Doszłam do tego. Lepiej późno niż wcale. Podskórnie czułam, że jestem na etapie, w którym albo zatopię się w tych konsumpcjonistycznych rzygowinach, albo zrobię konieczny bilans i opamiętam się w moich zapędach, które prowadzą mnie do śmieciowej, bezkształtnej, śmierdzącej glupotą i brakiem racjonalizmu ZAGŁADY!
Latami uprawiałam konsumpcjonizm. Długimi miesiącami pławiłam się w moim durnym zbieractwie. Przynosiłam do domu kolejne zakupowe zdobycze, które jedynie łechtały moje ego przez pierwsze minuty posiadania, aby pózniej zostać ułożone na kupkę swoich równie zbędnych poprzedników.
Kolejna para butów, która nawet nie doczekała się swojej wątpliwej premiery. Kolejny ręcznik kuchenny w jakże interesujący wzór. Kolejna forma do pieczenia, która swoim nowym kształtem wzniesie mnie na kulinarne wyżyny. Kolejna bluzka, jedna z tysiąca które już mam w szafie, eksponująca biust i kontrastująca z moim kolorem oczu. Kolejny krem podnoszący biust i niwelujący cienie pod oczami jednocześnie. Kolejny lakier do paznokci akcentujący kolor nowej torebki. Kolejny preparat witaminowy dający kopa rodem z Rocky III. Kolejny magazyn, do którego wnętrza nie miałam czasu zaglądnąć. Kolejna książka na półce z chwytliwą recenzją, która czeka na mnie już pół roku.
Psia mać. Okopałam się przedmiotami, które nie pozwalają mi oddychać. Otoczyłam się niepotrzebną masą rzeczy, które zagracają moją przestrzeń. Stworzyłam pułapkę, w którą sama zaczęłam się łapać.
Ale to już koniec tego zbieractwa. Od września wdrażam w życie plan, który ma ogromną szansę na powodzenie. Co więcej, ponieważ jednocześnie jestem sprawcą i ofiarą tego zamieszania, zrobię absolutnie wszystko, żeby wyjść z tej opresji cało i z podniesioną głową.
Jak tylko skończymy nasze wakacyjne wojaże:
- Robię totalny przegląd szafy. Znakomita większość przedmiotów znajdzie się na Allegro, tablicy tudzież krakowskich ciuchowych swap party. Na wyprzedaż daję sobie 3 miesiące. Będę wystawiała po 3-5 przedmiotów dziennie. To plan minimum.
- Stworzę listę 50 rzeczy, które będą gościć w mojej garderobie. Chcę stworzyć uniwersalne zestawy, które dadzą mi możliwość rożnych kombinacji. Postawię na jakość. Liczę, że po allegrowej wyprzedaży bede mogła sobie na to pozwolić.
- Kończę ze spontanicznymi wypadami do second handów. Już mnie nie jara zbieractwo.
- Robimy przegląd naszej elektroniki i cokolwiek nie było używane od conajmniej roku podzieli los powyższych poprzedników.
- Zakupy jedzeniowe bedą przemyślane. Będę robiła je z listą w ręku. Ponadto mam zamiar zacząć planować posiłki z tygodniowym wyprzedzeniem. Nie może powtórzyć się sytuacja, w której odkrywam, że przyprawy są już przeterminowane a 4 opakowania makaronu byly ważne do listopada 2012…
- W mojej łazience zagoszczą tylko sprawdzone, niezbędne produkty. Wszystkie lakiery do paznokci starsze niż 6 miesięcy, peelingi w ładnym pudełku i cała reszta „niezbędnych” pachnideł poleci do kosza.
- Ograniczę chemię gospodarczą. Tysiące płynów do podłogi, szyb i innych kaloryferów poleci z dymem i zostanie zastąpiona sodą, octem, sokiem z cytryny i kilkoma innymi niezbednikami.
- …
Mam zamiar zdawać relację z placu boju.
Kto jest ze mną? A może ktoś z Was już dawno doszedł do tego, że w minimalizmie tkwi siła?
W jakich jeszcze dziedzinach skłaniacie się ku minimalizmowi?
