To, że nasz Tata migruje wzdłuż i wszerz, to już wiemy. To, że zmienia strefy czasowe tak często jak mama kiedyś zmieniała buty – też już wiemy. Wiemy także to, że jest jetlagowym wymiataczem – on najzwyczajniej w świecie to wszystko znosi z podniesionym czołem jak Hulk Hogan smarowanie oliwką przed walką. Mamy Tatę zawodowca. Ba. On nawet zdalnie naprawia wszystkie sprzęty domowe będąc 9 tys.km od domu – nasz prywatny MacGyver!
Tym razem poniosło go w rejon Gór Tehachapi. To właśnie tam znajdują się słynne Farmy Wiatraków, które można liczyć w tysiącach. Wiatry tam wieją niebywałe. Wiatraki wprawiane ruch dzięki lokalnym podmuchom wiatru zaopatrują w energię elektryczną całkiem spory kawałek Kalifornii. Jak będziesz większy, to Tata z przyjemnością wyjaśni Ci działanie tych urządzeń – Mama niestety nie ogarnia tematu wiatraków zupełnie ;-)
Te rejony były kiedyś zamieszkiwane przez Indian z plemienia Nuwu, którzy opanowali teren między pustynią Mojave i doliną San Joaquin. Indianie to rdzenni mieszkańcy Północnej Ameryki. Może kiedyś oglądniemy kilka bajek, które traktują właśnie o tej grupie etnicznej?
Tymczasem ubieramy się na przedpołudniowy spacer, co Ty na to? Jutro taki spacer zaliczysz z Tatą, który żegna się już z Kalifornią i regionem Tehachapi i przybywa do Europy!