Do tej refleksji skłoniła mnie obserwacja z ostatnich kilku dni. W trakcie poszukiwań pewnej osoby, skorzystałam z portalu społecznościowego jakim jest facebook i otworzyłam okno przeglądarki, w którym wyświetliły się twarze wszystkich moich facebookowych znajomych.
Ponieważ nie wiedziałam, że mogę moje poszukiwania analizować alfabetycznie i w ten sposób zawęzić kryteria & oszczędzić cenny czas, zaczęłam po kolei analizować każde z profilowych zdjęć. Po chwili okazało się, że przyjęłam wyjątkowo nieefektywną metodę, z uwagi na prosty fakt: ok. 30% zdjęć stanowiły zdjęcia twarzy maluchów, a nie ich matek. Ojcowie w większości nie zdecydowali się na taki krok i pozostali przy swoim zdjęciu – uważam, że bardzo słusznie. Jeśli przyjmujemy, że nasz profil na FB jest pewnego rodzaju wizytówką [ a z pewnością jest, bo obok naszego imienia i nazwiska umieszczamy także miejsce pracy, telefon kontaktowy bądź miejsce zamieszkania] to zastanawiam się z czego wynika umieszczanie swojego dziecka w miejscu naszego zdjęcia profilowego?
Nie chciałabym oceniać, dlaczego te kobiety zdecydowały się na taki krok. Bardziej jednak interesuje mnie, czy są one przykładem osób zupełnie zatraconych w macierzyństwie, widzących świat jedynie poprzez pryzmat bycia matką dla swojego dziecka, lub też zostały do tego niejako zmuszone. Gdy decyduję się dalej analizować profil tych matek, widzę na ich Tablicy ogrom podobnych do siebie zdjęć tego samego dziecka. Scrolluję niżej, aby upewnić się, że niczego nie przegapiłam. Jednak na przestrzeni 6 miesięcy nie widzę ani jednego zdjęcia matki. Liczę skrycie na to, że jest ona szczęśliwa w swoim macierzyństwie, ma choć chwilę dla siebie, którą może wykorzystać np. na spokojne odespanie bezsennej nocy lub na długą kąpiel.
Pamiętam jakim luksusem było dla mnie wzięcie prysznica dłuższego niż tradycyjny 3 minutowy, na jaki mogłam sobie pozwolić, nie nasłuchując czy moje dziecko się przypadkiem nie obudziło w międzyczasie. Gdy mój Mąż był na wyjeździe, moja doba była ściśle podporządkowana rytmowi dnia Iventego. Nie było mowy o ugotowaniu dla siebie rosołu lub pójściu na krótki spacer, w celu odetchnięcia od tego codziennego wysiłku, jakim niewątpliwie była dla mnie opieka nad dzieckiem. Skrycie marzyłam o dwóch godzinach tylko dla siebie, o ponownym doładowaniu baterii z napisem „Cierpliwość” i „Spokój”. Niedoczekanie. Ale zawsze z tyłu głowy miałam zapaloną lampkę, która przypominała mi, że dalej jestem kobietą, która np. chce czuć się kobieco. Dres dobry jest, jednak nie mogłam się doczekać ponownego ubrania moich ulubionych jeansów i przewiewnej tuniki. Czerwień na paznokciach też zawsze podreperowywała moje samopoczucie.
Miałam jednak ten komfort, że od wielkiego dzwonu ktoś przyjeżdżał do mnie lub ja ewakuowałam się do moich teściów, aby odetchnąć, odespać, zjeść w spokoju przeżuwając każdy kęs i nie patrzeć się na moje dziecko, jak na przyczynę gorszego samopoczucia.
Miałyście kogoś do pomocy przy maluchach, czy same musiałyście zmierzyć się z niełatwą codziennością, z pieluchami, karmieniem i przytrzymywaniem powiek zapałkami na czele?
I jeszcze jedno, czy Ty = dziecko? Czy to ono Cię definiuje w 100%, a może dajesz sobie także odrobinę przestrzeni dla siebie i swoich potrzeb, tak aby nie zwariować i aby móc cieszyć się macierzyństwem?
17 komentarzy
Cóż nie mam luksusu posiadania blisko rodziny i czesto jestem sama z dziećmi bo pan Mąż też często w rozjazdach.Zmęczenie chroniczne to moja codzienność.Wracając do zdjęć nie dziwi mnie to bo często kobieta robi zdjęcia i jak ma malucha to wiadomo ze to będzie obiekt jej zainteresowań i tym samym zdjęć.Często też po ciąży kobiety nie są zadowolone ze swojej sylwetki i tym samym nie chętnie się fotografują :(
Myślę, że wiem co masz na myśli. Ja chciałam jedynie zaakcentować moim małym manifestem fakt, że warto [starać się] pamiętać o sobie, w wielu aspektach. Wiem, że wyjątkowo trudno jest robić coś dla siebie nie mając na to fizycznie czasu, a każdą wolną chwilę lub jej ułamek chcemy przeznaczyć np.na sen.
Poprzez pamiętanie o sobie mam na myśli także aktywność fizyczną, która nie tylko poprawia naszą sylwetkę, ale też samopoczucie. Na moim przykładzie – m.in. ruch zwiększył moje poczucie atrakcyjności po ciąży i stał się buforem do tego, aby nie zapominać o sobie.
