5.45 – Nie wierzę. Normalnie nie wierzę! Musi mi się to śnić, że moje dziecko otworzyło oczy. Spoglądam na telefon. Tak, nie ma nawet magicznej szóstej, o której to zaczyna się dzień a kończy noc. Mam pełne prawo opowiadać wszystkim w ciągu dnia, że dziecko obudziło się w środku nocy. Mam prawo być zmęczona. Cały dzień będę narzekać.
5.50 – To poranne marudzenie doprowadzi mnie do szału. Znowu ja. Znowu ja muszę wstać. Nikomu nie podam tej sztafetowej, pobudkowej pałeczki. Mąż za oceanem. Jestem tylko ja i On. Mój kochany, jedyny w swoim rodzaju, piękny i mądry, a także każdego poranka cholernie MA-RU-DZĄ-CY Syn. Szukam w pościeli gumki do włosów, którą gubię każdej nocy. Znalazłam. Okręcam ją wokół moich włosów, które ułożyły się na głowie na kształt upierzenia starej, co najmniej dwudziestoletniej, plastykowej lalki. Gniazdo goni gniazdo. „You know what I mean” … Wstałam. Zachwiałam się lekko. Poprawiłam bluzkę. Tak, jestem matką karmiącą. Lewa pierś wyszła zza dekoltu. A może to mój Syn ją „wyszedł„? Nieważne. Schowałam ją.
6.00 – Po kilkuminutowych poszukiwaniach tabletki na niedoczynność tarczycy, którą należy połknąć na czczo, połykam ją i popijam odrobiną wody. Przez przeklęte pół godziny nie mogę teraz nic jeść. Mam już głodową dziurę w brzuchu. Powoli robi mi się dziura na plecach. Młodemu pielucha wisi już do kolan. Zdecydowałam, że zlituję się nad nim. Biedny, chodzi z tym pampersowym zbiornikiem i zupełnie nie rozumie dlaczego jest on taki ciężki. Nocnikowanie średnio nam wychodzi. A średnio dlatego, że zwyczajnie go nie praktykujemy. Synu. Do Twojej 18-stki obiecuję, że się tym zajmę.
6.20 – Z uwagi na głodową dziurę, która pojawiła się na moich plecach, udaję że nie wiem, że minęło dopiero dwadzieścia minut od połknięcia tabletki. Sięgam do lodówki po zimną parówkę. Niemalże połykam ją w całości. Młody wisi mi już z nudów na prawym kolanie [CYK. Robię fotę na INSTAGRAM i podpisuję ją, jak to moje dziecko z radością tuli się do mnie każdego ranka…]. Zabawki już go nie kręcą. Daję mu do ręki swój telefon. Na odczepnego. Powoli zaczynam kontaktować. Krew napływa mi tam gdzie trzeba. Zabieram telefon. Cholera, ogarniam sytuację. Jaki sens ma dawanie dziecku przedmiotu, a następnie zabieranie go jemu? Tłumaczę to wczesną porą. Więcej tak nie zrobię, opamiętuję się.
6.30 – Przytulamy się. Wrzucamy klocki do sortera. Wyciągamy je z sortera. Ponownie wrzucamy i wyciągamy. Po hebernastym razie moje dziecko wydaje się być znudzone tą czynnością. Ja też, ale mogę to zameldować koniowi na Helu.
6.40 – Kaszka. Truskawkowa kaszka z rana jak śmietana! Włączam Peppę i lecimy z koksem. Łyżka za łyżką. Peppa i jej little brother George właśnie wybierają się z rodzicami na camping. Tym to dobrzeee! Nabieram ostatnią łyżkę kaszki i węszę opór. Lewa ręka mojego Synapokazuje mi, że małe moje szanse na wpakowanie mu łyżki do buzi. Czekam minutę. Cierpliwie. Peppa właśnie chichra się i pokazuje Georgowi jak robi bańki mydlane. W tym właśnie momencie sprytnie wkładam ostatnią łyżkę do dzioba mojego kochanego synala. Większość kaszki została zjedzona. Mniejszość wepchał sobie przy okazji do nosa.
