Niestety, jestem w tym mało zaszczytnym gronie rodziców, którzy co prawda mają świadomość tego, że jazda samochodem to nie są przelewki, ale w ferworze codzienności szybko zapominają o tym, że to ja jestem odpowiedzialna za niemalże każdy aspekt jazdy, a nie dziecko czy ktokolwiek inny.
Na wstępie przepraszam, że tego postu nie udało mi się napisać przed świątecznym weekendem. Liczyłam na to, że jeszcze przed świąteczną „wędrówką ludów” dam radę uzyskać akcept Czytelniczki na opublikowanie części jej maila do mnie. Niestety, dopiero dzisiaj rano dostałam zielone światło na użycie fragmentów maila, za co Agnieszce bardzo dziękuję. Niniejszym na szybkości publikuję to, przed czym przestrzegła mnie Agnieszka.
Zresztą, daleko by szukać. Mój Mąż za każdym razem zanim wyruszymy w trasę spędza co najmniej kwadrans na czynności, które powinna być bezwzględnym punktem przed włożeniem kluczyków do stacyjki auta i ruszeniem przed siebie. Ja zazwyczaj wtedy się wściekam na to, że trwa to tak długo, bo dzieciaki dostają szału w samochodzie, szczególnie nasz najmłodszy. Jednak biję się w pierś – nigdy więcej mojego marudzenia w tym aspekcie!
Pomyślicie, że chodzi o zapominanie pasów – nie, nie o tym tym razem napiszę. Również nie napiszę o tym, że dzieciom należy ściągać kurtkę w samochodzie i należy dokładnie naciągać pasy (o czym pisałam już tutaj), aby nie było żadnych zbędnych luzów. Tym razem będzie o czymś innym, ale równie istotnym!
Zostawiam Was z poniższymi paroma zdaniami od Agi K. a na koniec podrzucę Wam porównanie, które powinno Wam uzmysłowić, dlaczego nigdy więcej nie powinniście wrzucać na luz w tej materii. Nigdy. Bo nasze życie i życie naszych dzieci jest zbyt cenne, aby sobie folgować i poluzowywać kolokwialną gumkę.
„Magdo, nie wiem, na jakiej zasadzie publikowane są maile na Twoim blogu, ale spróbuję bez szumnych wstępów i napiszę, co się stało, abyś mogła użyć tego doświadczenia jako przykład, jak nie postępować, aby cieszyć się rodzinnym życiem. […]
Obok mnie mieszkało małżeństwo z dwójką dzieci. Napisałam „mieszkało”, bo część tej rodziny już nigdy nie będzie mogła skorzystać z pobliskiego parku, w którym spędzali z nami część sąsiedzkich pikników.
Wydarzyła się tragedia, która zmieniła nie tylko ich rodzinę, ale również nam dała do myślenia. Po przedostatnim weekendzie, który spędzili w górach, wrócił tylko mój sąsiad i jego syn, który siedział za nim w samochodzie. Jego żona walczy o życie – nie miała zapiętych pasów podczas gwałtownego hamowania, i w tragicznym stanie została przewieziona do szpitala. Córka natomiast nie wybudziła się jeszcze ze śpiączki. Córka, jak się okazało, miała zapięte pasy, jednak doznała urazu głowy na skutek uderzenia butelką, której część wbiła jej się w czaszkę […]
Mam Ci powiedzieć, ile razy z moją rodziną jechaliśmy z mnóstwem niepotrzebnych bibelotów porozrzucanych po aucie, niezabezpieczonych zupełnie bagaży? Gorących napojów, które piliśmy w trakcie trasy i zostawialiśmy je w nogach, a one pałętały się po podłodze samochodu? Przedmiotów, które mogły w każdej chwili nas zabić podczas gwałtownych manewrów?
Co z tego, że zapinaliśmy pasy, skoro pałętające się po samochodzie przedmioty mogłyby zrobić więcej szkody niż niezapięte pasy. […]
Tak bardzo współczuję :(
Skąd ja to znam! Telefon, który trzymam nie w schowku a na kolanach. Tablet, który wala się na siedzeniach. Torba z laptopem, którą lubię zawsze mieć przy sobie. Butelka wody, którą trzymam na siedzeniach. Mam wymieniać dalej?!
Jak sugerują specjaliści w materii bezpiecznego przewozu bagaży, najlepiej by było, aby wszystko udało nam się schować do bagażnika. Jednak sami dobrze wiemy, że często bywa on za mały a my (cholera…) mamy zawsze więcej rzeczy do przewiezienia, niż potrzebujemy.
Warto uzmysłowić sobie jedną podstawową rzecz:
Niezabezpieczone przedmioty mogą zabić.
To nie jest fanaberia. To są fakty. Istotne jest nie tylko to, aby ograniczyć ilość bagażu koło nas do niezbędnego minimum i pochować przedmioty po schowkach, ale również zabezpieczyć bagaże, które już są w bagażniku i podczas np. kolizji, mogą się poruszać i stanowić dla nas bezpośrednie zagrożenie życia czy zdrowia.
Dla przykładu:
- 1-litrowa butelka wody w czasie zderzenia uderza z siłą 300 niutonów
- niezabezpieczona torba z laptopem przy chwilowym opóźnieniu 30g uderza z siłą 900 niutonów
Wszystkie te przedmioty niezabezpieczone podczas jazdy mogą nas zabić. Cóż nam z zapiętego pasa bezpieczeństwa, skoro podczas zderzenia może w nas uderzyć butelka wody z siłą 300 niutonów, która to siła może okazać się dla nas śmiercionośna?
Jak zatem ogarnąć temat bagażu?
1. Upewnijmy się, że w kabinie samochodu przewozimy jak najmniejszą liczbę dodatkowych przedmiotów i że są one nam niezbędne.
2. Jeśli już ograniczyliśmy ich ilość do niezbędnego minimum, to wszystkie przedmioty umieśćmy w przeznaczonych do tego schowkach.
3. Resztę przewożonych przedmiotów umieśćmy w bagażniku z tyłu auta (bądź dodatkowym bagażniku na dachu samochodu).
4. Jeśli bagażnik nasz nie jest oddzielony specjalną siatką czy płytą a bagaże mają potencjał wypaść z bagażnika np. podczas ewentualnej kolizji, to zabezpieczmy te przedmioty elastyczną siatką, która będzie trzymała je w ryzach.
5. Jakiekolwiek rzeczy z półki zakrywającej bagażnik czy na tzw. podszybiu usuwamy z tamtego miejsca. Znajdują się one na wysokości naszych głów i klatek piersiowych i podczas zderzenia mogą nie tylko nas uszkodzić, ale nawet doprowadzić do tragicznych w skutkach obrażeń, w tym śmierci.
6. Jeśli chcemy przewozić cokolwiek większego w kabinie samochodu, a nie mieści się nam do bagażnika, a musi z nami podróżować, to jedynym rozsądnym miejscem byłoby umieszczenie tego na podłodze za fotelami, jeśli podróżujemy tylko we dwójkę (czyli kierowca i pasażer koło niego), a następne oddzielenie tego siatką za naszymi fotelami. Jeśli z nami podróżują z tyłu dzieci, to nie korzystałabym z tego rozwiązania, bo taki bagaż może w chwili zderzenia wypaść i uderzyć właśnie w dzieci. My od jakiegoś czasu w ogóle nie przewozimy żadnych toreb czy bagaży za siedzeniami. Naszym problemem są akurat np. butelki wody czy latające telefony i tablety.
7. Ostatecznie duży bagaż można spróbować zapiąć pasami bezpieczeństwa, jeśli obejmują one dobrze ładunek. Jednak nie uważam, aby to rozwiązanie było dobre. Taka np. walizka z łatwością by się z tego moim zdaniem wysunęła.
