Jeszcze nie tak dawno byłam odpowiedzialna tylko za siebie. Jeszcze nie tak dawno jedynymi moimi zmartwieniami było wstanie na czas do pracy i zaplanowanie sobie ciekawych wakacji. To były moje „zmartwienia”.
Obowiązki moje również nie były nazbyt uciążliwe, ani absorbujące. Ot, zrobienie wszystkiego z listy „to do”, którą zaplanowałam w pracy. Względne sprzątnięcie mieszkania. Odwiedziny u moich najbliższych raz na kilka tygodni. Zrobienie prostych zakupów spożywczych, bo dla samej siebie gotować zwyczajnie mi się nie chciało. Schematyczne działania, które w ogóle nie wykraczały poza moje możliwości ani też nie obciążały mnie ani fizycznie ani psychicznie w żaden sposób. Raz na jakiś czas pojawiały się jakieś większe „troski”, typu choroba albo lekki stan depresyjny. Ale i one nie nadszarpnęły mnie nic a nic, a jedynie sprawiały, że nie pławiłam się w tej mojej życiowej bezproblemowości.
Przyszedł jednak czas kiedy spotkałam na mojej drodze Pana Właściwego. I to z Panem Właściwym miałam wielkie pragnienie ułożenia sobie życia. Z tej naszej miłości powstały wielkie plany. Największym naszym planem-marzeniem było stworzenie rodziny. Rodziny takiej prawdziwej, kochającej się. Rodziny z krwi i kości, mocnej, stabilnej. Rodziny, którą mogą miotać życiowe zakręty, lata tłuste i chude a ona nadal będzie trwać w komplecie. W tej miłości, w tym zrozumieniu i z tymi, których kochamy najmocniej.
I udało się. Mamy dwóch wspaniałych synów, którzy dopełniają ten nasz świat. To oni są tym motorem napędowym, który każe nam wstać rano i wejść na najwyższe obroty. Obroty, których wcześniej nigdy włączać nie musieliśmy…
I gdy tak patrzę na nas, a później przyglądam się sobie, bo to siebie znam najlepiej w tej naszej gromadzie, to nie mogę wyjść z podziwu jaką cudownie plastyczną masą jest człowiek. Masą, która w niesamowity sposób potrafi dopasować się do panujących warunków nie do końca przez niego jeszcze poznanych.
Nigdy bym się nie spodziewała, że ja – jako kobieta – będę potrafiła tak bardzo się zmienić. Że będę potrafiła stanąć na wysokości zadania o każdej porze dnia i nocy. Że będę potrafiła zapomnieć o swojej dawnej egoistycznej naturze, i poświęcę się moim dzieciom, które są teraz moim priorytetem. Że będę potrafiła wznieść się na wyżyny macierzyństwa i zwyczajną, szarą codzienność przedstawię im jako kolorowy, wart eksplorowania świat. Że będę umiała pokazać im co jest dobre a co złe, i wskażę im właściwe wybory, których później oni sami będą potrafili dokonywać. Że nauczę ich cieszyć się z drobnostek i postaram się zbudować ich kręgosłup moralny, który będzie dla nich fundamentem na całe życie.
I Wy, tak jak ja, pewnie też nie spodziewałyście się tego, że będziecie potrafiły tak wspaniale ogarniać to Wasze macierzyństwo. Bo mimo dociskających do parteru dni. Mimo nocy, które na początku wyciskają z Was resztki życiowej energii, to Wy z podniesionym czołem taranujecie kolejne tygodnie. Wy je wyciskacie jak cytrynę. I może się Wam wydawać, że jest inaczej. Że bywają momenty, w których nie dajecie rady. Że bywają momenty, w których macie dość. Że chciałybyście uciec jak najdalej lub by ktoś zdjął z Was ten ciężar codzienności, który może i bywa często „słodki”, ale bywa również „gorzki”. Ale, cholera, podnosicie się z tego! Podnosicie się z tego tak jak nikt inny nie potrafiłby tego zrobić.
Nie doceniacie się. I ja też się nie doceniam. Ale są takie dni, jak ten dzisiejszy, w których robię bilans, i wychodzi mi na to, że ja, że Ty, że my – kobiety, mamy tę przeklętą moc, która rozwala system i każe nam przeć do przodu. Jesteśmy wspaniałe. Ja to wiem.
A idąc trochę dalej – części z nas wydaje się, że macierzyństwo zamyka nam drogę. Czy to zawodową, czy też życiową. Że po odbytej „służbie” bycia mamą, zostaje nam tylko usiąść i zapłakać, bo cały świat poszedł do przodu, a my zostałyśmy w miejscu.