7.00 – Łapię w locie chaotyczne myśli – hmm może napiszę dzisiaj na blogu o tym, że mam już wszystkiego dosyć? Nieee. To już było w zeszłym tygodniu u X. To może zanalizuję zachowania dzieci w publicznych toaletach? Nieee. Y już zrobiła dwa tygodnie temu całe zestawienie i studium przypadku. Ehh. W takim razie napiszę o niczym. Czyli może o tym jak wygląda poranek blogerki parentingowej? Okay, to co prawda nudne, ale przynajmniej się wyżyję i odbiję sobie to całe niewyspanie.
7.15 – Skończyłam łapanie myśli. Młody zniknął mi z pola widzenia. Słyszę odkręconą wodę. To jest pewniak, że włączył chłopak wodę w bidecie i liże sobie ręce. Nasz poranny standardzik.
7.20 – Przebrałam Młodziaka. Mokry od stóp do głów. Zadowolony. Mój kochany wodnik szuwarek.
7.30 – Wartałoby zarzucić na siebie jakieś bardziej wyjściowe wdzianko. Dzisiaj do atrakcji dnia zaliczam przyjazd kuriera z dostawą bepanthenu i wit.D. Przez 15 minut szukam stanika. Przez drugi kwadrans szukam majtek. Dobija godzina 8.00 a ja nie mam jeszcze na sobie żadnych spodni.
8.00 – Dzwonek do drzwi. Pewnie kurier – pomyślałam. Otóż, pudło. Nie kurier, a sąsiad z dołu z prośbą o zmielenie 1kg kawy. To tylko sąsiad a ja wystrojona jak stróż w Boże Ciało. Pikuś. Uwielbiam mielić kawę. A 1kg kawy to już w ogóle. A nowy post na blogu sam się nie napisze…
8.30 – Zmieliłam kawę. Młody wisi mi już u nogawki tak nisko, że portki ledwo trzymają się moich czterech liter. Włączamy muzę. Tańczymy. On już jest w swoim świecie. Popycha mnie w róg pokoju i każe tam zostać. Nie narzekam. W międzyczasie nadrabiam zaległości na ulubionych blogach. Kolejność przypadkowa: Facebook, Bloglovin, Instagram. Tym to dobrzeee. Połowa z nich nad morzem. Druga połowa je na śniadanie rarytasy niczym Królowa Elżbieta. Wiedziałam, że blogerkom to się powodzi ;-) Dostałam klockiem w tył głowy. Czas zareagować.
9.00 – Synku, a może poczytamy coś? Tiaaaa. Będzie mi Syn chyba czytał streszczenia, bo do książek to on nie jest do końca przekonany. Właśnie wepchnął dwie książki za sofę i… otrzepał sobie ręce!
9.30 – A może jogurcik? To jest numer sezonu. Iventy jogurty ubóstwia. Znajdziecie je w hurtowych ilościach w naszej lodówce. I na dywanie.
10.00 – Lewą ręką stukam w klawiaturę, prawą odkurzam całe mieszkanie. On też odkurza. On odkurza paprochy z podłogi i wkłada je do buzi. Zawsze trafia. Z jedzeniem o wiele rzadziej trafia do buzi – ciekawe, prawda? Teraz prawą ręką stukam w klawiaturę a lewa wkłada pranie do pralki, prasuje, wypakowuje zmywarkę i wynosi śmieci. To się nazywa mutlitasking! Ponownie zmieniam ręce : tym razem lewa odpoczywa a prawa szoruje buzię Młodziaka.
11.30 – Ubieramy się na spacer. Prawą ręką powiadamiam serwisy społecznościowe o nowym wpisie, lewą zmieniam pieluchę. Mam to opanowane do perfekcji.
ciąg dalszy nastąpi …
85 komentarzy
O matko… Ja bloguję zaledwie od dwóch tygodni i już mam wrażenie, że mnie to przerasta. Muszę opanować to powiadamianie o nowym wpisie i zmienianie pieluchy jednocześnie ;)
spoko, ogarniesz temat w 3 minuty :-D
Boże, kobieto, Twój blog z nieba mi spadł. nawet nie pamiętam jak na niego wpadłam. Jestem jedną z tych matek, co cały czas widzą swoje błędy i doszukują się niedoskonałości w swoim sposobie wychowywania (sposób wychowywania? naprawdę?) dzieci. Kiedy czytam Twoje wpisy jest mi lepiej, bowiem okazuje się, że nie popełniam błędów, jestem po prostu matką. I człowiekiem.. Bo niestety często zapominam, że matka też człowiek. Otoczenie też o tym zapomina. Aczkolwiek nie wiem, czy niedługo znajdę czas na poprawianie sobie humoru czytaniem, bo (prawdopodobnie) za 12 dni światło dzienne ujrzy mój drugi potomek. Pierwsza ma rok i cztery miesiące. Będzie wesoło!