8. Jeśli nie ma bezpiecznej możliwości przewiezienia jakiejś rzeczy, to moim zdaniem trzeba z niej po prostu zrezygnować. Albo tak zorganizować przestrzeń (np. dodatkowy bagażnik dachowy), aby jej bezpieczne przewiezienie było możliwe.
Wiem, że zaraz odezwą się ci, którzy żyją w idealnym i bezwypadkowym świecie i wszystkie te powyższe uznają za wymysły i parodię. Cóż mogę dodać?
Dodam tylko tyle, że dla mnie ważniejsze jest zdrowie i życie moje i moich bliskich, a nie dodatkowe trzy słoiki z kapustą kiszoną od bliskiej rodziny, które musiałam upchać do auta. Ot, co.
Szerokiej i bezpiecznej drogi! :*
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Jeśli macie ochotę puścić go dalej w świat – z góry dziękuję! :*
44 komentarze
Bardzo dobry wpis. Dodam jeszcze, dla bardziej dogłębnego zobrazowania jak niebezpieczne mogą być przedmioty „latające luzem” po samochodzie, taką rzecz: pudełko chusteczek higienicznych leżące na podszybiu, takie zwykłe kartonowe, niby lekkie, w momencie nagłego, awaryjnego hamowania (z prędkości 50 km/h do 0) staje się tak ciężkie jak cegła (!). Jeśli uderzy nas albo nasze dziecko pudełko chusteczek to nic się raczej nie stanie. Ale jeśli uderzy nas cegła?
pogromcy mitów badali taką sytuację https://www.youtube.com/watch?v=xrx0NZLH_7c
Zabić nie zabije, ale jeśli trafi w oko może zrobić krzywdę na całe życie.
Najgorsze są małe przedmioty o ciężarze pudełka chusteczek. Chusteczki z racji swoich wymiarów nas nie zabiją. Większe niebezpieczeństwo jest gdy leży moneta i wpadnie nam w oko. Jednak to co wyżej obrazuje co się dzieje w środku w czasie zderzenia. Na youtube jest sporo filmów z wypadków z zainstalowanej w środku kamery. Zazwyczaj ktoś instaluje by się popisać jak super prowadzi. No i potem to super widać na nagraniu.
Bardzo przydatny artykuł. Jeśli chodzi o brak bezpieczeństwa podczas podróży to niestety ale świadomość Polaków w kwestii przewożenia dzieci nadal jest uboga… niestety niewiele osób przewozi swoje dzieci w fotelikach tyłem do kierunku jazdy – RWF. W Szwecji jest obowiązek do 4. roku zycia. Miejmy nadzieje, ze i to się zmieni na lepsze. My używany, polecam! :)
Przy zderzeniu czołowym nie ma bezpieczniejszej pozycji dla dziecka niż tyłem do kierunku jazdy. Muszą być przypięte klamrami isofix (nie każdy samochód je ma) lub mieć podporę którą zapierają się o podłogę. Gorzej jest ze starszymi dziećmi. Po prostu nie mieszczą się w tych fotelikach.
Każdy fotelik RWF który nie jest wpinany w bazę ma nogę podporową i pasy kotwiczące. Może być montowany na pasy lub isofixa tak samo jak foteliki FWF (wszystko zależy od modelu). Foteliki firmy axkid wystarczają do 25 kg i 120 cm. Moja prawie czterolatka pojeździ w swoim axkidzie duofix jeszcze z 2 lata przy tym tempie wzrostu. Fotelik RWF nie zajmuje więcej miejsca niż fotelik FWF, wszyscy zapominają o odległości nóg dziecka od fotela przedniego (ok 40 cm żeby było bezpiecznie). Przy dosuniętym fotelu przednim do nóg dziecka (fotelik FWF) masz gwarancję wielokrotnych złamań nóg dziecka przy uderzeniu w przedni fotel.