Mam nadzieję że nie odebrałaś mojej odpowiedzi żle.Wiem że chcesz uświadomić kobietom iż nie mogą zaprzestać myśleć o sobie i wręcz powinny mieć choć ułamek czasu dla siebie by nie przeżyć pożniej życia z poczuciem straty czegoś.Mi przyświeca myśl szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.I najważniejsze mam już prawie dorosłego syna i wiem żę nie bede niczego żałować gdy on wejdzie w życie dorosłe i się usamodzielni bo nie żyłam jego życiem tylko żyliśmy razem
Nie, wręcz przeciwnie – dziękuję za Twój głos :-)
„I najważniejsze mam już prawie dorosłego syna i wiem żę nie bede niczego żałować gdy on wejdzie w życie dorosłe i się usamodzielni bo nie żyłam jego życiem tylko żyliśmy razem” BRAWO!
Dziećmi zajmuję się na dobrą sprawę sama. Mąż pracuje, gdy wraca przejmuje je na chwilę, ale szybko zaczyna się skarżyć, ze zmęczony, a i one wieczorami są marudne i bardziej nastawione na mnie. Za to weekendy spędzają wisząc na ojcu ;) Brakuje mi czasem momentu wytchnienia, ale nawet gdy go dostanę, szybko zaczynam tęsknić.
Mimo to ja nie równam się dziecku. Zdjęcie mam własne, marzenia mam własne i pasje też mam własne. Słucham swojej muzyki (na słuchawkach, bo irytuje mnie kakofonia stworzona z fasolek i coeur de pirate) i czytam „dorosłą” literaturę. Jestem matka, ale nie przestałam być człowiekiem
„Mimo to ja nie równam się dziecku. Zdjęcie mam własne, marzenia mam własne i pasje też mam własne. Słucham swojej muzyki (na słuchawkach, bo irytuje mnie kakofonia stworzona z fasolek i coeur de pirate) i czytam „dorosłą” literaturę. Jestem matka, ale nie przestałam być człowiekiem”
Jesteś GE-NIAL-NA!
Ja jestem z dzieckiem stale… 11 miesięcy. Czasem wybrałam się szybko na zakupy. Ostatnio na czas cięcia u fryzjera Zośka była z ciocią na spacerze. Czasem spacer zaliczy Tato. Wczoraj – wyjątkowy dzień – prawie cały z Tatą, choć byłam niedaleko :) Nie odpoczęłam wcale. Zośka to ja, ja to ZOśka – choć coraz bardziej dorosła :) a czy świadczy o mnie? Oczywiście, myślę, że świadczą o nas jak nic innego, choć moje zdjęcie, to moje zdjęcie, a nie dziecka :P
Ale patrząc na Ciebie widzę także, że masz swoje pasje, np.blogowanie :-) I o fryzjerze pamiętałaś, aby zrobić coś dla siebie! :-)
No tak, bo trzeba pamiętać o tym, żeby czuć się dobrze z samą sobą :D Ale jeszcze raz powtórzę. Myślę, że nasze dzieci nas określają najlepiej :) Przynajmniej mam taką nadzieję, bo Zosia to świetna babka :)
Twoja Zosia to będzie genialna, charrrakterna dziewczyna!
Ja od urodzenia zawsze mam kogoś do pomocy, przez pierwszy miesiąc była cały czas ze mną mama, pomagała mi, nocne obowiązki dzieliłyśmy między siebie…do dzisiaj nie wiem jak jej to wynagrodzić. codziennie sie zastanawiałam co robią na prawdę samotne matki, które nie mogą liczyć na niczyją pomoc, jak one to wytrzymują, hardkor. po miesiącu bobo jezdziła co jakiś czas do taty, wtedy ja mialam czas dla siebie, dzisiaj jeździ na noce, przez co w czasie wolnym tęsknie!
wydaję mi się, że ważne jest abyśmy nie zapomniały kim byłysmy przed przygodą z macierzyństwem, żebyśmy potrafiły powiedzieć o sobie : Ja, Maja (lub jak się dziewczęta pięknie nazywacie), a nie cały czas : Ja, matka.
od urodzenia dzidzi, ofkors:D
Zgadzam się z Tobą. I też zastanawiam się jak sobie dają radę twardzielki, które mogą liczyć tylko na siebie i jak długo muszą zaciskać zęby i walczyć ze łzami i zmęczeniem… :-(
Podziwiam! Kościak swoje zobaczył z Wami! :-) Mother Power pełną gębą :-)
pomocy niet :(
sama, jesień-zima, z maleństwem, bez auta, bez sklepu, do którego można iść „z buta” (teraz już jest), z wyjazdowym mężem, dwoma psami i ogrodem. ORAJUŚKU ale było ciężko :( ALE było megastycznie fajnie <3 I'm a hero!
a najgorsze bylo chyba gotowanie zdrowo dla siebie, żeby karmić małego. Padałam na ryj, a jednak kiedy on już odkleił się i raczył pospać 15 min lub poleżeć spokojnie 30 min, to ja do garów i …ups… zapomniałam kupić mięsa/warzyw? ooo nieeeeee…..
Macierzyństwo jest dla mnie bardzo ważną rolą w życiu ale walczę o przestrzeń dla siebie jak matka lwica;] Czasami łatwo nie jest, od początku musieliśmy liczyć sami na siebie, dziadkowie mało mają czasu bo sami pracują. Raczej te spotkania weekendowy zaciesz dla dziadków niż wyręka dla rodziców. Z dzieckiem kończyliśmy budowę, przeprowadzaliśmy się, budowaliśmy ogrodzenia, kurnik. Łatwo nie jest ale to ze jestem z nim 24/7 nie znaczy, że moja rola życiowa ogranicza się do roli matki. Z tyłu głowy cały czas mam, że kiedyś opuści gniazdo a ja nie chcę zostać rozgoryczona z niczym…