PS. Jako że nie mam czasu dokładniej wertowac Twojego bloga, mozesz mi powiedziec w jakim wieku jest Twoj synal?
Pozdrawiam z calego serducha!
Szczęślivego rozpakowania i wpadaj jak najczęściej [ tu do mnie ;-)]!
Mój Iventy ma 15 miesięcy :-)
Głodowa dziura – skąd ja to znam :-)
ta dziura mi się zaczyna robić już w okolicach 22.00, czyli jakoś teraz ;-)
u mnie podobnie, dlatego zaraz zjem sobie kanapkę ;)
Jesteś genialna, Sz! Bardzo podobnie to wygląda u mnie, nawet post wisi w oczekujących, ale że Sz napisała go dzisiaj, to, no cóż, przeczekam, bo te plagiaty teraz lecą ze wszystkich stron :)
E tam! ;-) Chętnie poczytam u Ciebie o Waszych porannych zmaganiach ;-P
Ja ostatnio nie nadążam z czytaniem wpisów w parentingach, toteż u mnie na pewno się jakiś plagiat skroi kiedyś ;-)
Hehe :) U mnie jest dzień z życia blogerki i w sumie nie pamiętam, co tam wypisywałam. Bo mi został jeden na czarną godzinę :)
fajnie się czyta w sobotni ranek pełen chaosu :-)
Ooo jakbym widziała nasze poranki…tylko pomnóż to wszystko razy cztery i bedzie git :) powodzenia w nocnikowaniu
nie żartuj! mi się czwórka marzy, czyli mam się przygotować na najgorsze?! aaa! ;-)
na najgorsze..nieeee…właśnie na najlepsze się szykuj :)
Hah. Bonanza gwarantowana :D
Włączył wodę w bidecie i liże ręce… Wybacz ale oplułam monitor :P
Ja tak mam w weekendy.. w tygodniu na szczęście chodzę do pracy :PP …
ktoś mi nawet ostatnio dowalił „Ty Gośka, ty to w pracy odpoczywasz..przyznaj się?”
hmm…nie zaprzeczyłam :)
znęcasz się nade mną pisząc w ten sposób :-D
; D…już nie będę.. pocieszę Cię , że jak wracam moja dwójka żyć mi nie daje..aż do 22…jest równowaga w przyrodzie :))
Padam ze śmiechu, w pracy, w domu nie opanowałam systemu czytania blogów.
hahahahahaha, ja też zaczynam dzień od zebrania w szyki cyców, bo nie wiedzieć czemu w nocy się rozpierzchają (dobrze, że nie muszę ich szukać po podłodze), mówię baczność i zaczynamy poranną zmianę :)
U nas wygląda bardzo podobnie :) pierwsze co robię to kawa :) świetny wpis taki życiowy :D
Super post zupełnie tak jak u mnie ja już nie karmie;) za to u nas flasia z kaszą manną na śniadanie ale mój synek potrafi spać do 11;-) jak był mniejszy były pobudki już o 5 i bawić się będzie eh… z tym bidetem no płakać mi się chce ze śmiechu macie ciekawie mój lubi w kibelku grzebać :D
O jaaa! Jak fajnie sie czyta! Ale współczuje ! Serio. Jeszcze niedawno ( wciaz) z tylu głowy mam trzecie dziecko, ze chce ! ale moje duże dzieci dają mi juz tyle swobody ze juz sama nie wiem, czy bardziej sie da mieć więcej wolnego czasu ;)
Czymże jest wstanie o 9:30 obudzona właściwie przez to ze oni tez sie obudzili, czymże jest zagrzanie mleka na płatki resztę zrobią sobie sami. Pójdą sie ubrać, czasem dupę chca żebym im wytarła. Taka jeszcze bliskość. Uczesze włosy. Zrobię przy sobie tak dużo ze jak maz wraca do domu to mówi ze tak pięknie wyglądam, ze mi służy ta obczyzna ;) Taaa.
Dzieci maja jeszcze kilka dni wolnego. Leniwe wychodzenie z domu na plac zabaw i snucie sie po wiosce, obiad, a oni zajmują sie sobą. Zakupy przebiegają sprawnie bo dzieciaki maja chętkę na noszenie siatek za cos drobnego :)
Moje dzieci maja 7 i prawie 5 lat. Nie wiem czy myśl o trzecim jest na miejscu. ;)
Moje mają 4 i 6. Właśnie staram się o trzecie ? raz się żyje ?
U mnie nawet tabletka na niedoczynność sie zgadza ? nie mówiąc już o moczeniu raczek w bufecie i lizaniu…Hmm tylko bloga nie pisze-jedyna różnica ,wszystko inne się zgadza ? Uśmiałam się z tych podobieństw ?
Znowu się uśmiałam ☺Masz takie lekkie pióro,podziwiam?
5.45 luksus:)
Uśmiałam się :) Znam to aż za dobrze… :D
Uśmiałam się :) Znam to aż za dobrze… :D
Ale te Twoje dzieci są do siebie podobne ;)
padłam :D A myślałam że mnie, matce 3 miesięcznego „po-co-mam-spać-w-dzień-mamo-skoro-możesz-mnie-nosić” dziecka jest ciężko ;-)
Powinnyśmy mieszkać obok siebie :). Tylko tabletkę muszę dac dwulatkowi i pół godziny mówić, że zaraz zje.
Powinnyśmy mieszkać obok siebie :). Tylko tabletkę muszę dac dwulatkowi i pół godziny mówić, że zaraz zje.
WoW, jeśli tak wygląda Twój prawdziwy poranek to dziwię się, że jeszcze nie zaaplikowałaś młodemu jakich tabletek na sen ;) Ja bym chodziła wkurzona już od poprzedniego wieczora, wiedząc, że pobudka czeka mnie o takiej godzinie.
Skąd ja to znam… Czeeekaj, ach tak – jeszcze rok temu miałam to samo. Później zaczęłam narzekać ze śpi mi do 11! A ja wstając razem z nią nie mam na nic czasu ;D
..spi do 11..mamma mia, ile latek ma corka? kiedy mnie to szczescie spotka? :D :D :D
Miała tak przed drugimi urodzinami :) a wspominałam o kładzeniu się spać po północy? :) teraz ją przedstawiliśmy na 21-8 ;)
Ha! Mój Młody śpi do 10:30, ale też idzie spać o północy :D dobrze wiedzieć, że to da się przestawić xD
dokładnie jak mój synek urodzony na Boże Narodzenie 2014 roku moje największe szczęście i mój kochany rozrabiaka, wszędzie się pcha i próbuję rączki wsadzić, wszystko rozbiera na części pierwsze, Peppa Pig obowiązkowo co ranek, i raczki w kibelku, mycie rąk co najmniej 5 razy dziennie, poza tym nawet na zdjęciach wygląda podobnie jak twój synek jak bym mojego Lucas widziała :)
Piękny poranek! :)
Heh .świetny pomysł na wpis.
Doskonale Cię rozumiem ;)
pozdrawiam MARCELKA♥
U nas CODZIENNIE od dwoch lat jest 4:30!!! Nie narzekac na 5:45!
Mój prawie dwulatek serwował mi podobne atrakcje jakoś do 6.go miesiąca życia, od tego czasu staram się znaleźć równowagę między jego a moim „muszę” :) rzecz w tym, że od 5 miesięcy w moich brzuszku rośnie drugi szkodnik płci nieznanej, więc za jakieś 4 miesiące zacznie się kolejne randez vous o przebiegu nieznanym :D teraz się uśmiecham, a potem będę płakać :)
Mój córka od dwóch miesięcy wstaje między 10 a 11 rano.Chodzi spać o 20:00.Mój syn lat 9 wstaje między 8 a 9.Więc nie mogę powiedzieć,że łącze się z Tobą w bólu.Aczkolwiek trzymam kciuki byś miała tak jak ja;-)
Moja 9 miesięczna wstaje o 5:30 nie narzekałbym, ale w międzyczasie ma tak ze dwie pobudki. Luksus jak jest pobudka podam smokami śpi, ale ostatnio jest tak ze nie śpi od 1:30 do 3 lub od 23 do 1:45 wiec chodzę jak zombie….