47 komentarzy
Jakieś trzy tygodnie temu doszłam do tych samych wniosków za sprawą bloga styledigger.com :) Trafiłam tam na posty dziewczyny, która zaraziła mnie swoim podejściem do stylu, ciuchów i tzw. zbieractwa. Jestem już po przeglądzie szaf (ubrania letnie jak na razie), części z nich się już pozbyłam, reszta w trakcie a te najlepsze zostały na półkach, Książki również poszły 'w ruch’, a to dla mnie nie lada osiągnięcie, bo mam książkowego bloga i kupowanie książek to moja chorobliwa wręcz przypadłość. Teraz obiecałam sobie, że do końca roku żadnej książki sobie nie kupię, że czytam co mam, a czego już nie chcę się pozbywam. I powiem Ci, że to działa! To całe oczyszczanie z rzeczy niepotrzebnych, jakaś klepka w głowie się przestawia i już można iść na zakupy, przymierzyć sukienkę i pomimo, że nawet mąż mówi, żeby ją sobie kupić, stwierdzić, że jednak nie, jednak aż tak mi się nie podoba :) Powodzenia zatem Ci życzę. Mam nadzieję, że tak jak mnie, minimalizm Cię zarazi :)
Sledze Joasię że SD.com już kilka lat. Pamietam jej drogę ku minimalizmowi. Życzę nam podobnych efektów :) dzięki za wsparcie! Paula, podlinkuj Twojego bloga. Nie wiedziałam o istnieniu książkowych blogów :)
Wow, a ja do jakiegoś momentu miałam wrażenie, że tylko blogi książkowe istnieją, taki wysyp ich był w pewnym momencie :P Jeśli kiedyś znajdziesz chwilkę to bardzo Cię do siebie zapraszam: https://zasiedzisko.blogspot.dk/ i trzymam za nas kciuki, bo naprawdę chcę, żeby mi się udało, Nie chcę wylądować w zagraconym domu, z zagraconymi szafami i półkami i problemem, że nie mam się w co ubrać czy co czytać… Mój jedyny ból to fakt, że tej zasady chyba nie dam rady wprowadzić na swoje dziecko (ma 11 miesięcy dopiero), bo niestety rodzina ma o rozpieszczaniu dzieci inne zdanie niż ja i już żyję w strachu, że dziecko ma więcej rzeczy niż powinno… Ehh, ale powoli dopnę swego :) Pozdrawiam i zapraszam jeszcze raz :)
Szlag mnie trafi! Miałam o tym pisać przyszłym tygodniu :D Czyli – jestem z tobą :D
:D Ty tez z tym walczysz? Damn it. A ja myślałam, ba! byłam pewna, że JJ nie ma tych przywar co ja! ;)
chyba dołączę bo post kropka w kropkę o mnie. Zbieraczka to ja :)
Takich jak nas dwie to nie ma ani jednego :))
I ja się przymierzam. Też chciałam o tym pisać. Obiecałam sobie, że kończę z zakupoholizmem. W szafie mam ciuchy, które miałam na sobie dwa razy; pełno książek, na które nie mam czasu. Że już nie wspomnę o zabawkach, gadżetach do kuchni i kosmetykach! Pisz i wspieraj! O ile życie byłoby prostsze, gdybyśmy kolekcjonowali chwile z najbliższymi, a nie rzeczy. Niech minimalizm będzie z nami!
