Nie wiem czy jesteśmy po tej samej stronie barykady, toteż słowem krótkiego wstępu nakreślę Wam sytuację z naszym [nie]jedzeniem, które albo w ogóle nie występuje w naszych okolicznościach przyrody, albo daje nam zdrowo w kość. Ivo należy do dość osobliwie wybrednych maluchów, które zjedzą wszystko o ile mają baaardzo dobry humor. Jednak o ten dobry humor trudno z uwagi na bunt, który mam wrażenie przechodzi mój kochany Synal. Toteż dwoję się i troję, gdy mam zaplanować co danego dnia zje mój pierworodny. Mimo wszystko jednak szkoda mi tego kochanego Iventego, który chciałby zjeść to co podaję, jednak ta dziewicza męska duma mu na to nie pozwala ;-)
Urozmaicanie diety idzie wtedy opornie, a większość ląduje poza talerzem. Trudno, taki mamy czas. Staram się nie narzekać, a raczej skupić na pozytywach czyli np. tym, że Ifek dobrze wygląda i co najważniejsze nie choruje.
Ponieważ nie jestem typem kuchary, która spędza w kuchni całe dnie ani też nie czerpię wewnętrznej satysfakcji z faktu, że po kilku godzinach przy kuchence i łychach uda mi się coś smacznego upichcić, skupiam się na przepisach prostych i nieczasochłonnych. Od tych czasochłonnych Ivo ma sztab pomocniczy w postaci prababć, których pomidorowa i rosół wymiatają a moje zupopodobne twory przy nich mogą się schować ;-)
Toteż metodą prób i błędów doszłam do trzech pewniaków, którymi mogę raczyć Iventego:
- PASTA PESTO. Inaczej makaron z pesto i pomidorkami cherry. Pomidorki cherry koniecznie w całości, z boku w osobnej miseczce. Panicz inaczej nie zje. Makaron penne, pełnoziarnisty. Pesto najchętniej z Lidla. Dziwnym trafem, ku uciesze naszego portfela, te ekologiczne mu nie smakują, uff uff ;-) Jeśli nie uda się penne nabić widelcem to nie ma sprawy, Ivo ma zwinne paluchy i garściami zajada się tą potrawą.
- MEDALIONY WARZYWNE [a la IKEA] – Okrągłe warzywne kotleciki, którymi zajadamy się całą czwórką składają się z ziemniaków, brokułów, cebuli, sera i jajek. Można do nich przemycić kawałki ugotowanego indyka, kurczaka bądź zjeść je w wersji vege. Pyyycha! Mój przepis na nie na blogu [KLIK] miał kilkanaście tysięcy odsłon w ostatnich tygodniach toteż węszę, że one nie tylko smakują naszej osobliwej rodzinie ;-)
- KOTLET Z INDYKA [marynowany w musztardzie z gorczycy] tłuczony [żwawą energią poorbitrekowych wątłych mięśni ;-P] panierowany w jajku, bułce tartej i posiekanych drobno migdałowych płatkach. Do tego podaję ziemniaki zapiekane w całości z przyprawami. Ale dopiero jako danie po zjedzonym kotlecie, gdyż Ivo gdy ma dwa rodzaje jadła przed sobą dziwnym trafem rezygnuje w ogóle z posiłku i rozpoczyna rzucanie nim na wszystkie strony.
- ROSÓŁ – aby ta potrawa była zjedzona musi być serwowana w kuchni prababcinej albo babcinej. Tak się składa, że gdy mama spędza godziny nad rosołem to Ivo często zjada zaledwie ułamek tego co zjada u swojej babci. Toteż mama ostatnio spasowała z rosołami. Ale zawsze ma asa w rękawie w postaci wycieczki w dolnośląskie albo podkarpackie. Taki obiad to dość droga obiadowa impreza, ale nic na to nie poradzę ;-)
Macie jakieś sprawdzone pewniaki, którymi raczycie swoje maluchy?