To ja Ci teraz powiem, że jesteś w błędzie jeśli tak myślisz. Ja też tak myślałam. Tymczasem to dzięki naszemu macierzyństwu nabyłyśmy cały bagaż doświadczeń. Całą masę umiejętności, o których inni mogliby tylko pomarzyć! I nasza w tym teraz rola, aby nie umniejszać sobie, a uwierzyć w siebie. Bo to wszystko, co zdobywamy każdego dnia z naszymi dziećmi, i to wszystko czego się uczymy, to to genialne doświadczenie, które możemy przekuć na naszą przyszłość. Przyszłość już nie jako matek, ale jako kobiet. Jako żon, partnerek naszych mężów. Jako fajnych i realnie na świat patrzących pracowników czy też osób prowadzących biznes.
I zamiast patrzeć na siebie jak na kogoś, kto coś stracił, traci bądź jest słabszy od innych, to patrzmy na siebie jak na wojowników codzienności! Jak na takich Goliatów, których nic nie zatrzyma! Bo to jaką metamorfozę przeszłyśmy, to całe nasze przepoczwarzenie w odpowiedzialną i kochającą mamę naszych dzieci, świadczy tylko o tym, że nie tylko #MamyTęMoc , ale że nie ma dla nas żadnych barier!
Przeczytajcie ten piękny cytat z książki „W dżungli niepewności” i niech będzie on Waszym drogowskazem. Moim już jest i czytam go w chwilach zwątpienia, w gorszych momentach, których jest bez liku każdego miesiąca. U Ciebie pewnie też.
„Brak poczucia własnej wartości nie wynika z braku wartości, tylko z tego, że człowiek boi się sobie zaufać i nie chce przyznać się przed sobą, że jest coś wart.
Brak poczucia własnej wartości nie jest dowodem na to, że człowiek jest bezwartościowy, tylko na to, że nigdy nie uwierzył we własne siły i nigdy nie poszukał sobie pozytywnych cech i talentów, które na pewno posiada. Człowiek cierpiący na brak poczucia własnej wartości jest jak właściciel bogatego sklepu o niepowtarzalnym asortymencie, który siedzi za ladą z zawiązanymi oczami i uparcie, z panicznym lękiem powtarza: „Ja nic nie mam, ja nic nie mam!”.
Jego problem nie polega na tym, że naprawdę „nic nie ma”, tylko na tym, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że ma opaskę na oczach. Wystarczy więc ją zdjąć, żeby móc rozejrzeć się dookoła i zobaczyć jaka jest prawda.
Jestem głęboko przekonana o tym, że każdy człowiek ma w sobie coś wyjątkowego. Nie ma ludzi bezwartościowych. Są jedynie tacy, którzy jeszcze nie odkryli i nie zrozumieli na czym polega ich wartość.”
To co, zdejmiemy razem tę opaskę z naszych oczu i w końcu dostrzeżemy tę naszą genialność? Nasze życie się właśnie zaczęło! :*
12 komentarzy
Dla mnie macierzyństwo wiele, znaczy, wiele zmieniło, nauczyło, pozwoliło poznać … zmianiło na lepsze (momentami nie było łatwo, co nie znaczy, że to coś złego – wręcz przeciwnie), nauczyło kochać – bezwarunkowo, pomimo wszystko i po prostu za to , że ktoś jest obok ciebie, pozwoliło poznać samą siebie, a przede wszystkim ogrom wielu uczuć, które zna się tylko zostając matką …
Fajnie to napisałaś. Dzięki za Twój komentarz.
Mądrze prawisz matko! Pocieszył mnie dzisiaj ten tekst. Dobrze sobie przypomnieć, że Maryna jakoś Ogarniasię ;p
No, Maryna, Ciebie bym nigdy nie podejrzewała o nieogarnianie się ;-)))
trafiłam na bloga dzisiaj i dziękuję Ci za ten wpis! Dodał mi sił na to aby wytrwać i stawić czoła problemom, chociaż to dopiero początek bo 3 tygodnie z Moją Kruszynką!
Zośkowa Mamo, cieszę się, że tu trafiłaś! Uściski!
Bardzo fajny tekst. U mnie bywa baaardzo ciężko, a około 20 mam ochotę strzelać jak czegoś chcą, ale mam świadomość jak bardzo dużo pozytywnych zmian zaszło we mnie samej dzięki tym małym Potworkom ;) A miłość jaką poznałam dzięki nim jest ta najpiękniejszą <3
Słuchaj, ok.20.00 ja też wyciągam bazukę i trzymam ją w pogotowiu! ;-)
Dziekuje za ten wpis
W duuuużym uproszczeniu (sorry guys): Gdyby to wyłącznie mężczyźni zajmowali się dziećmi, to ludzkość by wyginęła (no, prawie…) Teoria uknuta na przykładzie mojego męża, który zapomina przypiąć dziecko w wózku albo w foteliku lub leży na podłodze i się rzekomo opiekuje dziećmi. Taki tatuś ;) Ale mu wybaczymy :)
A to gagatek z tego Małżonka! ;-)
Jestem swiezo upieczona mama ,czasem mam wszytkiego dosc ale takie wpisy duzo pomagaja a szczegolnie laduja pozytywnie :)