Niech będzie i niech trwaaaa! ;)
Przyłączam się i ja :))
Dość zakupów,bo inni mają,bo polecają,bo kupili ;)
Te polecenia są dla nas w rezultacie zgubne, co nie? :))
Myślę o tym samym od jakiegoś czasu, tylko niestety jestem klasycznym miłośnikiem i kolekcjonerem przydasiów. Nie umiem się z nimi rozstać :/ Co kwartał robię porządki w szafie, ale do kosza z używaną odzieżą lecą minimalne ilości po takich porzadkach. Przez ten czas oczywiście nakupuję innych ciuchów, które po chwili uznaję za niepotrzebny zakup. Z kupowania dodatków do domu już dawno się wyleczyłam, szkoda mi wyrzucać tych „starych”, a miejsca do przechowywania już BRAK. Więc postanowiłam, że do jesli coś mam kupić do domu, to stara rzecz z tej samej kategorii musi znaleźć innego właściciela. Stojąc w sklepie przed taką rzeczą 10 minut rozważam, czy dam radę rozstać się ze starą poduszką, kocem, dywanikiem, dzbanuszkiem, deseczką…..(…)…. po czym uznaję, że to jeszcze nie czas i wychodzę z pustym koszykiem :) Dużo przemyśleń, ale jakie oszczędności za to ? :D Mąż zadowolony! :) Jest jeden plus tego mojego zbieractwa. Mimochodem udało mi się zrzucić parę kg , zrobiłam więc niedawno nura do worów pod łóżkiem i okazało się, że garderoba przedciążowa, młodzieńcza, zwiewna i całkiem niezniszczona, a nadal na czasie, jest znów świetnie pasująca. Zatem koszt wymiany garderoby nieco zmalał dzieki zbieractwu :) Tylko pozostaje pytanie, co zrobić z tą częścią, która jest już za duża ?? :) Wyleczyłam sie też z chomikowania rzeczy po dziecku. Uznałam, że w razie pojawienia się drugiego będę już wiedzieć co kupować i w jakiej ilości i że pewnie większość tych, które mam po synku zachomikowane będą nadawały się tylko „po domu”, a poza tym, pewnie i tak nie oprę się nowym zakupom, więc moze zamiast to trzymać w szafie dam szansę innym dzieciom pochodzić w ciuchach, które są niezniszczone, a niekoniecznie muszą się przydać za „nie-wiem-ile” lat. Chętnie poczytam o Twoich postępach i moze sama się czegoś nauczę !!! :)
Krzepiące jest to, ze widzę nie jestem sama w tej drodze, która prowadzi do uwolnienia się od nadmiaru przedmiotów. Dużo cennych uwag rzuciłaś! Dzięki! :*
Jakiś czas temu zgubiłam bardzo wartościowy pierścionek zaręczynowy od dawno już zapomnianego absztyfikanta. Nie posiadał dla mnie żadnej wartości sentymentalnej był natomiast sporo wart. Opłakiwałam stratę w nieskończoność, aż w pewnego dnia mnie w końcu olśniło. Było mi niezmiernie smutno z powodu straty kilku karatòw bo byłam za bardzo przywiązana do stanu posiadania rzeczy ładnych, wartościowych, modnych. Postanowiłam się od tego uwolnić, nie uzależniać szczęścia czy dobrego humoru od tego co materialne. Dziś po kilku latach od tego zdarzenia jestem minimalistą „pełną gębą”.
Dziś moje szczęście to uśmiech na twarzy mojego małego synka, super mocny uścisk mojego męża po powrocie z delegacji, słoneczny dzień czy taki drobiazg jak wspólny posiłek. Nie mam już potrzeby obtaczania się przedmiotami za to przywiązuje ogromna wagę żeby mój dom był wypełniony miłością, harmonią i pozytywną energią. Pewnie, że mam swoje ulubione kremy, dżinsy i kilka par butów, ale to absolutne minimum, które zajmuje jak najmniej miejsca w moich szafkach i moim życiu. Ola xxx
Ola, popełniłaś genialny komentarz. Dał mi dużo do myślenia. Dążę do stanu, który osiagnelas :)
Dokładnie myślę o tym samym…czemu od września? Bo lipiec i sierpien to dla mnie czas lenistwa a kiedy człowiek wraca do pracy ma więcej czasu na organizację…bez sentymentów muszę powiedzieć, że pozbyłam się sporej części rzeczy ale jeszcze dużo przede mną.
Przeczytałam „Lekcje Madame Chic ” i chyba wrócę do niej jeszcze raz przy tych porządkach
Będę miała miejsce na wszystko w domu…i kupować będę świadomie
Prawda? Da się to zmienić? ;)
Ooo, jest mi teraz raźniej! Musze obczaic te Lekcje Madame Chic.