Wybierając sposób przewożenia dziecka (tyłem czy przodem) trzeba brać pod uwagę jeden, zazwyczaj pomijany i bardzo prozaiczny czynnik: czy u dziecka nie występuje choroba lokomocyjna. Jeśli występuje, to mamy wybór między dżumą i cholerą, bo przewożenie tyłem grozi wtedy zachłystowym zapaleniem płuc (dziecko zaczyna wymiotować, my odruchowo zwalniamy lub nawet hamujemy, siła bezwładności wtłacza wymiociny do dróg oddechowych dziecka), które dla dziecka stanowi bezpośrednie zagrożenie życia. Pozostaje pytanie, co zdarza się nam częściej – zderzenia czołowe czy napady choroby lokomocyjnej u dziecka. Po udzieleniu sobie na nie odpowiedzi i skalkulowaniu ryzyka można podjąć świadomą i odpowiedzialną decyzję.
Nie wspominając o przewożeniu zwierząt, które w nierzadkich przypadkach biegają sobie podczas jazdy po aucie.
Bardzo wazny post. Dzieki!
Bardzo dobry wpis. W październiku miałam bardzo poważny wypadek samochodowy. Mój samochód jadący prawidłowo zderzył się czołowo z drugim pojazdem a następnie wpadł do rowu. W trakcie wypadku wszystkie przedmioty, które uważałam za „super, ze są pod ręka” stały się małymi pociskami, które uderzały mnie w kazde możliwe miejsce. Nawet niepozorny błyszczyk nabrał mega siły. Od tamtej pory wszystko trzymam w schowkach. Kiedy zobaczyłam, gdzie się poklinowaly przedmioty będące pod ręka, uzmysłowiłam sobie, jakie siły na nie działały. Przerażajace.
Dodałbym tylko, że opóźnienia rzędu 30g, do których odwołuje się autorka, występują przy zderzeniach w warunkach miejskich (dla prędkości do 50 km/h).
Nie każdy też zrozumie co oznacza wartość 300 Niutonów. Chyba łatwiej byłoby powiedzieć, że butelka ważąca 1 kg, w czasie uderzenia w sztywną przeszkodę przy prędkości rzędu 50 km/h, potrafi przez chwilę ważyć 30 kg i przypomina duży pocisk…
Dzięki za zobrazowanie!
Co to jest to g? To tzw. przyspieszenie ziemskie. Jest równe 9.81 m/s^2. Oznacza to, że jeżeli upuścimy przedmiot (np. z wieżowca) to w każdej sekundzie jego spadania, zwiększy swoją prędkość o 9.81 m/s czyli około 36 km/h (pomijając opór powietrza, dla przykładu niech będzie … butelka z wodą). Wartości tej używa się również do obliczenia tzw. ciężaru, czyli siły z jaką przedmiot naciska na powierzchnię Ziemi. Wzór jest prosty: F=m*g, gdzie m to tzw. masa. Jeżeli nasza masa to 50 kg to nasz ciężar wynosi około 500 Niutonów (dla ułatwienia obliczeń, można zaokrąglić wartość g do 10 m/s^2). Jeżeli mamy 30 g, oznacza to bardzo gwałtowne hamowanie (w tym przykładzie). Wówczas nasze 50 kg działa z siłą (bo ciężar to siła) 15 000 niutonów. Tą siłę muszą utrzymać pasy w samochodzie.
Na tablet są fajne (i bezpieczne) organizery Tuloko – mocno się trzymają! Przetestowaliśmy niedawno.
Dzięki za ten post. Dałaś mi do myślenia! My mamy mały samochód i dwójkę dzieci, więc będzie ciężko. Rozwiązaniem, które przyszło mi do głowy (oprócz zakupu bagażnika dachowego, bo to spora inwestycja i ma sens przy częstych wyjazdach i oprócz minimalizowania liczby rzeczy, oczywiście) jest wysłanie paczki z bagażem.
Ale jesli cos lezy na podlodze to moze w momencie zderzenia poderwac sie z tej podlogi wysoko do gory? Jesli samochod nie dachuje? Bo nie do konca moge to sobie wyobrazic.
