Kilka dni temu odwiedziliśmy moich teściów, którzy są wielkimi miłośnikami zwierząt. Od kiedy się znamy, zawsze posiadali zwierzaki i traktowali ich jak członków swojej rodziny.
Powiedziałabym nawet, że często bardziej przejmują się swoimi zwierzętami niż sobą i częściej chodzą do weterynarza niż chodzą do internisty czy innych specjalistów.
W chwili obecnej opiekują się czterema kotami, w tym jedną kocią mamą-przybłędą, która odwzajemniła się im kilka miesięcy temu kociętami ;-) Mają z kociakami urwanie głowy, ale widzę, że sprawia im to wielką frajdę. Kociaki są już zaszczepione i teściowie dbają o każdy aspekt ich zdrowia. Szczerze podziwiam ich za to i każdemu zwierzakowi życzyłabym właśnie takich opiekunów.
Rozmawiałam z nimi akurat o kocich szczepieniach. Teść uświadomił mnie, że szczepienie zwierząt to obowiązek ich właściciela, a niewywiązywanie się z niego jest karalne. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam o tym, ale wydaje mi się to całkiem logiczne. Wszak zapewniając szczepienie danemu zwierzęciu dbamy nie tylko o zdrowie tego zwierzaka. Dbamy również o zdrowie innych zwierząt, na które pewne choroby mogłyby się przenosić, a także dbamy o zdrowie i życie ludzi. Choroby odzwierzęce są bardzo niebezpieczne i mogą stanowić realne zagrożenie dla życia i zdrowia populacji ludzkiej.
Podczas dyskusji z moim teściem właśnie na temat szczepień zwierząt wpadła mi do głowy pewna myśl, którą chciałabym się z Wami podzielić. Ponieważ jestem pokojowo do świata nastawionym rodzicem, który szczepi swoje dzieci, i lubię wiedzieć więcej i rozumieć argumentację każdej ze stron, postanowiłam tą myślą się z Wami podzielić.
Wiem, że część z Was nie szczepi dzieci, ponieważ stan dziecka na to nie pozwala. Moi synowie mieli szczepienia odroczone aż do momentu, gdy internista dał nam zielone światło (jeden i drugi miał niską masę urodzeniową). Część nie szczepi, bo się boi. Cześć z kolei nie szczepi, bo większość koleżanek też nie szczepi. I tak dalej i dalej.
Trochę zawiodłam się, że admin jednej z popularnych grup facebookowych o nazwie: „Stop nop – coś tam coś tam” nie zatwierdził mojego pytania. Myślałam, że dostanę odpowiedź na nie u „źródła”. Nie udało się. Przełknęłam jednak ślinę i postanowiłam zapytać o to najpierw moich obserwatorów na moim prywatnym profilu, a następnie tutaj na blogu licząc na dojrzałą dyskusję osób, które reprezentują tych szczepiących jak i nie szczepiących swoje dzieci.
Za dojrzałych ludzi mam wszystkich tutaj obecnych i chcę dowiedzieć się, co w trawie piszczy i dlaczego piszczy tak a nie inaczej, także szanujmy się w dyskusji i argumentujmy. Ale argumentujmy to logicznie.
Drodzy nie szczepiący:
Dlaczego nie szczepicie swoich dzieci a szczepicie (jak się okazało w większości) swoje zwierzęta domowe?
Drodzy szczepiący:
A z jakich pobudek Wy szczepicie swoje zwierzęta domowe i szczepicie swoje dzieci?
Kiedy na prywatnym profilu zadałam to pytanie, niestety zaledwie kilka osób nie szczepiących swoje dzieci miało odwagę na to pytanie odpowiedzieć. Kilka z tych osób po jakimś czasie zdecydowało się swój komentarz jednak skasować. Dostałam również kilkanaście wiadomości prywatnych. Rozumiem, że nie każdy może mieć ochotę być ocenianym, dlatego ucieszyłam się z każdej wiadomości, w której znalazłam argument dot. szczepienia zwierząt.
Przyznam jednak szczerze, że hmmm… jakby to określić? Znowu się trochę zawiodłam? Ta cała dotychczasowa argumentacja, z którą się spotykałam, dot. nieszczepienia dzieci runęła w momencie, gdy na tapecie pojawiły się zwierzęta domowe, które jednak zaszczepili. To mi się w ogóle „kupy” nie trzymało.
Jakie dostałam odpowiedzi od szczepiących i nieszczepiących?
Od osób, które szczepią swoje dzieci i szczepią swoje zwierzęta domowe:
Jakie dostałam odpowiedzi od osób, które nie szczepią swoich dzieci natomiast szczepią swoje zwierzęta domowe:
„Najwyżej zdechnie.” – prawie zemdlałam, jak to przeczytałam…
„Pies to pies, dziecko to dziecko. Dzieci nie szczepię, bo na zachodzie nie szczepiom. Psa i kota szczepimy żeby mi żadnej cholery do domu nie przyniósł. Dziecko mi cholery żadnej raczej nie przyniesie, bo mają odporność po rodzicach od urodzenia.”
„Nie będę podejmować ryzyka u dziecka. U psa i kota to inna bajka.”
Nie kupuję tych argumentów. Są moim zdaniem bardzo płytkie. Dlatego bardzo gorąco proszę rodziców nie szczepiących swoich dzieci o to, byście rzucili mi świeże, mądre światło na pytanie, które zadałam, i spróbowali się z nim zmierzyć na poziomie. Wiem, że mogę liczyć na to w naszym gronie.
Dlaczego nie szczepicie swoich dzieci, a dlaczego postanowiliście szczepić Wasze zwierzęta domowe?
Liczę na Was, bo wierzę, że istnieje ktoś, kto wytłumaczy to w sposób logiczny, gdyż temat jest moim zdaniem wart właśnie takiego potraktowania. Pytam bez złośliwości z nadzieją na odpowiedzi od osób zarówno szczepiących jak i nie szczepiących.
Argument, że „pies najwyżej zdechnie” w ogóle do mnie nie przemawia!