Przychodzisz do domu. Ściągasz płaszcz. Wypakowujesz zakupy. Zmęczony. Jedyne o czym marzysz, to walnąć się na sofę i zdrzemnąć. Masz pewnie wszystkiego dość.
Żyjemy w kraju, w którym pogoda i położenie nie do końca sprzyjają temu, aby cały rok jeść czyste i zdrowe ryby, raczyć siebie i rodzinę owocami i warzywami, a także przez większość czasu przebywać na świeżym powietrzu.
W temacie biustu i jego pielęgnacji połączonej z prawidłowym „podtrzymywaniem” swoje już przeszłam. Wiem też, że sporo pracy jeszcze przede mną w celu ogarnięcia moich piersi po karmieniu piersią.
„Och, jaki całuśny maluszek! I te jego usteczka!” – i nagle słyszę mlaszczące „cmok” i dalszy ciąg zachwytów. W oczach dziecka widzę panikę, a adorator dziecka pozostaje na to ślepy. Zabieram zgrabnie dziecko ze szponów „atakującego” i zabijam spojrzeniem tłumacząc, że dziecko to nie maskotka. Czytaj dalej
Nie przepadam za odśpiewywaniem hymnów na cześć matek. Nie lubię też idealizować roli matki i podkreślać jakie to my jesteśmy niezastąpione, wszechwiedzące i że to niby na nas tylko opiera się cały ten fundament rodziną zwany.
Kiedy zrobiłam w swoim gronie tajemniczą sondę, to okazało się, że aż 14 z 15 bliskich mi kobiet zadeklarowało się, że ta maleńka drobnostka zmienia całą poranną łóżkową perspektywę!
W oczach pewnej osoby wyszłam ostatnio na bezczelną ignorantkę, która nic nie robi sobie z utrzymywania kontaktów międzyludzkich. Żeby tego było mało, jak gdyby nigdy nic bez większego przepraszam miałam odwagę wyprosić ją grzecznie za drzwi, wraz z całą familią, kiedy okazało się, że cała rodzinka jest chora.
Kiedy napisała do mnie Kamila, bardzo zdziwiłam się z powodu tezy, którą postawiła w swoim mailu. Przy okazji sympatycznej wymiany zdań na codzienne tematy dodała na końcu: