Za moment się okaże, że jestem kolokwialnie to ujmując „nietolerancyjna pipą”, która zamiast kreować w sieci ugłaskane opinie nawracające tłumy, to zgadza się z tymi, którzy tolerancyjni w tej kwestii nie są.
Nie analizując problemu niesfornych dzieci zbyt dogłębnie, spróbuję tylko nakreślić mój punkt widzenia. Za cholerę jednak nie mogę sobie przypomnieć, gdzie przeczytałam tekst o tym, że „bachory w restauracjach” nie są mile widziane, więc jeśli ktoś wpadnie na trop, to chętnie to podlinkuję tutaj, aby móc odesłać do tamtej opinii. To było mniej więcej pół roku temu?
Z perspektywy matki, która przebywa ze swoimi dziećmi niemalże 24 godziny na dobę i kobiety, która momentami w przypływie rodzicielskiej frustracji ma ochotę wyjść z domu i nie wracać, powiem Wam, że takie miejsca gwarantujące to, że dzieci w środku nie są mile widziane są dla mnie jak najbardziej uzasadnione! Kiedy czasami udaje mi się wyrwać z domu, to albo kieruję swoje kroki do Rossmanna, w którym kupuję dla odreagowania niepotrzebne pierdoły, albo … idę na kawę, do miejsca które na 100% nie jest przystosowane dla rodzin z dziećmi i prawdopodobieństwo ich obecności tamże jest równe zeru. Czyli zero przewijaków, wybitna ilość schodów, zero podjazdu dla wózków, brak windy, ciemne wnętrze, brak menu dziecięcego. Straszna jestem, co nie? ;-) Dlaczego takie miejsce biorę na tapetę?!
Ano właśnie dlatego, że mam momentami dosyć gęgania moich dzieci, marudzenia o byle pierdołę i chcę choć przez chwilę pobyć albo w ciszy albo w gwarze osób dorosłych :D Serio! Powtórka z rozrywki i wysłuchiwanie pisków w restauracji, barze albo kawiarni za cholerę nie pomoże mi się odstresować :D
Poza tymi chwilami, kiedy to mam wszystkiego po dziurki w nosie, to uwielbiam obecność dzieci. Pewnie dlatego, że po pierwsze staram się być tolerancyjnym człowiekiem i łatwo adaptuję się do każdej sytuacji. A po drugie dlatego, że zwyczajnie obecność innych dzieci pomaga przetrwać mnie i moim dzieciom :D Takie obce dziecko zawsze zagada mojego starszaka, zajmą się wtedy sobą a ja jako Naczelna Wygodna Matka Kraju na chwilę sobie odsapnę. Na chwilę ;-)
Mieszkając w Anglii też wybierałam na spotkania często miejsca, gdzie dzieci nie było. Ze względu na trochę odmienne prawo od naszego, niektóre restauracjo-bary (tak je nazwę na potrzebę tego artykułu) sprzedające alkohol już od bodajże godziny 18.00 dzieci do środka nie wpuszczały, a rodzice byli proszeni o szybsze kończenie posiłków, jeśli zdarzało im się z bambrami za długo zasiedzieć. To by była istna mekka dla wszystkich, którzy za dziećmi nie przepadają! :D
Tutaj muszę wtrącić małą uwagę, ale uważam, że bardzo istotną: moje dzieci uważam za dobrze wychowane. Jednak czasami i im zdarzają się im momenty, w których ich nie poznaję.
Kiedy całkiem niedawno zabrałam mojego Syna na kolejną randkę do pewnej kawiarni, w której zamiast białej czekolady dostał na stół konfiturę malinową :D, dostał biedny takiego ataku furii, że myślałam, że rzucił się na niego szerszeń. Okazało się po 10 minutach, że winowajcą była jednak ta nieszczęsna konfitura :D Próbowałam przytulać, głaskać, tłumaczyć. Nic nie pmagało. Byliśmy chyba atrakcją numer jeden tamtego poranka…
Mimo wszystko zluzujmy gumkę w majtkach. To czasami niezależne od rodziców, że ich dzieci w miejscu publicznym rzucają się na ziemię, wrzeszczą, krzyczą, wystawiają jęzor. Nie dlatego, że są źle wychowane a my rodzice mamy to głęboko w dupie (wybaczcie). Ale dlatego głównie, że jakaś niespodziewana sytuacja emocjonalnie przerosła te maluchy i nie potrafią sobie z nią poradzić! My jako rodzice staramy się temu zapobiec, ale często też polegamy. Mimo wszystko zachęcałabym młodych-gniewnych singli czy pokolenie Y a nawet Z do tego, aby przymknęli oko na pewne zachowania maluchów. No sorry, taki mamy klimat. Ja rozumiem, że te dzieci Was wkurzają i nie są z Waszej bajki, ale za moment zapędzilibyśmy się za daleko w tej selekcji.
Ja też mam swoich dzieciaków czasami powyżej uszu, aby nie nazwać tego dosadniej. Ale cholera, my też byliśmy kiedyś dziećmi i ręczę za to, że nie należeliśmy wszyscy do aniołków a kto wie, czy nie bliżej nam było do Laleczki Chucky! :D
4 komentarze
krytyka kulinarna chyba o tym pisała
:) https://krytykakulinarna.com/dziecko-w-restauracji/ czy to to?
pozdrawiam :)
A to ten artykuł, gdzie kobieta pisze, że wie, co to wychowywanie dzieci, bo ma psy, a one są na takim samym poziomie inteligencji, co dwulatki? :D :D
Popieram. Byłam ostatnio w barze gdzie był kącik dla dzieci. Wyszłam bardziej zmęczona niż przyszłam ?
Sam bywam w różnych lokalach i niespecjalnie przeszkadzają mi inne dzieci natomiast rozumiem dlaczego może to irytować inne osoby.