Czasami mam wrażenie, że powinnam moim rodzicom dziękować każdego dnia za to, że wychowali mnie dokładnie tak, jak mnie wychowali.
I chociaż na temat naszych rodzinnych przygód od czasów mojego dzieciństwa mogłabym napisać scenariusz co najmniej Mody na Sukces, to mam wrażenie, że otrzymałam za mojej dziecięcej młodości wszystko to, co powinnam była otrzymać. Począwszy od zrównoważonego wychowania i edukacji, skończywszy na przygodach, które nauczyły mnie tego, że życie polega na zdobywaniu doświadczeń a nie ich unikaniu. Nie chcę uchodzić za wzór cnót wszelakich, bo to byłoby nadużyciem, ale cieszę się, że „się nie spsułam”, jakby to określił mój czterolatek, i zachowałam w miarę trzeźwy umysł ;-)
W ten oto sposób między innymi zdobywałam doświadczenia poprzez nieograniczone możliwości brudzenia się podczas zabawy. Dzięki mojemu „brudnemu” dzieciństwu wiem na przykład, jak się wykopuje z ziemi robaki na ryby i nabija je na haczyk z rękami uświnionymi na maksa. Wiem również, jak się wykopuje marchewkę z ogródka i że najlepiej smakuje taka świeżo wykopana i dopiero co umyta pod wodą z ogrodowego węża [a przy okazji to naprawdę nic złego, gdy resztki piasku gdzieś się między zębami zawieruszą ;-) ]. Doskonale również pamiętam to, że moje kąpiele za dzieciaka podczas wakacji u babci, trwały co najmniej godzinę, bo trudno było doszorować resztki ziemi i błota spod paznokci i włosów, a moja mama nie krzyczała wtedy na mnie i nie złościła się, że kąpiel trwa dłużej niż zwykle, tylko głośno myślała w stylu: „ciekawe, czy jutro dam radę Was domyć” ;-)
Pamiętam również to, że nikt na mnie wtedy nie krzyczał, gdy chodziłam brudna od ziemi, w której grzebałam grabkami. Nikt mi nie otrzepywał piasku z głowy na bieżąco, kiedy zatraciłam się w budowaniu zamków czy innych fortecy.
Dlatego kiedy ostatnio ktoś z lekkim niesmakiem w głosie polecił mi, abym może jednak zmieniła mojemu dziecku koszulkę, bo jest środek dnia, ludzie patrzą a ona jest już nieświeża, to zbyłam to najpierw olewczo. Po ponownym upomnieniu od osoby ewidentnie szukającej dziury w całym:
– Magda, Twoi rodzice nie pozwalali Ci chodzić brudną, gdy byłaś mała. Zobacz, ta koszulka naprawdę jest cała brudna. – podczas, gdy miała na brzuchu tylko kilka miejsc brudnych od grzebania w ziemi :D
Zdecydowałam się tylko wyszeptać:
– I prawidłowo. Czysta była rano i czysta będzie na wieczór w łóżku. W środku dnia niech będzie brudna na tyle, żebym wiedziała, że się dobrze bawią!
Zaraz się okaże, że wychowuję moje dzieci na brudasów ;-) Nie, to nie tak. Kiedy jest czas na brudzenie się, to daję moim chłopakom pełne pole do popisu. Dochodzę do wniosku, że zabawa nie ma polegać na notorycznym uważaniu na to, czy rąbek od spódnicy, aby na pewno nie dotyka ziemi i go nie przyprusza kurzem. Zabawa ma polegać na pełnej swobodzie odkrywania. Dlatego też na czas zabawy nie funduję moim dzieciom stylowej nówki-sztuki-nieśmiganej za 200 złociszy, tylko puszczam ich w używkach, które bez żalu dokańczają ;-)
I tak, podpisuję się pod poniższym obiema rękami:
2 komentarze
Dokładnie tak, nie zabierajmy dzieciom cudownego, pełnego zabaw (również brudnych) dzieciństwa. Jak to mówią brudne dzieci to szczęśliwe dzieci. Ja też ile razy wracam z brudaskami do domu przez pół miasta albo dojeżdżam w gości z ubrudzonymi dzieciakami. I co z tego znaczy, że świetnie się bawiły, coś robiły po drodze albo zwyczajnie jak to dzieci wytarły ręce w ciuchy albo nos w rękaw, pokopały butami rajstopki itp. A osoba, która tak uparcie chciała abyś zmieniła bluzeczke synkowi bo była troszke czy dużo brudno niech się puknie w czoło.
P.S. co do tego co napisałaś odnośnie dzieciństwa i podziękowań dla Swoich rodziców Magda to zazdroszcze! Ja niestety nie mogę tego powiedzieć odnośnie swojego dzieciństwa ani podziękować za nie. Na szczęście ja swoim dzieciom staram się przychylić nieba i staram się dbać o to aby miały w przyszłości co wspominać.
Ale sie rozpisałam. Pozdrawiam.
Dzięki za ten artykół, bo już myślałam, że jestem jedyną matką, która ma takie(jak Twoje) zdanie. Również spotkałam się z zniesmaczonymi matkami i ich uwagami, jak moje uczące się dziecko chodzić było całe w błotku, trawie itp. A ja bawiłam się z nim i cieszyłam, że zdobywa nowe umiejętności, cieszy się tym i jest ciekawe więcej . a ubrania może i były przy tym brudne, a ja ich nie zmieniałam do wieczora, bo to byłoby bez sensu, dopóki zabawa trwała. I choć sama się zastanawiałam czy robie dobrze, albo co robie nie tak, że moje dzieci ciągle chodzą brudne. Ale odpowiedź była i jest prosta, moje dzieci są ciekawe świata, doświadczeń, mokre buty, trochę deszczu, plamy na ubraniach nie wywołują u nich paniki i jedyną „bezpieczną” formą zabawy nie jest dla nich oglądanie bajek. Są samodzielne do granic 2 i 7 latek. Bo zjedzenie loda, czy zupy itp. Nie wiąże się z problemem brudnych ubrań, owszem starają się nie brudzić, ale wiedzą, że istnieje pralka, która w najgorszym przypadku wypierze, i to, że przy zdobywaniu nowego doświadczenia muszą być jakieś „ofiary „, a jak dziecko nie poczuje, nie zobaczy, że wchodząc do kałuży, można się domoczyć i ubrudzić to na słowo mamy „nie uwierzy” ?