P.S. wakacje chyba nigdy nie są dobre na takie zmiany. Ja wtedy przerzucam się na zupełnie inny tryb :)
Trzymam kciuki i jestem z Tobą. Ja może nie wdrażałam jakiegoś szczególnego projektu minimalizmu,ale od pewnego czasu mam już w głowie, że tak naprawdę człowiek nie potrzebuje wielu rzeczy. Zbyt duża ilość kosmetyków to zbyt duża ilość chemii którą nasze ciało pochłania, zbyt dużo ubrań to tylko zapychacze szaf, bo i tak najczęściej chodzi się w kilkunastu ulubionych, jedzenie? wszystko w sklepach jest, można brakujące rzeczy dokupić na bieżąco. U mnie minimalizm wiąże się również z rozsądnym wydawaniem pieniędzy na dziecko – nie multum zabawek, nie tysiące ubranek. Mój plan minimum troszkę wymuszony – chęcią oszczędnego życia, brakiem miejsca do przechowywania,ale obejmuje również dodatkowy aspekt -kupowanie rzeczy dobrych jakościowo i najlepiej by z Polski – taka forma patriotyzmu ;)
Czytając Twoje poprzednie komentarze myślałam sobie, ze Ty jesteś właśnie taką racjonalnie myślącą kobietą, umiejąca gospodarować rozsądnie, z głową.
Akurat na polu dziecięcym jestem chodzącą racjonalistka, jednak w temacie kobiecym mam sporo do poprawienia. Dzięki za kciuki – przydadzą się! :)
Mówię o sobie, że jestem „kompaktowa” już od dawna! Lekko mi z tym! Trzymam kciuki za powodzenie misji!
Ja tak właśnie i Tobie myślałam, ze możesz nie mieć tego problemu. Zazdroszczę i dążę do Twojego stanu!
Zawsze robię zakupy z listą ;).
Też kupuję z listą w ręku, jednak w koszyku lądują nadprogramowe produkty. Chyba z dużego koszyka przerzucę się na taki mały. Aj, i koniecznie muszę planować posiłki ..
ja zaczęłam na jesieni „akcję szafa”.
https://agiszonka.blogspot.com/search/label/akcja%20szafa
u mnie problemem są ciuchy. pełna szafa rzeczy, a chodzić nie ma w czym. ze względu na fakt, że potrzebowałam kilku rzeczy na ciążę, zrobiłam przerwę, ale już mam nową walizę rzeczy, których chcę/MUSZĘ się pozbyć. trudno jest się pozbywać ukochanych rzeczy, więc dobrze dać sobie czas. do wyrzucenia niektórych dojrzałam dopiero teraz.
u mnie [niestety] też problemem są ciuchy!
nie wiem czy nie obędzie się bez zorganizowania pogrzebu dla każdej z rzeczy osobno zanim się z nią pozegnam. paranoja ;-)))
Agishonka, super blog!
dziękuję, jak miło :)
Ja nawet miałam chęć, ale doszłam do wniosku, że najpierw muszę kupić książkę jak zostać minimalistą;] Taka sytuacja;]
Ale uwielbiam czytać takie relacje, kiedys namiętnie czytałam bloga „nie kupuje, obserwuję”
ooo, i dzięki temu postanowieniu z ksiazka w tle Twoja akcja odwleka się w blizej nieokreslona przyszlosc ;-) ale przynajmniej plan jest! :-)))
ja sobie wmawiam ze zakupy w SH to prawie minimalizm;]
ja przez te przeklete SH to mam totalną rozpierduchę w domu ;-))) miejsca brak a tyle metrów kwadratowych…
https://www.empik.com/minimalizm-po-polsku-mularczyk-meyer-anna,p1098764575,ksiazka-p noawet ksiażka nowa jest;]
dobra, wchodzę w to. operacja eliminacja. będę bezwzględna
Lucy, Ty też?!!! Świat oszalał :-D
Szafę mam opanowaną. Projekt zakupy jedzeniowe do wdrożenia. Żeby nie przepłacać w sklepiku pod domem i nie wyrzucać kupionego w markecie. Trudne.
trudne, co nie? … ale nie ma to tamto. czas zacząc dzialać!
Pięknie!
Bardzo mi się podoba ten tekst, dokładnie tak niech żyje minimalizm!
Po za tym świetnie się czytało, bardzo lubię taki rodzaj treści, a właściwie tak napisany.
Kibicuję i sama za siebie również się biorę.
oh yeah! To ja Tobie też będę kibicować!
hyh, ja też rozbijam się o klamoty, i wiem, że nic mi tak w życiu dobrze nie robi jak porządek i przestrzeń; wszystkie patenty, które planujesz wprowadzić już testowałam, z różnym skutkiem, ale grunt to dobry plan; wrzucaj swoje efekty swoich „czystek”, tak dla mobilizacji :)
dobry plan to podstawa! ;-)
Życzę wytrwałości! Odkryłam, że TA droga jest dla mnie, już dawno temu. Jednak nie jest to takie proste!
