Odcięłam się od portali informacyjnych. Jedyne co w nich widziałam, to liczby mające mi sugerować, że jest coraz gorzej. Mało kto nawet pisał o liczbie wyzdrowiałych. Przecież te naście czy kilkadziesiąt wyzdrowiałych tak kiepsko wyglądają w porównaniu do tych kilku tysięcy nowych zarażonych, po których każdy robi z dnia na dzień coraz większe oczy, prawda? .. Bez komentarza.
Doszłam do wniosku, że to ode mnie zależy, na ile pozwolę informacjom mnie bombardującym wpłynąć na mój nastrój. Do dzisiaj pamiętam dzień, w którym od rana do wieczora dałam się porwać lawinie wirusowych informacji. One były niczym smok, który zasysał mnie wgłąb swoich czeluści. Pod koniec dnia jedyne na co miałam ochotę, to … ryczeć.
Powiedziałam: KONIEC, kurfa. Koniec czytania sensacji.
Postanowiłam skupić się na faktach i oceniłam, czy robię wszystko, co w mojej mocy i na miarę naszych możliwości, aby nie dać się zassać tej panice. Doszłam do wniosku, że skoro trzymamy się wszystkich wytycznych i robimy nawet sporo rzeczy ponad ogólnodostępne kwestie, to cała reszta jest poza moją kontrolą. I pieprzyć tę całą resztę. Co ma być to będzie. Nie dam nikomu ani niczemu burzyć mojego spokoju, który w tym momencie jest najważniejszy, aby nie zwariować i dać moim bliskim poczucie bezpieczeństwa.
Czy ja się czuję bezpiecznie? Czuję, że mój los jest w moich rękach i tylko moich rękach, a poczucie bezpieczeństwa to stan umysłu. Jak nie dam mojemu umysłowi popierd.lać po łąkach zwątpienia i ciągłego nakręcania się, to wygram! A ja chcę to wygrać.
Czy mam obawy? Mam zajebiście dużo obaw, które wsadziłam obecnie do szuflady z napisem: „Magda. Pieprzyć to. Później będziesz o tym myśleć.” Nie otwieram tej szuflady. Skupiam się na tym, aby każdy dzień był godny zapamiętania. Aby nie dać się wkręcić w tę machinę bylejakości, znudzenia, wkurwienia, melancholii i beznadziei.
Chcę nieść nadzieję. Dla siebie samej, dla moich dzieci, dla moich bliskich i dla Was.
Czy dzieje się tragedia? Trudno ocenić. Wiem jedno – na świecie dzieje się tak wiele o wiele większych dramatów, że ten nasz obecny, może się niektórym zdawać dramatem średniego kalibru.
Czy ja coś tracę? Na coś liczę? Na nic nie liczę. Zapewne wiele tracę, ale to, co tracę, to jest już czasem przeszłym. Przyjdzie czas, że wiele zyskam.
Czy teraz coś zyskuję? Matko, zyskuję tak wiele, że mam wrażenie, że to jest pierwszy raz w moim życiu, kiedy tak wiele działo się w mojej głowie i tak wiele rzeczy zostało przewartościowanych. A to dopiero początek! Niby zawsze wiedziałam co ważne, na czym trzeba skupiać myśli, serce i umysł. Jednak jakoś teraz widzę całość. Widzę, jak wiele posiadam. Jak bardzo kocham. Jak bardzo boję się stracić.
Patrząc na moje życie z perspektywy czasu widzę, że bywały kiedyś momenty, że było o wiele gorzej, trudniej. Teraz nie jestem sama. Teraz mam dla kogo walczyć, starać się, budować.
Zaczynam być wdzięczna za TEN moment. Za przebudzenie, które raczej nie mogło nastąpić w inny sposób jak właśnie w ten.
Dziękuję. Za wszystko, co mam. Za to, że towarzyszycie mi tutaj w tej mojej małej drodze ku szczęściu, którego kiedyś nie posiadałam.
Wiem jedno – to kiedyś minie a my wszyscy sobie poradzimy. Każdy w swoim czasie. To jest tylko dla niektórych mały przystanek, na którym decydujemy się o tym, jaki transport wybieramy i gdzie chcemy dalej jechać. A wszyscy i tak wybierzemy kierunek: szczęście.
Ściskam! Moje dzieci o dziwo śpią już a ja niczym największa dama puszczając Wam oko piję jakieś wino za 12,99. :* ;-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić. Dziękuję! Do zobaczenia jutro na blogu po godz.20.00!
Brak komentarzy