Nie tak dawno jeszcze 2490 gramów ważył! Nieśmiało oczęta otwierał o poranku [w nocy też mu się to nierzadko zdarzało…], uczył się chwytać grzechotkę, siadać próbował, zasłony zwinnie ściągał z karniszy i resztki zgrabnie wyjadał spod stołu. Pupą kręcił w rytmie „Gangnam” i buzię otwierał szeroko, jak łycha z marchewką wlatywała do hangaru!
Tak naprawdę to dzięki Wam udaliśmy się z Iventym do fryzjera. Wasze komentarze pod tym wpisem [KLIK] sugerowały jednoznacznie, że nie ma co pielęgnować tych pojedynczych piórek, które szwędają się po małej łepetynce bez składu i ładu, tylko trzeba dzia-łać!
Już jutro wylatujemy do Norwegii. Spędzimy tam kilka dni, które mamy zamiar owocnie wykorzystać. Jak zawsze przed naszymi wspólnymi podróżami samolotem dobrze planuję sprawę pakowania. To jest dla mnie bardzo istotne, aby podczas podróży z dzieckiem [ szczególnie tej lotniczej] mieć wszystko co jest niezbędne przy sobie, dlatego …
Mój Syn jest bardzo ruchliwym stworzeniem. Właściwie bez ustanku porusza swoimi kończynami i zdarza się, że mam problem z jego upilnowaniem w jednym miejscu. Mam wybitnie słabą kondycję, nie zaprzeczam. Szczególnie daje mi popalić wtedy, gdy mam coś pilnego do zrobienia bądź próbuję zrobić zakupy.
Zastanawiałam się kiedy ona nadejdzie. Zastanawiałam się czy ją rozpoznam. Zastanawiałam się także w jaki sposób będziemy jej zaradzać i jak długo będzie ona trwać. Teraz już wiem. Ona przyszła i się wygodnie rozsiadła. Jednak my wcale nie przyjęliśmy jej z otwartymi ramionami, jadłem na stole i popitą w kieliszku. My walczymy.
Rozpisałam się całkiem niedawno o tym, jakimi zasadami kierujemy się podczas wychowywania naszego Iventego [„Bezstresowe” wychowanie VS Kontrolowana dyscyplina – link TUTAJ]. W dużej mierze kierujemy się naszą intuicją, która nas zazwyczaj nie zawodzi. Z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu, że będziemy mieli nieograniczone pole do popisu a także nigdy nie zabraknie nam wyzwań – Ivo jest wybitnie charakternym dzieckiem i stawia kontrę w każdej niemalże dziedzinie. Ponadto nasze rodzicielstwo jest świadome i spontaniczne zarazem – świadomie zdecydowaliśmy się na dziecko, ale nie mamy w domu arsenału książek ani dyplomów z warsztatów, którymi możemy się pochwalić. Nie mamy w domu ołtarzyka i dekalogu, które ściśle kierują naszą codziennością związaną z wychowaniem młodego obywatela. Często także przyznajemy się do błędów i szukamy nowych dróg. Daleko nam do czarnego pasa w dziedzinie psychologii, jednak staramy się ;-)
Przeglądałam niedawno nasze zdjęcia z ostatnich czterech tygodni, których zebrało nam się na dysku całkiem sporo i zatrzymałam się na jednym z nich. Był na nim Iventy pośród traw, ze skwaszoną miną, którą szybko zamienił w waleczny grymas mówiący mi jedno: „Okay, jakoś stąd wyjdę. Moja mama zwariowała wsadzając mnie pośród tych zielonych badyli. Już ja jej pokażę, co ja o tym wszystkim myślę, jak tylko wydostanę stąd swój zacny tyłek!”
Nasza rodzina rozstrzelona jest po odległych krańcach Polski. Ja pochodzę z Wrocławia, a mój Mąż znad Doliny Sanu. Zdecydowaliśmy się zamieszkać w Krakowie i wydaje się to być najlepszym rozwiązaniem – zarówno do jednych rodziców, jak i do drugich, mamy jednakowy kawał drogi ;-) Ma to swój [chyba jeden, jedyny] plus – nikogo nie faworyzujemy pod względem częstotliwości odwiedzin, a także spore minusy – np. nie mam szans na podrzucenie dziecka teściowej, gdybym zechciała wybrać się sama na lumpeksowe łowy, o randce z Mężem we dwoje nie wspominając ;-) Ubolewam nad tym, ale spinam tyłek i idę dalej.