Zawsze byłam dziewczyną z twardą dupą. Co prawda nic się w tej kwestii nie zmieniło a mój tyłek z każdym tygodniem jest coraz twardszy, ale ostatni tydzień dał mi dużo do myślenia.
I to właśnie po ostatnim wybitnie trudnym tygodniu dojrzałam do pewnego planu. Ostatnie dni były pasmem chorowania, smarkania, kichania i wkurwiania się o byle pierdołę. Nie będę tutaj ugładzać słów, bo osiągałam apogeum wkurwiania się, a nie zwykłego i umiarkowanego wkurzania. Doszłam do punktu, w którym rano potykając się o moje rozczłapane kapcie, w duchu klęłam i miałam ochotę strzelić sobie w łeb.
Wyglądałam jak kupa, czułam się jak kupa i wszystko, co mnie otaczało było bylejaką kupą. Począwszy od tych przeklętych zwichrowanych kapci, które dawno już powinny wylądować w koszu, skończywszy na resztkach makijażu, który zapomniałam z siebie zmyć dnia wczorajszego. A tak się kiedyś zarzekałam, że nigdy to nie nastąpi i nie dopuszczę do demakijażowego niechlujstwa. I dupa.
W rezultacie tego beznadziejnego samopoczucia relacje z moimi dziećmi też były co najmniej dziwne. Wkurzał mnie mój Syn, który nie wiedział, czego chciał i uwieszał się mojej nogawki. Wkurzał mnie również drugi Syn, który co chwilę się chciał przytulać a ja miałam ochotę wyć do księżyca, bo na posterunku jestem sama, mąż zagranicą a wszyscy czegoś ode mnie chcą – zamiast się odpierdzielić, bo mnie księżniczce nic nie jest po drodze ;-)
Od paru dni przyglądałam się sobie, swojemu zachowaniu. W międzyczasie choroba odpuszczała swoje moce a ja odzyskiwałam dawne świeże spojrzenie i dojrzewałam w głowie do pewnego planu. Samopoczucie nadal było jednak „ujowe”, jak to się mówi. Dzisiaj, przy okazji pewnego spotkania, do którego musiałam się zmobilizować, bo to był deadline-deadlinów i nikt nie będzie czekał aż księżniczka Magda na ziarnku grochu, choroby i focha ogarnie się wreszcie, no właśnie – dzisiaj, kiedy już od samego rana zaczęłam dzień na 100%, zorientowałam się że … dziwnym trafem czułam się i wyglądałam idealnie! Wiecie dlaczego tak się czułam? Ja już wiem, dlaczego. Jest obecnie godzina 19.00 z minutami a humor mnie nie opuszcza! Eureka!
Po pierwsze od samego rana zamiast wrzucać na siebie wymiętych i podartych dresów, coś mnie tknęło, aby ubrać na dupsko coś innego niż flejowate spodnie, które mają już pewnie 10 sezonów i rosną razem z moja dupą. Ubrałam fajne portki, czystą koszulkę, poszłam do łazienki bezczelnie zostawiając moje dzieci w pokoju i ogarnęłam swoją twarz. Nie wiem, jak to się stało, że dostałam taki bodziec, ale po nałożeniu kremu doszłam do wniosku, że póki w pokoju chłopaków słyszę śmiechy, to zrobię sobie makijaż! Japierdzielę! To była najlepsza decyzja dzisiejszego dnia! Ogarnęłam twarz i zrobiłam delikatny makijaż, i … poczułam się jak nowonarodzona! Doszłam do wniosku, że delikatny make-up pomaga mi w zdobywaniu dnia! Nie patrzyłam dzisiaj na swoje odbicie w lustrze i nie widziałam sińców pod oczami! Nie widziałam też wymemłanych dresów, tylko normalny, wygodny i fajnie wyglądający strój, który też zrobił mi dzień.
Po tygodniach, jeśli nie miesiącach zaczynania dnia od patrzenia w lustro i przyglądania się ofierze losu i niewyspania, dzisiaj nastąpi przełom! :D Zobaczyłam w lustrze laskę, która samej sobie się podoba i nie wygląda już jak poranna wywłoka.
Napisałam, że zaczynam nowy etap mojego życia w poniedziałek. Tak naprawdę, to ja ten nowy etap zaczęłam już dzisiaj! W poniedziałek zamierzam zostawić bambry na godzinę z sąsiadem a ja wybędę z domu i kupię sobie nowy zapach. Niektórzy się zaśmieją i powiedzą: próżna laska! :D Nie próżna, a nie poddająca się i motywująca samą siebie do zaczynania dnia z przytupem a nie na petardzie wkurzenia o niewiadomoco ;-)
Co więcej – w poniedziałek dokończę wypierdzielanie z mieszkania wszystkich portek, które już nie cieszą ludzkiego oka. T-shirtów, w których aż strach się pokazać samej sobie przed lustrem. Wypierdzielę słowem wszystko to, co jest zużyte, przeterminowane i zostawię to, co ma mi służyć a nie jest tylko namiastką czegokolwiek i reprezentuje sobą nic oprócz bylejakości i półśrodka.
Ave! Niech żyje nowy etap! Nowa ja, prawie nówka-sztuka ;-) , która nawet dla siebie chce wyglądać i czuć się dobrze, a nie tylko wtedy, jak wypada! ;-)
Jesteście już po tej stronie mocy? A jak nie to może dołączycie do mnie?
14 komentarzy
Brawo Ty ;) Też miewam grosze dni ,ale wystarczy że się się ogarnę ,podmaluję i odrazu samopoczucie lepsze…ps. uwielbiam Twoją szczerość, a te przeklenstwa, oznaczją tylko ze jesteś prawdziwa, niczego nie udajesz, to się ceni…3maj tak dalej :)
MaM tak samo!:)) tez wypierdzielę wszystkie rzeczy które sprawiają,że czuję się jak 25% kobieta….chce stówy:)codziennie! to mnie napędza. PS. Uwielbiam Twoje teksty, czuję się jakbym to ja je pisała ;)
Mnie oświeciło na bezrobociu, chyba po 4 miesiącu. W końcu wzięłam pupkę w troki. Porządnie wzięłam się za siebie, potem wszystko jakoś poszło. Praca się znalazłam, narzeczony się znalazł ;)
Makijażu trzymam się do dzisiaj. Musi się walić i palić, żeby go nie było ( nie żebym się pędzlowała jakoś codziennie, ale krem BB, korektor pod oczy, tak jestem już mamą oraz tusz to rzęs to mój oręż)
Gdy po nocnym porodzie, wstałam rano, poszłam pod prysznic, umalowałam się uczesałam się, koleżanki z sali patrzyły na mnie jak na pustaka totalnego. Jednak parę godzin później, wszystkie prysznic zaliczyły i mój tusz do rzęs :D
I jeszcze te kapcie wyrzuć ???
U mnie to postanowienie powraca za każdym razem, kiedy ktoś niespodziewanie nawiedza mój dom, a ja w pośpiechu się przebieram i szukam korektora ;-) no i te dresy i stare kapcie takie wygodne, dopasowane, żal się rozstawać ;-) ps. Dobry tekst :-)
Lo ja tez tak zrobię…. Tylko ze się jeszcze na fitness umowilam. A co ! Stan mojej dupy mnie przeraża :-)
Mój dzień też jest zawsze lepszy gdy rano nałożę tusz na rzęsy i trochę pudru na policzki, przecież tyle możemy dla siebie zrobić :) a dres też może być sexy, byle nie będzie rósł wraz z tyłkiem, tak jak pisałaś :)
o rajuśku jak ten tekst jest o mnie!
Witam ? Przypadkowo trafiłam na Twój blog. Widzę że coś nas łączy, ja jestem słomianą wdową od jakichś pięciu lat, mąż ciągle kontraktach. Rozumiem to rozmemłanie, brak motywacji, czasem chęć poużalania się nad sobą i pogłaskania siebie samej po głowie ? Jestem mamą dwóch córek i pracuję na pełen etat. I czasem osiągam stan totalnego wkurwu o byle co. Ale masz rację, trzeba się wreszcie ogarnąć i zacząć robić coś dla siebie. Makijaż, fryzura, fajny ciuch i do boju! Dziękuję za bodziec do zmiany. Pozdrawiam!
Haha;) moja żona, przez to ciagle siedzenie z dzieckiem, to na okazję zwyklego wyjazdu na zakupy potrafi zrobic się na bóstwo;) i tak trzymaj! Chwytaj dzień;) niech moc będzie z Tobą;)
Łaaa!!! Ale tekst dla mnie! Właśnie zamierzam wyeksmitować z szafy połowę ciuchów, które leżą tam od dawna nieużywane. I naszło mnie na taki gest po zeszłym tygodniu bycia słomianą wdową. Już nie mówiąc o tym, że czuję dokładnie tak samo w kwestii make-up’u i ubrań. Schludnie wyglądam = schludnie się zachowuję.
poszłabym z Tobą na kawę:)
Sory.napiszę Tiaaaaaaaa.jesteś silna babką.ale ciekawe czy w następny pn wt śr czy czw czy inne to tak będzie. Bo u mnie takich początków poniedziałków było ze hoho i dalej są tylko ze w każy 'taki’ mowie ze jest 'tym’ pierwszym hihi ale jaki ten poniedzialek jest zajebisty wtedy u hu.juhu :) bardzo się ciesze ze taki miałaś.ja jutro nakładam kiecke i myje włosy:) bo musze.normalnie to bym z miłą chęcią posiedziala z córką w domu w dresowe i cały dzień się z nią bawiła.tylko jak ja mam taką chęć to bywa że wtedy córa ma dzień marudzenia i chce mi się pierdolnąć wszystkim i tymi dresami i tymi poniedzialkami.
Mamy róbmy sobie „dobrze” :)