje, ale jak tylko jego grafik się ustabilizuje, to ja będę mogła planować treningi.
Nie mogę się doczekać! ;-)
8. Rozpieszczam samą siebie! Bo to ile dasz sobie samej miłości, tyle dostaniesz jej z powrotem!
„Zdrowa miłość do samego siebie oznacza, że nie czujemy przymusu, aby tłumaczyć się przed sobą lub innymi, dlaczego jedziemy na wakacje, dlaczego śpimy dłużej, dlaczego kupujemy sobie nowe buty, dlaczego rozpieszczamy siebie od czasu do czasu. Czujemy się komfortowo robiąc rzeczy, które dodają wartości i piękna do naszego życia.”
– Andrew Matthews
9. Zero spiny, bez ciśnienia!
Już mam za sobą ten pęd za odchudzaniem, to wyrzucanie sobie, że inni dali radę a ja dalej w polu. Nigdzie nie gonię, z niczym się nie spieszę. Ja nawet nie nazywam mojego procesu odchudzaniem, a dbaniem o siebie od wewnątrz! Chcę być zdrowa w środku i szczęśliwa! Chcę każdy dzień zaczynać z uśmiechem na ustach, bez poczucia że mogę w czymś dać ciała. To że wypiję colę, zjem kilka kawałków czekolady nie znaczy że zaprzepaszczę jakiś religijny proces odchudzania. Ja też chcę czuć radość i przyjemność z picia napojów czy sporadycznego jedzenia przekąsek, które powodują u mnie wyrzut endorfin! Przeczytałam niedawno świetną książkę Food Pharmacy, która uporządkowała moje myślenie i już nie czuję, że jedząc coś nieksiążkowego grzeszę. Ja sobie daję dyspensę chwilową, aby móc później znowu dbać o siebie!
Balans ponad wszystko! :-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
12 komentarzy
to już wiadomo skąd ta nadwrażliwość zębów:) chyba, że pamiętasz o rurce przy jej piciu;)
mówisz o coli? ;-) Kurde, o rurce pamiętam, ale co ja pocznę jak zazwyczaj chęć na cole mnie bierze na stacjach benzynowych albo w miejscach, gdzie cholera rurek nie ma :D sama jestem sobie winna, wiem!
to o wodę z cytryną pewnie chodziło :) lepiej ją pić przez rurkę… colę też oczywiście, ale coli pewnie nie pijesz codziennie
Gdzie kupuje Pani mleko kokosowe 100%? Mozna prosic o namiar na sklep?
U mnie sprawdził się Jaglany detoks, pana Zaręby , nigdy tak zdrowo się nie odżywiałam. Zero słodyczy i ruch przy dziecku wystarczył. Magda i tak jak piszesz najważniejsze to kochany mężczyzna i akceptacja siebie.
Ja ostatnio trafiłam na dobre mleko kokosowe w Rossmann, bez dziwnych dodatków.
Póki co jeszcze nie zaczęłam żadnego odchudzania po porodzie, a przynajmniej żadnej diety, choć minęło już 7 miesięcy. Zdecydowanie szkoda mi życia na myślenie o tym, wolę długie spacery z córką, bo to sport, relaks i świeże powietrze – takie 3 w 1! :)
własnie to jest błedne myslenie: dieta, a nie po prostu zdrowe odzywianie. odchudzanie = dieta najgordsze co mozna zrobic organizmowi przy okazji psujac sobie samopoczucie. trzeba po prostu jesc rozsadnie i zdrowo
Ja po porodzie schudlam 17 kg do wagi 52 kg. Przed ciąża ważyłam 69 kg. Moja recepta to karmić piersią a do tego mialam jeszcze dietę eliminacyjną (zero mleka i jego pochodnych zero jajek i zero pszenicy)
Dokładnie, dieta eliminacyjna bez mleka, słodyczy i białego pieczywa (bo tam zawsze wsadzą jakas serwatke czy mleko w proszku) plus długie spacery i schudłam do 51 kg a syn do dziś ma mega odporność. Tfu tfu ;-)
Moja waga poleciała baaaardzo szybko w górę jak skończyłam karmić. Dosłownie 7 kg w 4 miesiące. U mnie niestety zrzucenie wagi nie jest takie proste bo mam problemy hormonalne i muszę być na specjalnej diecie i jakoś nie potrafię się za nią zabrać… ?
Ja schudłam po obu ciążących w kilka miesięcy dzięki karmieniu piersią. Tylko i wyłącznie
Świetnie opisałaś, tylko mam pytanie, czy porady dotyczące, jak się odchudzić? Inspirowałaś się w internecie, czy poszłaś do dietetyczki?