A dachowanie możesz sobie wyobrazic?
Tak, dachowanie moge sobie wyobrazic. Dlatego zapytalam o sytuacje gdy samochod nie dachuje.
Może, przy zderzeniu czołowym podrywa tylną część auta, a nieraz i całe. Podłoga też ma różne progi z których przedmiot może się wybić
Tekst nie jest zły, ale żadnej Ameryki Autorka nie odkryła. Czysta fizyka. Ale dobrze, że taki artykuł jest, bo przynajmniej niektórych może ostrzec.
A ja zwsze sie denerwowalam na meza jak nie chcial czegos „upchac”z tylu.
Mój mąż zawsze zwraca uwagę na luźne przedmioty i nie pozwala żeby jakieś się paletaly natomiast ja zazwyczaj to bagatelizuje. Dzięki za artykuł dał mi do myślenia i zwracam honor mężowi!
Powszechnie wiadomo (mam nadzieje) ze nie zabezpieczone przedmioty mogą podczas wypadku być smiercionosne bądź okaleczac jednak zbyt często o tym zapominamy lub nie zwracamy na to uwagi w ferworze codzienności. Cieszę się że taki przypadkowy artykuł o tym przypomina. Udostepniajmy go niech daje do myślenia
Cieszę się, że powstał ten artykuł. Dodam do zakładek i będę używał zamiast tłumaczenia czemu tutaj nie możemy tego postawić, przecież nawet jak się przewróci to nic się nie stanie.
Nie poruszyłaś jeszcze kwestii pasów. Ktoś jadący z tyłu, szczególnie cięższej budowy ciała w razie zderzenia czołowego uderzy w przednie siedzenie kierowcy i pasażera z niewyobrażalnie wielką siłą. Ta siła potrafi nie tylko uszkodzić, ale i zabić.
Jednak myślę, że do wszystkiego trzeba podejść racjonalnie. Coś niezbędnego a niezbyt ciężkiego nawet przy poważnym zderzeniu cóż niesie ryzyko, jednak trzeba to wypośrodkować.
Dalsza sprawa to odgrodzenie bagażnika od kabiny. Często to jest zwykła plastikowa lub materiałowa płyta. I niestety – pakując do bagażnika też możemy mieć pecha, że to w nas uderzy. Ale czym dalej i czym bardziej zawiłą drogę musiałoby pokonać by nas uderzyć tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zrobi nam jakąkolwiek krzywdę. Najbezpieczniejszy wydaje się bagażnik dachowy jak zabieramy sporo rzeczy. Często problemem są koszty. Samego bagażnika jak i zwiększonego zużycia paliwa. Pamiętajmy o zdrowym środku. Do tego jak mamy małe auto to nie pędźmy nim 140 – bo w razie czego to nawet do tych 50 nie wyhamujemy zanim w coś uderzymy.
I sprawa którą chciałem poruszyć w osobnym poście. Jadąc 120 km/h gdy zauważymy zwalone drzewo na drodze to zazwyczaj wyhamujemy (chyba, że jedziemy w wielkim deszczu lub mgle – proszę dostosujmy wtedy prędkość bo i sobie, współpasażerom i komuś możemy zrobić krzywdę).
Gdy wyjedzie przed nas z boku drogi inny samochód to możemy zdążyć nie wyhamować. Gdy blisko to z pewnością nie wyhamujemy. Ale wyhamujemy na tyle, że samo zderzenie będzie już z małą prędkością. Np. 30 km/h. Jest wtedy wbrew pozorom ogromny huk, ale zazwyczaj dobrze się kończy. Przy 50 samochód zwinie się jak harmonijka. No chyba, że jedziemy tylko 50 i stracimy przytomność, nie hamując w coś uderzymy.
Nie jestem zwolennikiem wszechobecnej tezy, że prędkość przyczyną wszystkich wypadków. Jednak gdy już do wypadku dojdzie to bardzo dużo od niej zależy co będzie dalej. Nawet jeżeli do wypadku doszło bo ktoś inny źle pojechał, postawił samochód na ostrym zakręcie, lub trafiliśmy na inną przeszkodę. Ew. jadąc powoli nawet 90, zasnęliśmy i nie obudziło nas pobocze w drzewo. Drzewa wierzcie mi są bardzo twarde. To nie krzaki. I nie mają strefy zgniotu.
Pamiętajcie, że testy bezpieczeństwa samochodu (np. słynne Euro NCAP) robione są z NIEWIELKĄ prędkością zakładając, że ktoś zdąży do niej wyhamować. A i tak pokazują jakie manekiny odniosły obrażenia. Dobry wynik testu to gdy nie doszło do tak poważnych obrażeń by statystycznie zagrażały życiu. Statystycznie. Czyli można mieć niefart i bardzo bezpiecznym autem się zabić (bo sięgaliśmy po coś i głowa była nie tam gdzie strzela poduszka), albo mieć farta i starym malutkim autem ujść z życiem. A nawet bez pasów wylecieć przez szybę i też przeżyć mimo to.
Reasumując – jedziesz drogą bez skrzyżować (trasą szybkiego ruchy z wiaduktami, autostradą) możesz trochę nadgonić. Najwyżej jadąc 170 zabijesz się bo opona pęknie, lub ktoś z boku uderzy i tor jazdy przestanie być prosty. Mało prawdopodobne, choć w sytuacji niewojennej proponuję niższą prędkość.
Osobiście przyznam się, że święty nie jestem i zdarzało mi się przesadzać z prędkością. Może to związane z małą asertywnością. Mamy 300 km drogi. Nie jesteś gotowa? Urząd czynny do 14 – nie jedziemy bo nie będę pędził (ale zamiast to to pędziłem wyprzedzając mocno godzinę dojazdu pokazywaną przez GPS). Jednak zróbmy to tylko wtedy gdy to absolutnie konieczne.
Pamiętajmy też o tych co wyjeżdżają z podporządkowanych dróg, bo nie zauważyli, bo się rozproszyli… Wina będzie kogoś. Ale to nie powód byśmy narażali swoje i jego zdrowie.
Uffff – ale elaborat. Pora wracać do pracy, bo sam nie zdążę wyjechać na czas ;)
Jacyś idioci (to najdelikatniejsze określenie tych troglodytów) piorą mózgi normalnym ludziom opowieściami, jakoby mała prędkość była równie niebezpieczna, jak duża. Niech więc sami spróbują uderzyć samochodem w betonową ścianę, najpierw z prędkością 50 km/h, a potem (o ile wyjdą z tego bez szwanku, w co wątpię) niewiele szybciej, bo „tylko” 90 km/h. Przedtem niech nie zapomną napisać testamentów, bo potem będzie na to za pózno. NIE ISTNIEJE prędkość bezpieczna! Niestety wielu „instruktorów jazdy” uważa inaczej. Ci debile (to też bardzo delikatne słowo) powinni NATYCHMIAST być usunięci z ośrodków szkoleniowych, a jeżeli prowadzą własne, to powinno się im te ośrodki zlikwidować! Inaczej nadal na naszych drogach każdego roku będzie zabijanych kilka tysięcy osób, a inwalidami zostanie co najmniej kilkanaście tysięcy!!!
Kiedyś jakiś wariat wyjechał mi z podporządkowanej. Nie miałam szans go zobaczyć, bo gdybym widziała, że jedzie, to puściłabym go pierwszego, mimo pierwszeństwa.Dachowaliśmy kilkakrotnie. Pasy na szczęście mieliśmy zapięte, bo gdybyśmy nie mieli to z naszych kręgosłupów niewiele by zostało. Po wypadku okazało się, że pod nogami miałam pinezki (wiozłam je by rozwiesić ogłoszenia), lewarek ( cudem nie rozwalił nam głów) i gaśnicę. Aż strach pomyśleć co by było gdyby trafiły nas w głowę.
