Wieczór. Godzina 20 z minutami. Chłopcy już dawno powinni spać, a jednak jeszcze nie śpią. Ja ledwo patrzę na oczy, cierpliwość moja jest na wykończeniu. Mglistymi oczami patrzę również na nich i zastanawiam się, kiedy wszyscy walniemy się na wyro.
Oni już wykąpani. Tuż przed kolacją. Ja jeszcze nie wykąpana, ale gotowa, aby nawet w ciuchach zatopić się ostatkiem sił w pościeli.
Wnet melduję moim kochanym dziabągom:
– Matka idzie robić kaszkę! Za moment wracam.
Poszłam do kuchni. Nastawiłam czajnik. Zagrzałam wodę do mniej więcej 50 stopni, bo w takiej temperaturze najlepiej mi się wszystko rozpuszcza. Mieszałam, mieszałam. Jak zwykle robiły się wkurfiające grudki, których szczerze nienawidzę. Rozdrabniałam je łyżką, aby się z nimi rozprawić. W końcu włączyłam blender, bo szlag mnie już trafiał z tym rozdrabnianiem.
Położyłam miski na stół i zawołałam dzieciaki na kolację.
– Dziabągi! Kolacja!
– Teodol, idziemy! – zawołał mój starszak.
Przyszli do stołu. Usiedli. Pogmerali łyżkami w miskach. Wsadzili pierwszą porcję do ust i rozległo się marudzenie.
– Mamo, nie mogę juś!
– Przecież jeszcze nic nie zjadłeś a już nie możesz. No bez przesady. Zjedźcie chociaż połowę.
– Jak mówię, że nie modę, to znaczi, że nie modę, Mamo. – dodaje starszak.
– A Ty też nie możesz? – zagaduję juniora.
A ten też odsuwa od siebie miskę. Kolejny dzień, że w dupie mają przygotowaną przeze mnie kaszkę. A tak tę biszkoptową kiedyś lubili! Znowu muszę myśleć, nad jakimś kolejnym kolacyjnym pewniakiem. – pomyślałam sobie w myślach.
– Dobra, myjemy zęby i idziemy do łóżek. – powiedziałam nie mając już totalnie sił na walki i kolejne łyżki kaszki. To są te chwile, kiedy mi wszystko jedno i marzę tylko o jednym – o spaniu.
Położyłam chłopaków do łóżek modląc się, aby tę noc względnie spali bez krzyków, koszmarów i marudzenia. Szkoda tylko, że tak mało zjedli przed spaniem, ale trudno. Może mają mniejszy apetyt. – pomyślałam.
Zasnęli. Ja wróciłam do salonu, aby walnąć się na sofę i poczekać na Męża. Po paru minutach przyjechał z marketu, rozpakował torby z zakupami i zagaił:
– A do czego Ci była potrzebna ta mąka pełnoziarnista? Nie mogłaś jej po prostu schować do szuflady, tylko znowu ją zostawiłaś na blacie? – dodał. Jak chcesz umyć od niej później te miski, jak to wszystko zaschnie i nic z tym nie zrobimy? – zapytał.
Tak jak siedziałam na sofie, tak miałam wrażenie, że się w nią momentalnie wtopię :D
I tym oto sposobem zorientowałam się, dlaczego w ostatnich dniach moje dzieci nie mają apetytu i gardzą „kaszką biszkoptową” , pełnoziarnistą i jedzeniem w ogóle :D
Sprawdźcie, może Wasze maluchy i Wy macie bardzo podobnie :D
Brak komentarzy