Moje dziecie wstaje o 7 rano :) zasypia o 20-21 . A przy okazji jeszcze jedna pobudka w noc :) Syenk ma juz 1.5 roku . Coraz mniej mi to przeszkadza :) Choć czasem jest ciężko wstać :)
Moja Majka ma już dwa latka…wstaje ostatnio 8.30….spac chodzi ostatnio 20.30-21.30…zimą zapewne to się zmieni.
U mnie jest spokojnie…leniwie…czas upływa na kreatywnych zabawach …troszkę go było go mało,dlatego kładę maluszka spać póżniej niz do niedawna. Czasem w nocy ok 24 mamy pobudkę….w dzień zdarza nam sie przespać w oklolicach 15stej. Neta zostawiam na wieczór. Dzięki temu mam wolne obie ręce ;)
U nas podobnie to wygląda, z tym że godziny snu mamy inne… 2 letnia córcia Kaja chodzi spać o 22-22.30 i wstaje 8.30-9.00 luksus! :) Mama nie pracuje, więc taki system nam odpowiada :) Aha dodam, że do tej 22giej oglądamy razem w łóżku serial „Przyjaciele” – mała uwielbia Joe’ya :) Czasami się budzi ok.5 rano (szczególnie jak tata idzie na rano do pracy), ale ja to traktuję jak 'przebudzenie się na piciu’ :D Przecież nie będę od 5 rano myśleć czym małą zająć :D Zaciągam szczelniej rolety zewnętrzne tzw.antywłamaniowe i udaje, że jest noc :D Drzemkę popołudniową ma ok.13.30 do ok.15.30 :) Pozdrawiam wszystkie mamuśki :)
Boże. Współczuję Mamuśki, moja córa (3 lata skończy w październiku ) cały dzień oczy jak 5 zł(zero snu w ciągu dnia), ale za to 19:30 już słodko śpi , a rano (i tu was zaskoczę) pobudkę mamy o 8:00. Haaa taki luksus :D Pozdrawiam Mamy ,, zombie” i wytrwałości życzę.:*
Pierwszy raz jestem na Twoim blogu, ale już podczas czytania streszczenia tej notki na fb (a dokładniej zdania: „To jest pewniak, że włączył chłopak wodę w bidecie i liże sobie ręce. Nasz poranny standardzik”) zdążyłaś rozbawić mnie do łez. Potem było już tylko lepiej.. Co zdanie, to wybuchałam śmiechem (przepraszam ;) tak głośno, że na koniec wybudziłam swojego 3-miesięcznego Synka.
….Więc chyba jednak nie wiem czy mi się podobała lektura o_O.
a tak na serio – świetnie piszesz, będę zaglądać.
Pozdrawiam.
Heh… a ja napiszę na pocieszenie, że mam bliźniaki i pobudkę o 5.30 :D
tak,tabletka 30 min przed jedzeniem…..mi się rzadko to udaje.Mam dwójkę i rano jest zawsze szaleństwo, śniadanie,pomóc w ubieraniu,do żłobka a później do przedszkola.Wiem, wiem że powinno się pół godziny…. :( Niedoczynność tarczycy to nie łatwa choroba,
ekhmmmmm – codzienne pobudki o 5:50 mam już na szczęście za sobą :D chwila dospania przy Scoobie Doo – czasem nawet godzina są tego plusy – ja tam miałam obiad ugotowany już o 9 rano ;) :D no i dziecię szło na „pierwszą” drzemkę coś koło tej godziny – czekaj inne dzieci wtedy wstawały ….. serio …. to mija…. po jakimś czasie ….. nie napiszę po jakim żeby Cię nie dołować :*
Wszystko śmiesznie i ogólnie mam to samo, ale jednego nie rozumiem: skoro dziecko nie ma ochoty na kolejną łyżkę kaszki, to po co mu ją wciskać? To niezdrowo trochę. Polecam lekturę poradnika żywieniowego Instytutu Matki i Dziecka, jest dostępny na ich stronie. A jak się komuś czytać nie chce albo czasu brak, to wystarczy pamiętać, że dziecko – nawet najmniejsze – wie lepiej kiedy jest najedzone niż jego mama, a przekarmianie zaburza naturalne mechanizmy samokontroli łaknienia. To prosta zasada i nawet ułatwia życie mamie, więc czemu nie?
też mi tylko to trochę nie pasuje, wole nie wpychać jedzenia, nawet jak zje tylko dwie łyżki zupy to nic, w końcu kiedyś zgłodnieje:) I zawsze sama „mówi” ze jest głodna i kiedy kończymy, a wszyscy podziwiają jak ona ładnie je i w miarę o ustalonych porach. Po prostu daje jej wolną rękę w końcu to ona je a nie ja. Ale co do reszty to się zgodzę. Nawet uważam, że autorka tekstu ma gorzej niż ja, bo ja szczęśliwie zostawiam małą w żłobku, ona cieszy się jak szalona, a ja idę do pracy porozmawiać z dorosłymi ludźmi…a popołudnia są dla na bo obie się stęskniłyśmy. Cały dzień sam na sam źle wpływał na obie ze stron.
Moze zabrzmieć to banalnie ale świadomość ze nie jestem jedna jedyna co z taką euforią wstaje rano poprostu poprawiła mi humor..??? dzięki Bogu ze nie tylko ja mam tak prz….e ?? Ps… Kocham swoją córcię nad życie ??
a teraz wyobraź sobie ze musisz o 7.30 wyjść do pracy a wcześniej się do niej ubrać i umalować, jak można być takim nieogarniętym, serio mój młody wstaje po 5 szczyt to 5.40, muszę go przebrać, nakarmić siebie ogarną przed przyjściem opiekunki tak żeby tylko wyjść, a i cały dzień pracuję umysłowo więc mój mózg też musi pracować i mieć tak coś więcej niż kaszkę
no gratuluję perfekcji ;3
Tez dołaczam sie do gratulacji ?
Mój synek właśnie skończył roczek i od roku nie śpię. Tzn śpię,ale przerywanym snem. Zasypia miedzy 21a 22:30. Był okres kiedy między 20:30 a 21 już spał,ale łobuz sobie przestawił i za cholerę nie mam wpływu na to. Budzi się zazwyczaj 3razy do karmienia (karmię piersią,o ile jeszcze tak mogę nazwać te „flaczki”)o północy,koło 3 i koło 5. Po ostatniej przebudzce biorę go do siebie(chłopak właśnie do pracy idzie) i mam co pół godzinne przebudzenia z naruszeniem i wieeceniem się po całym łóżku. Trwa to roznie. Czasami do 9 a bywa też tak że o 7juz muszę tyłek podnosić z łóżka i się z nim od samego rana bawić. Marzę o przespanej całej nocy! Nie wspomniałam też,że mój cycus (czyt. Synek)nie zasnie bez cycka,nie chce zostawać z nikim,a jak już musi to jest straszna histeria,za cholerę nie chce pić mleka ani kaszki z butli i wciskanie jakich kolejek posiłków kończy się zjedzeniem kilku lyzek. Tylko cycek i cycek. Nie mam pojęcia jak go przestawić na normalne jedzenie bo stawia opory. Ale mimo tego wszystkiego kocham go mocno i jest mym malutkim oczkiem w głowie ?????
Zawsze jak opowiadam to innym mamom nikt nie chce mi wierzyć, że takie dzieci istnieją…. moja córa mając 3 dni szła spać ok. 20 a na jedzonko budziła się raz ok 4-5 i wstawała między 9 a 10:) Taki miałam luksus przez pierwsze 3 miesięcy. Po 3 miesiącu przestała budzić się w nocy na jedzenie. Teraz mając 13 miesięcy idzie spać ok 20-21 i wstaje w okolicach 7-8 nie budząc się przy tym w nocy ani razu (sporadyczne sytuacje typu zęby lub jakieś inne cholerstwo). Około 10 mamy 40-60 minutową drzemkę a ok. 14 1h-1,5h kolejna drzemka. Kiedy słyszę opowieści o matkach, które przez pierwsze dwa lata nie śpią to naprawdę bardzo ale to bardzo im współczuje i cieszę się, że jestem w gronie matek, które mają to szczęście, że ich dziecko śpi:)
Chciałabym o 7.30 wyjść do pracy. O 7 już muszę w niej być. Ubrać siebie dziecko i zaprowadzić do żłobka… praca umysłowa :) kiedy mogę zostać w domu z dzieckiem to odpoczywam.
Co ten Twój koment miał na celu? ☺
Zaje….sty wpis!!!!!Ale sie ucieszylam czytajac go! Az mam ochote Cie usciskac:)))))) Mam baaardzo pdobne jazdy codziennie z tym ze dzieci jest dwoje – roczne i trzyletnie, ktore dzieki Bogu chodzi juz do przedszkola :D a do tego dochodzi jeszcze trzecie w postaci mojego meza, ktory zazwyczaj ma mentalnosc 16-to latka (szczegolnie wieczorami) naomiast rano nie mam pojecia czemu zamienia sie w nieporadnego kilkulatka:):):) wiec na zadna pomoc liczyc nie moge, a wrecz przeciwnie ciagle musze szukac jego telefonu, kluczy, torby do pracy, papierow do pracy, dokumentow ………….(ta lista NIGDY sie nie konczy) Ale i tak kocham te szalone poranki:)))))))) Jeszcze raz dziekuje za ten wpis:))))
pobudka przed 6 to u mnie norma, a i tak jest już dobrze, wcześniej mały budził mnie po 4, więc nie mogę narzekać:)
Twój najlepszy wpis!! Świetnie się czytało. U nas też pobudki zaczęły się przed 6, córka za parę dni kończy roczek. Jeszcze nie przespalam ani jednej nocy, karmie piersią, śpimy razem ( kto śpi ten śpi;)
No gitara! A teraz sobie wyobraź, że ja mam to samo razy dwa i za miesiąc dojdzie mi noworodek ?
Mam podobnie…. Ale coz trzeba dawac sobie rade,kto jak nie my?
Mam to samo…i tak mi dobrze na sercu po tym wpisie, bo wiem że nie jestem sama. Co do genialnych mam pracujących, idealnie zorganizowanych powiem tak: pracowałam do niedawna i stwierdzam, że wyjście do pracy to luksus. Luksus tylko dla egoistek, które wolą zamknąć drzwi i zostawić za nimi wszystkie obowiązki i ogrom odpowiedzialności za własne dziecko. Żłobek? Sorry. Niczego gorszego dziecku juz zasposorowac nie można.Dla mnie to bbyłaby ostateczność. Kocham swojego dwuletniego syna ponad życie i to dla niego zrezygnowałam z pracy bo dziecko po to ma mamę żeby ona była. Była przy nim, z nim od rana do nocy i w każdej chwili, kiedy jej potrzebuje.
mamafrania nie nazywaj egoistkami kobiet prowadzących dzieci do żłobka. Nie każdego stać na luksus bycia z dzieckiem w domu po zakończeniu urlopu macierzyńskiego. Stać cię na to to się ciesz, ale nie krytykuj innych!!!
Myślisz, że te obowiązki za zamkniętymi drzwiami zrobią się same? otóż nie ! mama, która wraca z pracy musi to zrobić po niej. Uważasz,że kobiety oddają swoje maleństwa do żłobka dla kaprysu??? Bo ja myślę, że muszą wrócić do pracy i zarabiać,aby mieć za co utrzymać swoje pociechy, które również kochają ponad życie i chcą i zapewnić godne warunki. Takie czasy ,że oboje rodziców muszą pracować, aby utrzymać się na powierzchni. Wydaje ci się , że takiej mamie jest łatwo?, że nie jest jej ciężko rozstać się z dzieckiem a może mniej jej kocha niż Ty swoje? Uważasz ,że to takie łatwe zerwać się przed 5, wyszykować siebie i dziecko , zaprowadzić je do żłobka i lecieć do pracy w której trzeba zasuwać a po pracy odebrać dziecko iść do domu,zrobić obiad a gdy dziecko pójdzie spać zrobić wszystkie obowiązki na które ty masz cały dzień. Jak się uda takiej mamie położyć spać przed 22 to jest szczęśliwa .Ja jestem taką mamą i widzę takie wypowiedzi to się zastanawiam czy żyjemy w tych samych czasach…
Podziwiam pracujące mamy żłobkowych dzieci,to jest mega wysiłek pozbierać się w tym okresie i wrócić do pracy,ogarnąć to wszystko czasowo i fizycznie,dowozic dziecko i odbierać często po nieprzespanych nocach.A czy dla dziecka bycie cały dzień z mamą, która przez cały czas jest przyklejona do telefonu czy kompa jest takie fajne?To trochę oszukiwanie samej siebie „jestem z dzieckiem 24, daję mu siebie w 100%”a potem klikanie przez połowę tego czasu w necie…
Weź pod uwagę, że są matki, których absolutnie nie stać na rezygnację z pracy. I to właśnie rezygnacja z pracy byłaby dowodem egoizmu.