Jest tutaj napisane o przedmiotach ale nie zapominajmy o zwierzętach które tez często bywają przewożone bez zabezpieczeń.
A jak zabezpieczyć wózek inwalidzki przewożony w bagażniku kombi ?? Zajmuje cały bagażnik. Zaczęłam się bać siebie i mojego bałaganiarstwa. Dzięki
kratką (np. zamontują w ASO) albo siatką montowaną pomiędzy sufitem a hakami na podłodze (jak to jest combi to jest spora szansa że taki montaż jest możliwy)
Przewoziłam kiedyś żółwika w transporterze. Kiedy mocowałam ten maleńki transporterek pasami do siedzenia moja mama zadrwiła: „Co go tak zapinasz”. Odpowiedziałam na to: „A chcesz o mnie przeczytać w gazecie, że „kierowca zginął od uderzenia żółwiem w głowę”???”. Wszyscy, którzy byli świadkami tej rozmowy (a było pół rodziny), w trybie natychmiastowym wyrobili sobie nawyk mocowania wszelkich przedmiotów, przewożonych w kabinie oraz maksymalnego ograniczania ich liczby.
Było o tym w telewizji śniadaniowej
Należałoby do tego dodać jeszcze jedną rzecz. W zasadzie nie jest głupim rozwiązaniem po prostu zrezygnować z tych wyjazdów, które nie są zupełnie konieczne. Krzywda się nikomu z tego nie stanie, a ryzyka wypadku nigdy nie da się usunąć.
Najlepiej calkiem z domu nie wychodzic…
A czy istnieją w ogóle jakies bezpieczne zabawki dla dzieci do samochodu? Staram sie nic nie brać dla syna do samochodu ale nie raz przydaloby sie cos zeby go zabawic, moze juz ktos cos wymyslil?:)
Maskotki
Osobisice poddalem sie testowi dachowania , w samochodzie byly porozrzucane pileczki z pianki i maskotki. Nie bylo to mile uczucie gdy to wszystko uderzalo we mnie przy predkosci obrotowej zblizonej do obracani kurczaka na rożnie.
Ale to już mała prędkość była. Dlatego uderzało. Przy dużej prędkości obrotowej paradoksalnie te przedmioty trzymają się z daleka od nas
Pytanie. Czy w przypadku zderzenia czolowego, dziecka w foteliku RWF i samochodu kombi z dwoma walikami zlw bagażniku,istnieje niebezpieczenstwo dla dziecka? Bagaznik jest przykryty taka materialowa plyta.
polecam zakupienie siatki, znajomej wyjechala ta polka z bagaznika i uderzyla dziecko nastoletni juz w glowe Mocno uderzyla
Telegon komórkowy przy zderzeniu z predkoscia 50km/h wazy ok 1 kg!!! Poproscie kogos aby was uderzył kilogramowym czyms.
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,126765,8216191,Podczas_zderzenia_przy_predkosci_90_km_h_butelka_wody.html
Daj komuś telefon żeby rzucił nim w Ciebie z prędkością 50 km/h
Kochana, pozwolisz, że dodam: 1) specjalna smycz dla psa wpinana w uchwyt pasów (psa raczej nie uratuje, ale nas tak), 2) tylko testowane i certyfikowane uchwyty do tabletów na zagłówek, 3) koszule w kabinie tylko na specjalnych wieszakach montowanych na zagłówku, 4) zawsze zapinamy i dociągamy pasy po opróżnieniu (jak to możliwe, że kobieta była niezapięta?). Ja, jak wsiada ze mną pasażer starej daty nienauczony zapinać pasów, to zawsze mówię półżartem „Jak chcesz się zabić, to proszę bardzo, ale nie chciałabym, żebyś mnie rozgniótł na desce rozdzielczej” i to zwykle ucina dyskusje.