My już spakowani na wakacje! W tym roku, zresztą tak samo jak i w poprzednim, popodróżujemy trochę po Polsce, z czego ogromnie się cieszę! Lipiec nie był dla nas łaskawy. Pewnie dlatego, że za bardzo się na blogu pochwaliłam tym, że choróbska nas omijają. :D Obiecuję, że więcej tak się chwalić nie będę! ;-) Jedna z Czytelniczek napisała mi maila, w którym stwierdziła u siebie w domu taką samą prawidłowość – jak tylko zaczyna głośno mówić o tym, że wszyscy są zdrowi, to nie mija nawet tydzień a ktoś mierzy się z jelitówką albo gorączka nawiedza całą rodzinę. U Was też zauważacie taką prawidłowość z tym chorowaniem, że lepiej siedzieć w tym temacie cicho? ;-)
Kilka tygodni temu, podczas jednego z naszych wypadów na plac zabaw, spotkała mnie osobliwa sytuacja. Postanowiłam się nią z Wami podzielić, bo przypomniała mi o czasach, w których to mój najstarszy syn był pod podobnym ostrzałem i miałam tego już po dziurki w nosie. Na nic wtedy zdawały się moje tłumaczenia, a otoczenie próbowało wywierać na mnie jako matce niepotrzebną zupełnie presję.