Ja i minimalizm wpadliśmy na siebie w mojej drugiej ciąży – mocno już zaawansowanej. Zdałam sobie wtedy sprawę, że na naszych 40kilku metrach kwadratowych z naszą ilością rzeczy po prostu nie upchniemy czwartego członka rodziny ;P
To było niecałe 3 lata temu. Od tego czasu redukuję i pozbywam się – ale w sposób mądry. Powodzenia i wytrwałości życzę, bo to długi i żmudny proces ;)
Anja, dzięki za kciuki! Juz wiem, ze mi się przydadzą w hurtowych ilościach! :)
Według mnie minimalizm to proces a zarazem piękna przygoda. W różnych proporcjach jest dla każdego. Pozwala w piękny sposób uprościć i zoptymalizować życie.
Dla nas minimalizm to jedynie pierwszy krok. Krok, który wykonaliśmy na swojej drodze w poszukiwaniu wartości w życiu. Uczymy się pozbywać rupieci z naszego życia. Ale co jeszcze ważniejsze, nie upychać w to powstałe miejsce kolejnych przedmiotów. Porządkowanie naszego życia to stały i chyba niekończący się proces. Ale warto! Pozdrawiamy. Marta & Olek.
trafilam na Twoj pradawny post, bo zapragnęłam podrążyć, co na temat minimalizmu piszą matki. Niestety, pewne założenia promowane przez niejaka Dominique czy Konmari, takze rodzime wersje minimalizmu w praktyce, marnie widzę w aranżacji przestrzeni czy szafy matki – choćby dwudzietnej jak ja… Bo kto nie zna tej frustracji, kiedy przyodziewasz sie w minimalistyczny gustowny uniform, rzeczy dobrej jakosci i niewiele, rzecz jasna, a zycie ma to za nic. Koszulka i spodnie nie jedne na kilka dni, ale kilka dziennie. Rzeczy zuzywaja sie w tempie kosmicznym. Nikt rozsadny nie bedzie szyl na miare czy wyszukiwal swetrow z kaszmiru, chyba ze ma sie szczescie w second handzie. Butow zal do pierwszej rysy wydziobanej wozkiem czy zabawka, apaszki czy swetra do pierwszego zaciągnięcia rzepem od kurteczki latorosli…itd, mozna by dlugo:) Juz chyba drugi czy trzeci rok gryze sie z tematem. Chomikiem nie jestem, ubran na pewno nie mam 50 ani zapasow spożywczych, czy nieuzywanych gadzetow, czystki domowe robie regularnie i zawsze, nieustannie jest czego sie pozbywać… trzymam sie zdrowego rozsadku, pewnego optimum dla naszej rodziny, trzymam chaos w ryzach na ile to mozliwe. Niemniej kiedy zajrze do wirtualnego zakatka jednej czy drugiej minimalistki zazdroszczę… Czasem wrecz mam kaca potem i ide cos wyrzucic;p Mimo swiadomosci, ze ona nie ma dzieci! i to jest w ogole inna liga minimalizmu;)
Trochę późno tu trafiłam ale nadzieję, że uda się bez przeszkód zrealizowałaś wszystkie postanowienia i nie powrócisz do zakupoholizmu. Ja także planuję przeprowadzenie takiej rewolucji, po kilku miesiącach prowadzenia dziennika wydatków załamałam się ile pieniędzy idzie mi na niepotrzebne rzeczy, szczególnie na ubrania. Zrobiłam porządki w szafie, pozbyłam się większości ciuchów oddając je na Pomaganie przez ubranie i zrobiło mi się luźniej w garderobie, ale to nie koniec, bo jeszcze czeka mnie pozbycie się niepotrzebnych sprzętów, akcesoriów domowych i różnych innych rzeczy, które niepotrzebnie zajmują miejsce.
Ja nigdy nie miałam ciągot zbierackich ;) Do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, że sposób w jaki żyję jest minimalizmem, teraz jest to już dla mnie pewne. Różnica polega jednak na tym, że nigdy nie pozbywałam się rzeczy, nie stawałam się minimalistką. Chyba zawsze nią byłam. :)