Jak można tak nazwać matkę…? To że matka pracuję oznacza, że mniej kocha dziecko? Ja jestem zmuszona iść do pracy i dać dziecko do żłobka bo sama wychowuje i muszę skadś pieniadze mieć a że tatuś może wykorzystać to jako pretekst odebrania mi dziecka …to.jakie ..mam wyjscie? Nie wyobraża sobie z jakim bolem poszlam do pracy a mała do żłobka dałam.. i co? Czy to jest wyraz braku miłości dla mojego dziecka?? Chyba wręcz przeciwnie. Staje na głowie zeby byla ze mna. Cale półtora roku się nią zajmowalam i nie jedna prace odmowilam ale strach przed utrata dziecka z takiego wlasnie powodu jest wiekszy. Więc nie to nie luksus i nie, nie jestem egoistka. Poświęcam dziecku więcej niż mozna sobie wyobrazac ale kogo to obchodzize matka kocha i staje na glowie jak ojciec spi na pieniadzach i wystarczy ze krzyknie” nie pracuje” i pozamiatane. Ale mi Pani ciśnienie podniosla takim szufladkowaniem.
Powiem Tak, oczywiście każde dziecko zasługuje aby jego Mama była przy nim. Niestety czasami tak się nie da. Poprostu zwyczajnie nie wszystkich na to stać! Niekiedy Mama, Ta najcudowniejsza osoba pod słońcem, musi wrócić do pracy. Właśnie dlatego dzieci zapisuje się do żłobka. Pozdrawiam wszystkie pracujące Mamy!!!
A zarobić na dziecko ma tylko tata, często łapiąc dwa etaty żeby rodzinę utrzymać? Obrzydliwy wpis
Haha ;P znam to ! :D
kocham Cię kobieto… cała prawda i tylko prawda…. niech moc będzie z Tobą, przybijam piątkę matka 5latka i 9latka, oj dzieje się i u nas…..
My jeszcze rano lecimy do piwnicy po drzewo, rozpalamy w piecu ??
Szacunek! Jak mąż wyjechał to kilka razy w środku nocy zgasło mi w piecu i musiałam wyjść z domu na mróz żeby go odpalić (mamy piec w garażu). brrrrr…
Prawie jak u nas :) też jest Peppa do śniadania. Inaczej musiałabym ganiać z łyżką po całym domu. Taplanie się w bidecie to jeden z obowiązkowych punktów programu dnia. A multitasking mam opanowany do perfekcji teraz jem zupę (jeden ciepły posiłek w ciągu dnia czasem uda się zjeść), młodszą trzymam na ręku i piszę komentarz :) Cholera kolejna plama na bluzce! I do prawdy nie wiem co dzieci widzą w tych okruchach… chyba zacznę obiad po podłodze rozsypywać. Może instynkt zbieracza im się włącza, jakiś atawizm czy coś…
Pozdrawiamy!
Uwielbiam skad znam to tylko moj nie przespi calej nocy i ciagle sie budzi…marzenie,pozdrawiamy;)
„6.40 – Kaszka. Truskawkowa kaszka z rana jak śmietana! Włączam Peppę i lecimy z koksem. Łyżka za łyżką. Peppa i jej little brother George właśnie wybierają się z rodzicami na camping. Tym to dobrzeee!” – aż się poryczałam przy śwince Peppie :D Maaaamy to samo :) Piona!
Hahaha.. Padłam ze śmiechu ;) myślę że większość z nas ma takie przeżycia..
Super to wszystko ujęłaś, szkoda, że nie mam dodatkowych dwóch rąk :)