Naprawdę mam momentami wrażenie, że żyjemy w ciemnogrodzie. A kiedy dostaję od Was niektóre maile, to zastanawiam się, jak to jest w ogóle możliwe, że jeszcze jakoś nam się udaje tutaj egzystować i .. przetrwać w pełni władz umysłowych!
Gdy przeczytałam wiadomość od Oli wkurzyłam się. Choć powinnam była teraz bardziej dosadnie to napisać. Właściwie to wkurfiłam się z dwóch względów. Po pierwsze nie sądziłam, że kobiety spodziewające się dziecka mają aż tak bardzo pod górkę ze swoimi pracodawcami, a po drugie nie zdawałam sobie sprawy, że między krajami położonymi na tym samym kontynencie możliwa jest aż tak ogromna przepaść. W jednym kraju ciężarną traktują jak kobietę w stanie szczególnym, a w drugim traktują ją gorzej jak bydło.
Ola ma obecnie dwójkę dzieci. Z trzecim jest teraz w ciąży. Pierwsze dziecko urodziła w Polsce, a drugie w Niemczech. Pracuje w Niemczech w prywatnym laboratorium. Zanim wyjechała z Polski również pracowała w laboratorium.
Zarówno ja jak i Ola zdajemy sobie sprawę, że jest wiele kobiet, które traktują ciążę jako doskonały pretekst do tego, aby wreszcie odpocząć od roboty, która nie sprawia im przyjemności. Nie chcę nikogo oceniać, jednak ja nie pochwalam sytuacji, w której kobieta jest w ciąży świetnie się czując i zamiast np. „sekretarzyć” w biurze korporacji, to woli nadrobić zaległe seriale siedząc na wyproszonym od lekarza zwolnieniu. A znam takie przypadki.
Znam również mnóstwo kobiet, które uwielbiają swoją robotę! Praca jest ich pasją i za nic w świecie nie chciałyby poświęcić kariery w imię stuprocentowego oddania się macierzyństwu. Traktują czas ciąży i połogu jako piękny okres, ale robią co, mogą, aby udało się go pogodzić z ich pracą. I ja to rozumiem. W niektórych profesjach łatwo wyjść z obiegu, trudno porzucić posadę, o której marzyłyśmy przez pół naszego życia. To nie jest stawianie na szali dziecka i pracy. To raczej próba zgrabnego pogodzenia tego wszystkiego razem.
Tymczasem, kiedy Ola pracowała w Polsce i poinformowała swojego pierwszego pracodawcę o tym, że jest w ciąży, nie spotkała się z jego aprobatą.
„Kiedy poinformowałam mojego szefa i szefową o tym, że spodziewam się dziecka, dostałam w twarz:
– Nic nie mówiłaś, że planowałaś dziecko.Zawiedliśmy się na Tobie! „
Nie usłyszała żadnych gratulacji ani pytań o to, jak się czuje. Jednym zdaniem jej pracodawca powiedział, co na ten temat myśli. Co ciekawe, Ola napisała, że kilka tygodni później okazało się, że szefostwo również spodziewają się dziecka, z czego większość czasu szefowa „przeleżała” w domu.
Następnie jak tylko mogli utrudniali jej każdy ruch. Co kilka dni dzwonili do niej rano z prośbą o wcześniejsze przyjście do pracy, bo szefowa (również laborantka) źle się czuła i sama nie mogła przyjść do pracy. Prosili o zostawanie po godzinach i straszyli, że po porodzie oczekują od niej szybkiego powrotu do pracy, jeśli kiedykolwiek chce jeszcze w tym zawodzie pracować. Straszyli również, że środowisko jest małe i jeśli się na niej zawiodą, to rozpuszczą plotki o jej rzekomym lenistwie i nieprofesjonalizmie.
„Próbowali mnie nawet wmieszać w kradzież sprzętu laboratoryjnego, co miało być powodem do mojego zwolnienia, które im jednak nie wyszło. „
Słowem robili wszystko, aby pozbyć się niewygodnej ciężarnej…. Słabe to, oj bardzo słabe!
„Mieszkamy obecnie od 5 lat w Niemczech. Jestem teraz w trzeciej ciąży, w której aktywnie pracuję. Drugą również prawie całą przepracowałam za wyjątkiem ostatnich tygodni, gdzie plecy odmówiły mi posłuszeństwa. […]
Magdo, nie zgadniesz, jak tutaj wyglądają moje stosunki z moim szefem. Mój szef wysyła do mnie co rano smsa i pyta, czy na pewno mam siłę, aby przyjść do pracy. Wręcz namawia mnie czasami, abym została, bo albo na autostradzie pada i jest ślisko albo ma być spadek ciśnienia. Nareszcie nie jestem traktowana tutaj jak intruz będąc w ciąży i to na obczyźnie! Nikt nie patrzy na mnie krzywo, gdy proszę o kwadrans spaceru poza laboratorium. Ja nawet o to nie muszę prosić. Ja jestem wręcz wypychana do tego, abym sobie odpoczęła w osobnym pokoju (gdzie na marginesie kupiono dla mnie specjalny fotel, abym mogła odpoczywać i rozprostować nogi.) W Polsce byłoby to nie do pomyślenia! […]
Już zostałam poinformowana, że gdybym chciała dłużej zostać z maleństwem, to firma jest na to przygotowana. A jeśli będę chciała pracować w mniejszym wymiarze czasowym, to zostanie do pode mnie dopasowane. […]
Czasami zastanawiam się, czy śnię! Szczypię się później w policzek. Nie, ja nie śnię. Dochodzi do mnie, że w końcu żyję w cywilizowanym kraju, w którym nie jestem złem koniecznym a kimś, o kogo warto i można dbać! Tak po ludzku. […] „
Chciałabym się doczekać tego i u nas, w Polsce!
Tak by było po prostu „po ludzku”…