Jeśli śledzicie mnie na Facebook’u to dobrze wiecie, że wyciskam na klatę 180 kg i potrafię przepłynąć Wigry wpław w 2 minuty. A jeśli śledzicie mnie na Instagramie to wiecie, że mam w talii tyle co w szyi. A jeśli nie śledzicie, to Wasza strata ;-)
Żarty żartami, jednak masa sama się nie zrobi, nie wspominając o talii osy i sześciopaku ;-) Triceps mam w planach dopiero na 2015 rok. Cudowne 9 miesięcy podarowało mi nie tylko mojego kochanego Iventego. Dostałam w gratisie przeszło 20 dodatkowych kilogramów, których przybywanie odbywało się systematycznie na przestrzeni tych 39 tygodni. W ósmym miesiącu ciąży, gdy ujrzałam pewną tajemniczą liczbę na wadze, obiecałam sobie, że więcej na wagę nie stanę dopóki pierwsza cyfra nie będzie niższa o 2 jednostki.
Jestem przykładem na to, że moje ciało robiło swoje nie zważając na dobrze zbilansowaną dietę i próby aktywności fizycznej. Po siódmym miesiącu przypałętało mi się rozejście spojenia i tym oto sposobem mogłam zapomnieć o ćwiczeniach – już sama wycieczka do toalety wydawała mi się katorżniczą pielgrzymką do Mekki i Medyny.
15 kilogramów spadło samoczynnie po 12 miesiącach. Nagle spostrzegłam, że zamiast pięciu podbródków mam jeden a moje palce już nie przypominają parówek ;-) Czułam się uratowana. Ale dostrzegłam, że spadek wagi spowodował brak jędrności skóry, o braku zarysu mięśni nie wspominając.
Pewnego razu wstałam rano z kosmiczną energią i nie zważając na totalny brak chęci weszłam na orbitrek i zaczęłam pedałować. Po 20 minutach wyglądałam jak zmokła kura uciekająca przed kogutem. Byłam zasapana, ale szczęśliwa [ przyp.tłum. szczęśliva]. Dostałam tak ogromnej dawki endorfin i innych dziwnych substancji, że zaraz po tej przebieżce sprzątnęłam całe mieszkanie [P.S. uwierzcie, metraż jest wykańczający]. Na totalnym speedzie. Z uśmiechem na twarzy nie mogłam doczekać się następnego dnia i wyciskania siódmych potów raz jeszcze.
Na dniach stukną mi 2 miesiące odkąd wzięłam się za aktywność fizyczną na poważnie. Na początku ćwiczyłam codziennie poświęcając temu około 40 minut dziennie. Zasuwałam na orbitreku jak dzika. Pot lał się z czoła. Wyciskałam z siebie wszystko. Niestety jesteśmy bardzo mobilną rodziną i ostatnie tygodnie spędziliśmy poza domem. Próby wzięcia orbitreka zostały skutecznie zgaszone przez mojego Szanownego Małżonka [ i miał chłopak rację;-) ].
Dlatego też musiałam znaleźć alternatywę dla cross-trainingowych ćwiczeń. W zamian do obrotu włączyłam hula hoop i wycieczki rowerowe.
W hoola hoopowej przygodzie pomaga mi Deanne Love ze swoimi tutorialami. Mistrzyni kręcenia kołem, tańca i mowy w jednym czasie.
Dla początkujących polecam tę playlistę:
Moja obręcz ma 90 cm średnicy, jest piankowa i składana. Polecam Wam tę opcję jeśli zamierzacie zabierać hula-hoop ze sobą tam, gdzie podróżujecie. Jeśli myślicie, że kręcąc obręczą nie zmęczycie się, to jesteście w błędzie. Przekonał się o tym mój Mąż, który teraz wymiata niczym tancerze w Rio podczas karnawału ;-)
Po miesiącu ćwiczeń zauważyłam wyraźniejsze wcięcie w talii i zmniejszenie tzw.boczków. Za 3 miesiące będę miała talię Lalki Barbie. Trust me ;-P
Mój cel: talia sprzed 6 lat, kiedy to nagminnie podkreślałam ją dziwnymi paskami a przy okazji kładłam się na barcelońskich chodnikach w poszukiwaniu męża…
Moje rady:
- wybierzcie profesjonalne koło, bez masujących wypustek. Na nie będziecie mieli jeszcze czas.
- zacznijcie od 10 minut kręcenia w jedną i drugą stronę. Nie przetrenujcie się.
- prawdopodobnie nie ominą Was zakwasy i drobne siniaki. Po ok. tygodniu Wasze ciało przyzwyczai się do obciążenia.
- nie kręćcie za często, bo wkręcicie się tak jak ja i zaczniecie na poważnie myśleć o pole-dancingu z kółkiem w ręku ;-)
P.S. Jeśli potrzebujecie dodatkowych motywacji zerknijcie do postu u Basi TUTAJ , a jeśli macie opory przed ćwiczeniami outdoorowymi, to bezsens tych oporów wytłumaczy Wam Life Managerka TUTAJ :-)
P.S.2 To kiedy kupujecie hoola-hoop? :-D
7 komentarzy
Kiedyś dużo ćwiczyłam z hoola hoop i faktycznie było to widać na moim ciele. Dzisiaj koło leży gdzieś (kurczę, tylko gdzie…?) i chyba pora je odkurzyć. Dzięki za inspirację. Idę go szukać i kręcić.
Zobaczysz jaki zahipnotyzowany będzie Twój Synal podczas ćwiczeń z HH ;-) Mój patrzy na mnie i cieszy się z rogalem od ucha do ucha ;-)
wow fajne to, ćwiczę też od jakiegoś czasu, ale czasem nie ma czasu aby jechać do klubu więc hoola hoop byłby świetną alternatywa ćwiczeń w domu , pozdrawiam PS. dzięki za pomysł :)
no własnie, To genialna alternatywa, gdy trzeba kiblować w domu ;-)
„Mój cel: talia sprzed 6 lat, kiedy to nagminnie podkreślałam ją dziwnymi paskami a przy okazji kładłam się na barcelońskich chodnikach w poszukiwaniu męża…” hahahah uwielbiam Twoje poczucie humoru! :D :D
Juz mam hula-hop. A nawet dwa :) zmotywowalas mnie do powrotu do kręcenia. Ja zaczynałam z Audrey Scherer i Jenna Drake
Jakiego masz orbitreka? Bo przymierzam się zakupić…